Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w kategorii

Słowacja

Dystans całkowity:947.65 km (w terenie 25.00 km; 2.64%)
Czas w ruchu:59:56
Średnia prędkość:15.81 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:12977 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:59.23 km i 3h 44m
Więcej statystyk

Raczkowa Dolina

Niedziela, 19 sierpnia 2012 • dodano: 26.08.2012 | Komentarze 19


magneticlife.eu because life is magnetic

Od trzech tygodni walczę z ostrym zapaleniem gardła. Nagłe ataki kaszlu nie pozwalają pojeździć na rowerze dlatego wybieramy się z Elą w miejsce, które rowerowo zaliczaliśmy już kilka razy, ostatnio z JPbikiem.
Tym razem będzie nam towarzyszył pies Funio:)

Lubię pozować © Kajman


Stajemy na campingu w Raczkowej Dolinie. Camping usytuowany jest przy samym wejściu do Tatrzańskiego Parku Narodowego. To chyba najlepiej położony camping na Słowacji dla tych, którzy chcą pochodzić czy pojeździć na rowerach po górach:)

Nasza miejscówka © Kajman


Przy każdym namiocie jest miejsce na ognisko © Kajman


Celem naszego wyjazdu jest nie tylko łażenie po górskich szlakach, ale też nauczenie psa Funia kampingowania. Musi nauczyć się jak powinno zachowywać się na campingu. Tę lekcję Funio odrobił na piątkę:)
To był jego pierwszy wyjazd za granicę. Ma unijny paszport więc może jeździć:)

Wychodzimy w góry © Kajman


Krywań schował się w chmurach © Kajman


Czasami tylko pokazując się na chwilkę © Kajman


Camping ma nie tylko tę zaletę, że leży u wejścia do parku, ale też to, że jest na nim specyficzne towarzystwo. Przyjeżdżają tu ludzie, którzy rano idą w góry i wracają wieczorem. Wtedy siadają przed namiotami i palą ogniska. Szybko też idą spać bo rankiem trzeba iść na szlak:)
Nie ma tu hałasów, nocnych szaleństw, nisko przelatujących messerszmitów, jest las, rzeczka i spokój:)

Anwi na to mówi dziewięćsił © Kajman


Złapałem na dobre i na złe © Kajman


Na takiej skarpie gałąź robi za korzeń © Kajman


Na campingu są też domki, chyba prywatnie postawione kiedyś przez ludzi. Staliśmy obok jednego z nich. Domek a w zasadzie lauba jak się to na Śląsku nazywa, był zbity z desek i miał coś w rodzaju zamykanego tarasu. Mieszkało w nim mnóstwo Słowaków, ale innych niż wszyscy pozostali na campingu.

Uczymy się chodzić po kładkach © Kajman


I całkiem dobrze nam to wychodzi © Kajman


Inni dlatego, że nie ruszali się z owego domku, najdalsza wycieczka była do przepływającego nieopodal potoku. Jedyny temat rozmów był jak przysmażyć cebulkę i kto ma ją pokroić. Żarcie pochłaniało ich całkowicie a wygląd to potwierdzał, nie rozumiem jak można tak utuczyć dzieciaki!

Dzielnie maszeruję za swoją panią © Kajman


Trochę wody dla ochłody © Kajman


Trzeba trochę odpocząć © Kajman


Dlaczego o nich piszę? Bo człowiek uczy się całe życie, pies zresztą też. Funio jako stworzenie wybitnie przyjacielskie uwielbia się z wszystkimi witać. Któregoś dnia a raczej nocy, gdy otworzyłem drzwi w przedsionku przyczepy był szybki i mi myknął.

Ostatnie drzewo? © Kajman


Tego nie zrobił halny, to zmajstrował człowiek © Kajman


Sporo drzew nawycinali © Kajman


Normalnie Funio siedzi sobie przed przyczepą przypięty na smyczy. Ludzie podchodzą do niego i się witają. Tym razem wolny pobiegł raźnym truchtem do grubych Słowaków. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu gdy zobaczyli jak do nich biegnie merdając ogonem zaczęli strasznie piszczeć i wrzeszczeć!

Widoczek © Kajman


Wychodzimy ponad poziom lasu © Kajman


Tatrzańskie wodospady © Kajman


Cóż się zaczęło dziać! Dzieciaki mimo swej tuszy zaczęły szybko włazić na płotek tarasu a baby wskoczyły na krzesła wywijając nogami i wrzeszcząc jakby tańczyły jakiś taniec św Wita! Funio nie znał takich reakcji i twardo biegnie się witać. Gdy był na wysokości wejścia na taras, facet rzucił w niego krzesłem!

Widoczek © Kajman


Piękne miejsce © Kajman


Jeszcze jeden widoczek © Kajman


Funio to przecież jeszcze szczeniaczek. Nie spodziewał się czegoś takiego, trochę się przestraszył i pobiegł do mnie. Co po takim doświadczeniu pokazało się w psiej głowie przekonałem się po chwili. Funio za żadne skarby nie chciał wejść do przedsionka. Jego psi umysł nie dopuścił myśli, że ktoś może go zaatakować, przecież "człowieki" są fajne i miłe. Zaatakował go taras! Chwilę trwało zanim przekonałem go, że przedsionek przyczepy z pewnością go nie zaatakuje:)

Po wycieczce trochę sportu © Kajman


I obowiązkowa kąpiel © Kajman


Ognisko na campingu z okazji Narodowego Wejścia Na Krywań © Kajman


W sobotę z campingu wyruszało mnóstwo ludzi na Narodowe Wejście na Krywań. Wieczorem po powrocie było ognisko, kiełbaski, orkiestra i tańce. Tańczących było raczej niewielu i to chyba tylko ci, którzy na Krywań nie wleźli. Ciekawe doświadczenie dla Funia:)
Ostatnia lekcja miała miejsce w Szczyrbskim Plesie:)

Tu będzie pięknie i ciekawie © Kajman


Kanadyjkę można spotkać w Tatrach © Kajman


Trochę się obawiałem tej lekcji. Szczyrbskie Pleso oznacza tłum ludzi, samochody, biegaczy, i inne psy. W takich warunkach Funio jeszcze nigdy nie był. Z wypchaną kieszenią psimi cukierkami ruszamy dookoła jeziora:)

Jakiś dziwny facet, trzeba go oszczekać © Kajman


widoczek © Kajman


Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Funio doszedł do wniosku, że taka ilość "człowieków" jest nie do obskoczenia i nie ma sensu z wszystkimi się witać czyli trzeba olać towarzystwo. Szedł pięknie przy nodze nie zwracając uwagi na ludzi, nawet psy go nie interesowały. Jedyne co go zaskoczyło to pomnik. Wielki facet, nie rusza się, nie pachnie więc jest podejrzany, trzeba było go oszczekać:)

Z jednej strony jeziora © Kajman


są piękne widoki © Kajman


z drugiej niekoniecznie © Kajman


  • DST 35.20km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 16.00km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Podjazdy 744m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nieznana Mała Fatra

Niedziela, 27 maja 2012 • dodano: 05.06.2012 | Komentarze 20


magneticlife.eu because life is magnetic

Masakra! Nowe obowiązki w pracy powodują nie tylko brak czasu na rower, ale nawet nie ma kiedy zrobić wpis. 10 dni po wycieczce, to mi się jeszcze nie zdarzyło:(

Skrzyżowanie tras rowerowych © Kajman


Ela wynajduje trasę, która zapowiada się ciekawie. Wiemy, że będzie pod górkę, wiemy że powinny być widoki. Mała Fatra przecież jest piękna. Wyruszamy na podbój terenu.

