Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2010

Dystans całkowity:758.74 km (w terenie 17.00 km; 2.24%)
Czas w ruchu:43:10
Średnia prędkość:17.58 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:5245 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:50.58 km i 2h 52m
Więcej statystyk
  • DST 18.58km
  • Czas 00:57
  • VAVG 19.56km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Składam reklamację!!!

Czwartek, 13 maja 2010 • dodano: 13.05.2010 | Komentarze 27


magneticlife.eu because life is magnetic

Składam reklamację i stanowczo protestuję!!!
Tak nie może być. Dzisiaj mamy prawie połowę maja, a od pierwszego dnia tego miesiąca nie ma dnia, żeby nie lało:(
Kto to wymyślił?

Rowery © Kajman


Nie można nic zaplanować. Nie można wybrać się na jakąś dłuższą wycieczkę, żeby nie narazić się na całkowite przemoczenie.
Wczoraj zalało Wilamowice i nas też zbytnio nie oszczędziło. Straż ognista miała pełne ręce (a raczej pompy) roboty:(

Tu normalnie wystają kamienie © Kajman


W ciągu ostatnich trzech dni spadło 120 litrów wody na metr kwadratowy.
Pojechałem w chwili między opadami zobaczyć jak wygląda Jezioro Międzybrodzkie.

Jezioro Międzybrodzkie © Kajman


Stan wody jest bardzo wysoki. Można powiedzieć, że jezioro jest wypełnione do granic możliwości. Co gorsza, tak wysoki stan wody wypłukał wszystkie śmieci, które zalegały gdzieś na brzegach. Wygląda to nieciekawie:(
Dzieciaki w ramach akcji "Sprzątanie Świata" nie zdążyły usunąć tego, co turyści postanowili po sobie pozostawić:(

Śmieci © Kajman


Stan rzeczek i potoków też jest spory. Większość to cichutkie strumyki a teraz? Rwące rzeki.

Wodospad © Kajman



Chmury zasłaniają także widoki. To już jest w ogóle skandal, żeby człowiek nie mógł się nacieszyć widokiem gór gdy w nich mieszka.

Chwila przejaśnienia © Kajman


Ma Robin rację, że kupił kajak. Ja wyczyściłem kanadyjkę i naszykowałem pagaje. Kto wie kiedy może być to środek transportu.
Przecież mieszkamy w Europie, tu nie ma pory deszczowej!!!
Myślę, że moją reklamację popiera wiele osób. Poniżej można wpisywać wyrazy poparcia:)
Może do kogoś dotrze, że jest coś nie tak!!!

Żar w chmurach © Kajman




  • DST 91.24km
  • Teren 3.00km
  • Czas 05:15
  • VAVG 17.38km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 327m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polowanie na Żubra

Sobota, 8 maja 2010 • dodano: 09.05.2010 | Komentarze 18


magneticlife.eu because life is magnetic

Rano pogoda jest piękna. Już prawie zapomniałem, że świat może tak ładnie wyglądać. Chcemy przejechać jakąś fajną wycieczkę ale przy tak pięknie świecącym słoneczku, Ela cały czas nadaje, że będzie lało.
Kurcze, naczytała się w internecie jakiś głupich prognoz i teraz kracze:(

Lasy kobiórskie © Kajman


Wkurza mnie to bardzo, przecież jest pięknie a ona cały czas swoje.
W Jawiszowicach w końcu wybieramy trasę.
Jedziemy zapolować na żubry. Ponieważ cel naszej wycieczki jest w pobliżu Tychów, dzwonię do Ewy mówiąc, że możemy się spotkać:)

Znależliśmy rezerwat © Kajman


Wycieczkę zaplanowała jak zwykle Ela. Ma dziewczyna talent i robi to wyśmienicie. Trasa ma mieć ponad 100 km. Jest fajnie.
W Międzyrzeczu Ela sprawdza na mapie gdzie są nasze Żubry.

Rezerwat Żubrowisko © Kajman



Przejeżdża koło nas babcia na rowerze, więc myślę sobie, zapytam. Babcia mówi, że musimy pojechać do Jankowic, mapa mówi Eli coś innego. Moja pani dochodzi do wniosku, że takie babcie wiedzą jedynie jak dojechać do kościoła i jedziemy zgodnie z mapą w las. Babcia patrzy na nas z dużym zdziwieniem.
Z żonami lepiej się nie sprzeczać, jedziemy.

