Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:262.09 km (w terenie 7.00 km; 2.67%)
Czas w ruchu:16:07
Średnia prędkość:16.26 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Suma podjazdów:3049 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:37.44 km i 2h 18m
Więcej statystyk
  • DST 3.72km
  • Czas 00:14
  • VAVG 15.94km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Złoto, wulkany i zamki

Sobota, 25 czerwca 2011 • dodano: 25.06.2011 | Komentarze 29


magneticlife.eu because life is magnetic

Pogoda podczas tego weekendu nas nie rozpieszcza. Jest zimno i leje co chwila. Faktem jest, że planowaliśmy spędzić czas na rowerach, ale ryzyko spędzenia go pod jakąś wiatą wczoraj i dzisiaj było zbyt duże. Na pogórzu kaczawskim do zwiedzania jest tyle atrakcji, że trzeba było zmienić środek transportu i wykorzystać czas na maksa.

Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym © Kajman


Camping w Bolkowie jest rewelacyjnym miejscem wypadowym. Nazywa się Pod Lasem. Standard ma europejski i bardzo dobre ceny. Być może ktoś zechce skorzystać z naszych doświadczeń i tu przyjechać. Szczerze polecam.
Wczoraj byliśmy w Książu i zwiedziliśmy Włodarza, część kompleksu Riese. Jest co poopowiadać a i parę fajnych fotek udało się zrobić.

Meta w Złotoryi © Kajman


Wszystkie atrakcje są w zasięgu wycieczek rowerowych z campingu. Zastanawiałem się czy zrobić z tego wpis z przebiegiem zerowym, ale doszedłem do wniosku, że po powrocie do domu muszę nadrobić ilość przejechanych w tym roku kilometrów. Pewnie zrobię to na trasach standardowych, które już nie raz opisywałem. Wtedy uzupełnię relacje i foty z miejsc zwiedzonych tutaj.

Liderki © Kajman


Dzisiaj obudziła nas ulewa. Plany Eli co do zwiedzania Rudaw Janowickich diabli wzięli. Wsiadamy w auto i jedziemy do kopalni złota w Złotoryi. Tam na głowę nic nam padać nie będzie. Jakie jest nasze zdziwienie, gdy nie możemy wjechać do miasta. Całe jest zablokowane przez policję, na objazdach są niesamowite korki. Okazuje się, że trafiliśmy na Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym.

Peleton © Kajman


O dojeździe do kopalni możemy zapomnieć, szukamy miejsca do zaparkowania. Deszcz leje cały czas. Znajdujemy jakiś daszek i czekamy na panie, które teraz są na trasie. Wyścig jest dookoła Złotoryi więc nastawiamy się na kłopoty komunikacyjne.

Pędzą do mety © Kajman


Jak będziesz dużo trenować, dostaniesz taką bryczkę:) © Kajman


Na szczęście okazało się, że Złotoryja nie zapomniała dzisiaj o swoich atrakcjach. Zwiedzamy Muzeum Złota i basztę. Wszystko za darmochę, jedynie kibel kosztuje 1 zł:)
Dostajemy też trochę złota na pamiątkę, też za friko:)

Płukanie złota © Kajman


Teraz czas na wulkany. Jest ich w okolicy kilka. Jedziemy na Ostrzycę, największy wygasły wulkan w Polsce. W końcu przestaje padać i wychodzi słońce.

Ostrzyca, największy wulkan w Polsce © Kajman


Punkt kontrolny, coś dla Kosmy:) © Kajman


Ela na wulkanie © Kajman


Teraz przychodzi czas na zamek Grodziec. Niesamowity, świetnie zachowany zamek piastowski. Stoi również na wygasłym wulkanie. Historia zamku i jego budowniczych jest bardzo ciekawa. Zwiedzamy wszystko, salę tortur też. Bardziej szczegółowo opiszę to przy najbliższym nabijaniu kilometrów:)

Zamek na wulkanie © Kajman


Łagodny wymiar kary © Kajman


Pogoda się znacznie polepszyła. Jedziemy na camping. Przecież tam czekają rowery i można gdzieś pojechać. Dojazd nie jest prosty. Wszędzie blokady dróg z powodu wyścigu.

Tym razem jadą panowie © Kajman


Po dotarciu na camping jemy obiad. Ela poszła spać, a ja wskakuję na rower i jadę zwiedzić zamek Świny. Jest od campingu rzut beretem, ale jak to zwykle bywa, to co bliskie zostawia się na koniec. Jutro mam nadzieję pojedziemy na rowerach do pałacu cesarza Wilhelma II. Mogłoby nie starczyć czasu na Świny a to byłaby niepowetowana strata.

Bolko Srogi, jeden z najznamienitrzych Piastów © Kajman


Zamek Świny jest pierwszym w Polsce prywatnym zamkiem. Kiedyś było tak, że znamienite rody miały kasztele, ale tylko król lub książę mógł mieć zamek. Chodziło o to by nikt władcy nie fikał. Żeby ród mógł posiadać zamek musiał mieć specjalne zezwolenie a to nie było łatwe. Paniska bały się buntów i sami budowali zamki.

Zamek Świny © Kajman


Z drogi na Jawor zamek w Świnach wygląda jak duży chlewik, ale to bardzo złudnie wrażenie. To potężna twierdza wybudowana w miejscu kasztelu należącego do rodu Świnków od VIII wieku. Z rodu tego wywodził się być może arcybiskup gnieźnieński, Jakub Świnka, który jednak pieczętował się inną odmianą herbu.

Zamek Świny © Kajman


Według jednej wersji ród został osadzony na Świnach przez księcia Bolka Srogiego, według innej był rodem słowiańskich władyków, który po zajęciu Śląska przez Mieszka I podporządkował się Piastom i w nagrodę otrzymał potwierdzenie prawa życia i śmierci nad swymi poddanymi.

Zamek w Świnach © Kajman


Rycerski ród Świnków od dawien dawna znany był z ogromnego zamiłowania do alkoholi, a w szczególności do wina, które kupowano często i w ogromnych ilościach. Wielowiekowa praktyka konsumencka sprawiła, że z pokolenia na pokolenie organizmy Świnków ewoluowały, wytwarzając taką odporność na procenty, o jakiej mógł pomarzyć niejeden polski pijaczek.

