Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:503.89 km (w terenie 26.00 km; 5.16%)
Czas w ruchu:31:27
Średnia prędkość:16.02 km/h
Maksymalna prędkość:62.00 km/h
Suma podjazdów:3872 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:55.99 km i 3h 29m
Więcej statystyk
  • DST 104.82km
  • Czas 06:32
  • VAVG 16.04km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 949m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka na 104

Sobota, 30 kwietnia 2011 • dodano: 01.05.2011 | Komentarze 20


magneticlife.eu because life is magnetic

Zaplanowałem sobie fajną wycieczkę po płaskim. Miało być kilka atrakcji i miało być lajtowo. Poobijany bok jeszcze daje o sobie znać więc nie chciałem się zbytnio przemęczać. Ela moją propozycję odrzuciła twierdząc, że to nuda. Mówię, wybierz trasę. Wybrała!

Chciałem po płaskim © Kajman


Stwierdziła, że pogoda jest "zdjęciowa" i wykombinowała góry. Jaka zdjęciowa? Jakie góry? Przecież we wszystkich kanałach telewizyjnych prognozy były niekorzystne! Ma padać i mają być burze!

Już grzmi © Kajman


Kurcze, dlaczego ludzie myślą, że telewizja kłamie. Od samego rana na drodze żywieckiej jest niesamowity ruch. "Miastowe" powsadzali tyłki w metalowe puszki i jaaaadą w góry a przecież ma lać!
Trzeba spadać z głównej drogi bo nas rozjadą. Skręcamy na Rychwałd.

Pałac Kępińskich w Moszczanicy © Kajman


W Rychwałdzie Ela robi sesję zdjęciową w Bazylice Matki Boskiej Rychwałdzkiej. Chwila odpoczynku na placu kościelnym. Nie jem, nie piję, nie palę, nie jeżdżę po placu na rowerze. Pamiętam co mi ostatnio zrobił św. Świerad i wolę nie ryzykować, boli do tej pory.

Pałac Kępińskich od tyłu. © Kajman


W oddali słychać pierwsze grzmoty. Ela coś mówi o ewakuacji przez Kocierz. Ani myślę, jak już się tu wdrapaliśmy to jedziemy dalej. Olewamy pałac Komorowskich bo go zwiedzaliśmy i kierujemy się do Żywca. Po drodze jest pałac Kępińskich w Moszczanicy. Klasycystyczny dwór został zbudowany w 1828 roku, a następnie przebudowany w latach 1910 - 1912. Dwór był własnością rodziny Kępińskich.
Po roku 1945 cały majątek został rozparcelowany, a budynek dworu stał się siedzibą szkoły rolniczej. Po wybudowaniu nowego budynku szkoły, która stoi kilkadziesiąt metrów dalej, dwór przeznaczono na cele mieszkalne.
Dzisiaj, mimo iż nie wygląda na zdewastowany, stoi pusty, chyba za wyjątkiem jednego pomieszczenia służącego nadal jako lokal mieszkalny.
Na osiem miesięcy przed śmiercią w tym dworze wypoczywał marszałek Piłsudski.

Cmentarz żołnierzy radzieckich © Kajman


Zaczyna lekko padać, od Słowacji nadciąga burza. W Żywcu mój GPS głupieje od ładunków elektrycznych i najpierw się zawiesza a później pokazuje średnią prędkość 2987 km/godz. Chyba mnie UFO porwało i nie zauważyłem.
Przejeżdżamy przez miasto i znów uciekamy w bok.
Natrafiamy na zbiorowy cmentarz żołnierzy radzieckich. Leży tam 1119 krasnoarmiejców poległych przy wyzwalaniu ziemi żywieckiej.

Cmentarz jest ładnie utrzymany:) © Kajman


Kierujemy się do miejscowości Juszczyna Górna. Na mapie jest tam oznaczony drewniany kościół. Okazuje się, że nie znajduje się on na szlaku architektury drewnianej, ale też jest ciekawy. Mamy farta. Wszystkie kościoły dzisiaj przez nas odwiedzone są otwarte:)

Kościół w Juszczynie Górnej © Kajman


Sesja zdjęciowa © Kajman


wnętrze © Kajman


Do Juszczyny Górney jak sama nazwa wskazuje było sporo podjazdów. Teraz szybki zjazd kierujemy się do Cięciny. Burza przesuwa się nad Żywiec i tylko czasami jesteśmy polewani deszczem. Robi się za to zimno:(

Te chmury nic dobrego nie wróżą © Kajman


W Cięcinie jest kolejny kościół. Tym razem oznaczony na śląskiej części szlaku architektury drewnianej. Mamy farta. Za chwilę ma być ślub. Tę chwilę wykorzystujemy na zwiedzenie wnętrza kościoła:)

Kościół w Cięcinie © Kajman


tablica © Kajman


Wnętrze © Kajman


Wnętrze © Kajman


Dajmler © Kajman


Dalej jedziemy przez rodzinne tereny Autochtona czyli Radziechowy. Tereny bardzo piękne a i podjazdy są równie piękne, można nacieszyć oczy widokami:)

Tradycja w narodzie nie ginie:) © Kajman


Burza idzie w kierunku Bielska © Kajman


Widok na Radziechowy © Kajman


Ciekawe ule © Kajman


Pewnie Michał był w domu, ale nie miałem do niego telefonu więc na osobiste poznanie trzeba będzie jeszcze poczekać.
Jedziemy do Buczkowic obserwując kierunek przemieszczania się burzy. Tam mamy zadecydować w którym kierunku jechać dalej.

Góra Grojec, tam podobno też był zamek © Kajman


Ela walczy na podjazdach © Kajman


Gdy dojechaliśmy do Buczkowic widzimy, że burza w najlepsze urzęduje nad Bielskiem. Tamten kierunek odpada. Skręcamy na Rybarzowice by pojechać wzdłuż jeziora żywieckiego. Tam jest już spokojnie. W Rybarzowicach zatrzymujemy się pod starym dębem. Ma 550 lat i jedną gałąź.

Stary dąb © Kajman


Tablica © Kajman


Wjeżdżamy do Łodygowic. Zatrzymujemy się pod kościołem. Odwiedzaliśmy go już kilka razy, ale zawsze był zamknięty. Tym razem mamy farta, jest otwarty. Fajnie, dziś jest dzień otwartych kościołów:)

Kościół w Łodygowicach © Kajman


Tablica © Kajman


wnętrze © Kajman


wnętrze © Kajman


Dalej jedziemy wzdłuż jeziora żywieckiego. Zaczyna solidnie wiać. Na jezioro spuszczono już rowery wodne. Zaczął się też sezon żeglarski. Pojawiły się pierwsze jachty na wodzie. Trzeba będzie też się wybrać i popływać kanadyjką:)

Pierwsze jachty na jeziorze © Kajman


Ale się dostawili:) © Kajman


Założenie dzisiejszego dnia było takie, że powinienem przejechać 104 kilometry by zaliczyć pierwszy tegoroczny tysiąc jeszcze w kwietniu. Trochę nam na zaporze brakuje. Dokręcamy kółka przez Porąbkę, Kobiernice i Bujaków. Cel w końcu został osiągnięty, ale przecież można było jechać po płaskim:(

Remontowany most w Kobiernicach © Kajman




  • DST 31.71km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 19.61km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 167m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Posiedzieć nad jeziorem

Piątek, 29 kwietnia 2011 • dodano: 29.04.2011 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Miałem jechać na Żar, ale po ostatnio zaliczonej glebie mój obity bok się czasami odzywa. Przy każdym głębszym oddechu czuję ból. Wjazd na Żar wymaga kilku głębszych wdechów a masochistą nie jestem więc odpuściłem. Jeszcze pewnie kilka razy w tym roku tam wjadę.

