Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:133.08 km (w terenie 9.00 km; 6.76%)
Czas w ruchu:08:02
Średnia prędkość:16.57 km/h
Maksymalna prędkość:47.00 km/h
Suma podjazdów:1611 m
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:133.08 km i 8h 02m
Więcej statystyk

Raczkowa Dolina

Niedziela, 19 sierpnia 2012 • dodano: 26.08.2012 | Komentarze 19


magneticlife.eu because life is magnetic

Od trzech tygodni walczę z ostrym zapaleniem gardła. Nagłe ataki kaszlu nie pozwalają pojeździć na rowerze dlatego wybieramy się z Elą w miejsce, które rowerowo zaliczaliśmy już kilka razy, ostatnio z JPbikiem.
Tym razem będzie nam towarzyszył pies Funio:)

Lubię pozować © Kajman


Stajemy na campingu w Raczkowej Dolinie. Camping usytuowany jest przy samym wejściu do Tatrzańskiego Parku Narodowego. To chyba najlepiej położony camping na Słowacji dla tych, którzy chcą pochodzić czy pojeździć na rowerach po górach:)

Nasza miejscówka © Kajman


Przy każdym namiocie jest miejsce na ognisko © Kajman


Celem naszego wyjazdu jest nie tylko łażenie po górskich szlakach, ale też nauczenie psa Funia kampingowania. Musi nauczyć się jak powinno zachowywać się na campingu. Tę lekcję Funio odrobił na piątkę:)
To był jego pierwszy wyjazd za granicę. Ma unijny paszport więc może jeździć:)

Wychodzimy w góry © Kajman


Krywań schował się w chmurach © Kajman


Czasami tylko pokazując się na chwilkę © Kajman


Camping ma nie tylko tę zaletę, że leży u wejścia do parku, ale też to, że jest na nim specyficzne towarzystwo. Przyjeżdżają tu ludzie, którzy rano idą w góry i wracają wieczorem. Wtedy siadają przed namiotami i palą ogniska. Szybko też idą spać bo rankiem trzeba iść na szlak:)
Nie ma tu hałasów, nocnych szaleństw, nisko przelatujących messerszmitów, jest las, rzeczka i spokój:)

Anwi na to mówi dziewięćsił © Kajman


Złapałem na dobre i na złe © Kajman


Na takiej skarpie gałąź robi za korzeń © Kajman


Na campingu są też domki, chyba prywatnie postawione kiedyś przez ludzi. Staliśmy obok jednego z nich. Domek a w zasadzie lauba jak się to na Śląsku nazywa, był zbity z desek i miał coś w rodzaju zamykanego tarasu. Mieszkało w nim mnóstwo Słowaków, ale innych niż wszyscy pozostali na campingu.

Uczymy się chodzić po kładkach © Kajman


I całkiem dobrze nam to wychodzi © Kajman


Inni dlatego, że nie ruszali się z owego domku, najdalsza wycieczka była do przepływającego nieopodal potoku. Jedyny temat rozmów był jak przysmażyć cebulkę i kto ma ją pokroić. Żarcie pochłaniało ich całkowicie a wygląd to potwierdzał, nie rozumiem jak można tak utuczyć dzieciaki!

Dzielnie maszeruję za swoją panią © Kajman


Trochę wody dla ochłody © Kajman


Trzeba trochę odpocząć © Kajman


Dlaczego o nich piszę? Bo człowiek uczy się całe życie, pies zresztą też. Funio jako stworzenie wybitnie przyjacielskie uwielbia się z wszystkimi witać. Któregoś dnia a raczej nocy, gdy otworzyłem drzwi w przedsionku przyczepy był szybki i mi myknął.

Ostatnie drzewo? © Kajman


Tego nie zrobił halny, to zmajstrował człowiek © Kajman


Sporo drzew nawycinali © Kajman


Normalnie Funio siedzi sobie przed przyczepą przypięty na smyczy. Ludzie podchodzą do niego i się witają. Tym razem wolny pobiegł raźnym truchtem do grubych Słowaków. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu gdy zobaczyli jak do nich biegnie merdając ogonem zaczęli strasznie piszczeć i wrzeszczeć!