Zamek Świny © Kajman


Legendą już obrósł przypadek Jerzego Świnki, który założył się z pewnym polskim szlachcicem, kto więcej wina wypije i pod stół nie padnie. Stawka zakładu wydawała się poważna: ze swej strony Jerzy postawił 1000 dukatów, a ów szlachcic - przepiękną karetę zaprzężoną w sześć wspaniałych koni. Kiedy osuszali dwudziestą butelkę i nasz zawodnik był już mocno wstawiony, Świnka rozkazał, aby przynieść drewniany ceber do pojenia koni i napełniwszy go winem wypił całą zawartość za jednym zamachem. Pod szlachcicem nogi się ugięły. Nie odezwawszy się słowem wyszedł z zamku w asyście odprowadzającego go pewnym krokiem gospodarza.

Zamek Świny © Kajman


Konrad Świnka, który podobno podczas suto zakrapianej uczty, będąc już mocno pijanym, oświadczył głośno, iż nawet sam diabeł nie dałby mu rady, a jeśli ma go porwać, to niech zrobi to tu i teraz. Po tych słowach rozległ się grzmot i pojawił piorun celując prosto w gospodarza ze skutkiem wiadomo jakim. Trzymany przez Świnkę kielich uległ całkowitemu stopieniu i wraz z nim został pochowany.
Czyżby z tych historii wzięło się stare polskie powiedzenie "pijany jak świnia"?

Zamek Świny © Kajman


Urodzony w 1410 r. Gunzel II von Schweinichen (ród używał już wówczas zniemczonego nazwiska) znany jest z rozbicia w 1455 r. raubrittera i stronnika husytów Hansa Czyrn z zamku Niesytno. Pisałem o tym w poprzednim wpisie.
W 1456 r. urodził się matuzalem rodu Burgmann, który zmarł w wieku 110 lat na grypę. Syn tegoż Hans dożył wieku lat 96, ożenił się po raz drugi w wieku lat 80 i spłodził dwóch synów, żeby było śmieszniej jego żona w dniu ślubu miała 15 lat.

Zamek Świny © Kajman


Rodowa legenda wywodzi dzieje Świnków od Biwoja, giermka legendarnej czeskiej księżnej Libuszy, który w 712 r. podarował jej własnoręcznie upolowanego odyńca, za co miał otrzymać nadania wokół Świn, herb Świnka oraz rękę księżniczki Kazi.

Najsławniejszym przedstawicielem rodu był Hans von Schweinichen, żyjący w czasach Zygmunta Augusta, pamiętnikarz i dworzanin książąt legnickich Fryderyka III, Henryka XI oraz Fryderyka IV. Ród liczy sobie obecnie ok. 30 męskich potomków.



  • DST 61.56km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:24
  • VAVG 13.99km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 886m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wygasłe wulkany i zamki

Czwartek, 23 czerwca 2011 • dodano: 23.06.2011 | Komentarze 24


magneticlife.eu because life is magnetic

Ten rok postanowiliśmy z Elą przeznaczyć na zwiedzanie zamków piastowskich. Wpisy robione przez Piotera50 zachęciły mnie do zwiedzenia Księstwa Jaworskiego i krainy wygasłych wulkanów. Znaleźliśmy piękny camping w Bolkowie i z niego wyruszamy na zwiedzanie tej pięknej okolicy.

Camping w Bolkowie © Kajman


Księstwo Jaworskie powstało z podziału Księstwa Legnickiego. Położone jest na Dolnym Śląsku. Ostatnio nasz niewielki wzrostem polityk powiedział, że Ślązacy to opcja niemiecka. Sąd skierował tego polityka na przymusowe badania psychiatryczne. Cóż, może trzeba coś powiedzieć o historii Śląska.

Zamek piastowski w Bolkowie © Kajman


Wszystko zaczęło się od gościa, który miał wrzód na gębie. Był zacnym królem chociaż twarz mu wykrzywiło. Zwano go Bolesławem Krzywoustym. Miał czterech synów. Władka z pierwszej żony i trzech młodszych z drugiej żony. Wykombinował sobie, że Władek będzie seniorem a jak zejdzie po starszeństwie królował będzie następny syn. Zrobił nawet taki testament.

Zamek w Bolkowie odsłona 2 © Kajman


Żeby chłopaki nie czuli się pokrzywdzeni każdemu wyznaczył swoje księstwo. Władek dostał Śląsk, ale jednocześnie miał rządzić Polską z Krakowa. Wszystko byłoby pięknie gdyby młodzież się nie zbuntowała. Pod Poznaniem skopali starszemu bratu tyłek. Musiał uciekać do Niemiec. Miał nadzieję, że niejaki Barbarossa mu pomoże. Przecież był cesarzem, ale ten chciał Ziemię Świętą uwalniać i w sprawy polskie nie za bardzo miał ochotę się mieszać. Tak Władek został wygnańcem. Zmarł w Niemczech, ale jego synowie odzyskali Śląsk.

Widok z baszty © Kajman


Tak właśnie się stało, że wszyscy Piastowie śląscy wywodzą się od owego Władka. Cała historia rozgrywała się w połowie XII wieku. Synowie Władka podzielili Śląsk pomiędzy siebie a następnie pomiędzy swoich synów. W czwartym pokoleniu niejaki Bolek Łysy zwany Rogatką ( to był dopiero agent, może coś o nim jeszcze napiszę ), wydzielił dla swojego syna Księstwo Jaworskie.

Piastów było sporo © Kajman


Księstwo objął Heniek Gruby a posiadał takie miasta jak Jawor, Bolków, Kamienna Góra, Lubawka, Lwówek Śląski i Świerzawa. Było to w roku 1274. W tym też czasie historia zaczyna się komplikować. W Czechach panował Przemysł Ottokar II (ale głupio się facet nazywał). Był na tyle silny, że mały figiel a zostałby cesarzem Nieniec. Z Legnicy do Krakowa było ponad 400 km a do Pragi raptem 190. Byli pod ręką też Niemcy. Książęta Śląscy coraz rzadziej patrzyli na skłócony Kraków.

Dziedziniec zamkowy © Kajman


Inną sprawą był najazd Mongołów. Ci tak spustoszyli Śląsk, że trzeba było szukać gastarbajterów. Tych ściągano z Niemiec. Napływ ludności był spory, ale większość z nich się polonizowała. Jeżeli powstawały wsie zamieszkałe tylko przez Niemców, te zachowywały język. Z biegiem czasu zrobiła się moda na niemieckość. Nawet zacne polskie rody zaczęły używać języka niemieckiego, ale to wcale nie znaczy, że stali się Niemcami.

