Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:714.51 km (w terenie 59.00 km; 8.26%)
Czas w ruchu:45:35
Średnia prędkość:15.67 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:6271 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:79.39 km i 5h 03m
Więcej statystyk
  • DST 27.60km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 21.23km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Podjazdy 176m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wojna popowodziowa

Wtorek, 29 czerwca 2010 • dodano: 29.06.2010 | Komentarze 8


magneticlife.eu because life is magnetic

W zeszły piątek w naszej uroczej miejscowości odbyło się zebranie wiejskie. Zostało zwołane przez kilka osób, które wymyśliły sobie, że przy okazji powodzi można coś dla siebie wygrać. Postanowili zlinczować wójta, sołtysa i komendanta straży pożarnej.
Dlaczego? Bo pewnie jeden chciałby zostać wójtem a drugi sołtysem.

Zniszczone stawy kobiernickie © Kajman


Z ataku, który przypuścili wynikało, że deszcz padał za sprawą sołtysa a zalało Kobiernice z winy wójta. Straż cały czas spała, albo woziła się autami. Byli bardzo zdziwieni, że jakoś ludzie nie za bardzo chcą ich poprzeć.

Koryto, które Soła utworzyła w czasie powodzi © Kajman


Prawda była taka, że ludzie doskonale wiedzieli o tym, że wójt i sołtys zrobili wszystko co w ich mocy i zakresie kompetencji. Sam przebieg kataklizmu opisałem tu, wizytę premiera w naszej wiosce tu, było jeszcze kilka relacji o tym co się działo.

Teraz Soła ma dwa koryta, stare i nowe © Kajman


Ciekawe było to co ludzie wygadywali i relacja z przebiegu akcji powodziowej. W trakcie zejścia największej fali, gdy zrywało mosty w Kobiernicach, Kętach i Bielanach, oburzona kobieta dzwoniła do sztabu kryzysowego, domagając się natychmiast pontonu, który przewiózłby ją na drugą stronę Soły bo "przecież przez most policja ludzi nie puszcza"!!!
Podobnych perełek było więcej.

Zniszczony staw w Kobiernicach © Kajman


Czasami zastanawiam się, czy ludzie rozumieją co mówią. To, że nie do końca jarzą co się do nich mówi, wcale mnie nie dziwi. Ciekawe były niektóre wnioski na zabraniu. Ktoś domagał się zakupu pontonów dla straży pożarnej. Ciekawe jak by go używali. Przecież to są góry!!!
Parę innych było równie ciekawych.

Ślad powodzi © Kajman


Do tej pory bałem się pojechać nad Sołę ze względu na niestabilność wałów. Dzisiaj doszedłem do wniosku, że w końcu trzeba to zobaczyć.
Piękne stawy kobiernickie zostały zniszczone. Fala przez nie się przelała i wygląda to jak po wojnie co widać na poprzednich fotkach. Ryby zwiały lub zginęły, ale ludzie z przyzwyczajenia moczą kije.

Tu była droga koło stawów © Kajman


To samo miejsce co powyżej tylko, że drogi nie ma © Kajman


Szkoda stawów, szkoda pięknego brzegu Soły. Kiedyś się to naprawi.
Inną sprawą jest most w Kobiernicach. Od Krakowa przez Katowice, Tychy po Cieszyn, widać przy drogach wielkie tablice "Objazd, most w Kobiernicach uszkodzony"
To dotyka ciężki transport na całym południu Polski. Most będzie naprawiony dopiero za kilka miesięcy.

Zniszczony most © Kajman


Przęsło mostu leży dwa kilometry od niego na środku Soły © Kajman


Wyrwę załatano deskami i puszczono ruch samochodów osobowych © Kajman


Ograniczono nośność do 3,5 tony i założono ograniczniki wysokości przeciw TIRowe © Kajman


Zawsze znajdzie się inteligent, który nie umie czytać!!! © Kajman




  • DST 230.10km
  • Teren 32.00km
  • Czas 15:06
  • VAVG 15.24km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 1387m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwusetka Szlakiem Orlich Gniazd

Sobota, 26 czerwca 2010 • dodano: 27.06.2010 | Komentarze 35


magneticlife.eu because life is magnetic

W zeszłym tygodniu w środkach masowego rażenia pojawiła się informacja, że w Ogrodzieńcu został otwarty park miniatur zamków jury krakowsko częstochowskiej. Miniatury zamków są w skali 1:25, brzmi zachęcająco.
Postanowiliśmy z Elą wybrać się tam. Ponieważ przynajmniej raz w sezonie wypadałoby pokonać 200 kilometrów więc i ten cel można zrealizować.

Park Zamków Jurajskich w Ogrodzieńcu © Kajman


Ostatnio pojawiły się nowe wersje automapy i garminowskiej mapy GPTopo. Automapy używam w samochodzie na co dzień. Jej nowa wersja 6.5 jest bardzo dobra. Zawarto w niej mnóstwo punktów POI z atrakcjami turystycznymi, działa to świetnie. Byłem bardzo ciekaw nowej mapy Garmina.

Kiedyś Hose pokazał to miejsce na swoim blogu © Kajman


Po wielu perturbacjach z zainstalowaniem map w końcu się to udało.
Zaplanowałem wycieczkę używając nowej garminowskiej mapy GPTopo. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to bardzo słabo opracowane punkty POI z atrakcjami turystycznymi a w zasadzie ich brak. W porównaniu z automapą to jest kompletna żenada!!!

W chełmku jest takich wiele © Kajman


Przecież Garmin, a w szczególności jego mapy topo są robione pod kątem turystyki. Ma co prawda 13 tys. kilometrów ścieżek rowerowych i 15 tys. kilometrów tras pieszych ale nie ma zaznaczonych ciekawostek na trasie. Fajnie, że wiem jak dojechać w dane miejsce, ale dalej trzeba rozpocząć poszukiwania obiektu, który chciałbym zwiedzić. Przecież jadę w jakieś miejsce żeby coś zobaczyć a nie tylko tam dojechać. Taki garminowski bike orient.