Widoczek © Kajman


Wychodzimy ponad poziom lasu © Kajman


Tatrzańskie wodospady © Kajman


Cóż się zaczęło dziać! Dzieciaki mimo swej tuszy zaczęły szybko włazić na płotek tarasu a baby wskoczyły na krzesła wywijając nogami i wrzeszcząc jakby tańczyły jakiś taniec św Wita! Funio nie znał takich reakcji i twardo biegnie się witać. Gdy był na wysokości wejścia na taras, facet rzucił w niego krzesłem!

Widoczek © Kajman


Piękne miejsce © Kajman


Jeszcze jeden widoczek © Kajman


Funio to przecież jeszcze szczeniaczek. Nie spodziewał się czegoś takiego, trochę się przestraszył i pobiegł do mnie. Co po takim doświadczeniu pokazało się w psiej głowie przekonałem się po chwili. Funio za żadne skarby nie chciał wejść do przedsionka. Jego psi umysł nie dopuścił myśli, że ktoś może go zaatakować, przecież "człowieki" są fajne i miłe. Zaatakował go taras! Chwilę trwało zanim przekonałem go, że przedsionek przyczepy z pewnością go nie zaatakuje:)

Po wycieczce trochę sportu © Kajman


I obowiązkowa kąpiel © Kajman


Ognisko na campingu z okazji Narodowego Wejścia Na Krywań © Kajman


W sobotę z campingu wyruszało mnóstwo ludzi na Narodowe Wejście na Krywań. Wieczorem po powrocie było ognisko, kiełbaski, orkiestra i tańce. Tańczących było raczej niewielu i to chyba tylko ci, którzy na Krywań nie wleźli. Ciekawe doświadczenie dla Funia:)
Ostatnia lekcja miała miejsce w Szczyrbskim Plesie:)

Tu będzie pięknie i ciekawie © Kajman


Kanadyjkę można spotkać w Tatrach © Kajman


Trochę się obawiałem tej lekcji. Szczyrbskie Pleso oznacza tłum ludzi, samochody, biegaczy, i inne psy. W takich warunkach Funio jeszcze nigdy nie był. Z wypchaną kieszenią psimi cukierkami ruszamy dookoła jeziora:)

Jakiś dziwny facet, trzeba go oszczekać © Kajman


widoczek © Kajman


Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Funio doszedł do wniosku, że taka ilość "człowieków" jest nie do obskoczenia i nie ma sensu z wszystkimi się witać czyli trzeba olać towarzystwo. Szedł pięknie przy nodze nie zwracając uwagi na ludzi, nawet psy go nie interesowały. Jedyne co go zaskoczyło to pomnik. Wielki facet, nie rusza się, nie pachnie więc jest podejrzany, trzeba było go oszczekać:)

Z jednej strony jeziora © Kajman


są piękne widoki © Kajman


z drugiej niekoniecznie © Kajman


Pokazy lotnicze w Giżycku

Sobota, 4 sierpnia 2012 • dodano: 21.08.2012 | Komentarze 13


magneticlife.eu because life is magnetic

Nasz pobyt na Mazurach powoli dobiega końca. W Giżycku jak co roku odbywają się pokazy lotnicze. Chcemy z Elą zobaczyć wyczyny pilotów. Pierwotny plan pojechania do Giżycka rowerami okazał się zbyt ryzykowny. Ludzie w autach dostali głupawki i myślą, że Giżycko jest z gumy.