Ulice Bolkowa © Kajman


Zwiedzanie dzisiejsze zaczynamy od zamku w Bolkowie. Tu nasuwa mi się refleksja. Mówi się, że Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną. Otóż nie, to Piastowie śląscy na ponad sto lat przed Kazimierzem budowali swoje zamki murowane czego przykładem jest Bolków. Zamek wybudował wspomniany już Rogatka. W rękach Piastów był do 1392 roku kiedy to stał się własnością króla Czech.

Widoczek © Kajman


W 1463 roku z ramienia króla czeskiego panowanie nad zamkiem objął rycerz z Czernej. Był wielkim zbójem, rabował co się dało i w końcu mieszczanie ze Świdnicy i Wrocławia się wkurzyli, zebrali się na wyprawę wojenną, rycerza ucapili i powiesili. Zamek przechodził różne koleje losów, ale przetrwał do dzisiaj. W najbliższą sobotę i niedzielę jak co roku odbędzie się tu turniej rycerski.

Zamek Niesytno w Płoninie © Kajman


Z Bolkowa jedziemy zwiedzić ruiny zamku Niesytno w Płoninie. Zamek jak głosi legenda wybudowali rycerze rabusie nienasyceni kosztowności. Pierwszy zamek w tym miejscu miał istnieć już w XIV wieku, jednak brak na to odpowiednich przekazów historycznych. Pozostałości murów, które oglądamy dzisiaj pochodzą głównie z XV wieku. W latach 1300-1339 jego właścicielem był Albert der Baier von Waltersdorf (Albert pochodzący z Bawarii), a w latach 1385-1406 do Henryka von Czirn.

Baszta © Kajman


Henryk z Czernej to ciekawa postać. Brał udział w bitwie pod Grunwaldem po stronie krzyżackiej. Później przyłączył się do Husytów. Brał udział w husyckich wyprawach łupieskich, do jego siedziby – gniazda rozbójników – przylgnęła nazwa Zakątek Strachu (Angstwinkel). W 1432 roku kres tym praktykom przynosi wyprawa wojsk mieszczan świdnickich na rozkaz biskupa wrocławskiego. Heinrich von Czirn zostaje wygnany, a dwa lata później pojawia się po raz kolejny. Zwabia w pułapkę wodza husytów – Waderaicha i oddaje go w ręce świdniczan.

Zamek Niesytno © Kajman


Hans von Czirna, jako ostatni z tego rodu w Płoninie zostaje w 1455 roku zabity za ołtarzem kaplicy zamkowej przez Gunzela von Schweinichen z pobliskich Świn. Krwawe to były czasy. Przez lata zamek przechodził z rąk do rąk. Był rozbudowywany i przebudowywany. Powstał tu również piękny pałac.

Ruiny pałacu © Kajman


Podczas II wojny światowej w zamku mieścił się ośrodek szkoleniowy Luftwaffe. Z tego okresu pochodzą legendy o rzekomych zakładach zbrojeniowych, sztolniach pod zamkiem, czego przykładem miała być wykuta grota znana już w XIXw

Ruiny pałacu © Kajman


W lipcu 1992 r. pałac spłonął, a przyczyną pożaru było prawdopodobnie celowe podpalenie. Później zginął piękny portal pałacowy wraz z kartuszem herbowym, wiele cennych detali oraz elementów wystroju pałacu.

Spalone wnętrza © Kajman


Zamek wybudowany został na skałach, na stromym wzgórzu w centrum wsi. Zachowała się potężna kamienna wieża w formie ośmioboku o nieregularnym kształcie, a także ruiny kaplicy zamkowej, budynku mieszkalnego oraz murów obwodowych. Obecnie wszystko porośnięte samosiejkami, niedostępne do zwiedzania ze względu na stopień zniszczenia.

Zwiedzamy zamek © Kajman


Fakt, zamek jest ogrodzony, wszędzie są tablice, że grozi zawaleniem. Niezrażeni tym przyjmujemy propozycję faceta mieszkającego obok. Gość oprowadza nas po zamku. Zna go jak własną kieszeń. SPDy ślizgają mi się po kamieniach, ale takie zwiedzanie z opowieściami pana o sztolni w jego piwnicy prowadzącej do zamku zapamiętam długo:)

Jest trochę niebezpiecznie © Kajman


Takie zwiedzanie to niesamowita przygoda. Dalej kierujemy się do Mysłowa gdzie jest pałac należący niegdyś do opatów lubiąskich. powstał około roku 1700.

Pałac w Mysłowie © Kajman


Kolejny cel to zamek w Lipie. Zbudowany został na przełomie XIII i XIV w. Prawdopodobnie powstał z inicjatywy jednego ze śląskich rodów rycerskich i miał pełnić w tamtych czasach rolę strażnicy.

Zamek w Lipie © Kajman


Z chwilą utraty znaczenia wojskowego używano go jako magazyn oraz źródło kamienia budowlanego. W 1821 r. znaczna część budowli zostaje rozebrana, a materiał przeznaczony zostaje na budowę budynków gospodarczych.

Baszta © Kajman


Ostatnia renowacja miała miejsce w latach 70. XX w. wtedy to nieodwracalnie zniszczono wiele elementów budowli. Obecnie nie istnieje już wieża, która kształtem przypominać miała tę z bolkowskiego zamku, nie istnieje też już jaskółczy ogon. Po upaństwowieniu popadł w ruinę. Kamienne portale, gotyckie i renesansowe obramowania okien zostały skradzione.

Wnętrza © Kajman


Piramida przez wielu uważana błędnie za komin kuchenny, stanowi część średniowiecznego zamku, który został wybudowany ok. 1200 roku przez templariuszy. W piramidzie wewnątrz pustej znajdują się na ścianach różne, równo rozmieszczone otwory, na środku piramidy znajduje się tzw. studnia, w dniu letniego przesilenia słońce pada na wprost do wnętrza tzw. studni.

Komin czy piramida © Kajman


Cały czas poruszamy się po pogórzu kaczawskim. Jest to obszar unikatowych w Polsce wygasłych wulkanów. Jedziemy zobaczyć jeden z nich, Czartową Skałę.
Jest to niewielkie powulkaniczne wzniesienie, w kształcie małego, lekko skrzywionego stożka podciętego z dwóch stron wyrobiskami nieczynnych kamieniołomów

Wygasły wulkan Czartowa Skała © Kajman


Jestem zachwycony dzisiejszą wycieczką i terenami przez które jechaliśmy. Zaskoczyła mnie jedynie bardzo mała ilość rowerzystów. Spotkaliśmy ich dosłownie kilku a przecież jest co zwiedzać i widoki też są piękne. Jest sporo podjazdów o czym świadczą przewyższenia, ale warto tu pojeździć:)

Inny wulkan © Kajman


Widoczek © Kajman


Na koniec wpadamy do Jastrowca zobaczyć pałac na wodzie. Dlaczego tak się nazywa nie wiem. Nigdzie wody tam nie ma. Jest to trzykondygnacyjny późnobarokowy budynek, założony na planie prostokąta, z 2. poł. XVIII w.

