Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:695.99 km (w terenie 30.00 km; 4.31%)
Czas w ruchu:39:44
Średnia prędkość:17.52 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:5428 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:46.40 km i 2h 38m
Więcej statystyk

10 000 kilometrów na bikestats

Wtorek, 31 sierpnia 2010 • dodano: 31.08.2010 | Komentarze 38


magneticlife.eu because life is magnetic

Zapisałem się na bikestats 21 kwietnia 2009 roku pod wpływem żony. Tak naprawdę pozazdrościłem jej, że swoimi pasjami może podzielić się z innymi osobami.
Do tego czasu rower istniał w moim życiu, ale na pierwszym miejscu była siatkówka, kanadyjka i carawaning. Przebiegi roczne nie były imponujące, od 1200 do 2200 kilometrów rocznie, czyli w półtora roku na BS przejechałem tyle, ile przedtem w sześć lat.

Wjeżdżamy na Tresną © Kajman


Okrągłe liczby to pewna magia, myślę, że warto pokusić się o pewne podsumowanie.
Co się zmieniło w moim życiu przez te półtora roku? Praktycznie bardzo dużo. Kiedyś były dwa rowery, Cajman, marketowy góral, za mały i na kiepskim osprzęcie i Favorit, przerobiona kolarka na trekkinga. Ludzie w kaskach, SPD, a nawet ciuchach rowerowych wydawali mi się jakimś kosmosem. Wycieczki były w okolicach 30 kilometrów i to głównie na wakacjach. Setkę wtedy pokonałem tylko raz.

Soła po roztopach © Kajman


Ponieważ Ela wtedy jeździła o wiele więcej ode mnie, na wszystkich, nawet najmniejszych podjazdach mi uciekała. Doszedłem do wniosku, że to nie ja jestem taki cienki tylko mam rower do kitu. 23 kwietnia 2009 kupiłem Kellysa, który swój chrzest przeszedł w Pieninach podczas pierwszomajowego weekendu. Ela dalej uciekała mi na podjazdach, ale przynajmniej odległości stawały się mniejsze.

Trzy Korony © Kajman


Ponieważ jazda cały czas tymi samymi trasami staje się nudna, już w czerwcu 2009 roku pojawił się bagażnik rowerowy. Do tego czasu jeździliśmy z rowerami dalej, ale tylko na campingi. Teraz można było wybrać się na jednodniowe wycieczki gdzieś, gdzie jest ładnie. Rozszerzyły się horyzonty i możliwości.

Testowanie bagażnika rowerowego © Kajman


Jazda rowerem pozwala na inne spojrzenie na otaczający nas świat. Widzi się zdecydowanie więcej, niż podczas jazdy samochodem. Postanowiłem robić zdjęcia ciekawych obiektów. Zacząłem rozglądać się uważnie podczas jazdy. W ten sposób trafiłem na Szlak Architektury Drewnianej. Często znalezienie jakiegoś obiektu było celem wycieczki. Kiedyś Hose mnie zapytał ile ich znalazłem. Tak naprawdę nie wiem, ale dużo. Na szlaku byłem 26 razy przejeżdżając 2400 kilometrów. Na wielu wycieczkach było więcej obiektów do znalezienia. Szukałem ich w Polsce, na Litwie i na Słowacji. Teraz przyjdzie jeszcze czas na Czechy.

Kościół w Kończycach Wielkich w pełnej krasie © Kajman


Kiedyś podczas jazdy zauważyłem krzyż z czaszką. Bardzo mnie to zaskoczyło. Zacząłem się uważnie rozglądać. Szukam takich krzyży wszędzie, ale znajduję głównie w naszej okolicy. Do tej pory znalazłem ich jedenaście. Teraz tak mam, że nawet podczas jazdy autem patrzę na krzyże. Może gdzieś jeszcze je znajdę.

Kolejny krzyż z czaszką © Kajman


Przychodzi czas na nowy rower dla Eli. Trzeba się pozbyć starych rowerów zalegających w garażu od niepamiętnych czasów.
Zwiększają się dystanse pokonywane na wycieczkach. Kiedyś moją życiówką było 102 kilometry pokonane jeden raz. Od czasy BS, dystans ten pokonałem dwadzieścia razy. Pojawiły się też dwie wycieczki powyżej dwustu kilometrów. Teraz moją życiówką jest 230 kilometrów co kiedyś było nie do pomyślenia.

Coś się zaczyna, coś się kończy:) Rowery przygotowane do wywiezienia na złom:) © Kajman


Gdy zacząłem więcej jeździć, szybko przekonałem się jak ważna jest odpowiednia odzież. Zacząłem powoli kompletować ubranka rowerowe. Komfort jazdy zwiększył się nieprawdopodobnie. We wrześniu 2009 roku przyszedł czas na SPD. Wszyscy straszyli mnie glebami. Do tej pory zaliczyłem jedną, na Litwie gdy koło przednie zaklinowało się w nierównym bruku i nie zdążyłem ruszyć. Było to wyłącznie moje rozkojarzenie a może rutyna.

Testowanie SPD © Kajman


Kiedyś, czytając blog Polleny2000 zobaczyłem kompletnie rozbity kask. Pomyślałem wtedy, że przecież ja nie szaleję po górach i mnie się coś takiego przytrafić nie może. Jeździłem w bardzo fajnej czapeczce Scotta a Ela od wielu lat w kasku, który był trochę na nią za duży. W październiku 2009 roku Ela kupiła sobie nowy, piękny i dopasowany kask a ja odziedziczyłem jej stary. Początkowo myślałem po co mi to. Przekonałem się w czerwcu tego roku na Słowacji gdy na przejeździe kolejowym poleciałem przez kierownicę. Gdybym nie miał wtedy kasku, mózg mógł zostać na tym przejeździe a tak skończyło się tylko pękniętym żebrem.