W Sławkowie odkrywam kolejny krzyż z czaszką. © Kajman


Przy planowaniu trasy w garminowskiej mapie można użyć 50 punktów przez, które chcemy przejechać. Wyznaczam dokładnie punkty w miejscach, które znam. W miejscach nieznanych pozwalam mapie wytyczać drogę. Pamiętam jednak jak kiedyś Garmin wyciągał mnie z centrum Bielska po kompletnych zadupiach. Może być ciekawie.

Pierwsza czaszka malowana a nie rzeźbiona. © Kajman


Wiem o tym, że trasa czasami prowadzi terenem. Uprzedzam o tym Elę zdając sobie z tego sprawę, że taki przejazd nie należy do jej ulubionych. Na szczęście wczoraj doszły terenowe opony Schwalbe Marathon Plus Tour i podobno nieprzebijalne dętki Hatchinsona do jej Kellyska. Trasa wyznaczona w komputerze ma równe 200 kilometrów.

Tablica © Kajman


Wstajemy o 3 rano ale wyjeżdżamy dopiero o 4:30. Jest szarówka i lekko mży. Ela zabiera swojego Garmina Oregona. W razie czego będzie nas kontrolował i wspomagał. Do Jaworzna dojeżdżamy bez żadnych problemów. Patrząc na mapę trasy, Vanhelsing będzie wiedział jak szybko i bez ruchu samochodowego dostać się w góry. To raptem 50 kilometrów.

Pierwszy wjazd w teren © Kajman


Trzeba wiedzieć, że Garmin trasę wycieczki rowerowej wyznacza tak, żeby ominąć wszystkie ruchliwe drogi. W pierwszej kolejności naprowadza na ścieżki rowerowe, a jeżeli takich nie ma, to kieruje na drogi 56 kolejności odśnieżania gdzie auto pojawia się raz na kwartał. Byłem bardzo ciekaw jak przeprowadzi nas przez drogę szybkiego ruchu Dąbrowa Górnicza – Kraków.

Dalej terenem © Kajman


Byłem pod wrażeniem. Drogę przekraczaliśmy trzy razy. Pierwszy raz po pasch następnie kładką, gdzie musieliśmy wtaszczyć rowery po schodach i w końcu tunelem pod drogą by wydostać się na kompletne zadupie. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że po wyłączeniu Garmina w miejscu odpoczynku w celu oszczędności baterii, przekalkulował trasę i dorzucił nam 20 kilometrów. Fajnie będzie życiówka.

Magistrala rowerowa © Kajman


Po przejechaniu opłotkami Sosnowca wyjeżdżamy w Sławkowie. Myślę, że nawet ludzie którzy tam mieszkają nie wymyśliliby takiego przejazdu aby nie dostać się na żadną ruchliwą drogę. Docieramy do Dąbrowy Górniczej a w zasadzie na jej obrzeża. Teraz jesteśmy na trasach Kosmicznego Rajdu.

Błędów, tu już kiedyś byliśmy © Kajman


Kierujemy się do miejscowości Rodaki. Jest tam kościół na Szlaku Architektury Drewnianej. Kościół powstał w 1601 roku ale chyba jest najmniej ciekawy z dotąd przez nas odwiedzonych.

Tablica © Kajman


Kościół w Rodakach © Kajman


Dojeżdżamy do Ogrodzieńca. Tu Garmin kieruje nas na ścieżkę rowerową do Podzamcza. To kompletne nieporozumienie. Ścieżka jest piaszczysta i nasze rowery zapadają się co chwilę. Wycofujemy się i asfaltem jedziemy na zamek. Garmin ładnie i bez problemów przyjmuje naszą decyzję weryfikując trasę i doprowadzając nas na miejsce.

Ogrodzieniec © Kajman


Jest 13:30. Jazda terenem i wiele podjazdów mocno zaniża średnią. Cóż trzeba coś zjeść. Do baru Stodoła zostaliśmy wpuszczeni z rowerami. Pyszne pierogi, piwko i trochę odpoczynku stawiają nas na nogi. Na licznikach mamy 107 kilometrów. Trzeba ruszyć tyłek, idziemy zwiedzić Park Zamków Jurajskich.

Pieskowa Skała na tle Ogrodzieńca © Kajman


Dla Dariusza79 zamek w Będzinie © Kajman


Dla Anwi jej ulubiony zamek w Olsztynie © Kajman


Generalnie park miniatur trochę mnie rozczarował. Wstęp kosztuje 10 zł i co za to widzimy? Zamki wyglądają marnie, jakby zostały zrobione z kartonu. W porównaniu z parkiem miniatur w Inwałdzie, który kiedyś zwiedzaliśmy nie wypada to najlepiej.

Nie ma jak oryginał © Kajman


Z Ogrodzieńca kierujemy się do Ryczowa. Jest tam wieża strażnicza na szczycie skały. Problem polega na tym, że wieża jest oddalona od centrum wioski o jakieś 2 kilometry. Garmin nic o wieży nie wie. Pytamy ludzi i jedziemy ją zobaczyć. Droga jest mocno z góry i Ela przelatuje obok z prędkością światła nawet nieszczęsnej wieży nie zauważając. Zatrzymuje się kilometr dalej czekając na mnie zdziwiona co też ja porabiam w tych chaszczach. Jak to co? Robię fotkę.

Tablica © Kajman


Jadę do Eli i mówię, że Garmin nakazuje powrót do wioski bo jesteśmy po za trasą. Tu wyszedł lekki konserwatyzm mojej pani bo wyjęła papierową mapę i chciała mi udowodnić, że tam żadnej drogi do Bydlic nie ma. Nie będę się kłócił a zresztą nie uśmiechał mi się podjazd pod tę górę. Jedziemy tak jak powiedziała Ela. Garmin dokłada kilometry do domu.