Zagubiona wioska © Kajman


Ups, nachylenie 17% © Kajman


Gdy opuszczamy cywilizację zaczynają się mocne podjazdy, całkiem jak u nas na Hrobaczą Łąkę. Docieramy do wioski zagubionej w lesie. Szlak rowerowy prowadzi przez podwórka. Ludzie nie reagują na nasz widok ani na to, że im się po placu szwendamy, pewnie są przyzwyczajeni.

Widoczek © Kajman


Wygląda zachęcająco © Kajman


Aż chce sę jechać:) © Kajman


Urocza leśna droga szybko się kończy. Szlak skręca w las. Widać, że ściągano drewno, koleiny, korzenie i kamole uniemożliwiają jazdę. Wiemy, że szlak w terenie ma jeszcze 8 kilometrów. Niezrażeni przeprowadzamy rowery przez trudny odcinek.

Zaczynają się schody © Kajman


Szlaban © Kajman


Gdy pojawiły się poprzewracane drzewa zaczynamy mieć wątpliwości. Czasu mamy niewiele, trzeba wracać do domu a nie chce nam się wyprowadzać rowerów na spacer. Zapada decyzja zmiany trasy. Zawracamy.

Czyżby tu zsyłali niegrzecznych Pisowców? © Kajman


Znów jedziemy przez zagubione w górach wioski © Kajman


Ela dzielnie walczy z terenem © Kajman


Widoczek © Kajman


Zawaliło się, niech leży © Kajman


W końcu docieramy do asfaltu. Przed nami fantastyczny zjazd. Niewiele brakuje mi do pobicia rekordu prędkości uzyskanego w Czechach na Radhoście a wynoszącego 70km/godz. Nie mam okularów rowerowych i przy prędkości 68km/godz wiatr wyciska taką ilość łez, że trzeba hamować.

Zaczyna się zjazd © Kajman


Tu się śmiga:) © Kajman


Jedziemy w stronę Żyliny. Chcemy dojechać do zalewy na Wagu, ale zauważamy znak do punktu widokowego. Zalew może poczekać, przecież jeszcze Mała Fatrę odwiedzimy kilka razy. Chcemy nacieszyć się widokami a jest co oglądać:)

Jaki miły szuterek © Kajman


W dali widać Żylinę © Kajman


Widoczek © Kajman


Punkt widokowy znajduje się w miejscowości Dolna Tizina. Ciekawe dlaczego dolna jak jedzie się pod górkę? Widoki są super. Widzimy, że szuterkiem można dostać się w góry. Już wiemy gdzie pojedziemy następnym razem.

Dolna Tizina © Kajman


Z innej perspektywy © Kajman


Widoczek © Kajman


Zaczyna się robić późno. Trzeba jeszcze gdzieś wpaść na obiad. Na campingu czeka w lodówce piwo więc musi być też czas na sjestę przed powrotem do Polski. Na Słowacji można mieć 0,0% alkoholu. Cóż, sjesta się należy, przecież znów wkrótce tu przyjedziemy:)

Ela lubi szuter © Kajman


Koniki © Kajman


Na campingu więcej ludzi niż ostatnio © Kajman




Dolne Dziury

Sobota, 26 maja 2012 • dodano: 28.05.2012 | Komentarze 20


magneticlife.eu because life is magnetic

Mała Fatra tak nas zauroczyła, że znów lądujemy na wspaniałym campingu w Niżnych Kamencach. Nauczeni ostatnią wyprawą Eli na zbójnicki szlak, tym razem nie ryzykujemy. Postanowiliśmy zrobić jeden dzień tupany i jeden rowerowy. Dzisiaj jest dzień tupany:)

Początek szlaku © Kajman


Ostatnio w komentarzach wyczytałem, że z moim lękiem wysokości nie nadaję się do łażenia po Dierach czyli dziurach. Pomyślałem wtedy, że boję się przepaści a nie dziur czyli mogę tam potupać. Jedziemy do doliny Stefanowej i ruszamy na szlak:)

Zaraz na początku jest budka z piwem © Kajman


Są miejsca w Małej Fatrze gdzie rowerem wjechać się nie da, ale koniecznie trzeba je zobaczyć. To właśnie takie miejsce. Chcę też je pokazać, może kogoś zachęcę do wybrania się tam. Dlatego sporo fotek i wpis zerowy:)

Wielki Rozsutec © Kajman


Skałki są wszędzie © Kajman


Pierwszy punkt widokowy i tłok © Kajman


Miejscami jest trudno © Kajman


Są też miejsca niebezpieczne © Kajman


Ale widoki są fantastyczne © Kajman


Ktoś podpinkolił poręcze © Kajman


Zaczynają się mostki © Kajman


Doszliśmy do potoczków, które zmajstrowały to fantastyczne miejsce © Kajman


Idziemy wąskim wąwozem © Kajman


Jest miły chłodek mimo upału © Kajman


No i zaczęły się schody © Kajman


Duuuuuuuże schody © Kajman


Nad wodospadami © Kajman


Miejscami trasa się korkuje © Kajman


I znów schody © Kajman


Wyłaniają się skały © Kajman


Na rozwidleniu szlaków © Kajman


Wracamy innym szlakiem © Kajman


Można zatoczyś pentelkę © Kajman


W Nowych Dierach widoki są równie piękne © Kajman


Jest co podziwiać © Kajman


Ela napawa się widokiem © Kajman


Widok, wodospad i schody © Kajman


Jest pięknie © Kajman


Ze schodów na mostek © Kajman


Samotne drzewo © Kajman


Ostatni mostek © Kajman


Tam byliśmy © Kajman


Tam też jest pięknie © Kajman


  • DST 23.42km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 14.79km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Podjazdy 543m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Janosikowa cyklotrasa

Niedziela, 20 maja 2012 • dodano: 22.05.2012 | Komentarze 19


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj miała być długa trasa. Miały być zamki i skansen. Niestety po wczorajszych wyczynach Eli na zbójnickim szlaku, jej stan techniczny można nazwać kiepskim. Nie ma szans by przejechała setkę po górach.
Trzeba zmienić plany, zamki i skansen odwiedzimy następnym razem.

Janosikowa cyklotrasa © Kajman


Obkupieni w mapy, sztuk trzy w różnej skali, postanawiamy wybrać jakąś lajtową trasę, by kobiety nie zamęczyć. Ruszamy do Tietchowej. Tam zaczynają się trzy szlaki rowerowo piesze, zielony, żółty i niebieski. Nie wiemy jeszcze, który wybierzemy.

Janosik jest wszędzie, to jego kraina © Kajman


W pewnym momencie zauważam oznaczenia do Prirodnej Szkoly. Pomyślałem, że pewnie jakieś ścieżki edukacyjne albo inne atrakcje zobaczymy. Podjeżdżamy, a tu okazuje się, że jest to słowacka zielona szkoła. Nic ciekawego, można jechać dalej.

Zielona szkoła © Kajman


Na naszym campingu jest zlot niemieckiego klubu Yamahy. Najechało się sporo luda. Motorki enduro i off - roadowe. Okazuje się, że faceci jeżdżą po ścieżkach rowerowych. Fakt nie szaleją. Chcą zaznać trochę terenu.

Trzeba wybrać trasę © Kajman


Gdy staliśmy na rozstaju dróg podjeżdżają do nas i pytają czy oznaczenie kolorystyczne szlaków ma znaczenie pod względem trudności. Widać, że są mocno zdezorientowani, zawrócili z żółtego szlaku, który dla nich był nieprzejezdny. Tłumaczymy im, że kolor nie ma znaczenia i sami wybieramy właśnie żółty szlak, czyli Janosikową cyklotrasę.