Napad na bank © Kajman


W listopadzie na urodziny dostałem rowerowego GPSa Garmina. Od tego czasu zacząłem wpisywać ilość podjazdów na wycieczkach. Stało się to dla mnie ważne. W tym roku pokonałem ponad 36 000 metrów w pionie i to mnie cieszy. Nie ma dla mnie znaczenia prędkość z jaką jeżdżę a jedynie radość z samej jazdy. Garmin pozwolił też na wstawianie mapek i kapitalne planowanie wycieczek.
W zimie powstaje Accent. Teraz mam możliwość jazdy wszędzie i to cieszy mnie jeszcze bardziej.

Dla pewności jeszcze raz:) © Kajman


Przez te półtora roku pod względem sprzętu zmieniło się wszystko. Biedny Cajman zyskał rolę roweru zimowego. Kiedyś w zimie nawet na myśl mi nie przyszło, że można jeździć rowerem a teraz jest rower zimowy. Wielu powie kompletny fioł!!! Cóż jazda zimą też jest fajna, taka inna. Wycieczki są krótkie, ale bardzo ciekawe i dają wiele radości.

Cayman, reaktywacja © Kajman


Inną stroną Bikestats są ludzie tu poznani. Osobiście spotkałem się z dwudziestoma dwoma osobami. Wszyscy okazali się fantastyczni. Z wieloma z nich jeździłem, z niektórymi piłem tylko piwo dyskutując o rowerach. Ci ostatni jak np. Krzychu60 są dla mnie nadal niedoścignieni i boję się z nimi jeździć ze względu na moje ślimacze tempo, ale uwielbiam z nimi gadać.

Za zdrowie bikestatowiczów © Kajman


A wszystko zaczęło się od Kosmy100. Monika potrafi zintegrować towarzystwo czego najlepszym przykładem był zeszłoroczny kosmiczny rajd na orientację. Z niecierpliwością czekam na ukończenie przez nią remontu domu i powrót na bikestetowe szlaki. Brakuje mi jej wpisów.

Wspólnie z Jackiem © Kajman


Ciekawostką bikestats jest to, że ludzi łączy wspólna pasja do roweru. Nie ma znaczenia wiek i inne sprawy. Ważny jest rower. W ten sposób poznałem Vanhelsinga, Hose czy Kubę. Wszyscy są w wieku moich dzieci lub młodsi. Z wszystkimi jeździłem i mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów. Może dlatego się nami zainteresowali, że mieszkamy w ciekawym miejscu a może z powodu wspólnej pasji? Tego nie wiem. Wiem, że takie spotkania i wspólna jazda są bardzo fajne.

Vanhelsing w Kobiernicach © Kajman


Wpada Hose © Kajman

Kuba postanowił zmoczyć buty © Kajman


Czasami nasze trasy wycieczek zazębiały się z trasami takich wspaniałych bikestatowiczów jak Shem, Stamper czy Gibson. Na masie krytycznej też udało się poznać kilka fajnych osób jak np. Dynio. Gościliśmy u nas dłużej JPbika, z którym zrobiliśmy parę fajnych wycieczek.

Chłopaki jadą © Kajman


Hose, ja , Dynio i Rowerek © Kajman


Toast © Kajman


Z bikiestatowiczami można spotkać się w różnych dziwnych miejscach. Na Litwie jeździliśmy z Meakiem i była to fantastyczna wycieczka. Poznałem też kilka osób, z którymi wycieczki są wielką przyjemnością. Do nich niewątpliwie należą Robd z Iloną czy Ewcia0706. Z Ewcią jeździliśmy wiele razy i już tęsknię do następnych wspólnych wycieczek. Teraz pewnie zwiedzimy tyski browar, na który szykujemy się od ponad roku.

Wyciągneliśmy Meaka z lasu © Kajman


Ustalanie dalszej trasy © Kajman


Przy piwku © Kajman


Bikestats też niewątpliwie pomógł mi w przełamaniu strachu przed podjazdami. Człowiek boi się znanego. Tak w moim przypadku było z Przełęczą Kocierską, Żarem, Beskidkiem, Hrobaczą Łąką czy Kozią Górką. Wszystkie te podjazdy pokonałem, wiele z nich kilkukrotnie. Nie miałem problemów ze zdobyciem przełęczy alpejskich czy tatrzańskich bo nie wiedziałem jakie są duże.

Za pilnowanie rowerów dostałem kufelek © Kajman


Na szczycie, podobno ta miejscowość to środek Karynti © Kajman


Jak można łatwo zauważyć, do 10 000 brakuje mi 45 kilometrów. Niestety z powodu ulewnych dreszczów w ciągu ostatnich kilku dni, wycieczki były krótsze lub nie mogły się odbyć. Dzisiaj też leje niemiłosiernie. Zapory zostały otwarte i woda co prawda pod kontrolą rusza na Kraków. Mam nadzieję, że nie będzie powtórki z rozrywki.
Jest czas natomiast na zrobienie wpisu z podsumowaniem. Brakujące 45 kilometrów i następne tysiące będą wkrótce. Mam też nadzieję na ciekawe wycieczki ze znajomymi bikestatowiczami i wspólne kręcenie z osobami, z którymi jeszcze nie było mi dane pojeździć.
Reasumując. Bikestats jest potężnym motywatorem i może zmienić wiele w życiu każdego z nas.

KAŻDY MA WOLNY WYBÓR. MOŻNA OGLĄDAĆ M JAK MIŁOŚĆ LUB IŚĆ NA ROWER!!!!

Kataklizm!!! © Kajman


  • DST 9.04km
  • Czas 00:36
  • VAVG 15.07km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czeski prysznic

Niedziela, 29 sierpnia 2010 • dodano: 29.08.2010 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Ranek był pochmurny, ale wydawało się, że może się rozpogodzić. Wybieramy się z Elą do Czech. Mamy tam bliżej niż na Słowację a jakoś tak traktujemy ten kraj po macoszemu.
Rowery zapakowane na bagażnik i ruszamy do Cieszyna.