Kaskada Soły © Kajman


Postanowiłem zjechać nad Jezioro Międzybrodzkie i tam trochę sobie posiedzieć:)
Wiosna wybuchła na całego. Jest pięknie zielono. Ruch przedweekendowy spory. Dużo ludzi jadących na pierwszomajowy weekend autami z rowerami na dachu. Zaskoczyło mnie, że wielu z nich machało mi zza szyby samochodu:)

Zielony Żar © Kajman


Nowe molo © Kajman


Zaskoczył mnie bardzo wysoki poziom wody w jeziorze. Już dawno nie widziałem takiego stanu. Pomyślałem że nie puszczają wody ze względu na naprawę mostu w Kobiernicach gdzie trwają prace betonowe.

Sporo wody © Kajman


Kamping prawie cały zapełniony © Kajman


Taki wysoki stan wygląda śmierdząco. Kiedyś tak było i przyszły duże opady. Nie udało się opanować Soły i pod wodą znalazło się pół Polski. Lekko zaniepokojony, bo prognozy nie są korzystne, pojechałem nad Jezioro Czanieckie sprawdzić co tam się dzieje.

Tu jest lekka rezerwa:) © Kajman


Dalej pojechałem do Kęt odwiedzić serwis. Tylna tarcza ostatnio wydawała dziwne dźwięki. Jestem lekko przewrażliwiony na punkcie klocków. Okazało się, że wszystko jest OK i można będzie spokojnie szaleć po górkach:)

Droga wałem Soły © Kajman


Wracając zatrzymałem się na moście w Kętach. Soła też szła spora. Wynika z tego, że ostatnie opady bardzo podniosły poziom wód. Nie spodziewałem się, że aż tak. Chwilowo pewnie jesteśmy bezpieczni, chyba że przez weekend mocno przyleje:(

Wysoka Soła © Kajman




  • DST 12.45km
  • Czas 00:45
  • VAVG 16.60km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mała Fatra

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 • dodano: 25.04.2011 | Komentarze 25


magneticlife.eu because life is magnetic

Postanowiliśmy zrobić sobie prezent świąteczny. Zaliczyć trasę piękną, ciekawą mało wymagającą a przy okazji żeby nas nie zlano wodą.
Do Małej Fatry wybieraliśmy się z Elą od dawna. Czas zrealizować marzenia:)

Wjazd do Małej Fatry © Kajman


Jedziemy do Terchovej na Słowacji. Od domu to raptem 117 kilometrów. W Terchovej urodził się zbój nad zbóje, bohater dwojga narodów Juraj Janosik. Jest tam jego muzeum, dzisiaj niewątpliwie zamknięte. Pogoda jest zachęcająca, lekkie zachmurzenie i temperatura 14 stopni.

Wjazd do Małej Fatry © Kajman


W Polsce pewnie oblano by nas wodą jak nakazuje tradycja. Myśleliśmy, że na Słowacji taki zwyczaj zanika. Niestety pomyliliśmy się. Nie tylko leją pełnymi wiadrami, ale jeszcze do tego mają kije ze wstążkami i mogą przylać!!!
Nie ma bata, spadamy w góry bo nie fajnie by się jeździło w mokrym ubranku.

Tablica © Kajman


Mała Fatra (Malá Fatra) to jedno z najciekawszych pasm na Słowacji. Podobnie jak sąsiadujące z nią Góry Strażowskie, należy do Łańcucha Małofatrzańskiego w Karpatach Wewnętrznych. Ostatnio byliśmy tam chyba dziewiętnaście lat temu.

Mała Fatra © Kajman


Dzieli się na dwa wyraźne i zupełnie różne pod względem krajobrazowym obszary, rozdzielone przełomową doliną Wagu – część krywańską na północnym wschodzie i niższą, luczańską na południowym zachodzie. Krywańskie szczyty wznoszą się do 1600–1700 m n.p.m., a najwyższy – Wielki Fatrzański Krywań (Veľký Kriváň) – osiąga 1709 m n.p.m

Veľký Kriváň – osiąga 1709 m n.p.m © Kajman


Najbardziej charakterystyczny jest skalisty Veľký Rozsutec (1609 m n.p.m.) na północno-wschodnim krańcu pasma. Sąsiadujący z nim od południa bliźniaczy Stoh (Stóg) osiąga 1608 m n.p.m., lecz wygląda zupełnie inaczej – przypomina stóg siana. Ten ciekawy kontrast wynika z odmienności skał, z jakich są zbudowane.

Veľký Rozsutec (1609 m n.p.m.) © Kajman


Stoh (Stóg) osiąga 1608 m n.p.m. © Kajman


Centrum krywańskiej części Małej Fatry to dolina Vrátna (Wratna) – główna baza większości wycieczek. Dolina ma kształt pochylonej litery „Y”, której „nóżkę” stanowi wąski wąwóz Tiesňavy.
Dojeżdżamy pod stację kolejki linowej na górę Chleb.

Kolejka linowa na górę Chleb © Kajman


Reklama czeskiego piwa:) © Kajman


W zachodniej części doliny, zwanej Stará dolina, jest dolna stacja wyciągu krzesełkowego na Snilovské sedlo (1524 m n.p.m.). Wratna to także znany ośrodek narciarski – działa tu wiele wyciągów, ponieważ na północnych stokach głównego grzbietu śnieg się utrzymuje aż do maja. W tym roku pojeździć na nartach się już raczej nie da:)

Resztki śniegu © Kajman


Jadąc robimy mnóstwo zdjęć. Widoki są niesamowite. Warto się zatrzymać by je utrwalić. Dzisiaj jest spory ruch, wiele aut, trochę rowerzystów i ludzi z patykami. Na drodze trzeba uważać by nie zostać rozjechanym przez blachosmrody.

Widoczek © Kajman


Widoczek © Kajman


Ela jak zwykle wzbudza zainteresowanie rowerzystów:) © Kajman


Opuszczamy stację wyciągu na górę Chleb i kierujemy się do restauracji będącej w starym dworze. Knajpa nazywa się Stary Majer. Po wejściu pierwsze o co pytam to, to czy można płacić kartą. Bardzo miły pan mówi, że musi sprawdzić czy "funguje". Na szczęście zafungowało, ale wolałem zapłacić z góry by nie mieć kłopotów.

Świąteczny obiad © Kajman


Jedzenie znakomite, czesnakowa rewelacyjna a haluszki z klobasą i kapustą jej dorównywały. Wszystko popite rewelacyjnym słowackim zsiadłym mlekiem. Na piwo się nie odważyłem, policja czuwa:(
Rowerki grzecznie czekały aż wszystko zjemy i wtedy usłyszałem w oddali grzmot:(

Zaczyna się mocno chmurzyć © Kajman


Takie światło w górach nie wróży nic dobrego © Kajman


W planach mieliśmy wjazd w odnogę Stefanovą, chcieliśmy zobaczyć pomnik Janosika w Terchowej a tu trzeba zwiewać do auta. W momencie zrobiło się tak zimno, że zaczęło mną telepać:(

Śmierdzi deszczem © Kajman


Uniknęliśmy polania wiadrem i chłostania witkami, ale niebo nie oszczędziło nam dyngusa. Do auta dotarliśmy gdy zaczęła się konkretna ulewa. Postanowiliśmy jechać do domu.
Jeszcze tam wrócimy. Odkryliśmy fajny camping, pewnie wybierzemy się na jakiś weekend bo jest tam jeszcze wiele do zobaczenia.
Na koniec kilka fajnych skałek:)

Łapa grożąca nie powiem czemu:) © Kajman


Camela © Kajman


Duży ząbek © Kajman


Orzeł przed gniazdem © Kajman


Z wycieczki wyszło więcej zdjęć niż kilometrów, ale Mała Fatra to jedno z takich miejsc w Europie, gdzie nie wiadomo na co patrzeć bo jedno piękniejsze od drugiego:)
Spóźnione życzenia świąteczne dla wszystkich zaglądających:)

Kategoria Słowacja


  • DST 49.65km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 14.60km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 610m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielka moc świętego Świerada

Piątek, 22 kwietnia 2011 • dodano: 23.04.2011 | Komentarze 19


magneticlife.eu because life is magnetic

Ostatnio na portalu Okiem podróżnika ukazał się wywiad z Elą. Takie wydarzenie w pewien sposób nobilituje, ale również wymaga odpowiednio dobranych ciekawych wycieczek.
Piątek mieliśmy wolny. Zaczęliśmy zastanawiać się gdzie pojechać. Rozważane były trzy kraje, Słowacja, Czechy i Polska.