Padnij powstań........ © Kajman


Jakoś nas ciągnie na zbójnickie ścieżki. Niemiaszki ze współczuciem kiwają głowami a my z dziarskimi minami twierdzimy, że damy radę. Nie za bardzo jarzyłem o co im chodzi, nie tłumaczyli szczegółowo trudności szlaku. Cóż, rower to nie motor, w razie czego można go wziąć na plecy.

Czyżby jakieś osuwisko? © Kajman


Wiemy, że żółty szlak doprowadzi nas do miejsca urodzenia Janosika. Trochę jest to daleko od centrum Tierchowej, ale nic dziwnego. Wieś założona została na prawie wołoskim, które w tym czasie straciło już swe znaczenie etniczne i stawało się jedną z form intensyfikacji gospodarki wiejskiej.

Gdy przekroczyliśmy wysokość 700 m n.p.m zaczynają się widoki © Kajman


Tierchowa była początkowo wsią pasterską, charakteryzującą się rozrzuconym osadnictwem i - początkowo - słabym rozwojem. W 1598 r. miała 19 gospodarstw, a więc tylko o 6 więcej niż 18 lat wcześniej. Na podobnych zasadach w tamtych czasach zakładanych było wiele wsi np. nasza Porąbka.

Tu też jest pięknie © Kajman


Jak to zwykle bywało w miarę rozwoju osady, kolejne zakładane przysiółki przybierały nazwy od nazwiska człowieka, który pierwszy się tam osiedlał. Administracyjnie należał przysiółek do wioski, ale odległości mogły być spore. Takie nazwy są powszechne i u nas w Beskidach czy na Podhalu. Tak też było i w tym przypadku.

Tu urodził się Janosik © Kajman


Tablica © Kajman


Juraj Jánošík był Słowakiem co w naszej świadomości nie do końca jest zapisane. Znana jest jego prawdopodobna data urodzin: 25 stycznia 1688, gdyż zachowała się metryka jego chrztu z 16 maja 1688 roku. Jego rodzicami byli Martin Jánošík i Anna Cesneková.

Widoczek © Kajman


Miał braci: Jana, Martina i Adama oraz młodszą siostrę Barborę. Najprawdopodobniej brał udział w powstaniu antyhabsburskim Franciszka Rakoczego, które wybuchło w 1703 na ziemiach węgierskich. W 1708 wrócił do rodzinnej wsi, aby zająć się gospodarstwem, ale wkrótce potem wstąpił do armii austriackiej.

Zaczynają się niesamowite widoki, żadna fota tego nie odda © Kajman


Podczas służby został przydzielony do oddziału stacjonującego w zamku, w Bytčy, gdzie więziono groźnych przestępców. Tam poznał niejakiego Tomáša Uhorčíka, który był harnasiem zbójników karpackich. Jánošík pomógł mu uciec z więzienia, a sam zdezerterował lub został wykupiony z wojska i przystał do jego zbójeckiej bandy.

Kurcze, kradną górę! © Kajman


W 1711 Tomáš Uhorčík przyjął imię Martin Mravec i odszedł z bandy, a nowym harnasiem został Jánošík. Jánošík ze swoją grupą działał na pograniczu węgiersko-polskim, a ofiarami jego napadów byli głównie kupcy, ale także plebani, posłańcy pocztowi i inne przypadkowe, zamożniejsze osoby. Wbrew legendzie grabił głównie z myślą o sobie i swoich ludziach.

Wielki Rozsutec © Kajman


Wiosną 1713 Jánošík został pojmany w domu Uhorčíka i osadzony w średniowiecznym zamku w Liptowskim Mikułaszu, gdzie 16 i 17 marca 1713 odbył się jego proces. Jego przebieg jest znany dzięki zachowanym protokołom. Juraj na większość pytań odpowiadał niejasno próbując zmylić sąd. Przyznał się do jedynie 11 napadów.

Teraz całe pasmo Rozsutców © Kajman


Osią oskarżenia było zabójstwo plebana z Demanicy, do którego Jánošík się nie przyznał, wskazując jako sprawcę swojego kompana. Wyrok wykonano jeszcze przed wieczorem na miejscowym miejscu kaźni Šibeničky.

W dole widać Tierchową © Kajman


Długo siedzimy i cieszymy się widokami. W końcu ruszamy dalej. Historia się powtarza. Gubimy szlak, ale na szczęście szybko na niego wracamy. Teraz się okazuje dlaczego Niemcy na swoich enduro stwierdzili, że droga jest nieprzejezdna.

Gubimy szlak © Kajman


Szlak prowadzi bardzo ostro w dół czymś co przypomina miejsce spływu wody po ulewach. Nic dziwnego, że endurowcy się poddali. My sprowadzamy rowery. Miejsce fajnie widoczne jest na mapce wysokości. Gdyby ktoś chciał przejechać tą trasą, to trzeba zachować kierunek taki jak my. Z przeciwnej strony wypchanie rowerów na szczyt grozi zawałem:(

Szybko jednak na niego wracamy © Kajman


Po dotarciu do asfaltu szybki powrót na camping. Pozostaje niedosyt, ale pewnie wkrótce nadrobimy. Mamy mapy. Wiemy, że jeszcze wiele w Małej Fatrze mamy do zobaczenia. Wiemy też z całą pewnością, że Mała Fatra nie kończy się na dolinie Vratnaj czy Stefanowej.

Widok z campingu, przed sezonemk jeszcze pusto:) © Kajman




  • DST 28.07km
  • Czas 01:44
  • VAVG 16.19km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 778m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mała Fatra

Sobota, 19 maja 2012 • dodano: 20.05.2012 | Komentarze 26


magneticlife.eu because life is magnetic

Ostatni nasz wyjazd rowerowy do Małej Fatry nie był zbyt udany. Tym razem jedziemy z domkiem na haku i rowerami na bagażniku.
Kiedyś byliśmy na Słowacji bardzo często, ale od wprowadzenia euro trochę im się w głowach z cenami poprzestawiało. Teraz wypadałoby się ze Słowacją przeprosić. To tak jak w starym dobrym małżeństwie, można się trochę poobrażać, ale przychodzi też czas na pogodzenie.

Tablica © Kajman


Na owe przeprosiny wybieramy camping Bela w miejscowości Nižné Kamence. Miejsce wydaje się doskonałe do wypadów w Małą Fatrę. Camping zdobył tytuł najlepszego na Słowacji w 2009 i 2011 roku. Wart jest polecenia. Wszystko jest super, kibelki czyściutkie, prąd i woda na miejscu.

Ustawiamu cepkę i w drogę © Kajman


Można przyjechać też z namiotem albo wynająć domek. Nawet knajpka przed sezonem działa. Dla osób z Małopolski czy Śląska to rzut beretem. My mamy raptem 110 km i po 2 godzinach jesteśmy na miejscu.
Zawsze zwiedzaliśmy Małą Fatrę skupiając się na dolinie Vratnej. Było nie było to jedno z piękniejszych miejsc w Europie. Teraz też tam jedziemy.

Zaczyna się © Kajman


Mój ulubiony wielbłąd stoi na miejscu © Kajman


Dioboł ciągle zagląda w okno © Kajman


A w górach jeszcze jest śnieg © Kajman


Pogodę mamy piękną © Kajman


Tym razem postanowiliśmy wjechać też do doliny Stefanowej. Lata tam nie byłem. Widok na Rosutce jest zapierający dech. Dojeżdżamy do granicy Parku Narodowego. Dalej rowerami jechać nie wolno.