Zlało nas potężnie © Kajman


Kiedy przyjechaliśmy na miejsce wyszło słońce. Zaczynamy zwiedzanie od cieszyńskiego rynku. Jest tam informacja turystyczna. Mam nadzieję, że kupię tam jakieś mapy czeskiej części. Niestety niczego interesującego tam nie ma.

Cieszyński rynek © Kajman


Cieszyński rynek © Kajman


Jedziemy na drugą czyli czeską stronę miasta, może tam kupimy mapy. Chcemy zrobić koło przez Karvinę i Orlową. Zaczyna się robić ciepło. Słoneczko dalej pięknie świeci:)

Tu kiedyś była granica © Kajman


Rynek po czeskiej stronie Cieszyna © Kajman


Gdy wyjeżdżamy z miasta w stronę Karviny zaczyna się mocno chmurzyć. Po chwili zaczyna lać i temperatura spada do 9 stopni. Próbujemy przeczekać ulewę na przystanku autobusowym. Niestety, wygląda na to, że będzie lało długo. Zapada ciężka decyzja. Wracamy do auta:(
Na stacji benzynowej kupiliśmy mapy. Następnym razem lepiej się przygotujemy i pojedziemy jak będzie lepsza pogoda.

Strunienie wody na cieszyńskim bruku © Kajman


Kategoria Czechy


  • DST 20.21km
  • Czas 01:05
  • VAVG 18.66km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Podjazdy 78m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jesiennie

Sobota, 28 sierpnia 2010 • dodano: 28.08.2010 | Komentarze 9


magneticlife.eu because life is magnetic

Miała być dzisiaj piękna wycieczka. Ela zaplanowała bardzo fajną trasę. Cieszyłem się na ten wyjazd już od kilku dni. Niestety, rano obudziło mnie bębnienie po dachu ulewnego deszczu.
Z wycieczki nici, może uda się jutro:)
Deszcz padał chwilami bardzo intensywnie do 16 a temperatura spadła do 13 stopni:(

Park w Kętach © Kajman


Ponieważ jesień nadchodzi szybkimi krokami, zaproponowałem Eli objazd autem bielskich sklepów rowerowych. Przecież trzeba się przygotować do tego, że będzie zimno. Zaczynamy od Kellysa. Tam cieplejszych ciuchów rowerowych nie ma, ale jest przesympatyczny właściciel. Jak zwykle w tym sklepie spędzamy godzinę na pogaduchach rowerowych. Kupujemy jedynie klocki hamulcowe do Eli roweru.

Rzeźba w kęckim parku © Kajman


Kolejny sklep przez nas odwiedzony to Decathlon. Tam też sezon jesienny się jeszcze nie zaczął. Promują za to batoniki energetyczne, malutkie, ale po 6 zł i paskudne w smaku.
Parę dni temu Ela kupiła tam bardzo fajne legginsy. Mojego rozmiaru niestety nie ma:(

Nad Sołą w Kętach © Kajman


Kolejny sklep to Scott. Tam już jest wybór większy choć nie porażający. Pewnie końcówki zeszłorocznych zapasów. Udaje mi się wybrać jesienne spodnie Rogelli. Dla Eli nic nie ma, nie ten rozmiar. Generalnie dla kobiet jest zdecydowanie trudniej cokolwiek znaleźć:(

Kęcka pływalnia © Kajman


Pozostaje nam jeszcze Sfera. Tam sezon się już zaczyna, ale pierwsza dostawa została natychmiast wykupiona. Jest sporo pięknych i bardzo dobrej jakości ciuchów rowerowych dla pań. Niestety Eli wymiar został wykupiony do ostatniej sztuki. Znów zostaje z niczym. Ja dzisiaj mam większego farta. Kupuję rewelacyjną kurtkę Nakamury. Coś fantastycznego, akurat na sezon przejściowy:(

Kęty © Kajman


O czwartej przestaje padać i chwilami zaczyna pojawiać się niebieskie niebo. Wskakujemy na rowery i jedziemy do Kęt przetestować nowe ubranko. Kurtka jest rzeczywiście rewelacyjna. Pełny komfort termiczny w temperaturze 13 stopni. Co do gaci mam jednak zastrzeżenia, albo jest źle wszyty pampers, albo jest to jakiś dziwny model, bo chroni bardziej przód a ten nie ma styku z siodełkiem:(

Rynek w Kętach jest nadal w remoncie © Kajman


W Kętach cały czas trwają prace remontowe na rynku. Ślimaczą się strasznie, pewnie skończą się przed wyborami żeby było wrażenie. Zatrzymuję się też pod pomnikiem przy szkole na ulicy Kościuszki. Elewację szkoły pięknie wyremontowano przywracając jej dziewiętnastowieczny charakter. Zadbano też o pomnik:)
Znów Grunwald, znów rok 1910:)

Pomnik © Kajman


Tablica na pomniku © Kajman


Ostatnie wieści z wyprawy syna do Hiszpanii. Chłopaki dotarli do San Sebastian. Wykąpali się w oceanie i jadą do Santiago de Compostela. Temperatura ponad 40 stopni w cieniu. Korzystają ze zraszaczy kukurydzy żeby się ochłodzić.



  • DST 43.77km
  • Czas 02:26
  • VAVG 17.99km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 234m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kopiec Grunwaldzki

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 • dodano: 23.08.2010 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Po litewskich wakacjach cały czas chodziło mi po głowie, dlaczego stosunek władz litewskich i części mieszkańców tego kraju jest do wspólnej historii taki a nie inny. Zacząłem chyba po raz trzeci czytać Pawła Jasienicę, Rzeczypospolitą Obojga Narodów. Ciekawe, za każdym razem czytam co innego. Chyba dlatego, że punkt uwagi skupia się na innej kwestii:)

Ela jedzie polami © Kajman


Przestudiowałem dokładnie losy Jagiełły i Witolda. Wniosek nasuwa się sam. Dla Litwinów Jagiełło mógł być odczytywany jako zdrajca. Dla Korony zresztą też. Polscy rycerze zdecydowanie bardziej woleli Witolda, bo facet był konkretny a Jagiełło to chyba taka ciamciaramcia:(
To raczej Polacy powinni czuć się poszkodowani. Historia jest zawiła, ale potrafi uczyć.