Białe żagle © Kajman


Jak nie rowerami a tym bardziej autem pozostaje nam jedyna droga czyli wodna. Wskakujemy do kanadyjki i płyniemy na Niegocin:)

Na koniec naszego pobytu mazurskiego nasunęło mi się kilka spostrzeżeń. Po pierwsze bardzo dużo się zmieniło pod wieloma względami, powstały świetne ścieżki rowerowe, poprawił się standard kampingów i infrastruktury:)

Leci samolot © Kajman


O, leci kolejny © Kajman


Jakiś dziwny helikopter © Kajman


Niestety jest też sporo zmian na gorsze. Ludzie po ścieżkach rowerowych łażą jak cielęta i nie jarzą dlaczego gwiżdżę im do ucha!
Jeszcze gorzej jest na jeziorach, duch w narodzie ginie:(

Ładnie im to wychodzi © Kajman


Myk do góry © Kajman


i myk do ziemi © Kajman


Za moich młodych lat największym wstydem podczas żeglowania było używanie silnika, no chyba że w kanałach. Dzisiaj połowa ekipy wozi się na silniku, rzadko kto potrafi podejść do kei na żaglach. Pojawiło się też buractwo, dla którego jedyny powód wejścia na jacht to lans. Żeglować nie potrafi, ale patrzcie ludzie czym płynę, nie ważne że to żaglówka, ale patrzcie jaki mam silnik!

Musimy dorobić jeszcze flagę BS © Kajman


Zachodzi słońce na Mazurach © Kajman


Pojawia się księżyc © Kajman


Z takim właśnie lansującym się patafianem mieliśmy bliski kontakt na kanale. Kanadyjką płynęliśmy z prędkością 6 km/godz czyli norma w kanałach. Z naprzeciwka płynie jacht i kulturalnie zwalnia by nie zrobić dużej fali. W tym momencie między nas a ten jacht pakuje się burak waląc burtą w naszą burtę. Rany, co usłyszał, aż panienki, które woził poczerwieniały:(

Po zmroku czas na grilla i integrację © Kajman


Mazury żegnają nas pokazem ogni © Kajman




Na prośbę Anwi jeszcze jedna fota © Kajman


  • DST 133.08km
  • Teren 9.00km
  • Czas 08:02
  • VAVG 16.57km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1611m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazurskie wioski, staroobrzędowcy i pruskie plemię

Piątek, 3 sierpnia 2012 • dodano: 05.08.2012 | Komentarze 17


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj jest w planie Leśniczówka Pranie:)
Ładnie mi się zrymowało, ale nic z tego nie wyszło. Prognozy pogody z jednej strony są dobre, ale śmierdzi burzą od rana. Po ostatnich przeżyciach jakoś nie możemy przestać patrzeć na chmury. Skoro świt wyruszamy w kierunku Rucianego Nidy.

Na tronie króla Galindii © Kajman


Ela jak zwykle fajnie zaplanowała trasę. Mamy sporo atrakcji przed sobą. Pierwszy postój w Mikołajkach. Na szczęście jest na tyle wcześnie, że jeszcze nie wypełzł tłum lansowiczów. Promenada w Mikołajkach to tak jak w zimie Krupówki:(
Nie lubię takich miejsc. Szybkie foty, zakup bułek i dalej w drogę:)

W Mikołajkach Król Sielaw jest wszędzie © Kajman


Kolejny Król Sielaw, było nie było symbol miasta © Kajman


Port jachtowy © Kajman


Coś dla rowerzystów, wodny Kross © Kajman


Tym mistem jedziemy do Rucianego © Kajman


Jedziemy do Kadzidłowa, tam w maleńkiej wiosce schowanej w lesie, do której jedzie się piaszczystą drogą, są dwie fajne atrakcje. Park dzikich zwierząt i prywatny mini skansen. Zwiedzanie zaczynamy od tego drugiego ciesząc się przy okazji świetnym zimnym mazurskim piwem:)

Mazurska chata podcieniowa © Kajman


Gospoda pod psem © Kajman


Wreszcie na Mazurach zwiedzamy coś drewnianego. Mini skansen to prywatna inicjatywa ludzi chcących ratować zanikającą mazurską zabudowę. Składa się z siedmiu budynków. W gospodzie można zjeść coś dobrego i napić się zimnego mazurskiego piwa. Gatunki w naszych okolicach zupełnie nie znane, ale trzeba przyznać, że świetne:)