Zaczepianie Żubrów i kobiet grozi śmiercią © Kajman


Jazda w terenie, a szczególnie po rozmokniętych ścieżkach, to nie jest to co Ela lubi najbardziej. Jedziemy lasem a żubrów nie ma. O zagrodzie nie wspomnę. Po chwili zatrzymuje się, patrzy na mapę i mówi "może lepiej jedźmy asfaltem do Jankowic".

Tablica © Kajman


W końcu docieramy do rezerwatu:) Jego rys historyczny Ela pięknie opisała na swoim blogu. Bilet wstępu kosztuje 5 złotych.
Niestety nie wolno po rezerwacie jeździć na rowerach więc rumaki zostają przy recepcji a my ruszamy piechotą upolować żubra.

Żubry © Kajman


Trasa zwiedzania wiedzie ścieżkami wokół zagrody. Jest bardzo mokro, Ela idzie w sandałkach a ja w butach SPD, które przecież mają dziury w podeszwach. Po chwili nogi mamy mokre. Nic to, przecież trzeba upolować żubra. Obeszliśmy już połowę trasy i nie widzieliśmy żadnego:(

Żubry © Kajman


W końcu . W lesie, między drzewami:) Ela zaczyna robić fotki. Widzę inne miejsce do robienia zdjęć i chcę aparat. Wtedy następuje wymiana zdań na temat obciążenia rowerów i lustrzanki. Żubry nie są zainteresowane naszą dyskusją i mykają w głąb lasu!!! Niech to cholera:(

Żubry © Kajman


Na końcu trasy zwiedzania pokazuje nam się całe stado:) Mamy czas na fotki:)
Trzeba przyznać, że trasa zwiedzania rezerwatu po za tym, że było mokro, jest pięknie przygotowana. Są ławeczki, kosze na śmieci a co najważniejsze mnóstwo tablic poglądowo informacyjnych. Polecam wszystkim zwiedzenie tego miejsca:)

Ale go walnął © Kajman


Z Jankowic jedziemy do Świerczyńca. Tam w barze Skrzat jesteśmy umówieni z Ewą.

Bar dla rowerzystów "Skrzat" © Kajman


Pierwszy raz trafiłem w takie miejsce. Szynk jest kultowym miejscem dla rowerzystów z okolic Tychów. Wszyscy jadą tam na piwo:)
Oj, policja miałaby co tam robić.

Informacja w barze © Kajman


Niestety w barze nie ma nic do jedzenia. Zamawiamy soczek, prince polo i oczywiście piwo, Tyskie:) Czekamy na Ewę.
Słucham opowieści bikerów przy sąsiednich stolikach. Gość opowiada dziewczynie na jaką poważną wycieczkę się wybrał, przejechał 70 kilometrów i raz było pod górkę:)

Czekając na Ewę © Kajman


Jest Ewa. Dawno się nie widzieliśmy. Przekazujemy nalepki BS dla niej i dla Grzybka. Czas przy piwku szybko mija. Mieliśmy jechać dalej na Paprocany ale na horyzoncie pojawia się pierwsza błyskawica:(
Trzeba się zbierać!!!

Przy piwku © Kajman


Ewa jedzie kawałek z nami i wraca do Tychów a my ruszamy do domu. Po chwili zaczyna lać. Wtedy przypomina mi się jakie fajne budki stoją w lasach kobiórskich, teraz by się taka przydała.