Wyruszamy w drogę © Kajman


W słowackich tatrach leży śnieg, odpada, wielki piątek jest dniem umartwień więc lajtowe Czechy też odpadają. Wybór pada na Polskę a ściślej mówiąc okolice Rożnowa. Tam jest tyle podjazdów, że można się bardzo skutecznie umartwiać:)

Wielogłowy, kościół z 1318 roku © Kajman


Jedziemy do Tęgoborza z zamiarem zostawienia tam auta i objechania dookoła Jeziora Rożnowskiego. Na miejscu okazało się, że ruch TIRów na trasie Kraków - Nowy Sącz jest tak duży, ze grozi to śmiercią plaskatą. Zmieniamy miejscówkę na Wielogłowy.

Dwór w Wielogłowach © Kajman


Tam na Szlaku Architektury drewnianej znajduje się dwór. Modrzewiowy dwór pochodzi z XVII wieku. Budynek wybudowano na rzucie prostokąta o konstrukcji zrębowej z łamanym polskim dachem. Przy narożnikach dworku stoją dwa, z czterech, alkierze przykryte dachem namiotowym. Przed budynkiem stoi figurka Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia sprowadzona z Piekar Śląskich w 1962 roku.

Tablica © Kajman


Jeszcze raz patrzymy na mapę i dochodzimy do wniosku, że dobrym miejscem na rowerowy start będzie wieś Zbyszyce. Odpalamy auto i jedziemy nad jezioro.
Miejscowość, o której wzmianki odnajdujemy w kronikach Jana Długosza, położona na niezwykle urokliwym cyplu i wzgórzu oblanymi z trzech stron wodami Jeziora Rożnowskiego. Zbyszyce, które najpierw były wsią, potem miastem i znowu wsią szczycą się bogatą historią, którą można by obdzielić kilka innych miejscowości.

Kościół roku w Zbyszycach © Kajman


Pierwszym Kościołem jaki istniał w Zbyszycach był zapewne kościół drewniany, niema jednak informacji potwierdzających jego istnienie. Obecny kościół murowany powstał na początku XV w., jego budowa została rozpoczęta za życia Wierzbięty Kępińskiego czyli przed rokiem 1408.W XVI w . kościół znalazł się w rękach arian, którzy rozebrali murowaną wieżę kościoła. Obecna wieża drewniana została zbudowana w XVII w.

Wnętrze kościoła w Zbyszycach © Kajman


Dwór w Zbyszycach, który można dziś podziwiać to klasycystyczna rezydencja
wzniesiona na znacznie starszych fundamentach. Niegdyś, obok obronnego kościoła w Zbyszycach, na tak zwanej Kępie wznosił się zamek obronny, będący częścią łańcucha strażnic zbrojnych, strzegących szlaku wytyczonego doliną Dunajca.

Dwór w Zbyszycach © Kajman


Zachowany dzisiaj zespół dworski składa się z zabudowań - dawnej kuchni dworskiej i parku, w którym znajduje się malownicza jesionowa aleja, a także rzadko spotykane odmiany sosny. Park otoczony jest częściowo kamiennym murem.

Architektura drewniana do dziś używana © Kajman


Pamiętając drogę dojazdową do Zbyszyc (masakryczny podjazd z równie masakrycznym zjazdem) sugeruję jeszcze jedną zmianę miejscówki. Jedziemy do miejscowości Lipie i tam w końcu przesiadamy się na rowery:)

Piękne widoki © Kajman


Ela wykombinowała, że trzeba wyjechać na jakąś konkretną górkę żeby podziwiać widoki na Jezioro Rożnowskie. Tak właśnie zaczął się dzień umartwień. Startujemy z wysokości 277 m n.p.m. by po dwóch kilometrach wyjechać na wysokość 430 m n.p.m. Takie wyczyny lubi Karla76, ja chcę się tylko wytarabanić na szczyt.

Fajny zjazd © Kajman


Przełożenie 1 na 1 i z astronomiczną prędkością 6 km/godz w końcu docieram do miejsc widokowych. Widoki są warte wysiłku. Zjazd jest lekko stresujący bo tarcze wydają dziwne dźwięki. Zaczynam się zastanawiać w jakim stanie są moje klocki hamulcowe. Kiedyś na Słowacji przy zjeździe ze Zdziarskiej Chaty padły mi oba hamulce, było wesoło:(

Kościół w Rożnowie © Kajman


Dalej jedziemy do Rożnowa. We wsi znajduje się kościół parafialny pw. św. Wojciecha.Kościół ten został wybudowany w 1661 r. w szlacheckich dobrach kasztelana wojnickiego Jana Wielopolskiego, na terenie bardzo wówczas rozległej parafii Tropie. Znajduje się na wyniosłym grzbiecie górskim nad Jeziorem Rożnowskim. Zbudowano go w sąsiedztwie zamku legendarnego Zawiszy Czarnego, w miejscu, gdzie dotąd stała kaplica św. Wojciecha.

Wnętrze © Kajman


Tablica © Kajman


W Rożnowie są też dwa zamki i dwór. Zwiedzanie zaczynamy od zamku górnego. Znaczenie historyczne wsi datuje się od XIII wieku. Rożnów był własnością kolejnych możnych rodów: w XIII wieku Gryfici zbudowali tu strażnicę, która 100 lat później wciąż pozostawała w posiadaniu Rożenów herbu Gryf.

Zamek Zawiszy Czarnego © Kajman


Piotr Rożen około 1350-1370 roku przebudował ją na zamek. Była to kamienna budowla w stylu gotyckim, na planie czworoboku zbliżonym do prostokąta o wymiarach 44 na 20 m. W 1426 roku zamek znalazł się we władaniu sławnego rycerza Zawiszy Czarnego. Zamek ten został zburzony podczas najazdu Macieja Korwina w roku 1474.

Pozostały ruiny © Kajman


Tablica © Kajman


Kolejnym właścicielem jest ród Wydżgów, a następnie w drugiej połowie XV wieku wieś przechodzi w ręce Tarnowskich. Hetman wielki koronny Jan Tarnowski rozpoczął budowę drugiej twierdzy, dlatego w XVI i XVII wieku zamek został opuszczony i popadł w ruinę.

Zamek dolny © Kajman


Nowa budowla, wznoszona w stylu renesansowym przed rokiem 1568, była jedną z pierwszych w Polsce warowni o nowożytnej fortyfikacji obronnej. Jej budowa nie została nigdy ukończona, do dnia dzisiejszego przetrwał beluard oraz mur kurtynowy z bramą wjazdową.