Niewidoczna wieża © Kajman


Przyzwyczajony do tego, że automapa po zmyleniu trasy i tak naprowadza nas do celu ignoruję darcie się Garnima o zawracaniu. W pewnym momencie widzę, że Garmn chce skręcić w prawo. Myślę sobie OK, jedziemy. Po paru kilometrach mamy skręcić w lewo, niech ci będzie i tu słyszę jak Ela krzyczy, że tą drogą już jechaliśmy. Pokazał jej to Garmin Oregon, który rejestrował ślad.

Fajny teren ale nie dla trekkinga © Kajman


Ela wyszukała ścieżkę rowerową. Fajna ale dla górala i kogoś kto lubi kąpiele błotne. Mnie się podoba. Mimo bezbieżnikowych opon daję radę. Gorzej z Elą. Bojąc się o lustrzankę część trasy bierze z buta.

Jadę © Kajman


W końcu docieramy do cywilizacji. Garmin nadal chce nas jakoś podejrzanie prowadzić. Przejechaliśmy 10 kilometrów masakrycznymi drogami taplając się w błocie a do domu cały czas pokazuje nam , że mamy 95 kilometrów.

Ścieżka rowerowa. © Kajman


W końcu docieramy do Bydlina. Tu na szczęście szybko odnajdujemy zamek. Robi się późno. Komary atakują jak wściekłe. W pewnym momencie zauważyłem, że stado komarów jest w stanie utrzymać prędkość 20 km/godz na dość sporym odcinku by zaatakować biednego rowerzystę.

Tablica © Kajman


Pod zamkiem w Bydlinie © Kajman


Ela foci © Kajman


Z Bydlina mamy dojechać do Rabsztyna. Garmin jak zwykle wybiera drogę terenem. Widzę, że za moment skończy się to awanturą i decyduję się na dojazd do miejscowości Pazurek i dalej do Rabsztyna główną drogą. Jakoś Ela straciła zaufanie i zapał do jazdy terenowej.

Trasy rowerowe © Kajman


Zamek w Rabsztynie © Kajman


Z Rabsztyna trasa zaplanowana wiodła przez małe miejscowości do Zatora i dalej do domu. Garmin pokazuje, że do domu mamy 80 kilometrów zadupiami. Jest godzina 20. Urządzenie pracuje już 15 godzin. Jest duże prawdopodobieństwo, że wyprowadzi nas gdzieś w las i padnie a wtedy pewnie zginąłbym śmiercią plaskatą. Sprawdzam opcję prowadź do domu, ale ta wersja pokazuje nie 80 a 122 kilometry.

W Trzebini oglądamy zachód słońca © Kajman


Wiem, że z Rabsztyna do domu jadąc samochodem jest 75 kilometrów, ale trzeba przejechać przez Olkusz, Trzebinię, Chrzanów, Libiąż, Oświęcim i Kęty. Nie ma innego wyjścia, trzeba tak jechać. Wyłączam nawigację i jedziemy do domu. Pokonaliśmy 230 kilometrów i prawie 1400 metrów podjazdów. Wycieczka trwała 22 godziny. Rano, gdy się obudziłem, czułem się jakbym wczoraj wychlał flaszkę gorzały, ale było warto!!!
Więcej na temat historii odwiedzonych miejsc znajdziecie we wpisie Eli.

Nocny rynek w Oświęcimiu © Kajman


Cała ta przygoda z nawigowaniem przez Garmina nauczyła mnie jednego. Trasy układa pięknie, ale nie na takie dystanse. Trudno było nam utrzymać prędkość większą w czasami bardzo trudnym terenie i przy takiej ilości podjazdów jadąc na obładowanych rowerach trekkingowych. Jedno co wiem na pewno to to, że gdy Garmin będzie mi pisał zawróć gdy będzie to możliwe potraktuję to serio!!! Wyczołgaj się!!! Choćby na kolanach!!!



  • DST 30.10km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:18
  • VAVG 13.09km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 169m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na wojnie jak na wojnie

Sobota, 19 czerwca 2010 • dodano: 19.06.2010 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Ostatnio Ela odebrała na gg wiadomość, że w Tychach a w zasadzie nieopodal bo w Wyrach dzisiaj będzie wojna. Nadawcą wiadomości była Ewa.
Nie wiemy o jaką wojnę chodzi ale z natury ciekawscy jesteśmy więc jedziemy sprawdzić:)

Na wojnie jak na wojnie © Kajman


Rano u nas lało więc nie odważyliśmy się pojechać do Tychów rowerami. Zapakowaliśmy je i autem docieramy na miejsce. Ewa już na nas czeka bo nam udało się spóźnić całe pół godziny.

Zaczyna się © Kajman


Wyruszamy rowerami do Wyr. Po drodze dowiadujemy się, że jedziemy oglądać rekonstrukcję bitwy, która była na początku II wojny światowej.
Jest to już szósta rekonstrukcja. Ewcia uprzedza nas też, że w zasadzie jeżeli się tam chce coś zobaczyć to trzeba być przynajmniej godzinę wcześniej.
Ups, my mamy spóźnienie i do Wyr 10 kilometrów. Może być ciężko:(

Nasi atakują czołg © Kajman


O tym, że Ewa ma rację przekonujemy się już na leśnej ścieżce prowadzącej na miejsce bitwy. My jedziemy dostojnie a wyprzedzają nas tabuny rowerzystów.
Gdy docieramy na miejsce, tłum przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Trzeba rozejrzeć się za jakimś strategicznym miejscem żeby coś zobaczyć.

Ostro idą © Kajman


Sama rekonstrukcja jest zrobiona bardzo ciekawie. Lektor opowiada przebieg bitwy. Generalnie wyglądała ona tak jak bajka o starym partyzancie. Najpierw Niemcy wygonili naszych z Wyr, później nasi Niemców i tak w kółko. Niestety brakło gajowego.