Dożynki w Witkowicach © Kajman


Aby pogłębić swoje przemyślenia, zaproponowałem Eli wycieczkę na Kopiec Grunwaldzki. Co prawda nie w Niepołomicach tylko w Osieku, ale zawsze:)
Właśnie kończą się żniwa i w Witkowicach trafiamy na dożynki powiatowe. Koło Gospodyń Wiejskich pięknie zawodzi "głęboka studzienka" zachęcając wszystkich do wspólnego śpiewania:)

Folk © Kajman


Pora jakby nie ta, ludzie niedopici i ze wspólnych śpiewów niewiele wychodzi. Lekka masakra więc jedziemy dalej. Dojeżdżamy do Osieka, gdzie ów kopiec się znajduje. Ela bierze na spytki panią mieszkającą nieopodal, wypytując o historię obiektu:)

Kopiec w całej okazałości © Kajman


Niezbyt wiele się od pani dowiadujemy. Tylko to, że wcześniej w tym miejscu był krzyż. Cóż minęło sto lat od postawienia kapliczki a pamięć ludzka rzadko sięga tak daleko.

Kapliczka na Kopcu Grunwaldzkim © Kajman


Tablica na kapliczce © Kajman


Historię naszych narodów będę studiował dalej. Może coś mi się wyjaśni. Przy kopcu Grunwaldzkim ucieszyłem się z drogowskazów rowerowych. Są nowe oznaczenia i o to chodzi:)

Drogi rowerowe © Kajman


Po drodze do domu zatrzymaliśmy się przy drewnianym kościółku w Osieku. Już tam byłem więc tylko fotka. Jazda była całkiem sympatyczna, żniwa się kończą a to śmierdzi jesienią a co za tym idzie mniejszymi upałami

Kościół w Osieku © Kajman


Dla zainteresowanych wyprawą syna do Hiszpanii ostatnie wiadomości, Chłopaki docierają do Marsylii, więc tempo mają niezłe:)

Jesień się zbliża © Kajman




  • DST 67.45km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 17.60km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 291m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sztafeta

Sobota, 21 sierpnia 2010 • dodano: 22.08.2010 | Komentarze 6


magneticlife.eu because life is magnetic

Start sztafety jest w Kobiernicach, przekazanie pałeczki w Oświęcimiu a meta jest w Łośniu. Na starcie staję ja z Elą, pałeczkę przejmuje Hose a na mecie czeka Kosma. Za pałeczkę robi oczywiście Jacek, którego trzeba bezpiecznie, bocznymi drogami dostarczyć do celu:)

Ekipa na oświęcimskim rynku © Kajman


Wyruszamy z domu o 9:30. Wiem, że mamy dużo czasu bo spotkanie z Józkiem ma być o 13 na oświęcimskim rynku. Wiem również, że gdyby była zima powiedziałbym, że Józka zegarek chodzi według czasu letniego:)
Tak więc lajcik, nie trzeba się śpieszyć:)

Wyruszamy spod domu © Kajman


Początkowo jedziemy naszą trasą standardową by w Bielanach skierować się na Skidzyń, a dalej przez Rajsko do Oświęcimia. Jacek stwierdza, że droga jest całkiem taka sama jak w Wielkopolsce, czyli płasko:)

JPbike żegna góry © Kajman


Pokonujemy mostek, ostatnie Van jechał sobie dołem po rzece © Kajman


Gdy docieramy do Oświęcimia, mamy sporo czasu. Postanawiamy pokazać Jackowi miasto. Oczywiście zaczynamy od obozu w Brzezince i dalej jedziemy do obozu w Oświęcimiu.
Oświęcim to nie tylko straszna historia II wojny światowej. To też piastowskie księstwo z zamkiem, wspaniałym rynkiem i pięknym kościołem Selezjanów.

Obóz w Brzezince © Kajman


Obóz w Oświęcimiu © Kajman


Jacek foci zamek książęcy © Kajman


Kościół Selezjanów w Oświęcimiu © Kajman


Jesteśmy na miejscu spotkania 2 minuty przed czasem. Siadamy sobie na ławeczce i czekamy na Hose. Wzbudzamy spore zainteresowanie, najpierw cyganki, która za grosiki koniecznie chciała nam wróżyć, później przechodniów, którzy chcieli wiedzieć skąd przyjechaliśmy i gdzie zmierzamy.

Odpoczywamy na ławeczce © Kajman


O 13:30 na rynku oświęcimskim robi się straszny raban. Wszystkie gołębie podrywają się do lotu. Co się dzieje? Wpada Józek z językiem wkręconym w łańcuch. Dał chyba z siebie wszystko żeby być na czas:)
Bardzo go lubię, fajnie znów go zobaczyć:)

Wpada Hose © Kajman


Chwila nad mapami i chwila na pożegnanie z Jackiem. Czas ruszać do domu. Wybieramy drogę przez Stawy Adolfińskie. Dawno tam nie byliśmy a miejsce jest piękne. Jest tam też ławeczka, którą lubię odwiedzać. Bardzo miło mi się kojarzy:)

Stawy Adolfińskie © Kajman


Ławeczka pod dębem © Kajman


Stawy w Osieku © Kajman


Dalej jedziemy przez Osiek i docieramy znów na naszą trasę standardową, tylko z drugiej strony. Żniwa się kończą, widoki są piękne. Myślę że już wkrótce znikną z dróg takie zawalidrogi:)

Blokada? © Kajman


I raźno do domu © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 64.67km
  • Czas 03:45
  • VAVG 17.25km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 781m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak słowacka policja poluje na Polaków!!!