Pałac w Jastrowcu © Kajman


Czworaki? © Kajman




  • DST 12.63km
  • Teren 2.00km
  • Czas 00:37
  • VAVG 20.48km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 37m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zagrodzona Soła

Czwartek, 16 czerwca 2011 • dodano: 16.06.2011 | Komentarze 25


magneticlife.eu because life is magnetic

Ostatnio w firmie była zmiana produktu. Teraz nabór nowych ludzi do pracy. Tych ludzi trzeba wyszkolić a to jest praca wymagająca wysiłku i zabierająca dużo czasu. Przestawienie sposobu myślenia człowieka to fajne zajęcie, ale męczące. Ludzie są oporni na wiedzę, działają z automatu i patrzą na świat ze swojego punktu widzenia. To trzeba w nich zmienić. Jak wspomniałem zabiera to sporo czasu, który mógłby być przeznaczony na rowerowanie. Cóż, coś za coś.

Tęcza nad Istebną © Kajman


Z tego też powodu ostatnio wycieczek jest mało:(
Dzisiaj jednak nie mogłem się powstrzymać. Wskoczyłem na rower zobaczyć szlabany, które w ostatnich dniach pojawiły się na drogach dojazdowych do Soły.

Zagrodzona Soła © Kajman


Szlabany są sprytnie skonstruowane bo nie da się ich normalnie otworzyć. Zagradzają drogi dojazdowe do brzegów Soły. Otwiera się je korbką, którą posiada jeden z okolicznych mieszkańców. Korbkę mają też strażacy i policja.

Sprytne zabezpieczenie © Kajman


Gdy się bliżej przyjrzałem patentowi, doszedłem do wniosku, że można to otworzyć zwykłym kluczem do odkręcania kół.

Kolejny szlaban w Porąbce © Kajman


Po ostatniej powodzi brzegi Soły i wały zostały pięknie naprawione. Powstały urocze miejsca do wypoczynku nie tylko dla mieszkańców gminy, ale również dla mieszkańców pobliskich Kęt czy Bielska. Tym bardziej, że udało się również reaktywować kobiernickie stawy, które były rajem dla wędkarzy:)

Soła © Kajman


Plaża jak na Chorwacji © Kajman


Uratowane kobiernickie stawy © Kajman


Zastanawiałem się po co te szlabany? Czyżby władze gminy chciały utrudnić życie turystom? Przecież turystyka to niewątpliwie wielki atut naszej gminy. Okazuje się, że cel był inny. Ludzie często wywozili śmieci nad Sołę samochodami.
Zawsze coś takiego mnie wkurzało do granic możliwości!!!

Powód postawienia szlabanów © Kajman


Mamy bezpłatny system odbioru śmieci. Przywożą worki, wystarczy wkładać plastiki do jednego, do innego papiery, do jeszcze innego szkła. Raz w miesiącu przyjeżdża auto i nieodpłatnie zabiera urobek. Jakim trzeba być bezmózgim bydlakiem, żeby mimo wszystko wywozić śmieci do lasu czy nad rzekę!!!

Tędy można wjechać © Kajman


W jednym miejscu szlabanu jeszcze nie ma i można dostać się autem nad Sołę. Pewnie szlaban się pojawi. Cały czas mam mieszane uczucia czy to dobry pomysł z tymi szlabanami. Dla nas rowerzystów i dla turystów pieszych pewnie tak. Nam szlabany nie przeszkadzają. Auto można zostawić nieopodal i też wypocząć nad rzeką. Czas pokaże czy jest to przeszkoda dla śmiecących bydlaków.

Pewnie za dwa tygodnie zakończony zostanie remont mostu © Kajman


Na koniec jeszcze dwie foty tęczy, która pojawiła się w ostatni poniedziałek nad Istebną. Była niesamowita. Pełna podwójna tęcza od góry do góry. Chciałem dogonić autem jej początek, ale zwiewała:)

Jeden koniec © Kajman


Drugi koniec © Kajman




  • DST 71.19km
  • Teren 3.00km
  • Czas 04:22
  • VAVG 16.30km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 482m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Księstwo zatorskie i ostatni Piast

Niedziela, 12 czerwca 2011 • dodano: 12.06.2011 | Komentarze 21


magneticlife.eu because life is magnetic

Powinna być dzisiaj cotygodniowa setka, ale po ostatniej glebie Eli trzeba było raczej skupić się na przełamywaniu oporów przed zjazdami. Cóż, pewnie będzie to wymagało trochę czasu. Tak było po wypadku, ale przeszło. Opory są po ta by je przełamywać więc ruszamy na wycieczkę po księstwie zatorskim.

Jedziemy do Zatora © Kajman


Po księstwie zatorskim jeździliśmy już wiele razy, ale skupialiśmy się na stawach doliny karpia, z których ta ziemia słynie już od czasów rzymskich. Jest nawet karp zatorski, który był przysmakiem na dworze królów polskich.

Czasami trzena trochę poczekać © Kajman


Dzisiaj wypada w końcu opowiedzieć historię tej ziemi i ostatnich Piastów.
Historia o tyle ciekawa, że bardzo współczesna. Wiele jej elementów można znaleźć w sytuacji dzisiejszych rodzin. Zawiera również znamiona ekonomiczne, które w dzisiejszych czasach uważane są za nowość!

Jedziemy po górkach © Kajman


Historia zaczyna się w roku 1179 gdy na pograniczu Śląska i Małopolski powstał gródek graniczny gdzie pobierano myto, czyli taką dawną opłatę za korzystanie z drogi. Dzisiaj na autostradzie nazywa się to bramka, wtedy nazywano to zator.

I większych górkach © Kajman


Inną częścią historii są dzieci. Tak jak i w dzisiejszych czasach mają prawo do dziedziczenia. Kiedyś ważny był syn. Córki były towarem handlowym, trzeba było dać im wiano, czyli posag, ale można było coś za to wytargować. Dotyczyło to wszystkich. Kmieć mógł połączyć morgi a raczej łany, książę kombinował jakie sojusze wytargować.