Szlak architektury drewnianej turystycznej © Kajman


Trzeba skrócić trasę, setki nie będzie:(
Ponad trzydzieści kilometrów jedziemy w ulewie. No to Ela wykrakała:(
W butach chlupie woda, gdy zacisnę dłonie z rękawiczek leje się jak z kranu, temperatura spadła do 11 stopni:(

Leje © Kajman


W Wilamowicach przestaje padać. Ukazuje nam się dziwny krajobraz. Całe góry są przykryte chmurami jak kołderką.
Docieramy do domu i ratujemy się herbatą z dużą ilością rumu i gorącym rosołkiem:)
Gdyby Ela nie krakała z tym deszczem byłoby super:)

Ukryta Hrobacza Łąka © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 19.91km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:05
  • VAVG 18.38km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 71m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zabawa z GPSem

Piątek, 7 maja 2010 • dodano: 07.05.2010 | Komentarze 8


magneticlife.eu because life is magnetic

Od wtorku leje prawie non stop. Już się miałem wziąć za czyszczenie kanadyjki bo jakąś powodzią to wszystko zaczyna śmierdzieć:(
Nie lubię jeździć w deszczu i to mnie dołuje. Innym to jak widać nie przeszkadza bo Krzara tak się rozpędził w rywalizacji, że w maju wskoczył do TOP 10:)
Gibson też mnie powiadomił, że już mnie myknął w skali rocznej o 10 km. Tu nie ma co się dziwić bo to wytrawny biker jest i kapkę młodszy:)

Nie pada © Kajman


Shem z Robinem mieli dzisiaj jechać do Wadowic. Mieliśmy się tam spotkać. Niestety od samego rana lało i telefonu do Shema nie było. Myślę sobie, chłopaki zrezygnowali a wielka szkoda, bo choćbym miał być cały mokry, to bym pojechał. Rzeczywiście poddali się w Skawinie. Żałuję tym bardziej, że Robin w czerwonym namiocie na rowerze jechał, to musiał być widok:)))

Soła jak Wisła © Kajman


Od dłuższego czasu kombinowałem jak zaplanować w domu trasy, żeby wgrać je do GPSa i żeby to działało. Sęk był w tym, że Garmin nie informował o skrętach przy trasach zaplanowanych w GPSies.com.
Przypomniałem sobie o GPMapie dołączonej do urządzenia. Ela tę mapę określiła jako do kitu albo i dosadniej i nikt już później do niej nie zaglądał. To był błąd. Mapa daje świetne możliwości planowania wycieczek. Problem w tym, czy ja, prosty chłop ze wsi ją rozgryzę:(

No to Kraków będzie zalany a bulwary na pewno © Kajman


Zaplanowałem sobie trasę znanymi drogami. Założenie było takie, że czasami będę się gubił, raz zrobię skrót a raz wyjadę poza trasę. Wycieczkę zaplanowałem tak żeby jechać po zadu... przepraszam, krainą sielską (czyli po naszej wiosce) i metropolią, czyli wpaść do Kęt. Zobaczymy jak to działa.

Pomnik św. Pszczelarza od tyłu coś mi przypomina, ale nie wiem co:) © Kajman


Test wypadł dobrze. Zjechanie z trasy w naszej wiosce, troszkę Garmnia zdezorientowało, skrót w Kętach olał, natomiast zgubienie trasy starał się naprawić natychmiast.
Trasę trzeba planować jednak uważnie przy stosunkowo dużym powiększeniu mapy.
Przed wyborami wójt kazał położyć piękny asfalt na drodze do Bujakowa. W moim zamyśle było przejechanie tą drogą. Niestety punkt kontrolny trasy postawiłem nie na skrzyżowaniu, a tak sobie na drodze i niestety Garmin znalazł skrót!!!

To miała być droga pięknym nowym asfaltem:( © Kajman


Teraz dopiero będę miał fajną zabawę. Planowanie wycieczek może być bardzo ciekawe. Najważniejsze, że mi się udało rozpracować skurczybyka:)))



  • DST 37.71km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 15.60km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 375m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Liptowie

Poniedziałek, 3 maja 2010 • dodano: 04.05.2010 | Komentarze 25


magneticlife.eu because life is magnetic

Znów budzi nas deszcz robiący sobie perkusję z dachu przyczepy. Nie wygląda to zachęcająco. Sąsiedzi się zwinęli i pojechali do domu. Na campingu zostaliśmy my i Facet z Bielska nowiuśkim Kamperem Mercedesem.
Facet miał nieciekawy weekend. W Bielsku wlał 30 litrów benzyny do baku, a Mesio jeździ na ropie. Cały czas spędził z telefonem w ręku, dzwoniąc do mechaników. Jeden wtrysk do Mercedesa to drobne 1000 euro:(

Po Liptowskiej ziemi © Kajman


Deszcz przestaje padać. Jedziemy do Trnowca. Trzeba dokonać zemsty za wczorajsze zabranie kurtki przez Elę. W Trnowcu jest pręgierz, wydaje mi się to odpowiednią karą:)

Jak się narozrabiało, trzeba cierpieć!!! © Kajman


Z natury litościwy jestem. Kara nie trwała zbyt długo:)
Jedziemy do Liptowskich Matiaszowic. Tam jest ciekawy kościół.