Piątek, 20 sierpnia 2010 • dodano: 21.08.2010 | Komentarze 22


magneticlife.eu because life is magnetic

Już od jakiegoś czasu chodził nam po głowie wyjazd na Słowację. Mała Fatra czy Wielka Fatra, a może znów na Zdziarską Chatę?
Ponieważ ostatnie dni obfitowały w podjazdy Ela wybrała lajtową wycieczkę do doliny Cichej w Tatrach Wysokich.
Zadzwoniłem do Robina, który zafascynował się ostatnio Słowacją. Powiedział, że musi się zapytać żony. Fajnie byłoby w tak dużej grupie bikeststs pojeździć po Tatrach:)

Jedziemy w Tatry © Kajman


Robin niestety nie mógł z nami jechać więc ruszamy w trójkę, Ela Jacek i ja. Trasa dobrze znana i opisana. Tym razem wyjazd trochę wcześniej, z Liptowskiego Hradoku.
Bardzo lubię jeździć na Słowację. Jeżeli by zliczyć czas spędzony w tym kraju przez nas, pewnie uzbierałoby się grubo ponad pół roku więc i tym razem cieszę się, że tam jadę:)

Ela z Jackiem focą mnie © Kajman


A ja ich © Kajman


Wyjeżdżamy z domu o 8 rano. Przed nami trasa autem do Liptowskiego Hradoku. To raptem 150 kilometrów, rzut beretem. Niestety droga się ślimaczy, to roboty drogowe, to TIR czy inna zawalidroga.
Na Słowacji jeżdżę ostrożnie. Wiem, że słowacka policja poluje na samochody z polską rejestracją szczególnie te, która mają lampy ksenonowe. Wiem, że trzeba mieć kamizeli odblaskowe więc od razu w nich jedziemy:)

Widziałem nie tylko orła cień © Kajman


Jedziemy trasą z Podbieli w kierunku Liptowskiego Mikulasza, czyli klasyczną trasą do Tatralandi czy Beszeniowej (baseny termalne). Na drodze jest obecnie kładziona nowa nawierzchnia asfaltowa i w pewnym momencie są światła. Tworzy się sznur około 50 samochodów. Stoję drugi za Czechem. Zmiana świateł i ruszamy.

Widoczek © Kajman


W radiu leci właśnie audycja o kryzysie a słowackiej turystyce. Wypowiada się pani minister i właściciele hoteli i pensjonatów. Mówią jak źle się dzieje. Jest pełnia sezonu a miejsca są obsadzone jedynie w 20%. Słucham z dużym zaciekawieniem.
Dojeżdżamy do Liptowskich Matiaszowców. Obszar zabudowany. Wiem, że często stoi tam policja i tym razem też tak jest. Mijamy radiowóz.

Jadę sobie © Kajman


Sznur samochodów porusza się z prędkością 50 km/godz. Ni z tego ni z owego, z krzaczorów wyskakuje stójkowy i ściąga Czecha który jechał pierwszy i mnie na bok, jest to na zakręcie więc widać rejestracje samochodów, kilka następnych aut przejeżdża i znów ze sznura pojazdów wyłapane są trzy kolejne auta, wszystkie z polską rejestracją. Początkowo myślałem, że szukają jakiegoś Polaka.

Widoczek © Kajman


Gdy miejsce wokół stójkowego zapełniło się szczelnie polskimi autami i jednym Czechem, policmajster stracił zainteresowanie sznurem samochodów i zażądał od wszystkich dokumenty. Oświadczył, że przekroczyliśmy "rychlost" i będzie pokuta (mandat) 50 euro!!!. Czech jak to Czech zapłacił bez gadania a mnie cholera brała!!! Mówię do gościa pokaż fotkę a on na to, że pokazanie fotki to kosztuje ekstra 100 euro!!!

Skansen w Prybylinie © Kajman


Byłem jednak uparty a za moim przykładem poszli pozostali kierowcy. Chcemy widzieć zdjęcie i koniec!!! Z innych samochodów powychodziły jeszcze kobiety i zrobił się straszny raban, Stójkowy złapał za giwerę wrzeszcząc, że wszyscy mają się wynosić do "wozidel' i czekać.
W końcu pokazał mi zdjęcie, niby miałem 61 km/godz. Mówię, że to pewnie Czech a on na to, że Czech miał 63 a przy prędkości 61 jest krzyżyk na moim aucie i tak w ogóle mam nie podskakiwać bo rejestrację na bagażniku rowerowym mam namalowaną farbką. Cóż 50 euro nie moje!!!

Rzeźba pokazuje to co myślę o słowackiej policji!!! © Kajman


W pewnym momencie leci radiowóz, który stał powyżej. Kobity wrzeszczą, żeby pokazali prędkość stróżów prawa, Ma 78 km/godz. Robi się tumult dlaczego go nie zatrzymali. Stójkowy stwierdza, że to policja a kobity na to, że nie jedzie na kogucie!!! Zaczyna się robić nie ciekawie. Stójkowi tracą nerwy, ręce na pistoletach!!!
Jedzie kolejny sznur samochodów, znów na bok jest ściągniętych dwóch Polaków i Austriak bo więcej miejsca nie ma. Mam ich dość jadę dalej.

Pomnik partyzantów © Kajman


Tak więc drodzy czytelnicy, jeżeli jedziecie na Słowację nie przekraczajcie prędkości 30 km/godz. chociaż i to wam nie pomoże, bo jeżeli będziecie meli polskie blachy to wsadzą wam pokutę 50 euro za utrudnianie ruchu.
Turystyka na Słowacji padła i z czegoś kraj utrzymać trzeba!!!

Po 3,5 godzinach pokonaliśmy te straszne 150 kilometrów. Przesiadamy się na rowery i jedziemy do doliny Cichej. Po drodze jest skansen w Prybylinie. Zatrzymujemy się na chwilę.