Gdzieś w księstwie zatorskim © Kajman


Z synami było inaczej. Super jak był jeden i to zdrowy, gorzej jak ich było kilku. Wówczas wyjścia były dwa, albo najsilniejszy pozbył się braci np. przez otrucie, wykastrowanie albo utopienie w balii w czym Piastowie byli mistrzami, albo trzeba było włości dzielić.

Kościół wybudowany przez Piastów © Kajman


Ta ostatnia wersja miała miejsce przy powstaniu księstwa zatorskiego. Księstwo opolskie podzielono z wyodrębnieniem księstwa cieszyńskiego. Te z kolei podzielono z wyodrębnieniem księstwa oświęcimskiego. To podzielono wyodrębniając księstwo zatorskie. Tak więc Piastowie z potężnych książąt stali się z czasem tacy trochę małorolni.

Kościół w Zatorze © Kajman


Zator stolicą księstwa stał się w 1445 roku i jako stolica występował do 1564. Wcześniej, bo w 1292 roku Mieszko, książę cieszyński nadał mu prawa miejskie. Księstwo wtedy odziedziczył Wacław I. Miał wybór, mógł złożyć hołd lenny Czechom jak to robiła większość Piastów lub Polsce. Wybrał Polskę.

Wnętrze kościoła © Kajman


Wacław miał czterech synów. Tu zaczynają się kłopoty bo jako książę małorolny nie miał za bardzo co dzielić. Wacław rozbudował miasto i fortyfikacje. Przystąpił też do budowy zamku. Koszt wyniósł 9600 groszy praskich a każdy poddany został zobowiązany do odpracowania dwóch dni w tygodniu przy budowie rezydencji książęcej.

Tablica w kościele © Kajman


Jan V był trzecim pod względem starszeństwa synem księcia zatorskiego Wacława I. W chwili śmierci ojca Wacława Jan był prawdopodobnie jeszcze małoletni, pomimo tego objął razem ze starszymi braćmi Kazimierzem i Wacławem II rządy w księstwie zatorskim. Wspólne rządy trwały do 1474, kiedy w wyniku podziały malutkiego księstwa Jan otrzymał wraz z młodszym Władysławem połowę Zatoru wraz z terytoriami na zachód od rzeki Skawy.

Tablica w kościele © Kajman


Pomieszczenia zamku również zostały podzielone pomiędzy braci. Na parterze zamku znajdowała się wtedy wielka kuchnia. Na piętrze 4 duże izby i 3 większe komnaty oraz kilka mniejszych po bokach. Na drugim piętrze wielka sala reprezentacyjna i 4 komnaty.

Tablica w kościele © Kajman


Jasiek przeżył braci i znów zjednoczył włości. Dziwnym trafem żaden z braci Jaśka nie miał męskiego potomka a sam Jasiek machnął sobie jednego, ale na boku. Nie mógł mu przekazać księstwa. Wtedy wymyślił niekiepski plan.

Tablica w kościele © Kajman


Wymyślił odwróconą hipotekę, czyli opylił księstwo Kazimierzowi Jagiellończykowi za 80 000 florenów. Paniskiem był nadal bo nie zapomniał złożyć hołdu lennego Aleksandrowi a później Zygmuntowi Staremu.

Zamek w Zatorze © Kajman


Koniec Jaśka był taki trochę w stylu Kargula i Pawlaka. W 1508 r. Wawrzyniec Myszkowski zakupił od dziedzica Laskowej wodę do stawu w tejże miejscowości. Mimo że transakcji tej dokonano za zgodą księcia zatorskiego Janusza, książę wodę wstrzymał. Myszkowski odwołał się do Zygmunta Starego, jednakże Janusz nie myślał respektować wyroku królewskiego.

Detal © Kajman


17 sierpnia 1513 r. podczas przypadkowego spotkania zwaśnionych stron w Spytkowicach doszło do sprzeczki, w wyniku której Wawrzyniec rozpłatał jadącego na koniu księcia Janusza. Po tym wydarzeniu Myszkowski zbiegł do Moskwy, a wyróżniwszy się bohaterstwem w bitwie po Orszą w 1514 r. uzyskał przebaczenie królewskie. Wawrzyńcowi pozwolono wrócić do kraju, gdzie wkrótce objął funkcję kasztelana bieckiego, a następnie sądeckiego.

Zamek w Zatorze od strony zadu © Kajman


Tak dokonał żywota jeden z ostatnich Piastów. Jan V został pochowany w Zatorze, choć nie wiemy w którym z kościołów parafialnych.
Ostateczne przejęcie księstwa zatorskiego przez Polskę nastąpiło 26 października 1513, kiedy starosta oświęcimski Andrzej Kościelecki odebrał od miejscowej szlachty przysięgę na wierność królowi polskiemu.

Detal © Kajman


W 1564 roku następuje podpisanie oficjalnego aktu inkorporacji księstwa zatorskiego i oświęcimskiego na sejmie w Warszawie do województwa krakowskiego, jako tzw. powiat śląski. W praktyce używano jednak nazw nadal obu księstw.

Widoczek © Kajman


Dalsze losy ziemi zatorskiej powiązane są z możnymi rodami Myszkowskich, Duninów, Poniatowskich, Tyszkiewiczów, Wąsowiczów by w końcu trafić w ręce Potockich. Ci ostatni byli właścicielami do II wojny światowej. Od 10 lat trwa proces o odzyskanie majątku.

Widoczek © Kajman


Ciekawostką jest to, że po rozbiorach ziemia zatorska przypadła w udziale Austrii. Cesarze austriaccy wśród swoich tytułów używali tytułu księcia zatorskiego. Nawet Franz Josef nazywał siebie księciem zatorskim.