I znów pod górkę © Kajman


Chmury nad nami nie wróżą nic dobrego. Na szczęście nie pada. Widoki na jezioro i góry Choczańskie są ciekawe i takie trochę przerażające:)

Widok na jezioro © Kajman


I jeszcze jeden © Kajman


W oddali Mała Fatra © Kajman


A to góry Choczańskie © Kajman


Na Słowacji wiele kościołów jest obwarowanych murami obronnymi. Jednym z nich jest kościół w Liptowskich Matiasowcach.
Mury pełniły rolę obronną przed napaścią obcych wojsk i bardzo często w lokalnych niesnaskach między wioskami.

Cel naszej wycieczka © Kajman


Kościół od frontu © Kajman


Wejście na plac kościelny © Kajman


Mury obronne od zewnątrz © Kajman


Mury obronne od środka © Kajman


Po zwiedzeniu kościoła jedziemy na camping. Czas na jajecznicę.
Po posiłku ruszamy dalej w kierunku Jalowca.


Widoczek z krową © Kajman


Jest to droga, która prowadzi z Liptowskiego Mikulasza do Żarskiej Doliny. Kiedyś zdobyliśmy Żarską Chatę, która znajduje się na końcu drogi na wysokości 1380 m n.p.m. Dzisiaj nie mamy na to czasu. Kiedyś znów ją zdobędziemy:)

Widok na Bobrowec © Kajman


W pewnym momencie Ela zatrzymała się żeby cyknąć fotki. Ja stanąłem przy jakimś domu na drodze i czekam.
Z domu wychodzi kobieta i pyta czy na zadzwonić pod 112 i wezwać zachranną służbę. Myślę sobie "przystojny jestem, kobicina chce zagaić jakoś rozmowę". Wtedy przypomniały mi się wpisy Dareckiego jak to kobiety chciały dzwonić na policję bo niby chciał je zgwałcić!!!
Mówię grzecznie do pani żeby dzwoniła. Przecież ktoś mnie musi przed tą babą bronić!!!

Bobrowec © Kajman


Dojeżdżamy do Jalowca. Tam krótki postój, żeby cyknąć architekturę drewnianą. Jedziemy jeszcze kawałek żeby zobaczyć ładnie góry. Jesteśmy na wysokości ponad 700 m n.p.m. Czas wracać:(

Jalowec, dzwonnica © Kajman


Kapliczka © Kajman


Przez weekend pokonaliśmy ponad 200 kilometrów tatrzańskich dróg, w pionie też wyszło nieźle. Tak, pierwszomajowy weekend można uznać za udany:)))

Już w domu © Kajman




  • DST 113.52km
  • Teren 3.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 16.82km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 1074m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro

Niedziela, 2 maja 2010 • dodano: 04.05.2010 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Dawno, dawno temu bo w XII wieku podnóże Tatr porośnięte było lasami. Wtedy cały ten teren stanowił ziemię niczyją. Król Węgier postanowił to zmienić i nadał jednemu ze swoich zasłużonych wojów całość ziem podtatrzańskich.
Na styku Tatr Wysokich i Tatr Niskich powstaje pierwsza tatrzańska miejscowość Szczerba (Strba).

Szczyrbskie Pleso zdobyte © Kajman


W XVII wieku następuje podział ziem i Pan zostawia sobie pastwiska, chłopom daje lasy i znajdujące się wyżej jezioro, które wzięło nazwę od miejscowości, Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro. Ci się strasznie wkurzyli, bo całą powierzchnię jeziora wliczono im do gruntów, a oni chcieli pastwiska.
Zagrozili spuszczeniem wody z jeziora!!!
Pod taką groźbą Pan się ugiął i dał im trochę łąk.
Dobrze, bo dzisiaj nie byłoby jednego z najpiękniejszych jezior tatrzańskich.