Cennik © Kajman


Tam kolejna awantura. Jakiś Słowak drze się na panią parkingową, że takich cen to nawet w Bratysławie nie ma. Zwróćcie uwagę na ostatnią pozycję cennika. Jacek stwierdził, że w Polsce jest to nie do pomyślenia i chyba ma rację,
Kochani Słowacy, róbcie tak dalej a w kolejnym sezonie będziecie mieli 10% obłożenia hoteli!!!

Jedziemy do doliny Cichej © Kajman


Dojechaliśmy do Podbańskiej. Tam czas na obiad. Zamawiamy haluszki, Dla Jacka to nowość, ale trzeba spróbować potraw regionalnych. Lekko wściekły na Słowaków przyjmuję też piwko. Restauracja chyba cieszy się dużym powodzeniem wśród rowerzystów. Pewnie dla tego, że parking gratis.

Gratisowy parking dla rowerów © Kajman


Wiedząc o tym, że za chwilę wjedziemy w ostoję przyrody gdzie sklepu nie ma zaopatrujemy się w niezbędny prowiant i ruszamy w dolinę Cichą.

Bar zabieram ze sobą © Kajman


Dolina Cicha jest najdłuższą doliną w Tatrach. Droga pnie się w górę bardzo łagodnie. Trzeba dotrzeć na wysokość 1288 m n.p.m. Sama przyjemność, widoki obłędne a pogoda nam sprzyja chociaż zaczyna się chmurzyć.
Docieramy do terenu niedźwiedzi. Tam już nie ma żartów bo misie głodne bywają.

Uwaga na misia © Kajman


Około kilometr przed końcem trasy jest ławeczka, którą uwielbiam. Słychać wodospad, zapach gór i ten widok. Może dla tej ławeczki ciągnie mnie w to miejsce:)
Tam też postanawiamy wypić piwo, które od wieli kilometrów dzielnie wieziemy ze sobą:)

Toast © Kajman


Moja ulubiona ławeczka © Kajman


Tu bardzo miło płynie czas trzeba jednak zdobyć Dolinę Cichą. Ela rusza pierwsza, za nią Jacek. Ja robię jakąś fotkę i też jadę. Widzę za sobą dwóch Słowaków. Myślę sobie ci mnie nie wyprzedzą i daję z siebie wszystko:)
Tuż przed celem doganiam Elę i Jacka, Słowacy zostają daleko w tyle:)
Pewnie dla tego mam teraz zakwasy:(

Zdobyliśmy Dolinę Cichą © Kajman


Gdy dotarliśmy do celu zaczyna padać drobny deszcz. Po chwili jest już większy. Tym razem nie nacieszymy się widokami. Zaczyna się robić bardzo klimatycznie. Wiemy co to załamanie pogody w Tatrach, Temperatura spada błyskawicznie do 16 stopni. Cóż, kilka fotek i ruszamy w dół.

To nie wróży nic dobrego © Kajman


Świnica w deszczu © Kajman


Deszcz to jedno, ale atakują nas stada robali, które rozbijają się na nas i na rowerach. Na szczęście po drodze są budki, w których można przeczekać załamanie pogody. Korzystamy z jednej z nich.

Trzeba przeczekać © Kajman


Po chwili deszcz przestaje padać. Powietrze robi się krystaliczne, ale jest bardzo zimno. Ruszamy w dół. Do auta mamy 30 kilometrów pięknego zjazdu.
Podróż do domu przebiega już bez przygód.
Widoki i klimat Tatr są warte tego, by narazić się nawet na polowanie słowackiej policji!!!

Jacek czyta tablice informacyjne © Kajman


Pokazał się Krywań © Kajman


Krywań i ja © Kajman


Jacek i Krywań © Kajman




  • DST 38.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 15.72km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzisiaj Żar

Środa, 18 sierpnia 2010 • dodano: 18.08.2010 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj postanowiliśmy zamęczyć Jacka, ale chyba nam się to nie uda.
Rano umówiliśmy się z Kubą. Ma razem z Jackiem pojechać na Hrobaczą Łąkę, dalej terenem zjechać na Przegibek i wjechać na Żar. Trasa wyjątkowo ekstremalna. Ponad 1000 m podjazdów na niecałych 40 kilometrach.

Jesteśmy na Żarze © Kajman


Ja mam parę spraw rano do załatwienia, więc odpuszczam pierwszą część trasy. Zresztą nie oszukujmy się, nie dałbym rady w ich tempie tego przejechać. Wyjeżdżam półtorej godziny po nich i kieruję się prosto na Żar.

Szkoła szybowcowa na Żarze © Kajman


Dzisiaj była świetna pogoda do latania © Kajman


Sporo tego było na niebie © Kajman


Jechałem sobie swoim tempem to znaczy 6 km/godz. Gdy byłem 3 kilometry od celu, dzwoni Kuba. Startują na Żar. Myślę sobie, trzeba się sprężać bo mają przed sobą 8 kilometrów i mogą mnie dogonić przed szczytem.

Kolejka na Żar, zaczyna się chmurzyć © Kajman


Tradycyjny odpoczynek pod dzwonnicą © Kajman


Udało mi się dojechać dziesięć minut przed nimi. Miałem farta bo byłby obciach. Widoczność dzisiaj była niesamowita. Można było zobaczyć Skoczów i Łaziska.
Na szczycie mocno wiał bardzo zimny wiatr, więc sesja fotograficzna i do domu.

Dojechałem © Kajman


Czekam na chłopaków © Kajman


Jacek przemknął ale udało się uchwycić pędzącego Kubę © Kajman


Stacja meteo na Żarze © Kajman


Tam w dole mieszkamy © Kajman


Pożegnaliśmy Kubę w Porąbce. Dzięki Kuba za jazdę. My ruszamy do domu na obiad. Ciekawe jaką trasę wybierze Jacek na popołudniową wycieczkę z Elą?