Widoczek © Kajman


Od 1 do 3 lipca na zamku w Zatorze będzie się odbywało święto karpia. Wtedy będzie można zwiedzać zamek w środku. Podobno warto. Myślę, że się tam wtedy też wybierzemy. Mają być pokazy rycerskie:)

Widoczek © Kajman


Teraz zastanawiamy się nad długim weekendem. Rozważamy Sandomierz, Słowację i Dolny Śląsk. Chwilowo przewagę ma Dolny Śląsk a ściślej mówiąc okolice zamku Książ. Dodrze byłoby zwiedzić też kompleks olbrzyma. Musimy wynaleźć jakiś fajny camping bo patrząc na wpisy Toompa czy Piotera50 jest co zwiedzać:)

Widzieliśmy primicje i panienki w ludowych strojach © Kajman


Mam nadzieję, że do tego czasu Ela zapomni o zagrożeniach czyhających na rowerzystę. Dzisiaj było fajnie, trzeba jeszcze trochę potrenować:)

Na moście w Kobiernicach malują poręcze © Kajman




  • DST 21.16km
  • Czas 01:01
  • VAVG 20.81km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 158m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerowe zagrożenia

Piątek, 10 czerwca 2011 • dodano: 10.06.2011 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Na początku chciałbym jeszcze raz podziękować wszystkim uczestnikom meetingu. Było wspaniale. Tak nam się spodobało, że pewnie w przyszłym roku zrobimy drugą edycję. Mam nadzieję, że będziemy w tym samym gronie a być może jeszcze ktoś dołączy. Tym razem pogoda nie pozwoliła na wyścig rowerów wodnych, przed nami Hrobacza i Kocierz. Może uda się to zrealizować w przyszłym roku:)

Zapora w Porąbce © Kajman


Ostatni etap meetingu przejechaliśmy samotnie z Krzarą jako grupa poszukiwawcza. Jechaliśmy szybko od kultowego przystanku w ulewnym deszczu by dogonić peleton. Miałem wszystko mokre, ale w końcu wyschło. Można trochę pojeździć.
Pojechałem przed siebie zastanawiając się nad zagrożeniami czyhającymi na rowerzystów.

Chmury nad Hrobaczą © Kajman


Jednym z zagrożeń jest niewątpliwie utrata roweru. Marcin podjął nową pracę w Krakowie. W drugim dniu pojechał do pracy rowerem a wrócił na piechotę. Spod biurowca wyparował stary Kross A2. Był przypięty, ogólnie złom, nie miał ani jednej porządnej części, ale ładnie wyglądał, więc zniknął:(
Chwilowo Marcin zarekwirował mi Cajmana, ale tym razem jest przypinany potężnym u lockiem.

Zachmurzona Porąbka © Kajman


Innymi zagrożeniami są gleby. W pierwszym dniu meetingu czwórka z nas zjechała z Żaru czerwonym szlakiem. Dwóch zaliczyło glebę. Na szczęście skończyło się na mocno poobdzieranej ręce i podartym stroju. Ten zjazd jest bardzo niebezpieczny, szczególnie w czasie deszczu a przecież padało. Trafiło na twardzieli posiadających duże umiejętności.

Rzadki u nas widok takie zwierzęta, można spotkać sarnę, ale coś takiego? © Kajman


Wtedy też gdy wracaliśmy do domu, obok zapory w Porąbce, kobieta jadąca jakąś landarą uderzyła lusterkiem w moją kierownicę. Udało mi się opanować rower i dogonić mistrzynię kierownicy. Zapytałem ją dlaczego chciała mnie zabić. Nie potrafiła odpowiedzieć. Powiedziałem jej co myślę o takich kierowcach. Jadąca tuż za mną Anwi chyba się trochę przestraszyła oglądając całe zajście.

Tu kobieta walnęła lusterkiem w moją kierownicę © Kajman


W drugim dniu meetingu podczas jazdy w ulewie dwie osoby zaliczyły glebę. Szybka akcja pozostałych (zatrzymali ruch samochodowy i pozbierali glebowiczów) zapobiegła groźniejszym konsekwencjom zdarzenia.

Jezioro czanieckie 1 © Kajman


Kilka dni temu ze zgrozą przeczytałem wpis JPbika o wypadku, który spowodował. Tym razem skończyło się na złamanym obojczyku i skasowanym rowerze. Stracony też może być sezon maratonowy, który dla Jacka jest tak ważny. Inne konsekwencje w tym finansowe mogą pokazać się wkrótce:(

Jezioro czanieckie 2 © Kajman


Bardzo lubię czytać wpisy Kosmy100, robi wspaniałe foty i jak nikt inny potrafi integrować środowisko bikestatowiczów:)
Ostatnio u Moniki pojawiły się relacje o atakującym szlabanie, o szalejących kierowcach blachosmródów i zagrożeniu jakie stwarzają. Podczas wycieczki gdy wjechała na Równicę, można przeczytać o zmiażdżonym kasku jednego z uczestników i o opatrywaniu drugiego. Powiało grozą.

Jezioro czanieckie 3 © Kajman


Ostatnimi czasy na forum trwa dyskusja o kaskach. Ostatnie wnioski z dyskusji są takie, że gdy ludzie nie jeździli w kaskach nie mieli gleb. Kurcze coś w tym jest. Prawie wszystkie osoby opisane powyżej jechały w kasku.
Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem nie schować kask gdzieś głęboko i przeprosić się z moją czapeczką rowerową?

Jezioro czanieckie 4 © Kajman


Idąc tym tokiem myślenia można dojść do wniosku, że jazda na rowerze jest ciągłą walką o życie. Jak nas nie okradną to przynajmniej próbują zabić. Hobby rowerowe jest strasznie niebezpieczne!!!

Jezioro czanieckie 5 © Kajman


Zagrożenia są wszędzie. Najwięcej wypadków jest w kuchni własnego mieszkania. To przecież nie oznacza, że do kuchni nie należy wchodzić bo spotka nas coś złego. Złodzieje kradną nie tylko rowery, można stracić portfel w hipermarkecie czy autobusie. Mamy unikać tych miejsc?

Jezioro czanieckie 6 © Kajman


Ja myślę, że jazda rowerem to czysta przyjemność, z której trzeba czerpać maksimum radości. Jeżeli się skupimy na podziwianiu widoków, wietrze we włosach i przygodzie będzie to sama radość, którą może dać nam rower.
Dlatego też mimo horroru, który miał miejsce na meetingu (cztery gleby i próba zabójstwa) bardzo mi się podobało:)
Na długo zapamiętam Czechowego banana, dywagacje Angelina na temat planety, z której pochodzi Krzara, czy samo ognisko.
Dlatego będę się trzymał radości rowerowania:)



  • DST 44.57km
  • Czas 02:37
  • VAVG 17.03km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 486m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Meeting u Niezależnych Krokodyli dzień drugi

Poniedziałek, 6 czerwca 2011 • dodano: 06.06.2011 | Komentarze 32


magneticlife.eu because life is magnetic

Po hulankach i swawolach dnia poprzedniego, obawiałem się o pobudkę. Walczyliśmy dzielnie na wszystkich polach, ekipa miała prawo być zmęczona. Jak się okazało obawy były bezpodstawne. Wszyscy dzielnie zasiedli do śniadania. Szybkie uzgodnienie trasy. W planach był Inwałd, ale plany są po to by je zmieniać. Ruszamy do Kozubnika:)

W ruinach Kozubnika © Kajman


Poprzedniego dnia imprezę opuścił Janusz507, musiał iść do pracy. Fajnie, że przyjechał chociaż na jeden dzień:)
Funio musi odwieźć syna na imprezę rodzinną, ale obiecuje wrócić rowerem, dotrzymuje słowa, ale o tym później. Autochton z Kubą jadą atakować jakąś wielką górę więc na Kozubnik wyruszamy w okrojonym składzie.