Przed nami dolina Stefanowa © Kajman


Vratna zostaje z tyłu, ale za chwilę tu wrócimy © Kajman


Relikt przeszłości © Kajman


Mocny podjazd © Kajman


Koniec drogi © Kajman


Wracamy do doliny Vratnej. Jedziemy tradycyjnie do końca. Po dosyć ciężkim tygodniu marzy mi się trochę campingowania, piwko książka może trochę się zdrzemnąć. Ponieważ jest z górki do Terchowej docieramy w ładnym tempie. Odwiedzamy Janosika, który się tam urodził i ma swój pomnik. Coś więcej o nim napiszę w następnym wpisie.

Wielki Rosutec © Kajman


Około czwartej Eli ewidentnie znudziło się campingowanie i koniecznie chciała wyciągnąć mnie na zadeptywanie Małej Fatry nogami. To dziwne góry, może nie wysokie bo szczyty sięgają 1700 metrów, ale startuje się z poziomu 480 więc jest stromo i skaliście co widać na fotach.

Widoczek © Kajman


Pomyślałem sobie, że na takie skałki z buta raczej się nie wchodzi. Mam lęk wysokości i drabiny, mostki nad przepaścią i inne łańcuchy nie należą do tego co najbardziej lubię. Stwierdziłem, że jestem zmęczony, ale jako uczynny facet zaproponowałem kobiecie podwiezienie autem na początek szlaku. Niech tupie i łazi po linach:)

Widoczek © Kajman


A góry tu są mocne` © Kajman


O piątej Ela rusza na szlak. Pisze, że na szczyt ma godzinkę z haczykiem więc umawiamy się, że ją zbiorę za trzy godziny. Pomyślałem wtedy, że łatwo mi jakoś poszło to wymigiwanie się od zadeptywania gór, ale z drugiej strony miałem jakieś dziwne złe przeczucia:(

Tak lubię © Kajman


Tablica © Kajman


Gdy o umówionej godzinie dojeżdżałem po odbiór małżonki, dzwoni telefon. Słyszę mocno spanikowany głos. Okazuje się, że ukradli szlak i Ele błądziła nad przepaściami a misie zacierały łapki. Byłoby co pochrupać.
Okazuje się, że nie schodzi tą samą drogą tylko zupełnie innym szlakiem. Nie jest dobrze, zaczyna robić się ciemno:(

Pomnik Janosika jest w dwóch częściach, jedna na dole © Kajman


Druga na górze © Kajman


Jadę szukać szlaku, którym Ela ma wyjść z lasu. Po drodze dowiaduję się, że szlaki w Małej Fatrze są zamknięte do 1 czerwca co jak się później okazało nie do końca jest prawdą. Znalazłem miejsce gdzie kobieta powinna wyjść. Dobrze, że wziąłem książkę, dobrze, że na początku szlaku popatrzyłem na czas przejścia, niby 2 i pół godziny, ale z obliczeń wynika, że jeżeli misie jej nie zeżrą to i tak będzie ciemno nim dotrze do cywilizacji!

Wjazd do doliny Vratnej © Kajman


Gdy musiałem zapalić lampkę w aucie by móc czytać dalej, uświadomiłem sobie, że nie jest dobrze. Pomyślałem o wezwaniu pomocy, ale Słowacja grała półfinał w hokeja i ratownicy pewnie by mnie zabili a rachunek pomnożyliby razy dwa. Czekam! W końcu z mroku wyłania się postać. Kurcze, to nie jest misio! To jest Ela:)

Kościól w Terchovej © Kajman


Przyszła całkowicie wyczerpana, trochę przestraszona. Przepraszała nim otwarła drzwi do auta. Po dostarczeniu jej na camping padła jak kawka. Wiele zobaczyła, dużo najadła się strachu, co będę mówił, zerknijcie na jej blog a zobaczycie sami:)
Jedyne co mogę jeszcze powiedzieć, szlak który przeszła nazywał się ZBÓJNICKI!!!

Powinna dac na mszę © Kajman




  • DST 118.53km
  • Teren 2.00km
  • Czas 07:27
  • VAVG 15.91km/h
  • VMAX 54.00km/h
  • Podjazdy 1474m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pięć krain

Niedziela, 14 sierpnia 2011 • dodano: 18.08.2011 | Komentarze 29


magneticlife.eu because life is magnetic

To ostatni dzień naszego pobytu w Poroninie, jutro rano wracamy do domu. Postanowiliśmy z Elą przejechać jakąś dłuższą trasę. Wybór padł na wycieczkę prowadzącą przez Tatry Wysokie, Tatry Bielskie, Spisz, Pieniny i Podhale, czyli przejedziemy przez pięć krain geograficznych. Przy okazji zobaczymy też coś na Szlaku Architektury Drewnianej.

Na takie widoki czekaliśmy © Kajman


Jest to taka wycieczka, którą trudno opowiedzieć słowami. To można tylko pokazać na zdjęciach. Dlatego wpis będzie miał formę komiksową:)

Jedziemy przez Małe Ciche w kierunku Łysej Polany © Kajman


Dwa kilometry przed skrzyżowaniem do Łysej Polany zaczyna się korek. Policja zawraca ludzi chcących jechać do Morskiego Oka © Kajman


W tym dniu Morskie Oko odwiedziło 13 tysięcy ludzi © Kajman


Część kierowców wstawia ściemę policji, że jadą na Słowację. Myślą, że parking jest z gumy. © Kajman


Busiarze mają żer! Przewiozą te tysiące ludzi łamiąc wszystkie przepisy! © Kajman


Przedostajemy się na Słowację a tu cisza i spokój © Kajman


Wjeżdżamy w Tatry Bielskie, jak sama nazwa wskazuje są białe © Kajman


Hawrań pokazał nam się z jeszcze jednej strony © Kajman


Jest bardzo ciepło, trochę podjazdów, ale widoczność jest dobra © Kajman


Pkazuje się piękna panorama Tatr Bielskich © Kajman


Nad górami zaczynają pokazywać się chmury, to dodaje im piękna © Kajman


W Polsce Tatry Bielskie są mniej znane a szkoda © Kajman


Jest tam co prawda mniej atrakcji jak w Tatrach Wysokich, ale za to też mniej ludzi © Kajman


Kierujemy się do Tatrzańskiej Kotliny, to taka miejscowość © Kajman


Czasami są osuwiska © Kajman


Na drodze jest znikomy ruch, jedzie się fantastycznie © Kajman


Tatry Bielskie nie są duże, dojeżdżamy do ich końca © Kajman


Dojechaliśmy do Tatrzańskiej Kotliny, tu można zwiedzić jaskinię © Kajman


My skręcamy w kierunku Sławackiej Wsi © Kajman


Za podjazdem pokazał nam się Spisz © Kajman


Wygląda pięknie, widoczność mamy świetną © Kajman


Szybko przemykamy przez miejscowość zamieszkaną przez Romów © Kajman


Ostatni rzut oka na Tatry Bielskie © Kajman


Tatry Bielskie wyrastają z równiny © Kajman


Wsie na Spiszu są zupełnie inne od naszych podhalańskich © Kajman


Zaczynają się mocne podjazdy © Kajman


Tak bedzie przez najbliższe 6 kilometrów © Kajman


Ten duży wróbel ma pewnie nadzieję, że padniemy! © Kajman


A końca podjazdu nie widać © Kajman


Przeżyliśmy podjazd, pokazał się nam Spisz © Kajman


Za szczytu można patrzeć i patrzeć i ......... © Kajman


Teraz zacznie się fantastyczny zjazd, różnica wysokości przawie 500 metrów © Kajman