Izba w mazurskiej chacie © Kajman


Pokój dziadków © Kajman


Obraz wykonany z rybich łusek © Kajman


W dwóch pomieszczeniach odtworzona jest sala lekcyjna z początku XX wieku i pokój nauczyciela. Na biurku honorowe miejsce zajmuje oczywiście trzcinka do temperowania niesfornych uczniów. Czasami takie narzędzie wychowawcze przydałoby się w dzisiejszej szkole:)

Sala lekcyjna © Kajman


Tam sziedział pan "rechtor" © Kajman


Sześć budynków zostało przeniesionych z okolicznych wsi. Patrząc na zdjęcia w jakim były stanie przed przeniesieniem, był to ostatni moment. Budynki zostały pieczołowicie odtworzone.

Bania czyli sauna © Kajman


Tu chyba mieszkają gospodarze © Kajman


Chcemy w Kadzidłowie zwiedzić jeszcze park dzikich zwierząt. Są rysie, łosie, wilki, czarne bociany i sporo innych. Niestety nie da się wejść z rowerami a nie zabraliśmy zamknięcia. Zwiedzanie trwa około 1,5 godziny a po posiedzeniu w gospodzie zaczyna nam brakować czasu. Robimy fotę stworzeniom w pobliżu i w drogę.

Jest daniel © Kajman


Gospoda dla łosi © Kajman


Dojeżdżamy do Ukty. Tutaj rozpoczynają się spływy kajakowe Krutynią. Jakoś nigdy nie mogłem tego do końca zrozumieć. Po co pływać wąską, być może malowniczą rzeką kiedy w okolicy tyle pięknych jezior. Ale co kto lubi:)

Kajaki na brzegu a ludzie w wodzie © Kajman


I tak ciągle © Kajman


Zmieniamy plany. Ele odechciało się jeżdżenie po szutrach i Leśniczówki Pranie nie odwiedzimy. Jedziemy za to do Wojnowa. W 1830 roku powstała tutaj czyli na terenach ówczesnych Prus kolonia staroobrzędowców. Zainteresowała mnie ich historia więc zmiana kierunku została natychmiast zaakceptowana:)

Cerkiew w Wojnowie © Kajman


Wnętrze © Kajman


Po reformach w kościele prawosławnym w XVII wieku, które wprowadził patriarcha Nikon (nie mylić z aparatem), część wiernych się zaparła i ni w ząb nie chciała się podporządkować. Tak powstali staroobrzędowcy. Wiadomo, że czyja władza tego religia. Staroobrzędowcy jak zwykle w takich wypadkach mocno byli podpadnięci.

Cmentarz w Wojnowie © Kajman


Cerkiew z innej strony © Kajman


Fikanie carowi i patriarsze moskiewskiemu nigdy dobrze się nie kończyło. Trzeba było się zwijać. Wielu staroobrzędowców trafiło do puszczy piskiej na początku XIX wieku. Wybudowali kilka wsi, kilka cerkwi i kilka klasztorów. Cały czas utrzymywali swoją kulturę i wyznanie. Do czasu.

Stary dom w Wojnowie © Kajman


I jeszcze jeden © Kajman


Co ciekawe. Po roku 1852 nasiliły się represje w Rosji. Nastąpiła druga spora fala emigracji. Wielu emigrantów trafiło do klasztoru w Wojnowie, który powstał w 1836 roku. Wtedy igumenem był niejaki Paweł Pruski. Dobrze im się powodziło skoro w Piszu założyli drukarnię.

Cerkiew w stylu pruskim © Kajman


Jedyny w Europie zachowany klasztor staroobrzędowców © Kajman


Co zrobił szefuńcio Paweł? W 1867 pojechał do Moskwy i się nawrócił. Całą wspólnotę szlak trafił. Nastąpił ostry kryzys, klasztor chyli się ku upadkowi i staje się własnością jednego z zamożnych staroobrzędowców. Wielu odchodzi i powraca do cerkwi.