Widoczek © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 67.70km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:03
  • VAVG 16.72km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Podjazdy 787m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ekstremalna bikestatowa Kocierz

Wtorek, 17 sierpnia 2010 • dodano: 17.08.2010 | Komentarze 10


magneticlife.eu because life is magnetic

Jeszcze w zaszłym roku myślałem, że wjechanie na przełęcz kocierską jest poza moim zasięgiem. Zdobyłem ją wiosną i wtedy pisałem, że dla mnie prawdziwym bikerem jest ten, kto tam wjedzie. Dla wielu osób jest to niemożliwe, o czym świadczyły rozmowy postronnych ludzi na nasz temat gdy byliśmy na szczycie.

Na Kocierzy © Kajman


Na przełęcz można wjechać na cztery różne sposoby. Od strony Andrychowa, czerwonym szlakiem od strony Żaru (przejazd terenem) i od strony Żywca Łękawicy. Ostatnia wersja ma dwie opcje, raźnym truchtem jak droga prowadzi, lub dojazd do Kocierza Rychwałdzkiego a stamtąd ulicą Widokową na szczyt.

Na moście w Międzybrodziu Żywieckim © Kajman


Wjazd ulicą Widokową, to odcinek niespełna dwóch kilometrów. Startuje się z wysokości 530 a kończy na wysokości 680 m n.p.m. Stopień nachylenia w niektórych miejscach przekracza grubo 30%. Jednym słowem auto zdycha tam na jedynce jeżeli nie idzie na pełnych obrotach!!!

Wjeżdżamy na Tresną © Kajman


Do dzisiaj wydawało mi się, że wyjazd tą drogą jest poza zasięgiem jakiegokolwiek rowerzysty!!!
Ale zacznijmy od początku. Wczoraj, gdy planowaliśmy wycieczkę powiedziałem Jackowi o tej drodze. Ku mojemu zaskoczeniu stwierdził, że on tam wjedzie. Cóż JPbike to JPbike, dobra myślę sobie. Wczoraj też umówiliśmy się z k4r3l, że pojedzie z nami. Kuba ku mojemu przerażeniu stwierdził, że on też pojedzie tą drogą!!!

Myślałem, że konie pracują tylko na Litwie a tu proszę:) © Kajman


Myślę sobie, mam przerąbane, przypłacę to życiem, a przynajmniej totalnymi zakwasami i obciachem. Na szczęście w ostatniej chwili postanowiła dołączyć do nas Ela. Odetchnąłem z ulgą, w razie czego nie będzie na mnie, że się wleczemy pod górę. Ela jedzie na trekkingowym Kellysku, który waży dwa razy tyle co nasze rowery a do tego jest dziewczynką, więc będzie jej wybaczone:)

Jedziemy sobie do Kocierza Rychwałdzkiego © Kajman


Gdy wyjeżdżaliśmy z domu pogoda była wymarzona, temperatura 24 stopnie i widoczność, o której ostatnio opowiadał Hose jako o swoim marzeniu. Powietrze było krystaliczne i widoczność taka, jaka zdarza się tylko kilka dni w roku:)
Gdy wjechaliśmy na drogę z Łękawicy do Kocierza Rychwałdzkiego jazda była nieprawdopodobną przyjemnością, tym bardziej, że droga prowadzi wzdłuż rzeczki na której jest mnóstwo wodospadów:)

Nad wodospadem © Kajman


Kuba postanowił zmoczyć buty © Kajman


W końcu dojeżdżamy do ulicy Widokowej. Pytam się Jacka i Kubę czy są pewni, że tędy chcą jechać. Mówią że tak. OK, my z Elą zawracamy i jedziemy główną drogą na szczyt.

Tu mogli się jeszcze rozmyśleć © Kajman


Pokonali chyba najtrudniejszy podjazd w Polsce © Kajman


Jestem pod niesamowitym wrażeniem. To nie są megabikerzy, nawet nie gigabikerzy, to są terabikerzy!!!
My powolutku i dostojnie wdrapaliśmy się na Kocierz delektując się niesamowitymi widokami.

Widoczek © Kajman


Nie zrobił na nas wrażenia trener szosowców, którzy wjeżdżali na przełęcz. Gościu wychylił się z auta i nadawał do nas "dawaj, dawaj". A niech sam sobie w tym aucie daje, albo puści tych swoich chłopaków trasą, którą pojechali Jacek z Kubą. Tego z pewnością facet by nie zrobił, bo by mu auto tam zdechło.

Ela w drodze na Kocierz © Kajman


Na szczyt dotarliśmy jakieś pół godziny po chłopakach. Mieliśmy do zrobienia kilkukilometrowe kółko a i na taką samą wysokość musieliśmy dotrzeć tyle, że nie o takim ekstremalnym kącie nachylenia. Nie zobaczyliśmy się już z Kubą, który miał wcześniej umówione spotkanie i musiał jechać. Dzięki Kuba za wspólną jazdę i jeszcze raz, PEŁEN SZACUN:)

Na Kocierzy © Kajman


Widoczek z Kocierzy © Kajman


Kocierz niesamowicie się rozwija, nawet tipi się pojawiło obok basenów © Kajman


Z przełęczy pomknęliśmy na łeb, na szyję do Andrychowa. Jacek miał maxa 69 a ja 64 km/godz. W pewnym momencie na wirażu lekko mnie wyniosło na przeciwny pas wprost pod nadjeżdżające auto. Przyhamowałem i zwiałem na swoją stronę. Panu kierowcy włosy stanęły dęba. Bardzo go przepraszam.
Całe szczęście, ze nowe opony i hamulce spisały się na medal, bo mogło być nieciekawie:(

Kaskada Rzyczanki © Kajman


Z Andrychowa pojechaliśmy na kaskadę rzeki Rzyczanki. Tam jak zwykle sesja fotograficzna. Coś ostatnio nie mamy szczęście do tego miejsca. Zaczęło się mocno chmurzyć i śmierdziało deszczem. Jacek wzorem ostatnich wyczynów Józka też sobie poszalał na łupkach.