W poniedziałek Niemcy wygonili nas z Wyr © Kajman


We wtorek przyszły posiłki i my wygoniliśmy Niemców © Kajman


W środę Niemcy dostali posiłki i wygonili na z Wyr © Kajman


W czwartek dołączyły do nas posiłki policji i my wygoniliśmy Niemców © Kajman


W piątek Niemcy dostali posiłki i pogonili nas © Kajman


W sobotę ..... © Kajman


Krew się lała, kule świszczały © Kajman


Dobrze, że szpital polowy był na miejscu © Kajman


Rannni i zabici byli po obu stronach © Kajman


Ewcia w tłumie ogląga przebieg bitwy © Kajman


Gdy ustała strzelanina i dymy opadły pojechaliśmy poszukać bunkrów z okresu II wojny światowej, które znajdują się nieopodal. Gdy tam dotarliśmy czekał nas imprezy ciąg dalszy:)

Tablica © Kajman


Tłum wcale nie pojechał do domu ale dzielnie ustawił się do kolejki w celu zwiedzenia bunkra. Wielu też chciało zobaczyć biorące w rekonstrukcji drużyny. Było bardzo ciekawie. Mundury i uzbrojenie z epoki, stanowiska bojowe, mnóstwo bardzo ciekawego sprzętu.

Bunkier i kolejka do niego, chyba ze sto osób © Kajman


Były auta, motocykle, i inne militaria © Kajman


Zdobycz wojenna:) © Kajman


Feldfebel już tego nie zdzierżył © Kajman


Ale skąd tam wzięli się Amerykanie? © Kajman


Chyba trochę Ewcię wykorzystaliśmy, znów pilnuje rowerów © Kajman


Na imprezie można też było podziwiać sprzęt i pokaz patrolu w wykonaniu 18 batalionu komandosów z Bielska ale ludzie raczej skierowali się do szynków.

Były Hammery i nowoczesne działka © Kajman


Zaskoczyła mnie ilość rowerzystów na imprezie. Chyba żadna masa krytyczna jeszcze tylu nie zgromadziła. Większość po zakończeniu poszła na piwo, wielu przyjęło więcej niż jedno.

Nasze rumaki w szynku © Kajman


Imprezę a później szynk czyli festyn, nadzorowała straż miejska, policja i ochrona. całe szczęście, że byli tolerancyjni. Fakt, że co bardziej sztywni prowadzili rowery ale większość spokojnie imprezowała:)

Kolejni rowerzyści © Kajman


To co dobre niestety się szybko kończy. Pięknymi tyskimi ścieżkami rowerowymi udaliśmy się do samochodu.
Dzięki Ewcia za cudowną sobotę, bez Ciebie nie byłoby tak fajnej wycieczki:)

Czas wracać © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 65.15km
  • Teren 4.00km
  • Czas 03:56
  • VAVG 16.56km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 353m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Inspekcja popowodziowa

Niedziela, 13 czerwca 2010 • dodano: 13.06.2010 | Komentarze 8


magneticlife.eu because life is magnetic

Od paru dni chciałem sprawdzić co dzieje się w Kaniowie i okolicy, czyli w miejscu, które było bardzo poszkodowane podczas ostatniej powidzi.
Postanowiliśmy z Elą pojechać tam po obiedzie.

Naprawiona droga w Bielanach © Kajman
.

Przed południem wpadł do nas w odwiedziny Krzychu 60. Jechał z kumplami do Porąbki. Bardzo mi się podoba jego nowy rower, dosłownie piórko:)
Lubię z Krzyśkiem rozmawiać. To co mi opowiada to dla mnie jest jakiś kosmos. Super facet i nauczyć się od niego można wiele:)

Ela waży rower Krzyśka © Kajman


Po 15 wyjeżdżamy. Pierwsze stawy w Kaniowie wyglądają uroczo, jakby nic się nie stało. Przy brzegu siedzi wielu wędkarzy a to znaczy, że nawet ryby nie zwiały:)

Pierwsze stawy w Kaniowie © Kajman


Dalej już nie było tak fajnie. Roje komarów atakowały nieustannie. Pojechaliśmy zobaczyć jak to teraz wygląda. Trzeba porównać ten wpis z poprzednim żeby mieć porównanie.

Dom jest nadal zalany © Kajman


W sadzie jest mniej wody © Kajman


Minęło już ponad trzy tygodnie a nie udało się jeszcze odprowadzić wody. Faktem jest, że jej poziom obniżył się o ponad metr.
Sytuacja odpowiada komarom i ptakom. Te ostatnie drą się niemiłosiernie. Boćkowi też coś się popieprzyło bo na dachu domu zebrało mu się na tańce godowe:)

Szalony bociek © Kajman


Przejeżdża koło nas wielu rowerzystów. To niechybny znak, że ta droga gdzieś dalej prowadzi. Namawiam Elę żebyśmy to sprawdzili. Nigdy tą drogą nie jechaliśmy a ostatnio dalej była zalana.
Najpierw jedziemy drogą jak kiedyś wyglądała autostrada do Berlina.

Prawie autostrada © Kajman


Droga kończy się niespodziewanie i dalej jest trawsko po pas. Tam przejechać się nie da. Zawracany i skręcamy w bitą drogę prowadzącą wałem. Tam właśnie pracują pompy ściągające wodę z Kaniowa. Smród jest niemiłosierny:(

Pompy pompują © Kajman


Droga okazuje się Wiślańską Trasą rowerową. Ciekawe jak z tych chaszczy wcześniej wyjeżdża?
Tutaj wygląda zachęcająco ale Ela ze względu na komary i smród zarządza kategoryczny odwrót do cywilizacji.

Tu wygląda fajnie © Kajman


Myślę, że niedługo tam wrócę, przecież trzeba sprawdzić gdzie ta droga prowadzi:)

Kolejny znaczek trasy pojawia się w Jawiszowicach © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 87.54km
  • Czas 04:57
  • VAVG 17.68km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Podjazdy 339m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak nie urok to ....