Pokazały się Trzy Korony, czyli zahaczamy Pieniny © Kajman


Jak Trzy Korony to za chwilę będziemy w Polsce © Kajman


Znów w kraju, będzie tłok © Kajman


Camping Polana Sosny zatłoczony do granic © Kajman


Tu w zabytkowym dworze zatrzymujemy się na obiad © Kajman


Dwór znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej © Kajman


Tablica © Kajman


Rzut oka na zamek w Nidzicy © Kajman


Kierujemy się na Łapsze. Pokazują się Tatry Wysokie © Kajman


Wjeżdżamy na Przełęcz Trybską © Kajman


Na Podhalu podjazdów też nie brakuje © Kajman


Kolejny element szlaku, kościół w Trybszu, niestety zamknięty © Kajman


Tablica © Kajman


Przekraczamy Białkę, znaczy że już nie daleko © Kajman


Tatry idą spać © Kajman


Bo słońce zachodzi nad Babią Górą © Kajman


Dotarliśmy na camping © Kajman




  • DST 48.63km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 15.20km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 901m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed siebie po Tatrach

Wtorek, 9 sierpnia 2011 • dodano: 12.08.2011 | Komentarze 24


magneticlife.eu because life is magnetic

Zrobiła się piękna pogoda. Jak zwykle po dniu deszczu, na następny dzień jest piękna widoczność. Trzeba to wykorzystać. Ela proponuje trasę do Murowańca, jest tam ścieżka rowerowa. Zapowiada się ciekawie. Ela chce "dotknąć" góry.



Do Murzasichla jedziemy przez Majerczykówkę. Droga jest zdecydowanie trudniejsza. Podjazdy są bardzo mocne, ale w porównaniu z normalną drogą z Poronina do Murzasichla są tu przepiękne widoki. Podjazd jest trudny, ale nie uciążliwy, co chwilę stajemy by zrobić foty:)

Pierwszy mocny podjazd pokonany © Kajman


Zaraz na początku zaczynają się widoki © Kajman


Co kawałek stajemy i robimy foty © Kajman


Pięknie prezentuje się Giewont © Kajman


Widoczek © Kajman


Kozi Wierch i Kościelec, tam mamy dojechać © Kajman


Widoczek © Kajman


Gubałówkę widać jak na dłoni © Kajman


Widoczek © Kajman


Pokazał się Hawrań, góra która jak się później okazało prezentowała nam się z wielu stron © Kajman


Docieramy do Murzasichla i skręcamy na Brzeziny © Kajman


W Brzezinach wjeżdżamy do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Ela kupuje bilety. Początkowo droga nie wydaje się straszna. Ruszamy powoli pod górę. Po chwili to już nie jest droga. To jest pas najeżony wystającymi kamolami. Słyszę jak mój biedny aparat telepie się w bagażniku:(

Początek nie wygląda tragicznie © Kajman


Zatrzymuję się przy pierwszym mostku. Widzę, że Ela pcha rower. Dalsza jazda nie ma sensu. Tu można przejechać na fulu a nie na trekkingu. Pchanie roweru przez następnych pięć kilometrów by później prawie całą drogę go sprowadzać? Zjazd skończyłby się niewątpliwie "dotykaniem gór" w pełnym tego słowa znaczeniu a byłoby to niewątpliwie bardzo bolesne.

Pierwszy mostek © Kajman


Następuje wymiana zdań. Ja chcę się wycofać. Ela z trudnością podejmuje taką samą decyzję. Zawracamy i jedziemy do Łysej Polany. Tam chcę przejechać kawałek po słowackiej stronie.

Znów pokazuje się Hawrań, tym razem w towarzystwie Murania © Kajman


Pokazują się Rysy © Kajman


Jesteśmy na moście granicznym © Kajman


W Łysej Polanie po słowackiej stronie zatrzymujemy się na obiad. Jemy w tej samej knajpie co ostatnio. Jest to najgorszy i najdroższy szynk w jakim byłem na Słowacji. Ela boi się, że dalej może nic nie być do jedzenia. Okazuje się, że w Jaworzynie Tatrzańskiej jest fajna restauracja, ale my jesteśmy już po "obiedzie".

Hawrań z Muraniem będą nam długo towarzyszyli © Kajman


W Jaworzynie Tatrzańskej zatrzymujemy się przy drewnianym kościele © Kajman


Jest trochę inny niż te po polskiej stronie © Kajman


Wnętrze © Kajman


Widoczek z pod kościoła © Kajman


W Podspadach skręcamy w stronę Polski © Kajman


Hawrań z Muraniem zaprezentowali się z innej strony © Kajman


Droga jest całkowicie pusta © Kajman


Hawrań Murań i ja © Kajman


Ten widok będę długo pamiętał © Kajman


Zbliżam się do Polski © Kajman


Ela już jest w Polsce © Kajman


Po polskiej stronie widoki też są piękne © Kajman


Co chwielę stajemy i cieszymy się panoramą Tatr © Kajman


Spotykamy przemiłych Słowaków, też co chwilę stają i focą © Kajman


Przed Jurgowem jest sporo bacówek © Kajman


Znów musiałem stanąć © Kajman


Hawrań z Muraniem cały czas nam towarzyszy © Kajman


Tablica © Kajman


W Jurgowie jest Sołtysówka znajdująca się na Szlaku Architektury Drewnianej © Kajman


Z Jurgowa wybieramy drogę na Brzegi. Jest to masakryczny i długi podjazd © Kajman


W Brzegach jest drewniany kościół © Kajman


Jest na szlaku góralskim © Kajman


Witraż © Kajman


Wnętrze © Kajman


Wyjeżdżamy na Kucówkę by pożegnać Hawrania © Kajman


Widok na Podhale © Kajman


W końcu docieramy do Bukowiny Tatrzańskiej © Kajman


Tu panorama Tatr jest przecudna © Kajman


Tam mieliśmy dotrzeć © Kajman


Ostatni rzut oka na Tatry i spadamy na camping © Kajman




  • DST 12.45km
  • Czas 00:45
  • VAVG 16.60km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mała Fatra

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 • dodano: 25.04.2011 | Komentarze 25


magneticlife.eu because life is magnetic

Postanowiliśmy zrobić sobie prezent świąteczny. Zaliczyć trasę piękną, ciekawą mało wymagającą a przy okazji żeby nas nie zlano wodą.
Do Małej Fatry wybieraliśmy się z Elą od dawna. Czas zrealizować marzenia:)

Wjazd do Małej Fatry © Kajman


Jedziemy do Terchovej na Słowacji. Od domu to raptem 117 kilometrów. W Terchovej urodził się zbój nad zbóje, bohater dwojga narodów Juraj Janosik. Jest tam jego muzeum, dzisiaj niewątpliwie zamknięte. Pogoda jest zachęcająca, lekkie zachmurzenie i temperatura 14 stopni.

Wjazd do Małej Fatry © Kajman


W Polsce pewnie oblano by nas wodą jak nakazuje tradycja. Myśleliśmy, że na Słowacji taki zwyczaj zanika. Niestety pomyliliśmy się. Nie tylko leją pełnymi wiadrami, ale jeszcze do tego mają kije ze wstążkami i mogą przylać!!!
Nie ma bata, spadamy w góry bo nie fajnie by się jeździło w mokrym ubranku.

