Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2012

Dystans całkowity:54.04 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:03:19
Średnia prędkość:16.29 km/h
Maksymalna prędkość:41.00 km/h
Suma podjazdów:446 m
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:27.02 km i 1h 39m
Więcej statystyk
  • DST 37.20km
  • Czas 02:15
  • VAVG 16.53km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wilamowicka kotwica

Niedziela, 26 lutego 2012 • dodano: 26.02.2012 | Komentarze 21


magneticlife.eu because life is magnetic

Każdy z nas ma swoje kotwice i te dobre i te złe. Czasami jest to utwór muzyczny, czasami zdjęcie, czasami zapach a często miejsce. Używamy kotwic podświadomie lub świadomie, ale faktem jest, że mają wielką moc.
Za pomocą kotwic możemy poprawić sobie nastrój lub totalnie zdołować.

Wilamowicka kotwica © Kajman


Cóż to takiego jest ta kotwica? To zapisany w podświadomości impuls związany z jakimś przeżyciem. Może być to piosenka, która kojarzy nam się z jakąś określoną sytuacją i zawsze gdy ją słyszymy wywołuje wspomnienie, wprowadza w nastrój niezależnie czy tego chcemy czy nie.

Gdzie by tu pojechać? © Kajman


Często kotwicą może być miejsce, ale nie takie z przed wielu, wielu lat bo tu z reguły czekają nas rozczarowania i przypomnienie sobie o tym, że nie wchodzi się do tej samej rzeki.
To miejsce, które często odwiedzamy. Wielu ludzi ma swą ulubioną ławkę w parku i gdy na niej usiądą zawsze czują się dobrze:)

Wilamowicki kościół © Kajman


Dla mnie taką dobrą kotwicą jest wilamowicki rynek. Zawsze, nawet gdy jadę przez niego samochodem kotwica się odpala. Zawsze taka sama. Czuję się fajnie i zrelaksowany. Dlaczego? Bo zawsze gdy jedziemy przez Wilamowice robimy sobie tam postój:)

Ela schowała się za znakiem © Kajman


Gdy jedziemy na dłuższą wycieczkę rowerową i usiądę na ławeczce na wilamowickim rynku myślę o tym co fajnego na tej wycieczce mnie spotka. Gdy wracamy z dłuższej wycieczki też się tam zatrzymujemy. Wtedy można trochę odpocząć i wiem, że mam tylko 12 kilometrów do domu.

Moje ulubione miejsce w Bielanach zalane przez roztopy © Kajman


Dlatego nasza trasa standardowa biegnie przez Wilamowice. Dawno ją nie jechaliśmy, ale dzisiaj by się zrelaksować Ela zaproponowała ku mojej radości tę właśnie trasę. Trochę relaksu po ostatnich przeżyciach nam się należy:)

Do wodospadów na Sole nie da się dotrzeć © Kajman


Z wilamowickiego rynku jedziemy w stronę Bielan. Z naprzeciwka ktoś ostro zasuwa pod górkę, machamy do siebie i wtedy go poznaję. To Krzychu60, który pędzi w góry. Czasami się spotykamy w naszych okolicach. Dzisiaj widzieliśmy się dwa razy:)

Zdjęcie z Krzyśkiem musi być:) © Kajman


Pogoda dzisiaj jakaś taka dziwna. Przez chwilę piękne słońce, po chwili śnieżyca. Jakoś nie mogło się zdecydować czy to jeszcze zima czy już wiosna. Krzysiek wracając mówił, że z gór wygoniła go śnieżyca. Fakt na nas też trochę śniegu spadło i co gorsza był dosyć paskudny wiatr.

Trochę śniegu dosypało © Kajman


W zasadzie zima wycofuje się w wyższe partie gór. Tam jest jeszcze sporo śniegu i jeszcze więcej wody płynącej ulicami. Jeżeli ktoś lubi darmowy prysznic to trzeba wybrać się rowerem w góry. Niżej można znaleźć już pierwsze oznaki wiosny:)

Bazie © Kajman


Tak na marginesie, właśnie zauważyłem, że Kellysek dzisiaj przekroczył 9000 kilometrów:)



  • DST 16.84km
  • Czas 01:04
  • VAVG 15.79km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 181m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Walka o życie przyjaciela

Sobota, 25 lutego 2012 • dodano: 25.02.2012 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Ostatnie trzy tygodnie to bardzo ciężki czas dla nas. Nie było czasu na rower, w moim wypadku nawet przez kilka krytycznych dni na pracę.
Dopiero dzisiaj mogliśmy trochę odreagować i wskoczyliśmy z Elą na rowery. Trasa krótka, bo trzeba pracowo nadganiać i brak wolnej soboty.