Detal © Kajman


Lochy © Kajman


Tablica © Kajman


Klasycystyczny dwór w Rożnowie został zbudowany w XIX wieku przez rodzinę Stadnickich. Dwór stoi w sąsiedztwie fortyfikacji bastionowych. Po II wojnie światowej był użytkowany jako ośrodek kolonijny, a obecnie znajduje się w prywatnych rękach.

Dwór w Rożnowie © Kajman


Dwór w Rożnowie © Kajman


Zwiedzanie Rożnowa zabiera nam sporo czasu. W końcu jedziemy dalej. Chcemy zwiedzić zamek Tropsztyn. Wszystkie mosty na Dunajcu są obecnie w remoncie. Rower na szczęście ma tą przewagę, że nie jest potrzebna droga asfaltowa.

Dunajec © Kajman


Zamek został wzniesiony w XIII wieku jako warownia broniąca biegnącego tędy szlaku handlowego na Węgry. Pierwszym władcą budowli był Dobrosław Ośmiróg zwany Gierałtem. Zamek często zmieniał swoich właścicieli. W 1574 roku zasiedlili go nawet zbójnicy, którzy rabowali kupców i przepływające Dunajcem tratwy. Właściciele sąsiadującego Rożnowa napadli na zamek zabijając rozbójników i jednocześnie zrujnowali zamek, który zaczął chylić się ku ostatecznemu upadkowi.

Zamek Tropsztyn © Kajman


W XVIII wieku potomek fundatorów zamku w Niedzicy - Sebastian Berzewiczy, wyjechał do Peru. Poślubił Inkaską Indiankę, z którą miał córkę - Uminę. Niestety był to czas najazdu Hiszpanów na Inków. Z królewskiego rodu Inków przy życiu pozostał bratanek naszego rodaka - Andreas Tupac Amaru II. Ożenił się on z jego córką Uminą, po czym cała rodzina uciekła do Europy zabierając ze sobą część królewskiego skarbu Inków.

Zamek Tropsztyn © Kajman


Los ich jednak nie oszczędził i przy życiu został tylko Sebastian i jego wnuk - Unkas, który przyjął polskie imię i nazwisko jako Antoni Benesz. Jego dziadek Sebastian ukrył gdzieś legendarny skarb Inków. Podobno ciąży na nim klątwa, która dotknie każdego, kto będzie chciał go odnaleźć. Zakaz złamał prawnuk Antoniego - Andrzej Benesz, który w Niedzicy w 1946 roku odkrył inkaskie pismo, wiążące skarb z zamkiem w Tropsztynie.

Przeprawa promowa © Kajman


To właśnie on w 1970 roku przejął ruiny zamku (ciekawostką jest to, że był wtedy wicemarszałkiem sejmu). Niestety 6 lat później poszukiwania skarbu przerwała jego tragiczna śmierć w wypadku samochodowym. Czyżby zadziałała klątwa? Dziwne, ale wiele osób związanych z poszukiwaniem skarbu zmarło przedwcześnie.

Kościół w Tropiach © Kajman


Zamek był niestety zamknięty. Skarbów nie znaleźliśmy, ale po drugiej stronie Dunajca pokazał się nam kościół w Tropiu. Aby się do niego dostać musieliśmy skorzystać z promu. Zdziwiłem się bardzo, gdy dowiedziałem się, że przeprawa jest gratis:)

Dojechaliśmy do kościoła w Tropiach © Kajman


Kościół należy do najstarszych w tej części Polski. Miał go fundować około 1045 roku Kazimierz Odnowiciel, a poświęcać ok. 1073 r. św. Stanisław. Mówi o tym pochodząca znad Dunajca tradycja, którą zanotował w 1620 r. włoski żywotopisarz Tomasz Mini.

Wnętrze © Kajman


Na początek kościoła w XI w. wskazuje też romańskie malowidło w prezbiterium. Niektórzy autorzy, uważając, że powstanie kościoła ku czci Świętego Świerada nie mogło nastąpić wcześniej niż jego kanonizacja w roku 1083, jako dolną granicę powstania kościoła wyznaczają czas około około 1090 r.

Wnętrze © Kajman


Jednak wiadomo, że święci Świerad i Benedykt byli otaczani liturgicznym kultem świętych wcześniej, bo wnet po ich śmierci w latach 1031 i 1034, po złożeniu ich ciał w bazylice św. Emmerama w Nitrze. Więc i kościół w Tropiu może mieć wcześniejszy początek.

Wnętrze © Kajman


Z kościołem w Tropiu związany jest św, Świerad a miejsce jest celem wielu pielgrzymek.
Andrzej Świerad urodził się najprawdopodobniej w końcu X wieku w Polsce. Najczęściej żywoty przypisują mu pochodzenie z wieśniaczej rodziny z okolic Krakowa. Późniejszy święty spełniał w klasztorze różnego rodzaju posługi, a po ukończeniu czterdziestu lat poprosił o zgodę na życie pustelnicze.

Figura © Kajman


Zgodnie z regułą zakonu, wraz z uczniem św. Benedyktem, co tydzień udawali się do pustelni oddalonej o pół dnia drogi i wracali na sobotni wieczór i całą niedzielę do wspólnoty. W odosobnieniu zajmowali się karczowaniem lasów. Św. Andrzej umartwiał się w następujący sposób: mimo ciężkiej fizycznej pracy pościł trzy razy w tygodniu (w poniedziałek, środę i piątek), a w czasie Wielkiego Postu jadł jedynie orzechy włoskie i popijał je wodą (dostawał 40 orzechów od opata na okres postu).

Kościół w Tropiu © Kajman


Spał na pniu, wokół którego były zaostrzone kije, gdy przechylał się w jakąś stronę raniły go i budziły. Na głowę zakładał drewnianą koronę z kamieniami, gdy przechylił głowę, jeden z kamieni uderzał go. Nosił na sobie mosiężny łańcuch, który po pewnym czasie wrósł w ciało. Był on przyczyną śmierci świętego, ponieważ skóra oddzielająca ciało od łańcucha pękła i wdała się gangrena. Współbracia dowiedzieli się o łańcuchu, gdy myjąc ciało przed pogrzebem zauważyli klamrę na brzuchu.

Przed kościołem © Kajman


Przed kościołem odpoczęliśmy odrobinę. Zjedliśmy co nieco, był też czas na wypalenie fajki. Droga dojazdowa jak i plac przykościelny są wyłożone kamieniem co widać na fotce. Gdy ruszyliśmy z pod kościoła zdarzył się cud!

Widoczek © Kajman


Jadąc trzymałem kierownicę lewą ręką mając palce na klamce hamulca. Obróciłem się do tyłu by zerknąć na kościół i w tym momencie koło wpadło w jakieś zagłębienie. Odruchowo chciałem mocniej złapać kierownicę, ale jednocześnie nacisnąłem hamulec.
Coś niesamowitego, na prostej drodze przy prędkości 10 km/godz przeleciałem przez kierownicę.

Widoczek © Kajman


Nie ma innego wytłumaczenia jak tylko to, że św. Świerad walnął moją osobą o glebę. Pozbierałem się i zacząłem się zastanawiać co mu takiego zrobiłem, że mnie tak potraktował? Żarcie pod kościołem? Jazda na rowerze na terenie sanktuarium? Palenie koło kościoła? Nie wiem. Wiem jedynie, że św Świerad ma potężną moc!!!

Kościół w Podolu © Kajman


Pozbierałem się szybko, na kasku, który przyjął cały impet upadku nie było ani śladu. Jedynie rozbity łokieć i bolący bok mówiły co się stało.
Ela jechała przodem i w trakcie mojego lotu wymijała się z zakonnicą. Ta zapytała się czy ten z tyłu to kolega? Ela na to, że mąż. Zakonnica na to, "właśnie się przewrócił"

Kościół w Podolu © Kajman


Dobrze, że gdy Ela się odwróciła ja stałem już na nogach. Nieźle by się pewne przeraziła. Później gdy rozmawialiśmy o tym co się stało, Ela twierdziła, że św Świerad mnie ochronił przed poważniejszymi skutkami twardego lądowania. W takim razie kto mną walnął o glebę?