Jedziemy sobie © Kajman


Po zjeździe z Kozubnika opuszcza nas Marusia. Dzisiaj wyjeżdża na wakacje, ale dzielnie towarzyszył nam do ostatniej chwili:)
Dzięki Mariusz, że byłeś, mam nadzieję, że ręka szybko się zagoi:)

Żegnamy Marusię © Kajman


Ela prowadzi grupę, ja robię za żółwia czyli mam pilnować by nikt się nie zgubił:)
Cienko mi to idzie, bo po zjeździe z Kozubnika gubimy Rafaella. Kierujemy się do Wielkiej Puszczy gdzie mamy zaatakować przełęcz Beskidek. Wyprzedza mnie gość na kolarce, od niego dowiaduję się, że Rafał jest na właściwej drodze i wkrótce nas dogoni:)

Chwila odpoczynku przed wjazdem na Beskidek © Kajman


Na przełęcz jedziemy spokojnie, no prawie wszyscy. Podjazd w swojej końcowej fazie jest bardzo mocny. Każdy powolutku wdrapuje się na szczyt jedynie Krzara po zdobyciu szczytu robi nawrót, jedzie w dół, zdobywa szczyt i tak chyba cztery czy pięć razy. Kurcze, co on jadł? Angelino podejrzewa, że Krzysiek jest z innej planety i coś w tym musi być:)

Mocny podjazd © Kajman


Na szczycie podziwiamy widoki © Kajman


A Krzysiek kręci kółka:) © Kajman


Pogoda nam dopisuje, jest ciepło i nie ma wiatru. Widoczność jest fantastyczna. Jedziemy do Zagórnika, tam mamy zwiedzić kaskadę Rzyczanki. Zatrzymujemy się przy sklepie na lody. Wszystkim humory dopisują:)

Zrobiliśmy obrót w sklepie:) © Kajman


Pokrzepieni jedziemy w jedno z najbardziej urokliwych miejsc naszego rejonu. Kaskada Rzyczanki to ewenement. Wszyscy cieszą się widokami, wszyscy robią mnóstwo zdjęć:)

Dotarliśmy © Kajman


Wiem, że Ilona ma musi zdążyć do pracy i z Robdem muszą wyjechać o trzeciej. Z kaskady do domu jest 17 kilometrów więc damy radę:)

Wszyscy łapią aparaty i robią foty © Kajman


Ela opowiada Yackowi, że często jak tu jesteśmy to goni nas burza. Tym razem nic takiego scenariusza nie zapowiada. Świeci słońce i jest pięknie gdy wtem za górą jak nie pierdyknie!!!

Podziwiamy kaskadę © Kajman


Widok na kaskadę © Kajman


Wszyscy focimy bez opamiętania:) © Kajman


Czas się zbierać. Ela prowadzi pierwszą grupę, ja czekam na resztę. Pierwsza grupa ma trochę przewagi więc by ich dogonić prowadzę drugą grupę przez Andrychów. Czekamy w strategicznym miejscu koło cmentarza. Tam jest przystanek autobusowy pod którym można się schronić.

Zaczyna się ciekawie © Kajman


Grzmi bardzo blisko, padł zasięg w telefonach i nie wiemy co się dzieje z pierwszą grupą. Postanawiamy jechać dalej. Po przejechaniu 200 metrów ktoś odkręca kurek na całego. Zaczyna się straszna ulewa. Krzysiek zauważył dom z daszkiem i otwartą bramą. Szybka decyzja, zawracamy, olewamy przystanek z wiatą i pakujemy się ludziom pod dom:)

Grupa pościgowa © Kajman


Po chwili podjeżdżają gospodarze autem, leje niemiłosiernie. Gospodarze zostawiają auto pod chmurką a nas witają z uśmiechem. Nie jest źle, termometr pokazuje 23 stopnie, przeczekamy. Martwi mnie brak zasięgu, telefon chwilę działa i znów przestaje. Nie wiemy co z resztą a tu zaczyna sypać gradem. Wtedy nagle odzywa się telefon. To Funio, który stoi pod naszym domem i pyta gdzie nas znajdzie. Mówi, że u nas świeci słońce. Mówię mu co tu się dzieje. Tomek robi odwrót do domu.

Na drodze pojawia się rzeka © Kajman


W pewnym momencie błysk i huk są równocześnie. Z sąsiedniego domu sypią się na nas kawałeczki tynku. Pojawia się gospodarz i proponuje nam herbatę a nawet zaprasza do środka. Cieszę się bo zaczyna robić się strasznie zimno, temperatura spadła o 6 stopni.
Zaczynam się martwić o Ilonę a w zasadzie o czas, którego już nie mają. Wzywam na pomoc Marcina. Odwiezie ich autem do domu. Zdążą:)

Po przeszło godzinie deszcz się uspokaja. Wiemy, że pierwsza grupa przeczekała ulewę 200 metrów od nas na wspomnianym przystanku. Co tam wyprawiali można się dowiedzieć na innych blogach a warto:)
Gdy się łączymy okazuje się, że nie ma Anwi.

Pierwsza pomoc © Kajman
.

My z Krzyśkiem zostajemy tworząc grupę poszukiwawczą. Reszta jedzie do domu. Po chwili burza wraca. Ela i Angelino zaliczają gleby. Zdarzenie to też opisują inni.
My z Krzyśkiem zajmujemy pozycję na wspomnianym przystanku. Znów leje strasznie. Po chwili jest wiadomość od Robda jadącego autem, że Anwi jest na czele przed całą grupą. Udaje się nawiązać łączność. Poczeka na resztę.
Nie ma co, ruszamy z Krzyśkiem do domu. Nie pamiętam kiedy tak szybko jechałem. Pod domem dopadamy główny peleton. Tu okazuje się, że Ela jest mocno poobijana i nadgarstek Angelino wymaga bandaża.