Sobota, 12 czerwca 2010 • dodano: 12.06.2010 | Komentarze 10


magneticlife.eu because life is magnetic

Przez ostatnie 5 tygodni lało dzień w dzień. Składałem wtedy reklamację. Przez ostatnie 7 dni temperatura w dzień nie spada poniżej 33 stopni. Komary chcą człowieka zażreć żywcem.
Reklamacji nie składam bo ostatnio jak złożyłem, była powódź:(
Teraz gdybym złożył mogłoby nas upiec albo co jeszcze gorsze, ci mali krwiopijcy zamęczyliby nas na amen:(

Vanhelsing i my © Kajman


Na dodatek teraz nad Bielskiem szaleje okropna burza, a nad Bujakowem widać ognie sztuczne strzelane na jakimś weselu. Za oknem co chwilę robi się jasno jak w dzień i słychać huk. Czuję się jak na wojnie!!!

Soła zmieniła koryto © Kajman


Ponieważ nie cierpię upałów wyruszamy z Elą skoro świt czyli przed ósmą. Wybieramy trasę standardową żeby szybko wrócić do domu zanim się zacznie upał. Przy okazji chcemy zobaczyć jak ostatnio narozrabiała Soła.

W starym korycie zostały tylko wykarczowane drzewa © Kajman


Podczas ostatniej powodzi, wielki nurt Soły pustoszył brzegi i rzeka zmieniła koryto. W starym korycie pozostały wyrwane drzewa, które ludzie tną i wywożą na opał. Zostały też zwały piachu, mułu i kamoli.

Wymyty nowy brzeg © Kajman


We wszystkich rozlewiskach woda opada, czasami wydaje się nawet czysta. Zostało też wiele podmokłych łąk. Korzystają z tego komary, mnożą się na potęgę i atakują.

Na wodaspadach też są drzewa © Kajman


Na moim ulubionym parkingu przy Sole w Bielanach doznajemy kolejnego cudu. Z bezchmurnego nieba pada deszcz. Jest jakiś dziwny, taki lepki:(
Trzeba spadać!!!

A taka miła rzeczka się wydaje © Kajman


Dzisiaj mieli do nas przyjechać bardzo mili bikestatowicze. Bardzo się na to spotkanie cieszyłem. Niestety z przyczyn wyższych w ostatnim momencie odwołali przyjazd.Co się odwlecze to nie uciecze:)
Gdy dojeżdżaliśmy do stawów w Malcu, Ela Dostała smsa od Vanhelsinga.

Stawy w Malcu © Kajman



Pisał, że jedzie na Hrobaczą łąkę i ma dla mnie klucze do roweru, które miał mi dowieźć od zimy ale kolano go bolało.
Kurcze, co ma wisieć nie utonie:)
W końcu poznamy Vanhelsinga.

Vanhelsing w Kobiernicach © Kajman


Klucze rewelacja. W końcu Ela nie będzie mówić, że w sakwach wozi narzędzia. Ja też będę woził:)
Piotrek opowiada nam o planach swojej wyprawy w Alpy. Zapowiada się bardzo ciekawie. Podpowiadamy mu kilka dodatkowych wariantów:)
Ciekawe czy skorzysta z sugestii?

Van testuje Accenta © Kajman


Można by gadać do rana ale Piotrek ma sesję i musi wracać do Jaworzna. Jedziemy z nim żeby pokazać najdogodniejszą drogę ze Śląska w góry. Droga omija ruchliwe trasy i jest malownicza:)
Przy okazji zatrzymujemy się przy kładce na Sole i Piotrek może zobaczyć o ile przesunął się brzeg.

Inspekcja kładki © Kajman


Jedziemy wspólnie do Bielan. Dalszą drogę już Piotrek zna. Tutaj się żegnamy i żeby nie jechać tą samą trasą do domu wracamy przez Jawiszowice.
W ten sposób zrobiliśmy dzisiaj dwa kółka:)
Zastanawialiśmy się nad trzecim żeby dobić do stówki ale już nam się nie chciało.

Koryto Sołw widziane z kładki w Kobiernicach © Kajman


Ponieważ były dwie wycieczki, są też dwie mapki. Przy okazji, całkiem przypadkowo dzisiaj przekroczyłem 3 000 km w tym roku:)



Kategoria Integracyjnie


  • DST 55.43km
  • Czas 04:01
  • VAVG 13.80km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 867m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popradzkie Pleso

Niedziela, 6 czerwca 2010 • dodano: 08.06.2010 | Komentarze 26


magneticlife.eu because life is magnetic

Pogoda przepiękna, po deszczach powietrze zrobiło się krystaliczne a co za tym idzie widoczność jest obłędna:)
Wyruszamy z Elą zdobyć Popradzkie Pleso.

Kellyski dały radę © Kajman


Popradzki Staw (słow. Popradské pleso, dawniej Rybi Staw, Mały Rybi Staw) – staw tatrzański znajdujący się w dolnej części Doliny Złomisk, odnogi Doliny Mięguszowieckiej w słowackich Tatrach Wysokich.
Trasa dla mnie nie będzie najłatwiejsza. Po wczorajszej wycieczce czuję nogi i tyłek. Cały czas boli mnie stłuczony bok po ostatniej glebie.

Ela foci Gerlach © Kajman


Staw leży w kotlinie powstałej na bazie misy glacjalno-erozyjnej na wysokości 1494,3 m n.p.m., ma 6,26 ha powierzchni i 16,6 m głębokości (wg pomiaru z 1927) lub odpowiednio 6,88 ha i 17,6 m (wg pomiarów z lat 1961–1966). Woda ma żółtozielony kolor i jest jak na tatrzańskie stawy mało przezroczysta.
Trasa wiedzie nieustannie pod górę. Ponad 27 kilometrów podjazdów przed nami:)

Woda spływająca z gór ma łodny kolor mimo powodzi © Kajman


Gdy jechaliśmy na camping okazało się, że droga Swobody jest zamknięta od Szczyrbskiego Plesa. Trzeba było robić spory objazd aż do Wyżnych Hagów. Przyczyną było oczywiście osuwisko. Teraz udostępniono przynajmniej jeden pas dla samochodów osobowych.