Brama do klasztoru © Kajman


Wnętrze © Kajman


Podjęto przeciwdziałania. Z Moskwy przyjechała zakonnica i przejęła klasztor. Wokół niej zgromadziło się sporo innych zakonnic staroobrzędowych i klasztor przetrwał do 2006 roku kiedy zmarła ostatnia zakonnica.
Ponieważ jest to jedyny w Europie taki obiekt, dzisiaj można go zwiedzać a nawet wynająć sobie pokój:)

Ikona © Kajman


Ta też jest piękna © Kajman


Zaczyna być bardzo ciężkie powietrze, burza wisi na włosku. Zawracamy, ale nie możemy odpuścić sobie Galindii, to wioska pruskiego plemienia Galindów, o którym pisali już starożytni Rzymianie. Oczywiście jest to luźna wizja jej budowniczych. Jest to też dobrej klasy hotel i pole campingowe. Warto ją zwiedzić bo drugiego takiego obiektu w Polsce nie ma.

Wjeżdżamy na tereny Galindów © Kajman


Wejścia pilnują strażnicy © Kajman


Ela idzie z nimi pogadać czy nas wpuszczą, nie ma sprawy dycha od łba i można wchodzić:) © Kajman


W krzachorach stoją odwody © Kajman


Wierzchowce zostawiamy pod chatą króla i idziemy zwiedzać © Kajman


Zwiedzanie zaczynamy oczywiście od baru. To coś dla Benaska. Dwadzieścia gatunków wyśmienitego lokalnego piwa. O takich gatunkach w życiu nawet nie słyszałem. Mam spory problem co wybrać a zamówić możemy po jednym. Jeszcze sporo kilometrów przed nami:(
Tak, w tym miejscu można zakotwiczyć na dłużej:)

Zaczynamy od baru. Co tu wybrać z 20 gatunków nieznanago piwa © Kajman


Trafny wybór © Kajman


Zwiedzanie Galindii zaczynamy od zobaczenia świetnego filmu o Galindach. Fajnie się siedzi i ogląda, później wybieramy się do podziemnych grot. Jest co oglądać, kuchnie Galindów, miejsca kultu, restauracja też jest:)

Tu można zobaczyć film i zwiedzić podziemia © Kajman


Miejsce kultu © Kajman


Na terenie wioski można zobaczyć sporo ciekawych miejsc. Miejsca pogrzebowe, miejsca kultu i inne miejsca, których przeznaczenia nie znam. Jest też port ze statkiem Galindów. Wszystkiego strzegą woje i bogowie. Obsługa obiektu jest w strojach z epoki i trzeba uważać by nie użyli maczugi:)

Statek Galindów © Kajman


Portu pilnują woje © Kajman


Uroczysty pochówek © Kajman


Totem © Kajman


Gdy siedliśmy na tronie króla Galindów, chyba wkurzyliśmy lokalnych bogów bo usłyszeliśmy potężny grzmot. Trzeba było skrócić zwiedzanie i spadać. Telefon do sąsiadów na campingu wykonuję natychmiast bo chmury wyglądają nie ciekawie.

Nimfa © Kajman


Bogowie się wkurzyli © Kajman


Nawet modły nie pomogły, może dlatego, że nie wszyscy się zaangażowali © Kajman


Na jeziorze zaczynają świecić lampy alarmowe. Do Galindii może jeszcze kiedyś wrócimy. Teraz jedziemy, ale burza jest szybsza. Znajdujemy przytulny przystanek i przeczekujemy nawałnicę. Na camping wracamy bez przygód po ponad godzinnym przymusowym odpoczynku. Całe szczęście, że na campingu żadnych strat nie zanotowano:)

Latarnie alarmowe świecą © Kajman


Leje © Kajman


Przechodzi © Kajman