Tablica © Kajman


Mała Fatra (Malá Fatra) to jedno z najciekawszych pasm na Słowacji. Podobnie jak sąsiadujące z nią Góry Strażowskie, należy do Łańcucha Małofatrzańskiego w Karpatach Wewnętrznych. Ostatnio byliśmy tam chyba dziewiętnaście lat temu.

Mała Fatra © Kajman


Dzieli się na dwa wyraźne i zupełnie różne pod względem krajobrazowym obszary, rozdzielone przełomową doliną Wagu – część krywańską na północnym wschodzie i niższą, luczańską na południowym zachodzie. Krywańskie szczyty wznoszą się do 1600–1700 m n.p.m., a najwyższy – Wielki Fatrzański Krywań (Veľký Kriváň) – osiąga 1709 m n.p.m

Veľký Kriváň – osiąga 1709 m n.p.m © Kajman


Najbardziej charakterystyczny jest skalisty Veľký Rozsutec (1609 m n.p.m.) na północno-wschodnim krańcu pasma. Sąsiadujący z nim od południa bliźniaczy Stoh (Stóg) osiąga 1608 m n.p.m., lecz wygląda zupełnie inaczej – przypomina stóg siana. Ten ciekawy kontrast wynika z odmienności skał, z jakich są zbudowane.

Veľký Rozsutec (1609 m n.p.m.) © Kajman


Stoh (Stóg) osiąga 1608 m n.p.m. © Kajman


Centrum krywańskiej części Małej Fatry to dolina Vrátna (Wratna) – główna baza większości wycieczek. Dolina ma kształt pochylonej litery „Y”, której „nóżkę” stanowi wąski wąwóz Tiesňavy.
Dojeżdżamy pod stację kolejki linowej na górę Chleb.

Kolejka linowa na górę Chleb © Kajman


Reklama czeskiego piwa:) © Kajman


W zachodniej części doliny, zwanej Stará dolina, jest dolna stacja wyciągu krzesełkowego na Snilovské sedlo (1524 m n.p.m.). Wratna to także znany ośrodek narciarski – działa tu wiele wyciągów, ponieważ na północnych stokach głównego grzbietu śnieg się utrzymuje aż do maja. W tym roku pojeździć na nartach się już raczej nie da:)

Resztki śniegu © Kajman


Jadąc robimy mnóstwo zdjęć. Widoki są niesamowite. Warto się zatrzymać by je utrwalić. Dzisiaj jest spory ruch, wiele aut, trochę rowerzystów i ludzi z patykami. Na drodze trzeba uważać by nie zostać rozjechanym przez blachosmrody.

Widoczek © Kajman


Widoczek © Kajman


Ela jak zwykle wzbudza zainteresowanie rowerzystów:) © Kajman


Opuszczamy stację wyciągu na górę Chleb i kierujemy się do restauracji będącej w starym dworze. Knajpa nazywa się Stary Majer. Po wejściu pierwsze o co pytam to, to czy można płacić kartą. Bardzo miły pan mówi, że musi sprawdzić czy "funguje". Na szczęście zafungowało, ale wolałem zapłacić z góry by nie mieć kłopotów.

Świąteczny obiad © Kajman


Jedzenie znakomite, czesnakowa rewelacyjna a haluszki z klobasą i kapustą jej dorównywały. Wszystko popite rewelacyjnym słowackim zsiadłym mlekiem. Na piwo się nie odważyłem, policja czuwa:(
Rowerki grzecznie czekały aż wszystko zjemy i wtedy usłyszałem w oddali grzmot:(

Zaczyna się mocno chmurzyć © Kajman


Takie światło w górach nie wróży nic dobrego © Kajman


W planach mieliśmy wjazd w odnogę Stefanovą, chcieliśmy zobaczyć pomnik Janosika w Terchowej a tu trzeba zwiewać do auta. W momencie zrobiło się tak zimno, że zaczęło mną telepać:(

Śmierdzi deszczem © Kajman


Uniknęliśmy polania wiadrem i chłostania witkami, ale niebo nie oszczędziło nam dyngusa. Do auta dotarliśmy gdy zaczęła się konkretna ulewa. Postanowiliśmy jechać do domu.
Jeszcze tam wrócimy. Odkryliśmy fajny camping, pewnie wybierzemy się na jakiś weekend bo jest tam jeszcze wiele do zobaczenia.
Na koniec kilka fajnych skałek:)

Łapa grożąca nie powiem czemu:) © Kajman


Camela © Kajman


Duży ząbek © Kajman


Orzeł przed gniazdem © Kajman


Z wycieczki wyszło więcej zdjęć niż kilometrów, ale Mała Fatra to jedno z takich miejsc w Europie, gdzie nie wiadomo na co patrzeć bo jedno piękniejsze od drugiego:)
Spóźnione życzenia świąteczne dla wszystkich zaglądających:)

Kategoria Słowacja


  • DST 64.67km
  • Czas 03:45
  • VAVG 17.25km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 781m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak słowacka policja poluje na Polaków!!!

Piątek, 20 sierpnia 2010 • dodano: 21.08.2010 | Komentarze 22


magneticlife.eu because life is magnetic

Już od jakiegoś czasu chodził nam po głowie wyjazd na Słowację. Mała Fatra czy Wielka Fatra, a może znów na Zdziarską Chatę?
Ponieważ ostatnie dni obfitowały w podjazdy Ela wybrała lajtową wycieczkę do doliny Cichej w Tatrach Wysokich.
Zadzwoniłem do Robina, który zafascynował się ostatnio Słowacją. Powiedział, że musi się zapytać żony. Fajnie byłoby w tak dużej grupie bikeststs pojeździć po Tatrach:)

Jedziemy w Tatry © Kajman


Robin niestety nie mógł z nami jechać więc ruszamy w trójkę, Ela Jacek i ja. Trasa dobrze znana i opisana. Tym razem wyjazd trochę wcześniej, z Liptowskiego Hradoku.
Bardzo lubię jeździć na Słowację. Jeżeli by zliczyć czas spędzony w tym kraju przez nas, pewnie uzbierałoby się grubo ponad pół roku więc i tym razem cieszę się, że tam jadę:)

Ela z Jackiem focą mnie © Kajman


A ja ich © Kajman


Wyjeżdżamy z domu o 8 rano. Przed nami trasa autem do Liptowskiego Hradoku. To raptem 150 kilometrów, rzut beretem. Niestety droga się ślimaczy, to roboty drogowe, to TIR czy inna zawalidroga.
Na Słowacji jeżdżę ostrożnie. Wiem, że słowacka policja poluje na samochody z polską rejestracją szczególnie te, która mają lampy ksenonowe. Wiem, że trzeba mieć kamizeli odblaskowe więc od razu w nich jedziemy:)

Widziałem nie tylko orła cień © Kajman


Jedziemy trasą z Podbieli w kierunku Liptowskiego Mikulasza, czyli klasyczną trasą do Tatralandi czy Beszeniowej (baseny termalne). Na drodze jest obecnie kładziona nowa nawierzchnia asfaltowa i w pewnym momencie są światła. Tworzy się sznur około 50 samochodów. Stoję drugi za Czechem. Zmiana świateł i ruszamy.

Widoczek © Kajman


W radiu leci właśnie audycja o kryzysie a słowackiej turystyce. Wypowiada się pani minister i właściciele hoteli i pensjonatów. Mówią jak źle się dzieje. Jest pełnia sezonu a miejsca są obsadzone jedynie w 20%. Słucham z dużym zaciekawieniem.
Dojeżdżamy do Liptowskich Matiaszowców. Obszar zabudowany. Wiem, że często stoi tam policja i tym razem też tak jest. Mijamy radiowóz.