Tablica © Kajman


W drodze powrotnej zahaczyliśmy o kościół w Podolu będący na Szlaku Architektury Drewnianej. Dalej pojechaliśmy na camping w Gródku, na którym kiedyś spędziliśmy z przyczepą majowy weekend. Nic się tam nie zmieniło, to jeden z najgorszych campingów w Polsce. Z przyczepą tam z pewnością nie pojadę:(

Chyba najgorszy camping w Polsce © Kajman


Czasami na mój blog zaglądają osoby z naszej gminy. Na kobiernickim forum trwa dyskusja o ekologi, bardzo szczytna. Dla zainteresowanych dwie fotki brzegów jeziora rożnowskiego. Strach się bać:(

Woda w jeziorze opadła, śmieci pozostały © Kajman


Strach wejść do jeziora © Kajman




  • DST 46.91km
  • Czas 02:24
  • VAVG 19.55km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 231m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez koncepcji

Środa, 20 kwietnia 2011 • dodano: 20.04.2011 | Komentarze 15


magneticlife.eu because life is magnetic

Zapowiada się piękny dzień. Usiadłem sobie na tarasie i zacząłem się zastanawiać gdzie by tu pojechać. Marcin z kumplem wskoczyli na rowery i pojechali do Sosnowca. Fajna trasa, ponad 100 km, jest krzyż z czaszką do sfocenia w Imielinie. Niestety wycieczka nie dla mnie. Oni mieli średnią 28 km/godz. Ten typ jazdy mi nie odpowiada. Na nic nie ma czasu.

Wielkanocne jajo przed pałacem w Kozach © Kajman


Przypomniałem sobie, że przed pałacem w Kozach postawiono wielkanocne jajo. Myślę sobie, dobra, zobaczę jajo a później się zobaczy.

Osiołek © Kajman


Owieczka © Kajman


Pieronwieco © Kajman


Po nacieszeniu się jajem, pomyślałem, że w Pisarzowicach jest dworek.
Założenie wsi miało miejsce w drugiej połowie XIII wieku za panowania księcia Władysława I Opolskiego, po najazdach tatarskich. Najstarsze wzmianki źródłowe o Pisarzowicach pochodzą z lat 1325-1327. Zawierają je spisy z dziesięciny sześcioletniej oraz wykazy świętopietrza. Nazwa „Pisarzowice” wiąże się z pisarzem. Wieś była wyposażeniem pisarzy księstwa oświęcimskiego, a jej właściciele nosili tytuł pisarza ziemskiego oświęcimskiego.

Dworek w Pisarzowicach © Kajman


Zespół dworsko – parkowy – dwór murowano-drewniany wybudowany w 1706 roku. Dokładną datę odkryto przy remoncie obiektu. W skład zespołu oprócz dworku wchodzą także obory, stajnie, spichlerz murowany oraz park.
Ostatnimi właścicielami Pisarzowic był Jerzy Bulowski.

Dworek w Pisarzowicach © Kajman


Burze dziejowe, które przechodziły przez ziemię oświęcimską, nie omijały również Pisarzowic. Pustoszone były przez oddziały husytów, przez oddziały szwedzkie podczas potopu szwedzkiego. U schyłku XVIII wieku wieś podupadła gospodarczo z powodu zajazdów, dzierżaw i zniszczeń żołnierskich.

Dalej jadę trasą standardową © Kajman


W 1772 roku Pisarzowice po I rozbiorze Polski znalazły się pod zaborem austriackim i nazwane zostały Schreibersdorf. Nie oszczędzały również Pisarzowic szalejące epidemie chorób (1806 rok - umiera 103 mieszkańców, 1837 rok - umiera 409 mieszkańców, lata 1847 - 49 - umiera 508 mieszkańców).
Obecnie Pisarzowice to piękna miejscowość u podnóża Beskidu.

W Bielanach po powodzi jadal jest utrudnione dojście do Soły © Kajman


Po powrocie do domu trzeba było się zabrać za prace wiosenne. Też zrobiłem ładnych parę kilometrów. Dobrze, że traktor ma specjalny uchwyt na piwo a co ważniejsze tu policja mnie nie złapie:)

Jedzie chłop po polu, jedzie na traktorze © Kajman




  • DST 18.85km
  • Czas 01:01
  • VAVG 18.54km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Podjazdy 118m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śmierć Favorita

Sobota, 16 kwietnia 2011 • dodano: 16.04.2011 | Komentarze 18


magneticlife.eu because life is magnetic

Favorit czterdzieści lat temu brał udział w Wyścigu Pokoju. Przy wjeździe na Stadion Śląski jadący nim Czech się wywrócił uszkadzając przednie koło. Wtedy udało się odkupić go od ekipy Czechosłowackiej. Koło zostało naprawione, ale jeździł na tzw cinglach. To taka starodawna opona szosowa.

Soła po roztopach © Kajman


Cingle miały to do siebie, że co chwilę łapało się kapcia. Było to denerwujące więc zostały zmienione koła na nadające się do jazdy. Później rower stał w piwnicy przez ponad dwadzieścia lat. Kiedy sobie o nim przypomniałem, postanowiłem go wyremontować i dostosować do jazdy trekkingowej. Trochę na nim przejechałem, ale był za mały więc przejął go syn.

Nowe wcielenie Favorita © Kajman


Marcin szalał nim po szosie. Pojechał na wyprawę w Bieszczady, następnego roku na Mazury a w zeszłym roku do Hiszpanii osiągając Santiago de Compostela. Relację z tej wyprawy powoli uzupełnia na swoim blogu. Drogę powrotną z Hiszpanii Favorit przebył samolotem i do wiosny stał w garażu.

Napęd © Kajman



Teraz postanowiliśmy go oddać do serwisu by wymienić kompletnie zajechane opony i doprowadzić go do stanu używalności. Szybko okazało się, że rama nie przeżyła podróży samolotem i jest pęknięta. Pan w serwisie stwierdził, że nie podejmie się spawania. Cóż, rama ma swój wiek i trochę przeszła. Trzeba ją zmienić. Wybór padł na ramę Accenta Schannona.

Hamulce © Kajman


Wkrótce okazało się, że koła z Favorita nie pasują do ramy, mogą ją przy aktywnej eksploatacji zniszczyć. Nie mają też szybkozamykaczy. Trudno, robimy nowe koła na obręczach Mavika. To z kolei wymaga zmiany kasety. Będzie 8 przełożeń a nie 7. to z kolei wymaga zmiany.........