Droga Swobody © Kajman


Rano budzi nas deszcz dzwoniący o dach przyczepy. Na szczęście po śniadaniu trochę się przejaśnia.
Ruszamy do Szyrbskiego Plesa.
Pierwszy postój jest w Liptowskim Hradku (Liptowski Gródek)

Kapliczka © Kajman


Na terenie obecnej Liptowskiego Hradka istniała w XIII wieku osada Belsko i znajdowało się tu prehistoryczne cmentarzysko z okresu kultury łużyckiej. Zamek Liptowski Hradok był wzmiankowany od roku 1341 i należał do majątków królewskich. W roku 1433 wzmocnili go husyci. W XV wieku należał do różnych właścicieli, także w kolejnych stuleciach przechodził z rąk do rąk. W XVIII wieku należał do majątków królewskich. W roku 1600 dobudowano do zamku renesansowy pałac. Podczas powstań stanowych w XVII wieku zamek uległ uszkodzeniu, po pożarze w 1803 roku odnowiono jedynie pałac (w roku 1930).

Zamek w Liptowskim Hradku © Kajman


Co ciekawe. Niejaka Magdalena, postanowiła wybudować sobie pałac przylegający do zamku. W tym celu wykorzystała majątki czterech mężów, których pochowała!!!
Z Liptowskiego Hradka ruszamy dalej, przed nami ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu.

Muzeum Liptowskiej Dediny © Kajman


Docieramy do Pribyliny. Tutaj znajduje się skansen, do którego podczas budowy zapory przeniesiono ciekawe obiekty z zalanych przez Liptowską Marę wiosek.
Zaczyna się mocno chmurzyć i chwilami pada deszcz. Elę nachodzą wątpliwości czy ma sens w takich warunkach jechać dalej. Po krótkiej dyskusji postanawiamy się nie poddawać:)

Jedziemy dalej © Kajman


Trasa jest nam dobrze znana. W zeszłym roku jechaliśmy nią do doliny Cichej.
Robi się jakoś tak majestatycznie. Normalnie widoki są piękne, Krywań niestety dzisiaj postanowił się przed nami schować w chmurach.

Zaczyna padać mocno © Kajman


Na wysokości 1000 m n.p.m. wjeżdżamy w chmury. Zaczyna się ciekawie:)

W chmurach © Kajman


Po chwili deszcz ustaje. Jazda w kurtce jest trudna, człowiek zaczyna się pocić. Podział z Elą mamy taki, że ja wiozę jedzenie, a ona ubrania. Ściągam kurtkę przeciw deszczową i wkładam ją do sakw Eli.

Ponad chmurami © Kajman


W pewnym momencie zatrzymuję się i robię fotkę. Ela ma dzisiaj nieprawdopodobną siłę i zasuwa pod górę tak szybko, że trudno mi za nią nadążyć.
Chowam aparat, Ela zniknęła za zakrętem i wtedy zaczyna się kolejna ulewa. Moja kurtka przeciwdeszczowa odjechała wraz z Elą.
Staram się ją dogonić ale nie mam szans. Deszcz przestaje padać i widzę zadowoloną Elę czekającą na mnie.
Jestem wściekły i całkowicie mokry. Temperatura jest około 11 stopni.

Widoczek © Kajman


Trzeba będzie wymyślić jakąś zemstę!!! Myślę sobie, że zgubię ją w drodze powrotnej:) Zaparła się i nie dała się zgubić!!! Cóż, co się odwlecze to nie uciecze:)

Krajobraz po bitwie © Kajman


Kataklizm dotknął Słowację 19 listopada 2004 r. Halny, porównywalny z tym, który w maju 1968 r. spustoszył polską część Tatr, tylko przez jedną noc przewrócił tyle drzew, ile na Słowacji zwykle wycina się przez cały rok. Świerkowe lasy zmienił w wiatrołom.
Zniszczenia przerażają do dzisiaj:(

Tu był las © Kajman


Parę lat temu, Słowacja wystąpiła do Unii o wsparcie finansowe na usunięcie szkód. Nie dostała ani centa!!!