Jadę sobie © Kajman


Sznur samochodów porusza się z prędkością 50 km/godz. Ni z tego ni z owego, z krzaczorów wyskakuje stójkowy i ściąga Czecha który jechał pierwszy i mnie na bok, jest to na zakręcie więc widać rejestracje samochodów, kilka następnych aut przejeżdża i znów ze sznura pojazdów wyłapane są trzy kolejne auta, wszystkie z polską rejestracją. Początkowo myślałem, że szukają jakiegoś Polaka.

Widoczek © Kajman


Gdy miejsce wokół stójkowego zapełniło się szczelnie polskimi autami i jednym Czechem, policmajster stracił zainteresowanie sznurem samochodów i zażądał od wszystkich dokumenty. Oświadczył, że przekroczyliśmy "rychlost" i będzie pokuta (mandat) 50 euro!!!. Czech jak to Czech zapłacił bez gadania a mnie cholera brała!!! Mówię do gościa pokaż fotkę a on na to, że pokazanie fotki to kosztuje ekstra 100 euro!!!

Skansen w Prybylinie © Kajman


Byłem jednak uparty a za moim przykładem poszli pozostali kierowcy. Chcemy widzieć zdjęcie i koniec!!! Z innych samochodów powychodziły jeszcze kobiety i zrobił się straszny raban, Stójkowy złapał za giwerę wrzeszcząc, że wszyscy mają się wynosić do "wozidel' i czekać.
W końcu pokazał mi zdjęcie, niby miałem 61 km/godz. Mówię, że to pewnie Czech a on na to, że Czech miał 63 a przy prędkości 61 jest krzyżyk na moim aucie i tak w ogóle mam nie podskakiwać bo rejestrację na bagażniku rowerowym mam namalowaną farbką. Cóż 50 euro nie moje!!!

Rzeźba pokazuje to co myślę o słowackiej policji!!! © Kajman


W pewnym momencie leci radiowóz, który stał powyżej. Kobity wrzeszczą, żeby pokazali prędkość stróżów prawa, Ma 78 km/godz. Robi się tumult dlaczego go nie zatrzymali. Stójkowy stwierdza, że to policja a kobity na to, że nie jedzie na kogucie!!! Zaczyna się robić nie ciekawie. Stójkowi tracą nerwy, ręce na pistoletach!!!
Jedzie kolejny sznur samochodów, znów na bok jest ściągniętych dwóch Polaków i Austriak bo więcej miejsca nie ma. Mam ich dość jadę dalej.

Pomnik partyzantów © Kajman


Tak więc drodzy czytelnicy, jeżeli jedziecie na Słowację nie przekraczajcie prędkości 30 km/godz. chociaż i to wam nie pomoże, bo jeżeli będziecie meli polskie blachy to wsadzą wam pokutę 50 euro za utrudnianie ruchu.
Turystyka na Słowacji padła i z czegoś kraj utrzymać trzeba!!!

Po 3,5 godzinach pokonaliśmy te straszne 150 kilometrów. Przesiadamy się na rowery i jedziemy do doliny Cichej. Po drodze jest skansen w Prybylinie. Zatrzymujemy się na chwilę.

Cennik © Kajman


Tam kolejna awantura. Jakiś Słowak drze się na panią parkingową, że takich cen to nawet w Bratysławie nie ma. Zwróćcie uwagę na ostatnią pozycję cennika. Jacek stwierdził, że w Polsce jest to nie do pomyślenia i chyba ma rację,
Kochani Słowacy, róbcie tak dalej a w kolejnym sezonie będziecie mieli 10% obłożenia hoteli!!!

Jedziemy do doliny Cichej © Kajman


Dojechaliśmy do Podbańskiej. Tam czas na obiad. Zamawiamy haluszki, Dla Jacka to nowość, ale trzeba spróbować potraw regionalnych. Lekko wściekły na Słowaków przyjmuję też piwko. Restauracja chyba cieszy się dużym powodzeniem wśród rowerzystów. Pewnie dla tego, że parking gratis.

Gratisowy parking dla rowerów © Kajman


Wiedząc o tym, że za chwilę wjedziemy w ostoję przyrody gdzie sklepu nie ma zaopatrujemy się w niezbędny prowiant i ruszamy w dolinę Cichą.

Bar zabieram ze sobą © Kajman


Dolina Cicha jest najdłuższą doliną w Tatrach. Droga pnie się w górę bardzo łagodnie. Trzeba dotrzeć na wysokość 1288 m n.p.m. Sama przyjemność, widoki obłędne a pogoda nam sprzyja chociaż zaczyna się chmurzyć.
Docieramy do terenu niedźwiedzi. Tam już nie ma żartów bo misie głodne bywają.

Uwaga na misia © Kajman


Około kilometr przed końcem trasy jest ławeczka, którą uwielbiam. Słychać wodospad, zapach gór i ten widok. Może dla tej ławeczki ciągnie mnie w to miejsce:)
Tam też postanawiamy wypić piwo, które od wieli kilometrów dzielnie wieziemy ze sobą:)

Toast © Kajman


Moja ulubiona ławeczka © Kajman


Tu bardzo miło płynie czas trzeba jednak zdobyć Dolinę Cichą. Ela rusza pierwsza, za nią Jacek. Ja robię jakąś fotkę i też jadę. Widzę za sobą dwóch Słowaków. Myślę sobie ci mnie nie wyprzedzą i daję z siebie wszystko:)
Tuż przed celem doganiam Elę i Jacka, Słowacy zostają daleko w tyle:)
Pewnie dla tego mam teraz zakwasy:(

Zdobyliśmy Dolinę Cichą © Kajman


Gdy dotarliśmy do celu zaczyna padać drobny deszcz. Po chwili jest już większy. Tym razem nie nacieszymy się widokami. Zaczyna się robić bardzo klimatycznie. Wiemy co to załamanie pogody w Tatrach, Temperatura spada błyskawicznie do 16 stopni. Cóż, kilka fotek i ruszamy w dół.

To nie wróży nic dobrego © Kajman


Świnica w deszczu © Kajman


Deszcz to jedno, ale atakują nas stada robali, które rozbijają się na nas i na rowerach. Na szczęście po drodze są budki, w których można przeczekać załamanie pogody. Korzystamy z jednej z nich.

Trzeba przeczekać © Kajman


Po chwili deszcz przestaje padać. Powietrze robi się krystaliczne, ale jest bardzo zimno. Ruszamy w dół. Do auta mamy 30 kilometrów pięknego zjazdu.
Podróż do domu przebiega już bez przygód.
Widoki i klimat Tatr są warte tego, by narazić się nawet na polowanie słowackiej policji!!!

Jacek czyta tablice informacyjne © Kajman


Pokazał się Krywań © Kajman


Krywań i ja © Kajman


Jacek i Krywań © Kajman




  • DST 88.69km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:54
  • VAVG 15.03km/h
  • VMAX 69.00km/h
  • Podjazdy 1202m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Orawa i Tatry Zachodnie

Niedziela, 4 lipca 2010 • dodano: 05.07.2010 | Komentarze 15


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj przyszedł czas na realizację dawno planowanej wycieczki do Doliny Rohaczkiej czyli Doliny Rogaczy. Punkt 6 meldujemy się w punkcie wyborczym, głosujemy (jesteśmy pierwsi) i raźno ruszamy do Twardoszyna.