Drogę szlak trafił © Kajman


Samo jezioro jest przepięknie położone. Dzięki południowej wystawie staw ma bowiem bogatszy plankton niż leżące o 100 m niżej Morskie Oko, również żyjące w stawie ryby (pstrąg potokowy) są dzięki temu okazalsze. Popradzki Staw jest jednym z nielicznych tatrzańskich stawów, w którym naturalnie występują ryby.

Tablica © Kajman


Temperatura wód powierzchniowych nie przekracza 16 °C. Przeciętny termin pokrywania się stawu lodem to 11 listopada, a przeciętny termin topnienia lodu to 21 maja.
Dzisiaj jest upał. Jedziemy powolutku i cieszymy się widokami:)

Widoczek © Kajman


Widoczek © Kajman


W słowackich Tatrach w ostatnim czasie wytyczono kilka nowych tras rowerowych i wprowadzono nowe oznakowanie. Trasy podzielono w/g stopnia trudności. Są trasy rekreacyjne, sportowe i expert. Dzisiejsza wycieczka jest oznaczona jako expert:)

Ela jak zwykle zwiewa mi na podjazdach © Kajman


Najtrudniejszy podjazd zaczyna się na 5 kilometrów przed celem. Co prawda cały czas jest piękny asfalt ale nachylenie jest miejscami bardzo duże. Po za nami nikt na trekingu się tam nie pchał.

Widoczek © Kajman


Na Słowacji jeździ bardzo dużo osób na rowerach. W przeciwieństwie do Polski, wszyscy są odpowiednio ubrani i mają kaski mimo tego, że nie ma obowiązku jazdy w kasku. Inny strój jest chyba odbierany jako obciach.
Pomimo tego, że notorycznie nas ktoś wyprzedza, cieszy mnie to, że nie mają nad nami wielkiej przewagi w prędkości:)
Podziwiałem gościa, który wjechał nad jeziorko z dodatkowym bagażem!!!

Rodzinka nad Popradzkim Plesem © Kajman


Patrząc na sprzęt, którym ludzie jeżdżą po Tatrach, Ela zaczęła coś mówić o potrzebie zakupu roweru górskiego dla niej. Cóż, Accent kurzy się w garażu a Kellysek jest rewelacyjny, ale nie do jazdy po górach.

Ela w peletonie © Kajman


Na Słowacji obowiązuje absolutne zero alkoholu ale jak zauważyłem rowerzyści nie przejmują się tym zbytnio. W schronisku każdy walnął sobie piwko za jedyne 1,5 euro.
Ostatnio Toomp w komentarzu pytał czemu na Słowacji piję Żwyca. Odpowiedź jest prosta. Wyjeżdżając z domu zawsze zabieram zapas aby w drodze się nie przejmować gdzie kupię piwo. Na Słowacji można się zdziwić szukając otwartych sklepów w dni świąteczne. Miejscowe degustuję w knajpkach:)
Skończyły się też czasy, gdy zapas piwa woziło się ze Słowacji do domu:(

Ciekawe korzenie © Kajman


Zdjęcia zamieszczone w tym wpisie są robione popierdółką, lepsze będą na blogu Eli bo ona robi fotki lustrzanką. Może da mi kilka to później jeszcze coś dołożę:)

Słowacy mają wiele pomników powstania w czasie II wojny światowej © Kajman


No to coś dołożę:)

Pierwsze podjazdy są lajcikowe © Kajman


Trzeba coś przekąsić © Kajman


Gdy był las, w tym miejscu nie było widać gór © Kajman


Jedyny pożytek z halnego to widoki na góry © Kajman


Jadę sobie:) © Kajman


Czasami mam dosyć podjazdów © Kajman


Schronisko a w nim jest piwo:) © Kajman


Za pilnowanie rowerów dostałem kufelek © Kajman


Ela pilnuje za friko © Kajman


Na campingu w lodówce czekał Żywiec © Kajman




  • DST 132.05km
  • Czas 08:27
  • VAVG 15.63km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Podjazdy 1780m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Spisz

Sobota, 5 czerwca 2010 • dodano: 07.06.2010 | Komentarze 18


magneticlife.eu because life is magnetic

Rano obudziłem się obolały. Zastanawiałem się czy po wczorajszej glebie będę w stanie jechać na rowerze. Ela zaplanowała piękną wycieczkę, pogoda jest wspaniała, myślę sobie trudno, jadę, jeżeli nie dam rady to zawrócę.

Jedziemy na Spisz © Kajman


Prawdopodobnie w 1001 r. król Polski Bolesław Chrobry przyłączył do swego królestwa większość ziem spiskich, aktualnie należących do Słowacji. Część z nich stracił już w roku 1018. W wyniku naporu Węgier południowa granica Polski przesuwała się stopniowo ku północy. Na tereny Spisza Węgry wkroczyły w II połowie XI w. i od tego czasu przez następne trzy stulecia stopniowo przejmowały dalsze tereny, działając metodą faktów dokonanych: intensywnie je kolonizując i wykonując na nich coraz więcej uprawnień administracyjnych.

Kościół w Spiskim Czwartku © Kajman


Pierwszy etap to Spiski Czwartek. Jedyna miejscowość, której wcześniej nie odwiedziliśmy. Jakże inaczej wyglądają te tereny z siodełka roweru. Jadąc samochodem tak jak kiedyś, traci się wiele uroków ziemi spiskiej.

Witraż w kościele © Kajman


W XV wieku Spiski Czwartek był na krótko siedzibą prowincji 11 miast spiskich, które pozostały przy Węgrzech (pozostałe weszły w skład zastawu spiskiego).Już w XV wieku istniała tutaj szkoła. W dokumentach zachowały się informację, że w 1565 r. miejscowość liczyła 61 domów, ale w 1605 już tylko 30. Poniosła spore straty podczas najazdów tureckich (w 1570 r. zagony tureckie dotarły aż na południowy Spisz), a w XVIII wieku – podczas powstań antyhabsburskich.