Pomnik © Kajman


Podczas II wojny światowej w rejonie tatrzańskim działały silne oddziały partyzanckie. Wszędzie można się natknąć na pomniki upamiętniające tamte czasy.

Pomnik nad jeziorem © Kajman


W końcu docieramy do Szczyrbskiego Plesa. Jesteśmy z siebie dumni. Robimy rundę honorową wokół jeziora.

Tablica © Kajman


Runda honorowa © Kajman


Kurtkę odzyskałem ale niewiele to pomaga. Trzepie mnie z zimna, dalej jestem przemoczony. Idziemy na obiad z myślą, że trochę się wysuszę i ogrzeję.

Hotel Kępiński © Kajman


W drodze powrotnej zastanawiałem się, która wycieczka była bardziej męcząca?
Dzisiejszy wjazd do Szczyrbskiego Plesa czy niedawny objazd Beskidu Małego?
Dystans ten sam, przewyższenia zbliżone:)
Nie wiem, dzisiaj ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu, wtedy góra, dół. Wiem jedno, obie wycieczki były bardzo fajne:)))

Lód na jeziorze © Kajman




  • DST 58.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 16.42km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liptowska Mara

Sobota, 1 maja 2010 • dodano: 03.05.2010 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

Od wielu, wielu lat większość weekendów i czasu wakacyjnego spędzaliśmy na Słowacji. W zaszłym roku potraktowaliśmy Słowację po macoszemu ze względu na wprowadzenie euro przeliczonego po jakimś dziwnym kursie. Niby w koronach się zgadza, ale w euro już nie. Podrożało i to bardzo.

Dookoła Liptowskiej Mary © Kajman


Słowacja to zawsze był to dla mnie taki przyjazny, przaśny kraj. Przez Czechów kiedyś traktowany po macoszemu, wcześniej przez Węgrów, Polaków i Austriaków jeszcze gorzej. Ludzie mili, ale teraz chcą zapaść cywilizacyjną odrobić w bardzo krótkim czasie. Walorów turystycznych jest tu bardzo dużo. Szkoda by było, żeby Europa tak piękne zakątki omijała z daleka.

Reklama dźwignią handlu. Lubię Słowację:) © Kajman



Naszym ulubionym miejscem na Słowacji jest camping w Liptowskim Trnowcu. Camping położony jest nad jeziorem liptowskim. Koleżanka Eli nastraszyła nas, że w jeziorze jest mało wody więc kanadyjka została w domu, a zabraliśmy jedynie rowery.
Zawsze gdy przyjeżdżaliśmy tutaj na pierwszomajowy weekend, było mnóstwo ludzi. Polacy stanowili po Holendrach i Niemcach trzecią nację pod względem liczebności. W tym roku jest inaczej. Na campingu są trzy polskie campery i my z naszą przyczepą. Później dojechały jeszcze trzy campery, skąd? Z Polski!!! Dla Niemców i Holendrów jest tu za drogo. Cena campingu poszła o 50% do góry. Jest drożej niż w Austrii, tylko standard jakby nie ten:(

Na camingu pustki © Kajman


Kamper jest dziwnym pojazdem. Chcąc cokolwiek zwiedzić, trzeba landarę spakować i wyjechać z campingu. Przyczepa ma tę przewagę, że zostaje na miejscu, a do dyspozycji jest auto lub rowery. Widać nasi sąsiedzi są dobrze przygotowani bo zabrali ze sobą swoje rumaki:)

Widok z przyczepy © Kajman


Dzisiaj postanowiliśmy objechać Jezioro Liptowskie dookoła. Pierwszym punktem na trasie jest Liptowski Mikulasz. Miasto zasłynęło tym, że 18 marca 1713 roku na rynku powieszano za poślednie ziobro, słynnego harnasia Janosika. Inną ciekawostką jest to, że w XV wieku połowa miasta należała do Piotra Komorowskiego, pana na Żywcu.

Kościół w Liptowskim Mikulaszu © Kajman


Byliśmy pewni, że będą jakieś obchody święta pierwszomajowego. Były. Grała kapela, strażacy przygotowywali choinkę do postawienia (tak Słowacka tradycja stawiania bardzo wysokich pali z maleńką choinką na wierzchu), a lokalne społeczeństwo szykowało poczęstunek dla notabli.