Pierwsza jazda Marcina © Kajman


Łatwiej będzie powiedzieć czego dawcą był Favorit. Otóż została korba, pedały SPD bo nowe, przednia przerzutka, siodełko, koszyk do bidonu i licznik.
Zastosowane części nie są najwyższą półką, ale na kolejną wyprawę i szybką jazdę po szosach w sam raz. Marcin jest zadowolony, a domowa stajnia powiększyła się o fajny sprzęt:)

Pada śnieg © Kajman


Cały poprzedni tydzień lało. Był też śnieg, generalnie paskudnie. Dzisiaj gdy jest pięknie rano muszę jechać do pracy. Marcin jutro startuje w krakowskim maratonie i jedynie Ela może w pełni rowerowo wykorzystać dzień. Gdy wróciłem wykonuję do niej telefon, ustalam gdzie jest i jadę na spotkanie:)

Szukam Elę © Kajman


Jest już późno, Ela przejechała kawałek drogi jest bardzo głodna więc na dłuższą wycieczkę nie ma szans. Dobrze, że chociaż trochę udało się przejechać. Jadąc zauważam stojące pod domem auto, jest otwarte, kluczyk tkwi w zamku bagażnika żeby każdy przechodzień widział. Zatrzymuję się, otwieram drzwi i trąbię. Właściciel się zdziwił bardzo, ale przynajmniej podziękował:)

Ela w swoim żywile © Kajman


Trzeba stanąć i też focić © Kajman


Obiekt zainteresowania © Kajman


Można odjechać © Kajman




  • DST 100.93km
  • Teren 7.00km
  • Czas 06:56
  • VAVG 14.56km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Podjazdy 841m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Babia Góra zaśnieżona

Niedziela, 10 kwietnia 2011 • dodano: 10.04.2011 | Komentarze 17


magneticlife.eu because life is magnetic

Rano słoneczko pięknie świeciło, wydawało się, że będzie piękny dzień. Zapał ostygł po zerknięciu na termometr, który pokazywał raptem 3 stopnie. Jeszcze bardziej mina mi zrzedła, gdy zerknąłem na gałęzie drzew za oknem, mocno nimi wiatr telepał.

Wciągnęło nas w teren © Kajman


W zaistniałej sytuacji pogodowej nastąpiła wymiana poglądów gdzie jedziemy. Ela coś wspominała o okolicach Szczyrku, ja optowałem za od dawna planowaną wycieczką do Barwałdu, gdzie jest drewniany kościół, pod którym nasze rowery jeszcze nie parkowały. O dziwo stanęło na moim.

Widoczek © Kajman


Pierwszym przystankiem jest Zagórnik. Miejscowość nieopodal Andrychowa. Oglądamy stary kościół a raczej kaplicę. Podobny, ale o wiele ładniejszy kościół w Kobiernicach z 1863 roku, nasz proboszcz kilka lat temu kazał zaorać:(

Kościół w Zagórniku © Kajman


W 1811r. wybudowano kaplicę murowaną z drewnianą dzwonnicą. W 1884 r. kaplica została znacznie rozbudowana i uzyskała efektowną wieżyczkę przy fasadzie frontowej. W 1885 r. w ołtarzu głównym został umieszczony obraz Matki Bożej Królowej Nieba i Ziemi, naszkicowany przez słynnego malarza Jana Matejkę.

Kaplica w Zagórniku © Kajman


W Zagórniku trochę rozbawiły mnie, a trochę zszokowały dwa napisy znajdujące się w bliskiej odległości kościoła. Sami oceńcie:)

Reklama dźwignią handlu © Kajman


No to gdzie można © Kajman


Przez góry jedziemy do Inwałdu. Zimny porywisty wiatr daje się mocno we znaki. Zaczynam się zastanawiać czy w takich warunkach wycieczka do Barwałdu ma sens.
Zatrzymujemy się na chwilkę by wykonać fotkę pałacu w Inwałdzie, opisywałem go niedawno. Jest za wielkimi murami i jest to jedyne miejsce, z którego widać go jak na dłoni.

Pałac w Inwałdzie © Kajman


Nie mam odwagi by zaproponować odwrót. Mimo, że ubrałem się prawie jak w zimie, zaczynam marznąć, SPDy nie chronią przed taką lodówą a ochraniacze zostały w domu:(
Ela z pełnym zaangażowaniem planuje dalszą trasę i opowiada co jeszcze zobaczymy.

Planowanie trasy © Kajman


Mijamy dworek Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym. W czasach, kiedy mieszkał tu Emil Zegadłowicz, a szczególnie w latach 20. XX w., dwór był ważnym ośrodkiem życia kulturalnego. Spotykali się w nim pisarze i artyści związani i współpracujący z założoną przez Zegadłowicza grupą poetycką „Czartak”: Edward Kozikowski, Janina Brzostowska, Tadeusz Szantroch, Bolesław Leśmian, Julian Fałat, Wojciech Weiss i wielu innych.
W 1946 r. żona poety i jego córka uporządkowały zbiory i otworzyły we dworze muzeum biograficzne Zegadłowicza.

Dworek Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym © Kajman


Pierwotnie parterowy dwór rozbudowano na przełomie XVIII i XIX w., a w połowie XIX w. nadano mu charakter klasycystyczny: dobudowano kolumnowy ganek i nadbudowano piętro. Generalny remont mocno zniszczonego budynku, przeprowadzony przez Tytusa Zegadłowicza, nie zmienił jego bryły. Dwór pozostał klasycystycznym, piętrowym budynkiem, założonym na planie prostokąta, z czterokolumnowym gankiem od frontu. Z pierwotnego dworu zachowały się sklepienia w trzech salach na parterze; w jednej z nich znajdowała się zapewne kaplica.

Pallotyni w Jaroszowicach © Kajman


Przez Jaroszowice docieramy w końcu do Kleczy Górnej. Znów straszny wiatr, znów masa podjazdów a do tego trochę terenu. Zaczynam czuć nogi a to dopiero w imię ojca:(

Ela walczy z podjazdem © Kajman


Oczom naszym ukazuje się piękna stara szkoła. Stoi obok niej nowa, szkoda, że o starej chyba zapomniano bo wygląda na opuszczoną:(

Stara szkoła w Kleczy Górnej © Kajman


Z boku © Kajman


W końcu docieramy do pałacu w Kleczy Górnej. Rys historyczny miejsca opisała Ela w swoim wpisie. Ja skupię się na czymś innym. jest to drugi ostatnio odwiedzony przez nas pałac otoczony wysokim murem.

Mur ma ponad kilometr © Kajman


Gdy zobaczyłem ten mur, zacząłem się zastanawiać jak zwichniętą psychikę trzeba mieć, by otoczyć się czymś takim. Biedni ludzie, mieszkają jak pawiany w klatce i sami sobie to zgotowali.

Dworek w Kleczy Górnej © Kajman


Zarówno w Inwałdzie jak i w Kleczy Górnej, pałace można zobaczyć tylko z góry. Są to ciekawe obiekty i mają swoją historię. Nie wiem czy sprzedając pałace prywatnym inwestorom, państwo nie powinno zadbać o dostępność obiektów. W takiej formie dziedzictwo narodowe zostało całkowicie utracone dla społeczeństwa:(

Mozna sobie popatrzec z góry. Część lewa. © Kajman


Część prawa © Kajman


Panoramka, ale pałac jest mało widoczny © Kajman


Docieramy do Barwałdu, celu naszej wycieczki. W Barwałdzie jest kościół na Szlaku Architektury Drewnianej. Stoi przy samej drodze łączącej Kraków z Wadowicami. Widzę go kilka razy w tygodniu i zawsze się wkurzam, że rowerem do niego jeszcze nie dojechałem. Teraz sumienie będę miał czyste:)

Barwałd kościół © Kajman


Tablica © Kajman


Barwałd kościół © Kajman


Kolejny obiekt na Szlaku Architektury Drewnianej zaliczony. Na liczniku raptem 40 kilometrów a Ela coś opowiada o jakiejś setce. Fajnie, ale w domu i to może nawet ze dwie, ale grzańca bo zaczyna mnie telepać z zimna, nogi mnie bolą i ten okropny wiatr. Do domu jednak trzeba wrócić.

Kościół w Kleczy Dolnej © Kajman


Jedziemy przez Kleczę Dolną. Moją uwagę przykuwa kościół. Jest Bardzo ładny. Jeszcze większe zainteresowanie wzbudza kaplica grobowiec znajdująca się po przeciwnej stronie drogi. Nic o nich nie wiem a są ciekawe.