Inny witraż © Kajman


Kościół wybudował ród Zapolskich, w świecie bardziej znany jako Zapolya, to z węgierskiego. Był kilka razy powiększany. Część z 1475 roku robi największe wrażenie.

Ołtarz © Kajman


Ziemia spiska obecnie leżąca w granicach Polski i Słowacji, wygląda tak jak okolice naszych Pienin. Jedzie się cały czas góra, dół. Widoki są piękne. Niestety często musimy poruszać się głównymi drogami. Na szczęście mają szerokie pobocza i jazda jest bezpieczna.

Widoczek © Kajman


Jedziemy do Lewoczy. Jest tam kilka atrakcji. Największą w sensie dosłownym jest ołtarz w miejscowym kościele. Wykonał go mistrz Paweł z Lewoczy, uczeń Wita Stwosza. Jest to najwyższy drewniany ołtarz w Europie. Kiedyś go oglądaliśmy, jest piękny, dzisiaj nie bo kościół jest w remoncie:(

Zamknięty kościół © Kajman


Inną atrakcją jest klatka złoczyńców. Niewiele takich zachowało się w Europie.

Klatka złoczyńców © Kajman


Gdy byliśmy w Lewoczy w roku 1996 pod tą klatką podeszła do nas starsza pani. Wyglądała jak wyjęta z dziewiętnastowiecznego obrazu przedstawiającego portrety arystokratów. Zapytała czy mówimy po niemiecku. Powiedziała "Jakie to były piękne czasy za Franca Jozefa, można było jechać od Krakowa do Wiednia bez paszportu".
Minęło kilka lat i marzenie starszej pani się spełniło:)

Kanieniczka w rynku © Kajman


Rynek w Lewoczy jest piękny. Bardzo ciekawe są również mury obronne miasta zachowane do dzisiaj:)

W tle brama wjazdowa do miasta © Kajman


Mury obronne © Kajman


Jedziemy dalej. Celem jest Spiski Hrad. Największe ruiny Środkowej Europy.

Pokazał się zamek © Kajman


W 1412 r. król Władysław Jagiełło pożyczył Zygmuntowi Luksemburskiemu 37 000 kop szerokich groszy praskich (ówcześnie ok. 7 ton czystego srebra). Pożyczkę zabezpieczono zastawem, w którego skład weszły miasta i miasteczka należące wcześniej do ziemi sądeckiej (i później wydzielone jako odrębna jednostka): Lubowla, Podoliniec i Gniazda (w miastach tych utworzono starostwo grodowe z siedzibą w Zamku Lubowelskim) oraz 13 miast spiskich.

Inne ujęcie © Kajman


Zamek Spiski, zabytkowy kompleks zamkowy na Słowacji z przełomu XI i XII wieku, cały kompleks zamkowy zajmuje powierzchnię ok. 4 ha. Obecnie większość zamku jest zrujnowana, część murów obronnych została odbudowana współcześnie.

Tych kamoli pod zamkiem kiedyś nie było © Kajman


Zamek już kiedyś kilka razy zwiedzaliśmy. Obecnie wstęp kosztuje 5 euro. Robimy przerwę na papu, Ela robi wiele zdjęć. Ruszamy dalej. Kolejne miasto na trasie to Spiskie Włochy.

Mały rynek i trzy kościoły przy nim © Kajman


Rejon miasta od X wieku do I połowy XI w. znajdował się w granicach Polski, zapewne na terenie kasztelanii spiskiej wzmiankowanej w dokumentach polskich i węgierskich. Później, w II połowie XI wieku obszar ten zajęli Węgrzy. Miejscowość ta wzmiankowana jest po raz pierwszy w 1243 w dokumencie króla węgierskiego Beli IV. Nazwa miejscowości związana jest z działalnością Walonów z pogranicza Belgii i Francji, a nie jak często mylnie się sądzi Wołochów.

Tablice nagrobne przy kościele © Kajman


W jednym z kościołów znajduje się rzeźba mistrza Pawła z Lewoczy. Niestety kościół też jest zamknięty. Coś dzisiaj nie mamy szczęścia do mistrza Pawła:(
Jedziemy do Markuszowców.

Zamek w Markuszowcach © Kajman


W Markuszowcach jest zamek, pałac, kolejna klatka złoczyńców i piękny park. Stajemy na małe co nieco. Pałac można zwiedzać.

Pałac od strony zadu © Kajman


W dawnej stajni jest bar © Kajman


Na Słowacji też jest powódź. Policja zamknęła wjazd do Kieżmarku. Koszyce znajdują się pod wodą. Park w Markuszowcach też jest zalany:(

Park w Markuszowcach © Kajman


Na obrzeżach wielu słowackich miasteczek powstają slamsy Romów. Widok jest przerażający. Jakby nie z tego świata. Walące się domy, chaty sklecone z byle czego. Smród. Mnóstwo Romskich dzieci wszędzie. Bieda nie do opisania. Ludzie są izolowani od społeczeństwa. Istnieje wiele konfliktów.
Strach koło nich się poruszać, zdjęcie robimy ukradkiem, na więcej nie mamy odwagi bo mogłoby się to skończyć tragicznie:(

Slamsy © Kajman


Dojeżdżamy do Spiskiej Nowej Wsi. Tam późny obiad i jedziemy na camping.
Świetna wycieczka, mnóstwo zwiedzania, fajny dystans i całkiem spore podjazdy.

Główna ulica w Spiskiej Nowej Wsi © Kajman


Niestety GPS 15 kilometrów przed campingiem nam się zawiesił. Powrót tą samą trasą z małym naddatkiem.



  • DST 10.60km
  • Czas 00:29
  • VAVG 21.93km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza poważna gleba od 40 lat

Piątek, 4 czerwca 2010 • dodano: 04.06.2010 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Tak w ogóle to pierwsza gleba od 40 lat:(
Ale od początku. Do południa lało jak z cebra. Ela wykorzystała ten czas na zaplanowanie pięknych wycieczek na pozostałe dni.
Dzisiaj ma być urocza wycieczka do Kieżmarku. Ruszamy o 15. Jest jeszcze bardzo mokro. Droga jest z góry. Jedziemy bardzo szybko. W pewnym momencie wjeżdżamy na przejazd kolejowy wyłożony drewnem.