Syrenka? © Kajman


Rzyczanka szaleje © Kajman


Jacek zjechał do rzeczki © Kajman


Gdy dojeżdżaliśmy do domy zaczęło lekko padać i tak jest do tej pory. Coś Jacek nie ma szczęścia w Kobiernicach. Wszystkie zaplanowane popołudniowe wycieczki nie mogą dojść do skutku.

Jedziemy sobie do Porąbki © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 32.74km
  • Czas 01:45
  • VAVG 18.71km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kaskada Soły z JPbikiem

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 • dodano: 16.08.2010 | Komentarze 7


magneticlife.eu because life is magnetic

Wczoraj, a w zasadzie dzisiaj bo było po północy, odebraliśmy JPbika z dworca w Bielsku. Kolacja i nocne pogaduchy sprawiły, że dzisiaj trzeba było wybrać jakąś krótką trasę. Ela zaproponowała kaskadę Soły.

Trzy osoby na jednej kotwicy © Kajman


Wyjeżdżamy około 11 i zaczynamy zwiedzanie od najniższego zbiornika, czyli od zapory czanieckiej. Jacek nigdy nie był w naszej okolicy i chyba jest pod wrażeniem. Mówi, że po raz pierwszy widzi prawdziwe zapory. Dzisiaj zobaczy trzy:)

Zapora w Czańcu © Kajman


Zapora w Porąbce © Kajman


Jacek w Porąbce robi za atrakcję turystyczną:) © Kajman


Jedziemy nad Jezioro Międzybrodzkie © Kajman


Wszyscy podziwiają uroki jeziora i góry Żar © Kajman


Dojechaliśmy do Tresnej © Kajman


Góry to czy Mazury? © Kajman


Nie zabrakło szlaku architektury drewnianej. Dzwonnica w Czernichowie © Kajman


Gdy dojechaliśmy do domu, nawet nie zdążyliśmy piwa dopić, gdy rozpętało się piekło. Potężna burza z gradem i oberwaniem chmury może pokrzyżować popołudniowe plany:(

Grad wielkości ziaren fasoli © Kajman


Ostatnia informacja z wyprawy syna do Hiszpanii. Chłopaki są w Wenecji, ale nie można tam jeździć na rowerze:(



  • DST 39.40km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:17
  • VAVG 17.26km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 254m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

The bikestats day

Niedziela, 15 sierpnia 2010 • dodano: 15.08.2010 | Komentarze 7


magneticlife.eu because life is magnetic

Wczoraj, gdy przyjechaliśmy do domu w głowie było nam jedynie zimne piwo. Upał dawał się we znaki, więc planowaną wcześniej wycieczkę na ziemię andrychowską przełożyliśmy na dzisiaj. Hose jakoś tak ma, że jak widzi góry to by chętnie wjechał na okoliczne szczyty. Wymyślili nawet z Elą, że wstaną skoro świt, pojadą na jakiś szczyt i będą focić wschód słońca:)

Ekipa bikestats w łupkach wierzchowskich © Kajman


Z porannego focenia nic nie wyszło, w nocy zaczęło lać. Od rana co chwila przechodziły burze jedna za drugą. Józek delikatnie dawał nam do zrozumienia, że on może jeździć nawet w deszczu, ale my po wczorajszym ognisku nic nie rozumieliśmy:(
Około 16 niespodzianka, nie pada chociaż chmury cały czas wiszą nad nami. Ela wykonuje telefon do K4r3l. Kuba jest królem rowerowym ziemi andrychowskiej i wycieczka tam, musi odbyć się w jego towarzystwie:)

Kaskada rzeki Soły. Zapora w Czańcu © Kajman


Jedziemy do Andrychowa trochę okrężną drogą przez Porąbkę. Chcemy Józkowi pokazać zaporę w Czańcu. Okazało się, że wiele razy obok niej przejeżdżał i myślał, że tam jest boisko:)

Spotkanie z Kubą © Kajman


Już w Porąbce zaczyna się powtórka z rozrywki. Zaczyna padać. Cóż, chciał Józek jeździć w deszczu to się jego marzenie spełniło. W Roczynach czeka na nas Kuba. Bardzo miłe powitanie i duża niespodzianka dla nas. Do tej pory my rozdawaliśmy naklejki bikestats, dzisiaj Kuba nas zaskoczył wręczając nam znaczki z logo BS, które można nosić jak identyfikator:) Są świetne, fajny pomysł, dzięki:)

Kaskada rzeki Rzyczanki © Kajman


Wszyscy razem jedziemy do Zagórnika na kaskadę rzeki Rzyczanki. Piękne miejsce, kiedyś już je opisywałem. Dzisiaj, gdy tam przyjechaliśmy, Józek był nim zauroczony do tego stopnia, że mało brakowało by przeskoczył na rowerze z jednego brzegu rzeczki na drugi:)

Hose rusza do akcji © Kajman


Będzie skakał © Kajman


Na szczęście wyczyny kaskaderskie skończyły się bez uszczerbku dla zdrowia. My mieliśmy fajną sesję fotograficzną.
Znów w oddali słychać grzmoty, burza wraca. Wracamy też my. Przed Józkiem jeszcze 60 kilometrów do domu a robi się ciemno.

Wszyscy czają się z aparatami na chlupnięcie Józka do Rzyczanki © Kajman


Weekend z Hose minął bardzo szybko i przyjemnie. Spotkaliśmy się też wreszcie z Kubą i udało nam się razem pojeździć. Dostaliśmy też smsa od JPbika, że właśnie jedzie do nas i powinien dotrzeć późno w nocy a więc atrakcji nastąpi ciąg dalszy:)

Sesja fotograficzna © Kajman


Kategoria Integracyjnie