Kaplica grobowiec © Kajman


Jakie jest moje rozczarowanie, gdy po godzinie grzebania w necie dowiedziałem się, że oba obiekty są z początku XX wieku.
Z netu dowiedziałem się, że stary, pamiętający jeszcze książąt oświęcimskich drewniany kościół chylił się ku upadkowi, toteż już zimą 1880 r. ksiądz Bobek chodząc „po kolędzie" rozpoczął zbierania datków na budowę nowego, murowanego kościoła.

Detal z grobowca © Kajman


Ksiądz Bobek w swojej działalności niejednokrotnie ścierał się z dziedzicami obu Kleczy. I tak w lecie 1880 r. w niedzielę przybył od Neumayera posłaniec z żądaniem, aby proboszcz z ambony polecił ludziom po południu grabić siano na polach dziedzica. Oczywiście ksiądz żądania nie spełnił, a w poniedziałek udał się do dworu z wyjaśnieniami. Jak sam pisał: „Był to ten P.Neumayer wiedeńczyk człowiek dobry, ale na gospodarstwie się nie rozumiał - do kościoła wraz z żoną ledwie dwa razy do roka przyszedł a do spowiedzi nigdy. Tak samo Pan Przecław Sławiński z Kleczy Górnej wraz z żoną do kościoła raz do roku a do spowiedzi nigdy.

Dwór Przecława Sławińskiego w Kleczy © Kajman


Po księdzu Bobku był ksiądz Żyła. Za rządów ks. Żyły „dnia 30 września 1913 umarł dziedzic i kolator Przecław ze Sławna Sławiński i ostatni potomek męski z tej rodziny. Dał dużo na kościół, grobowiec na dawnym miejscu starego kościoła postawił. Ganić po śmierci nie wypada. Rażącego w życiu nic nie było, ale i budującego nie wiele. Chorował dwa tygodnie". Spory księdza Żyły z Przecławem Sławińskim sprawiły, że mowę pogrzebową nad trumną dziedzica wygłosił wbrew życzeniom rodziny „bała się rodzina puścić mnie na ambonę".

Zrujnowany dwór © Kajman


Po drodze trafiamy na jeszcze jeden piękny dwór. Niestety na jego temat też net milczy. Wynika z tego, że tak naprawdę go nie ma, bo czego nie ma w necie to podobno nie istnieje.

Przy drodze pusty dwór © Kajman


Dalsza część wycieczki to totalna masakra. Lodowaty wiatr w twarz, siła wiatru taka, że chce zrzucić człowieka z roweru. Dwa razy przy robieniu fotek paskuda wietrzysko, wali Kellyskami o glebę:(

Widoczek © Kajman


Znów zaczynają się podjazdy, a na domiar złego najpierw ukradli asfalt i zaczęły się kamole, później tych tez brakło i została tylko trawa.
Jedyne co nam tę mękę wynagrodziło to przepiękny widok zaśnieżonej Babiej Góry.

Ukradli drogę © Kajman


Rekompensata, zaśnieżona Babia Góra:) © Kajman


Nastawiam GPSa, ma doprowadzić nas do domu. Jedziemy na Przybradz. Tam też jest dworek, o którym więcej napisała Ela. GPS chce prowadzić nas jakimiś manowcami. Mamy dosyć, skręcamy w kierunku znanych nam terenów. Wiatr się wzmaga do tego stopnia, że jedziemy z prędkością około 10 km/godz:(

Dworek w Przybradzu © Kajman


Ciekawy garaż © Kajman


Gdy docieramy do Kobiernic zatrzymujemy się przy sklepie by zaopatrzyć się w solidną porcję grzańca. Do domu mamy tylko kilometr, ale liczniki pokazują, że do setki brakuje jeszcze pięciu. Decydujemy się pojechać pętelkę w kierunku Porąbki. Na wysokości domu mój GPS się zawiesił. Pewnie doszedł do wniosku, że jeżeli ja upadłem na łeb, to on w tym idiotyźmie udziału brał nie będzie. Dlatego na moim wykresie pętelki brak:(



  • DST 131.22km
  • Teren 10.00km
  • Czas 08:23
  • VAVG 15.65km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Podjazdy 722m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlak Architektury Drewnianej

Niedziela, 3 kwietnia 2011 • dodano: 04.04.2011 | Komentarze 19


magneticlife.eu because life is magnetic

Wracamy na Szlak Architektury Drewnianej. Ostatnio jest z tym pewien problem. Wszystkie obiekty na tzw rzut beretem, a i te trochę dalej położone, zostały zaliczone i opisane. Teraz by dotrzeć do kolejnych wycieczka musi mieć ponad sto kilometrów, cóż da się to zrobić:)

Wracamy na szlak © Kajman


Celem dzisiejszej wycieczki jest drewniany kościół w Pielgrzymowicach. Ela opracowuje trasę i wklepuje ją do gipsa. Problem z tym urządzeniem jest taki, że koniecznie chce wodzić nas na manowce czyli wyprowadzać w teren. Czasami gipsowi się to udaje a czasami się buntujemy i zmieniamy trasę.

Korekta trasy © Kajman


Ciekawe ule © Kajman


Oczywiście chcemy na trasie odwiedzić również pałace i dwory. Pierwszy z nich znajduje się w Rudzicy. Jest w tej miejscowości też fantastyczna Galeria strach polnego, którą już opisywałem. Tym razem szukamy dworu. Znajdujemy go przy ulicy Zamkowej. Niestety mocno nas rozczarował, brak o nim bliższej informacji, co mnie specjalnie nie dziwi.

Dwór przy ulicy Zamkowej w Rudzicy © Kajman


Wjeżdżamy na trasę wiślaną. Trzeba zaliczyć trochę terenu. Sporo rowerzystów korzysta z tej ścieżki. Pogoda piękna więc nie ma się co dziwić:)

Trochę terenu © Kajman


Trasa wiślana © Kajman


Docieramy do Drogomyśla. Jest to wieś w powiecie cieszyńskim. W centrum wsi naprzeciw kościoła zespół parkowo-dworski z początków XVIII wieku. W jego skład wchodzi dwór z dziedzińcem, budynek gospodarczy. Elewacje wszystkich budynków przebudowano w XIX wieku. Wokół dworu rozciąga się park i ogród z cennymi gatunkami drzew i krzewów. Obecnie w dworze mieści się ośrodek opiekuńczo - wychowawczy.

Pałac w Drogomyślu © Kajman


W pierwszej połowie XVIII wieku właścicielami Drogomyśla wraz z przyległymi dobrami została rodzina baronów Kalischów (Krystiana i Elżbiety). Kalischowie władali Drogomyślem do 1798 roku, kiedy to Fryderyk Gotlib sprzedał go księciu Albertowi Sasko-Cieszyńskiemu. Książe przeznaczył pałac na siedzibę Cesarsko-Książęcego Zarządu Ekonomicznego Dominium w Drogomyślu. Po pierwszej wojnie światowej dobra drogomyskie zostały przejęte przez Skarb Państwa Polskiego.

Pałac w Drogomyślu © Kajman


Dojeżdżamy do celu wycieczki, czyli drewnianego kościoła w Pielgrzymowicach. Mamy farta, jest otwarty i można wejść do środka.