Widzę, że Ela wpada w poślizg i rower zaczyna jej tańczyć. Chcę ją ominąć ale koła wpadają mi w torowisko. Wykonuję piękny lot przez kierownicę, walę łbem w szyny, dobrze, że mam kask. Podwinięta ręka wbija się w klatę, czuję spory ból.

Sam sobie z tym nie poradzę:( © Kajman


Zbieram się powoli, sprawdzam czy sobie czegoś nie połamałem. Ze mną jest OK poza bólem w klatce. Niestety Kellysek nie nadaje się do jazdy. Oba koła scentrowane. Dzisiaj już nigdzie dalej nie pojedziemy:(

Jutro ma być piękna pogoda. Trzeba coś zrobić. Wsiadam na rower Eli i jadę na camping po samochód. Wracam i pakujemy Kellyska do auta. Trzeba znaleźć serwis.

Najbliższy w Smokowcu ale tam jak usłyszeli, że trzeba centrować koła to nie umieli tego zrobić. Odwiedzamy jeszcze trzy serwisy i zawsze to samo:(
W trzecim serwisie gdzie mają też wypożyczalnię rowerów pytam się gościa co robią gdy im się koło scentruje?
Jacyś wszyscy ci ludzie są rozgarnięci inaczej. W końcu krok po kroku, pytanie po pytaniu i dochodzimy do sedna. Wiem gdzie mieszka facet, który potrafi naprawić koła.
Jedziemy do niego. 10 euro i Kellysek jest gotowy do jutrzejszej wycieczki:)
Na pocieszenie pan serwisant mówi mi, że dobrze się stało, że nie pojechaliśmy do Kieżmarku bo miasto właśnie dzisiaj zalała powódź. Marne to pocieszenie:(



  • DST 75.94km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 15.04km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 1070m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatry Wysokie

Czwartek, 3 czerwca 2010 • dodano: 03.06.2010 | Komentarze 8


magneticlife.eu because life is magnetic

Na długi weekend postanowiliśmy z Elą wybrać się w Tatry Wysokie. Już wczoraj dojechaliśmy do Tatrzańskiej Łomnicy i rozstawiliśmy przyczepę. Dzisiaj o 8 rano ruszamy:)

Z Łomnicą w tle © Kajman


Na dzisiejszą wycieczkę wybraliśmy się do Kieżmarskiej Doliny Białej Wody. W opisie cyklotras wycieczka ta ma kategorię expert.
Trasa wiedzie terenem wzdłuż potoku. Droga jest zachęcająca. Mamy przed sobą 7,5 km podjazdu na wysokość 1560m n.p.m.

Tu startujemy © Kajman


Ładny opis trasy © Kajman


Zaczyna się błoto © Kajman


Trasa jest sławna również z innego względu. Jest słynna dlatego, że została udokumentowana jako pierwsza wycieczka w Tatry. W 1565 roku właścicielka Kieżmarskiego zamku Beata Łaska, Polka z resztą, wybrała się tą trasą. Stało się to znane, ponieważ gdy wróciła na zamek, wkurzony mąż zamknął ją na 6 lat do wieży:(

Dalej wydawało się łatwiej © Kajman


Nie tylko my wybraliśmy tę trasę © Kajman


Gdy byliśmy w jednej trzeciej trasy zaczęło się bardzo chmurzyć. Z dużą przykrością zarządziliśmy odwrót. Zjazd po kamieniach byłby samobójstwem. W Tatrach pogoda zmienia się bardzo szybko:(

A taki ładny potoczek był:( © Kajman


Burza wisi w powietrzu. Słowacy opowiadają, że takiej powodzi nie było u nich od 170 lat!!! Przebijam ich mówiąc, że u nas od 300. Mówią O!!!!
Jedziemy do Smokowców. W razie deszczu można szybko uciec na camping.

Smokowe Wyżne © Kajman


Szukamy mapy z cyklotrasami Tatr. W jednym ze sklepików pani oferuje nam mapę którą mamy. Kiedyś zapłaciliśmy za nią 120 koron czyli 12 złotych. Teraz ta sama mapa była za jedyne 12 ale euro!!!
Szukamy mapy za przystępną cenę. W końcu udaje się ją kupić:)

Na targu w Łomincy © Kajman


Gdy dojechaliśmy do Smokowców zaczęło kropić. Uciekamy na camping. Kiedy dojechaliśmy lunęło na całego. Rowery do namiotu. Czas na piwo i trochę odpoczynku.

Czas na piwo © Kajman


Po obiedzie drzemka. O 16 Ela obudziła mnie i zaproponowała wycieczkę do Popradu.
Po drodze mijamy camping zrzeszony w międzynarodowej federacji carawaningu. Kiedyś spędziliśmy na nim bardzo miły weekend. Dzisiaj niestety jak wiele innych obiektów turystycznych na Słowacji, popadł w ruinę i zarasta trawą:(
Szkoda:(

Był fajny camping © Kajman


Witają ale po co? © Kajman


Wszystko zarosło trawą:( © Kajman



Przez deszcze na Słowacji bardzo opóźnił się okres wegetacji. U nas rzepak już dawno przekwitł. Tu kwitnie na całego nie tylko rzepak ale też bez. Zapachy są niesamowite.

Jedziemy do Popradu © Kajman


Wszystko żółte © Kajman


Docieramy do Popradu. Na Słowacji tak jak i u nas trwa kampania wyborcza. Jedna z partii zorganizowała koncert. Tylu totalnie naćpanych małolatów już dawno nie widziałem.


Znów zaczyna kropić. Wracamy. Jedziemy do Smokowców i dalej na camping.
Docieramy całkowicie zlani. Idziemy do restauracji na pierogi. Robimy wpisy i testujemy całkiem niezłą gruszkówkę, którą uraczył nas szef campingu:)

Koncert? © Kajman