Kultowy most Funia © Kajman


Pomyślicie pewnie co się stało. Początkowo niby nic. Porostu pies przestał jeść, przestał się załatwiać i generalnie wyglądał na kupkę nieszczęścia.
Sporo osób z BS go zna i wie, że Gero zawsze jest pierwszy do zabawy. Ela wpadła w panikę bo dała psu kość i doszła do wniosku, że pewnie ją za szybko zeżarł i mu brzuszek zatkało. Zaczęły się jazdy do weterynarza.

Znacie Gera? © Kajman


Całe szczęście, że kilku młodych weterynarzy założyło w Kętach nową klinikę. Chłopaki znają się na robocie a co najważniejsze mają sprzęt. Pierwsza wizyta to USG, rentgen, pobranie krwi do analizy i leki dla psa. Umawiamy się na następny dzień.

Wystąpię do wójta by nazwać ten most "Most przyjaciół z Bikestats" © Kajman


Na drugi dzień słyszymy straszną diagnozę. Rak śledziony w bardzo zaawansowanym stadium. Pozostały godziny życia. Nie ma się nad czym zastanawiać. Musi być natychmiastowa operacja.

Ulubiony motyw Eli © Kajman


Zaczyna się koszmar. Podpisanie zgody na operację to nic. Najgorsze jest to, że nie wiadomo jak będzie wszystko wyglądało po otwarciu brzucha. Nie wiadomo czy są przerzuty. Trzeba podpisać też zgodę na eutanazję gdyby ratunek był niemożliwy. Jest morze łez, ale też dobra wiadomość. To nie kości spowodowały sytuację a Ela się już oskarżała, że zabiła psa:(

Jezioro międzybrodzkie © Kajman


Jak na szpilkach czekamy na wiadomość o wyniku operacji. Wieczorem dowiadujemy się, że pies się wybudza i może jechać do domu:)
Wielka ulga.
Gero na następny dzień zaczyna jeść. Po trochę, wydzielane bo po kilku dniach głodówki zeżarłby konia z kopytami.

Kto wie co to jest? Podpowiem, widać to z zapory:) © Kajman


Niestety kłopoty się nie skończyły. Leki a w zasadzie pochodna morfiny spowodowały to, że pies się zataczał i bał schodzić ze schodów. Przy jednej z prób zejścia wpadł pewnie na śrubę balustrady robiąc sobie potężną i głęboką ranę na szyi:(

Woda w jeziorze opadła ponad dwa metry. Ela podziwia gruby lód © Kajman


Kolejna operacja, szycie przy miejscowym znieczuleniu bo pies jest zbyt słaby by go ponownie uśpić. Kolejna potężna dawka środków przeciwbólowych. Jest dobrze, znów się udało:)

Żar musi być:) © Kajman


Gero dochodzi szybko do siebie, ale nie bez problemów. Umysł psa działa tak jak by nic się nie stało, ciało niestety nie jest tego zdania. Na spacerze się poślizgnął i naciągnął torebkę stawową. Zaczął kuleć. Po konsultacji z weterynarzami dochodzimy do wniosku, że trzeba to przeczekać. Znów środki przeciwbólowe.

Tłoku nie ma © Kajman


Teraz wszystko jest tak jak było kiedyś. No może poza wygolonym brzuchem i szyją. Szokiem dla mnie było to, że Gero koniecznie dwa dni temu chciał wyjść na taras. Kilka minut później Ela przyjechała na rowerze z pracy. Nie mógł jej wyczuć ani usłyszeć. Usiadł na tarasie i patrzył na drogę. Chciał przywitać się z panią:)

Stołówka sikorek © Kajman


Wiem, koszmarny wpis, ale mówi co przeżyliśmy. Czekamy jeszcze na wyniki badań guza. Ponieważ takie badanie jest robione razem z badaniami ludzkimi to trwa około miesiąca. Będziemy wiedzieli co się stanie. Jeżeli rak nie był złośliwy to Gero będzie z nami jeszcze kilka lat. Jeżeli był złośliwy to przerzut na wątrobę załatwi sprawę w przeciągu kilku miesięcy:(

Tu rządzi Czyżyk © Kajman


Teraz trochę weselej. Gdy dopadły nas trzydziestostopniowe mrozy i zima sobie o nas przypomniała, my ruszyliśmy na targ. Pełen bagażnik ptasiego żarełka. Słonecznik, pszenica i kukurydza dla bażantów. Teraz pozostały resztki. Wszystko zeżarły.

Pani bażancica na śniadanku © Kajman


Zleciało się tego tyle, że trzeba było otworzyć dodatkowe punkty dokarmiania w innych miejscach sadu. W najgorszych mrozach działały w naszym ogrodzie trzy punkty stołówkowe oblegane przez chmarę ptaków:)

Kawka broni bułki jak niepodległości, wróble są szybsze:) © Kajman


Mam nadzieję, że ptaszyska się później odwdzięczą i wytępią muchy i komary:)

Dzisiaj można było poczuć wiosnę. Pewnie częściej teraz uda się pojeździć na rowerze:)

Grubodziób zastanawia się co by tu zjeść:) © Kajman