Schronisko w Dolinie Rohaczskiej © Kajman


Do Twardoszyna dojeżdżamy autem. Tam je zostawiamy i już na rowerach przez Trstenę jedziemy do Vitanowej. Ela jedzie na Kellysku a ja tym razem na Accencie. W końcu po to ten rower został stworzony, by jeździć nim po górach. W Vitanowej skręcamy do Orawicy. Tam są dwa baseny termalne.

Nowy basen termalny w Orawicy © Kajman


Nowy basen i piękny wyciąg narciarski, powstały ze znacznym udziałem kapitału zakopiańskiego. Jest rzeczywiście bardzo fajny. Zaraz obok znajduje się drugi stary, ale wyremontowany basen. Oba stanowią cel weekendowych wycieczek mieszkańców Śląska i Małopolski.

Drugi basen © Kajman


W Orawicy tuż nad basenami, znajduje się bardzo przyjemny i niezbyt drogi camping. Można wyjechać drogą koło campingu w górę i zobaczyć piękny Giewont w całej okazałości. Postanowiłem się tam wytelepać żeby zrobić zdjęcie. Przecież jadę Accentem i podjazd po kamoloach nie jest mi straszny:)

Jadę zrobić zdjęcie Giewontu © Kajman


Giewont © Kajman


Z Orawicy jedziemy do Zuberca. Droga mocno pnie się w górę. Kiedyś już po tej drodze jeździliśmy na rowerach, zdychaliśmy wtedy pod każdym większym podjazdem. Wtedy były to inne rowery i inna kondycja. Pamiętam jak podziwiałem ludzi, którzy byli w stanie tam podjechać!!!
Dzisiaj bez większego trudu pokonujemy te podjazdy:)

Pokazuje się Zuberec © Kajman


W Zubercu czas na lody. Dalej jedziemy do Muzeum Ziemi Orawskiej. Jest to chyba najładniejszy skansen jaki widziałem. Zwiedzaliśmy go już kilka razy, więc dzisiaj zatrzymujemy się tam na obiad w uroczej restauracji. Pierogi i bryndzowe haluszki stawiają nas na nogi.

Czas też na piwko © Kajman


Jeżeli będziecie kiedyś w tamtej okolicy, szczerze polecam zwiedzenie skansenu. Jest on pięknie położony nad potokiem. Można zobaczyć kościół, szkołę, domy i uprawy, można też pojeździć bryczką. Robi duże wrażenie.

Kościół w skansenie © Kajman


Chałupa dyrekcji skansenu. Antena satelitarna tam nie pasuje:( © Kajman


Krzyż, tym razem z aniołkami © Kajman


Na Orawie występuje wiele miejscowości o swojsko brzmiących nazwach. Co ciekawe, po polskiej stronie jest miejscowość Zubrzyca, w której też jest skansen:)

Gdzie ja jestem? © Kajman


Pojadłszy i popiwszy co nieco, czas zmierzyć się z jednym z trudniejszych podjazdów na Słowacji. Przed nami 10 kilometrów mocno pod górę. Mamy dostać się na wysokość 1373 m. n.p.m.
Widoki będziemy mieli piękne:)

Widoczek © Kajman


Rohaczska dolina ciągnie się pod Wołowiec. Mamy widok na Rohacze i inne szczyty. Droga jest cały czas asfaltowa, ale jest na niej mnóstwo ludzi. Zaparkowane na poboczu samochody ciągną się kilometrami.

Widoczek © Kajman


Widoczek © Kajman


Przy drodze znajduje się wiele ławeczek i miejsc odpoczynku dla znużonych ciężką drogą turystów. Szlakiem tym można się dostać do Rohaczskich ples. Są to malutkie, ale urocze jeziorka pod szczytami Rohaczy. Jest tam też piękny wodospad.

Jedno z miejsc odpoczynku © Kajman


Robiąc powyższe zdjęcie zatrzymałem się na chwilę. Ela pojechała dalej i zniknęła mi z oczu. Po chwili jadę dalej i dojeżdżam na rozstaje dróg. Eli nie ma. Nie wiem czy pojechała zobaczyć wodospad, czy do schroniska. Wykonuję telefon, ale nie odbiera. Myślę sobie, pewnie pojechała do wodospadu i skręcam w prawo.

Na rozstaju dróg © Kajman


Tam jej nie ma. Zawracam, wjeżdżam w jeszcze jedną drogę, tam też jej nie ma. Jadę więc do schroniska i tam ją odnajduję.
Przy schronisku jest maleńkie jeziorko i piękne widoki.

Jeziorko © Kajman


Widoczek © Kajman


Pora wracać. Przez Zuberec jedziemy do miejscowości Podbiel. Są tam ciekawe ruiny. Kiedyś myślałem, że to jakiś pałac. Później dowiedziałem się, że to huta, ale myślałem, że to huta szkła z, którego produkcji słynęła Orawa. Teraz postawiono tablicę i w końcu dowiedziałem się, że to huta żelaza.

Kto by pomyślał, że to huta żelaza © Kajman


Wielki piec © Kajman


Tablica © Kajman


Orawa jest chyba najbiedniejszą dzielnicą Słowacji. Słowacy mówią, że tam diabeł mówi dobranoc. Kiedyś wioski były budowane tak, że stał dom koło domu. Podwórka były maleńkie. Ten styl zabudowy pozostał do dziś. Można tam znaleźć wiele bardzo starych, walących się, ale zamieszkałych domów.

Tu ogródek jest spory © Kajman


Mam dużą ochotę skręcić z Podbieli do Zamku Orawa. Jest tam 16 kilometrów w jedną stronę, ale Ela mówi, że ma dość na dzisiaj więc wracany do Twardoszyna.

Ratusz w Twardoszynie © Kajman


Okolice Twardoszyna były zasiedlone już w starożytności. W okolicach miasta odkryto liczne pozostałości słowiańskich osad z IX wieku. Już w tych czasach doliną Orawy wiódł szlak handlowy z Węgier do Polski. Prawdopodobnie za króla Andrzeja II w miejscu dzisiejszego miasta powstała węgierska komora celna.

Ratusz od frontu © Kajman


W XII wieku Twardoszyn miał 100-200 mieszkańców. Przywilejem z 15 lipca 1369 król Ludwik I Andegaweński nadał mu prawa miejskie. W XVII wieku doszło do upadku miasta na skutek wojen tureckich i powstań antyhabsburskich. W XVIII wieku miasto się odrodziło, w 1777 stało się nawet siedzibą władz powiatu.

Pomnik © Kajman


Inny pomnik © Kajman


Najstarszym zabytkiem miasta jest drewniany gotycki kościółek z II połowy XV wieku z barokowym ołtarzem z XVIII wieku, zapisany wraz z innymi drewnianymi świątyniami słowackich Karpat na liście światowego dziedzictwa UNESCO w 2008 roku.

Drewniany kościół © Kajman


W 2008 roku Słowacy wpisali drewniane kościoły na listę UNESCO i teraz kasują wszystkich za wejście a nawet za robienie fotek. Było już za późno więc kościół pooglądaliśmy z zewnątrz.
Po zwiedzeniu Twardoszyna zapakowaliśmy rowery na bagażnik i pojechaliśmy do domu.

Trzeba płacić © Kajman


W drodze powrotnej natknęliśmy się na potężny korek. Zaczynał się już daleko przed zaporą w Tresnej. Zawróciłem i pojechałem przez Kocierz. Tam okazało się, że droga jest zamknięta. Znanymi sobie objazdami wydostałem się na przełęcz.
Trzeba będzie sprawdzić co tam się stało.