Kościół w Pielgrzymowicach © Kajman


Tablica © Kajman


Kościół w Pielgrzymowicach © Kajman


Wnętrze © Kajman


Ołtarz w kościele w Pielgrzymowicach © Kajman


Piękne organy © Kajman


Tablica © Kajman


Na liczniku jest 60 kilometrów. Ruszamy do Jastrzębia Zdroju zobaczyć dwór obronny. Dwór ten został zbudowany najprawdopodobniej na początku XVII wieku w stylu późnorenesansowym. W trakcie drugiej wojny światowej dwór został częściowo zburzony, a po wojnie odbudowany. Doprowadziło to do utraty cech stylowych. Budynek usytuowany jest na niewielkim wzniesieniu.

Dwór obronny w Jastrzębiu Zdroju © Kajman


Zbudowany został z cegły i kamienia. Składa się z piwnic i pierwszego piętra. Piwnice są dostępne z zewnątrz. Dwór w całości jest otynkowany. W ryzalicie znajduje się niewielka sień oraz klatka schodowa. W korpusie można znaleźć cztery izby. Na piętrze pomieszczenia przykryte są płaskimi stropami. Dachy są dwuspadowe, pokryte dachówką. Dwór w Bziu jest jedyną zachowaną w tym rejonie budowlą tego rodzaju.

Dwór obronny w Jastrzębiu Zdroju © Kajman


Będąc w Jastrzębiu trzeba zobaczyć kopalnie. Tarabanimy się po polu by pokazała się w całej krasie. Gdy pokonujemy kolejne metry, ze słupów podrywają się dwa jastrzębie. Są piękne. Niestety zanim aparat jest gotowy do strzału, są już daleko. Tak się bawią ze mną kilka razy. Patrząc na jakość zdjęcia, wygrały:(

Kopalnia Pniówek © Kajman


Zwiewający jastrząb © Kajman


W Warszowicach zupełnie nie oczekiwane odkrycie. Krzyż z czaszką. Tego się nie spodziewałem.

Krzyż z czaszką w Warszowicach © Kajman


Ale się wgryzła © Kajman


Dojeżdżamy do Mizerowa gdzie jest kolejny pałac. Dwór w Mizerowie czyli tzw. "Zarządcówka" został zbudowany w połowie XIX wieku przez księcia pszczyńskiego i przeznaczony na siedzibę klucza jego zachodnio-pszczyńskich dóbr.
W roku 1811 dwór był niemym świadkiem powstania chłopów pańszczyźnianych ziemi pszczyńskiej i raciborskiej, które zostało krwawo stłumione przez wojska pruskie.
Po zakończeniu II wojny światowej majątek w Mizerowie rozparcelowano i w większości przydzielono okolicznym chłopom. Resztę zabudowań, w tym dwór, przejęło Państwowe Gospodarstwo Rolne.

Pałac w Mizerowie © Kajman


Teraz kierujemy się do zbiornika Łąka. Zbiornik Łąka został wybudowany na rzece Pszczynka. Zbiornik ten o pojemności 11,2 mln m3, zmniejsza zagrożenie powodziowe w dolinie rzeki w rejonie Pszczyny, wyrównuje przepływy niżówkowe w rzece Pszczynce.

Na zaporze w Łące © Kajman


Tego też się nie spodziewałem. Na zaporze i dalej w kierunku Goczałkowic spotykamy tłumy rowerzystów. Jadą całymi rodzinami.

Zbiornik Łąka © Kajman


W planie były jeszcze dwa kościoły, w Pszczynie Łące i w Ćwiklicach. Zwiedzamy kościół w Łące. Znów mamy farta. Jest otwarty. Ćwiklice odpuszczamy, zostaną celem kolejnej wycieczki. Jest już późno a my jesteśmy strasznie głodni. Jedziemy do Goczałkowic na obiad a później wracamy do domu.

Kościół w Pszczynie Łące © Kajman


Ołtarz © Kajman


Też są piękne organy © Kajman


Tablica © Kajman




  • DST 7.35km
  • Czas 00:25
  • VAVG 17.64km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 16m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bunt na pokładzie

Sobota, 2 kwietnia 2011 • dodano: 02.04.2011 | Komentarze 16


magneticlife.eu because life is magnetic

Od jakiegoś czasu był problem z lustrzanką. Na którejś wycieczce Ela lekko gdzieś nią stuknęła. Efektem tego zdarzenia były dziwne dźwięki wydawane przez aparat, Trwało to jakiś czas aż nastąpił bunt na pokładzie.

Dworek w Kobiernicach © Kajman


Lustrzanka musiała zostać dostarczona do serwisu. Diagnoza nieznana i diabli wiedzą kiedy będzie. Naprawa potrwa minimum tydzień.
Ela bez aparatu to oznacza mniejszą motywację do wycieczek rowerowych a to z kolei oznacza dla niej większy stres, a to z kolei oznacza, że ja mam generalnie przerąbane.

Na torbie jest miejsce na statyw © Kajman


Miała być dzisiaj dłuższa wycieczka, ale jak jechać z jednym aparatem?
To grozi awanturą. Rano zaproponowałem wyjazd autem na Sarni Stok (taki bielski hipermarket) w celu zakupu kompaktowego aparatu. Ela lekko zdziwiona nie odrzuciła propozycji. Mamy tam dwa sklepy w jednym miejscu, Media Markt i Fotojokera.

Regulowany ekranik © Kajman


Ela sprawdza w necie co można wybrać. Ponieważ na temat aparatów wie prawie wszystko więc ma swojego faworyta. Idziemy do Fotojokera. Tam przedstawiają nam lepszą propozycję. Sony DSC. Najnowsza wersja kompaktu.

Robi zdjęcia z odległości centymetra © Kajman


Aby być pewnym, że to dobry wybór idziemy sprawdzić ofertę Media Marktu. Ela podchodzi do tego sklepu z pewną rezerwą. Kiedyś kupowaliśmy obiektyw do lustrzanki. Zamówiliśmy go w necie za 1000 zł. W Media Markt ten sam obiektyw był przeceniony z 2800 na 1900 zł. Super okazja w sklepie dla idiotów.

Można robić zdjęcia nad płotem © Kajman


Znajdujemy ciekawy kompakt Fujifilm. Pytamy sprzedawcę o parametry aparatu. Chłopak na zadawane pytania odpowiadał zaczynając zdanie od "wydaje mi się". W końcu się go pytam, wydaje się panu, czy tak jest? Speszył się mocno i sięgnął po instrukcję. Aparat miał wszystko co było potrzebne. Jedyny problem to cena.

Można robić panoramy © Kajman


Problem został szybko rozwiązany. Ela przez telefon łączy się z internetem i sprawdza ceny na ceneo. Media są droższe o 200 zł od najtańszej oferty tego aparatu. Pytam się pana ile może obniżyć cenę. Mówi, że o 50 zł. Rzeczywiście jest to sklep dla idiotów.

Ela z pełnym wyposażeniem © Kajman


Wracamy do Fotojokera. Tam cena jest bardzo rozsądna, obsługa profesjonalna (jako fachowiec od sprzedaży byłem pod wrażeniem), dodają nam jeszcze statyw za połowę ceny. Polecam tą sieć sklepów:)
Problem rozwiązany. Teraz do domu. Trzeba naładować baterię i można wybrać się na krótki test aparatu.

Gdy porównałem to ujęcie w wykonaniu Sony, szczęka mi spadła © Kajman


Pogoda kiepska do robienia zdjęć, jutro będzie dłuższa wycieczka więc i możliwości sprawdzenia aparatu będą większe. Efekt dzisiejszych testów można sprawdzić na blogu Eli.

Zachodzik © Kajman


Wracając do domu zahaczamy o remontowany most w Kobiernicach. Trzeba było postawić podwójny rząd zapór bo kierowcy nie wierzyli, że nie da się przejechać mimo znaków i omijali pierwszą zaporę. Media nie mają się o co martwić. W naszym kraju idiotów dostatek:(

Podwójna zapora © Kajman