Oj bedzie bal © Kajman


Z Mikulasza jedziemy dalej do Lupczy. Jest to najstarsze miasto na ziemi liptowskiej. Już w XIII wieku zaczęli ściągać tu osadnicy głównie z Niemiec. Poszukiwali złota, srebra i antymonu. Miasto rozwijało się bardzo dynamicznie do XIX wieku. Niestety pominęła je linia kolejowa z Koszyc do Wiednia i zaczęło podupadać. Obecnie liczy 1300 mieszkańców, ale ma ciekawy rynek i trzy kościoły.

Pierwszy kościół © Kajman


Najstarszym kościołem jest kościół świętego Mateusza Apostoła. Jest otoczony murem, niby w celach obronnych. Powstał w wyniku rozbudowy świątyni z XIII wieku, której fragmenty stanowią część budowli.

Kościół św Mateusza z XIII wieku © Kajman


Z jego XIII-wicznej części zostało chyba tylko to © Kajman


Lupcza zasłynęła jeszcze bryndzą liptowską. Podobno najlepszą na świecie. Sam Franc Josef ją kosztował, a w Wiedniu, i nie tylko, stanowiła rarytas. Przyznam się, że mnie też bardzo smakuje:)
W czasie II wojny światowej miejscowość i okolice stanowiły jedno z centrów ruchu oporu. Stąd obecna nazwa Partyzancka Lupcza.

Kościół ewangelicki. © Kajman


Gdy wyjeżdżaliśmy z campingu było pochmurne niebo. Przed południem zaczęło się przejaśniać i zrobiło się ciepło. Pokazały się też pięknie ośnieżone szczyty Tatr.

Widoczek © Kajman


W okolicy Jeziora Liptowskiego są dwa baseny termalne. Słynna Tatralandia i starsza, ale cały czas rozbudowywana Beszeniowa. Baseny w Beszeniowej słyną z borowin i prawie całej tablicy Mendelejewa znajdującej się w wodzie.

Basen termalny w Beszeniowej © Kajman


Ponieważ woda ma kolor mocnej kawy i jest zupełnie nieprzejrzysta, wiele niedopieszczonych par wykorzystuje to i pod pozorem „wożenia” robią dziwne rzeczy. Pływają tam później różne takie. Śmiesznie się patrzy na miny ludzi w tym basenie. Ku przestrodze, można tam łatwo w ciążę zajść i ojcostwo może być nie do ustalenia.

Tu kobiety mogą łatwo zajść w ciążę tylko wchodząc do wody © Kajman


W Beszeniowej idziemy do knajpki na obiad. Patrzymy a tu przyjeżdżają na rowerach trzej nasi sąsiedzi. Myślę sobie „dzielne chłopy” po tych górkach dali radę i pytam o żony.
Panowie mówią, że żony się jeszcze moczą, a oni to tylko na rekonesans przyjechali. Są dzielni, przyjechać kamperami, żony zostawić same w takim basenie, myknąć na piwo i jeszcze ściągać rowery z bagażników żeby pokonać 600 metrów!!! Czego to facet nie zrobi, żeby urwać się ze smyczy:)

Droga na zaporę © Kajman


Dalej jedziemy na zaporę. Jezioro Liptowskie powstało w latach 70 XX wieku, jako sztuczny zbiornik na rzece Wag. Znajduje się pomiędzy trzema pasmami górskimi Tatr Zachodnich, Tatr Niskich i Małej Fatry. Powierzchnia lustra wody dochodzi do 21,6 kilometra kwadratowego. Zapora ma 1225 m długości, 45 m wysokości i przy podstawie ma szerokość 270 metrów.

Zapora © Kajman


Tablica © Kajman


Po drodze spotykamy wielu rowerzystów, również z Polski. Jak każe zwyczaj, wszyscy się pozdrawiają.
Mieliśmy ochotę jeszcze zwiedzić nowopowstałe muzeum historyczne, ale oglądanie za 6 euro jednej walącej się chaty wydało nam się przesadą. Odpuściliśmy i pojechaliśmy na camping.

Przed zaporą Ela ma sesję zdjęciową © Kajman


Widok z zapory © Kajman