Wszyscy są przemoczeni całkowicie, ale wyglądają na szczęśliwych. Przebieranie w suche, bigosik i śliwówka od Angelina szybko pozwalają się rozgrzać:)

W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować wszystkim biorącym udział w meetingu. Imprezę tworzą ludzie a ta dla mnie była fantastyczna:)
Jestem pewien, że znów się zobaczymy i pojeździmy razem:)
Kategoria Integracyjnie


  • DST 47.26km
  • Czas 02:52
  • VAVG 16.49km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Podjazdy 898m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Meeting u Niezależnych Krokodyli dzień pierwszy

Sobota, 4 czerwca 2011 • dodano: 05.06.2011 | Komentarze 27


magneticlife.eu because life is magnetic

Kiedyś braliśmy udział w fantastycznej imprezie integracyjnej. Pomyślałem, że taką można zrobić u nas. Wpisałem sobie to nawet w postanowieniach noworocznych, dwa lata temu. W zeszłym roku się nie udało, ale teraz, starych nie ma, chata wolna OJ BĘDZIE BAL:)

Meeting u niezależnych krokodyli © Kajman


Dwa tygodnie temu ogłosiliśmy na naszych blogach, że w ten weekend odbędzie się Meeting u Niezależnych Krokodyli. Udział mogli wziąć wszyscy rowerzyści zarejestrowani na bikestats.

Oczekiwanie na bikestatowców © Kajman


Ku naszej wielkiej radości sporo osób zainteresowało się imprezą. Był Angelino, Anwi, Autochton, Czecho, Funio z synem, Ilona, Janusz 507, Krzara, Krzysio32, Marusia, Niradhara, Projektkamczatka, Rafaello, Robd, Shem, Yacek i Kuba, kumpel Autochtona, który na wszystkie świętości się zaklinał, że na bikestats się zapisze:)

Trochę blokowaliśmy ruch, ale to nasze zbójeckie prawo:) © Kajman


Rano ekipa zaczęła się zjeżdżać. Wszyscy czekamy na Robina. W końcu dzwonimy i okazuje się, że Robin nie przyjedzie. Cóż, wsiadamy na rowery i zgodnie z planem, trochę spóźnieni ruszamy zwiedzać wnętrze góry Żar.

Cała droga nasza © Kajman


Peleton © Kajman


We wnętrzu góry Żar jest elektrownia szczytowo pompowa. Nie da się jej zwiedzić indywidualnie. Udało się uzyskać dogodny dla nas termin, chociaż zapisy na wycieczki są już na koniec lipca.

Rowery pod ścisłym nadzorem © Kajman


Zwiedzanie zaczynamy od zobaczenia filmu o Żarze i elektrowni. Później wielkie wrota otwierają się przed nami i wchodzimy do wnętrza góry. Mam wrażenie jak bym był w innym świecie, potęga i pełna automatyzacja robią wrażenie:)

Jedziemy na szczyt Żaru © Kajman


Po zwiedzeniu czeluści góry jedziemy na szczyt. Każdy swoim tempem. Krzara postanawia pobić rekord wjazdu K4r3l, jedzie jak małe auto. Ja dzielnie walczę o zaszczytny tytuł żółwia, niestety, mimo straszliwego wysiłku nie udaje mi się go zdobyć. Na szczycie są medale, bo przecież każdy wie, że prawdziwym rowerzystą jest ten, kto zdobędzie górę Żar:)

Medal za zwycięstwo © Kajman


Tak na prawdę medale dostaliśmy wszyscy:) © Kajman


Na szczycie piwko i coś na ząb. Opanowaliśmy całą knajpę:)
Rozmowy o rowerach, bikestatowe ploty i wtedy.........

Marusia © Kajman


Angelino © Kajman


Projektkamczatka © Kajman


Funio z synem i Janusz © Kajman


jak nie pierdyknie, jak nie błyśnie, burza nadciąga od strony Żywca. Ustawiamy się jeszcze do pamiątkowego zdjęcia i następuje szybka ewakuacja. Olewamy wyścigi rowerów wodnych i spadamy do domu. Po drodze łapie nas deszcz:(

Ekipa bikestats na Żarze © Kajman


Czwórka największych hardcorowców jedzie z Żaru terenem. Dwoje z nich zlicza glebę, ale żyją. Reszta raźno zasuwa asfaltem. Chwilę czekamy pod wiatą przystanku i jedziemy dalej. Dzisiaj burza nas tylko postraszyła dając przedsmak dnia następnego:)

Już nie pada, trzeba coś zjeść © Kajman


Narada wojenna © Kajman


Zastanawiamy się co zrobić z tak mile rozpoczętym dniem. Zapada decyzja zdobycia góry Wołek i zwiedzenia zamku a raczej miejsca gdzie był zamek. Trochę się dziwię bo to krótki ale mocny podjazd. Jak widać bikestatowicze są nie do zdarcia:)

Miejsce na robienie fotek Porąbki © Kajman


Na Wołku zachowujemy się jak japońska wycieczka. Wszyscy biegają i robią zdjęcia. Jesteśmy krótko bo przed nami ognisko. Pogoda się wyklarowała a zapasy się mrożą w lodówce:)

Ile osób foci na raz? © Kajman


Wierzchowce idą na zasłużony odpoczynek do stajenki a my zaczynamy bal. Krzara rozdaje śpiewniki, gitara gotowa:)
Pod tym względem Krzara też jest mistrzem świata, repertuar ma wielki i pięknie potrafi zabawić towarzystwo:)

Wierzchowce w stajence © Kajman


Czas rozpalić ognisko © Kajman


Ekipa zasiada w kręgu © Kajman


Jedni pieką kiełbaski © Kajman


Inni śpiewają © Kajman


Chyba dobrze się bawią jeżeli chodzą na rękach © Kajman


O drugiej poszliśmy spać. Jutro też jest dzień i atrakcji ciąg dalszy:)

Kategoria Integracyjnie


meeting

Piątek, 3 czerwca 2011 • dodano: 03.06.2011 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Pogoda na meeting zapowiada się piękna. Przygotowania ukończone:)
Mamy wejście do wnętrza góry Żar na godzinę 12. Biorąc pod uwagę, że zatrzymamy się pewnie na zaporze w Porąbce i staniemy nad jeziorem, dobrze byłoby wyjechać od nas około godziny 10:)
Dlatego wskazane byłoby przybycie do nas wcześniej by mieć czas na rozbicie namiotów:)

Camping gotowy © Kajman


Proszę zlotowiczów by nie zapomnieli dowodów osobistych koniecznych do zwiedzenia wnętrza Żaru. Z tego samego powodu małoletni uczestnicy zlotu powinni mieć legitymacje szkolne.

Zlotowicze jadący autem, jeżeli mają taką możliwość i są w posiadaniu krzesełek turystycznych proszę o ich wzięcie.