Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



  • DST 62.55km
  • Teren 3.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 19.55km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 316m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Złota czaszka

Czwartek, 12 maja 2011 • dodano: 12.05.2011 | Komentarze 30


magneticlife.eu because life is magnetic

Ostatnio, gdy wracaliśmy samochodem z Chudowa chciałem ominąć zatłoczone centrum Bielska i skręciłem do Czechowic. W pewnym momencie na granicy Bielska i Janowic minęliśmy krzyż. Zza szyby auta to tylko mignęło, ale wydawało mi się, że była na nim czaszka. Dzisiaj postanowiłem to sprawdzić:)

Kolejnyn krzyż z czaszką © Kajman


Rzeczywiście,gdy dojechałem na miejsce pokazała mi się złota czaszka. Na piszczelki pewnie farbki brakło. Przy okazji przyjrzałem się wojowi strzegącemu domu nieopodal. Konkretny gostek:)

Złota czaszka © Kajman


Strażnik © Kajman


Dalej kierunek na stawy w Kaniowie. Wrażenie estetyczne niezapomniane. Upał i niesamowita świeżość powietrza wymieszana z kapitalnym powiewem zapachu wody. Poczułem się jak na Mazurach:)

Stawy w Kaniowie © Kajman


Później podkusiło mnie by zjechać na Wiślaną Trasę Rowerową. Ścieżka biegnie wałem Wisły. Z jednej strony był to błąd, bo wysypano tam dolomit, który leżąc sobie luźno powoduje podskakiwanie roweru. W oponach miałem 5 atm i nie chciało mi się spuszczać powietrze. Jazda straszna.
Z drugiej strony pięknie widać zakola rzeki:)

Wiślana Trasa Rowerowa © Kajman


Z jednej strony kamole © Kajman


Z drugiej strony trawsko © Kajman


Wisła w krzaczorach © Kajman


Zakola Wisły © Kajman


Na szczęście ten odcinek WTR nie był zbyt długi i szybko wróciłem na asfalt. Cyknąłem jeszcze jakieś fotki i pojechałem do Kęt do bankomatu, niestety chyba jakaś awaria była, albo się ludzie dorobili bo w żadnym bankomacie nie było kasy:(

Stawy w Dankowicach © Kajman


Rzepak musi być:) © Kajman


Remont mostu w Kobiernicach © Kajman




Chudów, dawno planowana wycieczka.

Niedziela, 8 maja 2011 • dodano: 08.05.2011 | Komentarze 17


magneticlife.eu because life is magnetic

Wycieczkę na zamek w Chudowie planowaliśmy od dawna. Dzisiaj były tam pokazy akrobatyki rowerowej. Plan był taki, że autem dojedziemy do Chudowa i tam je zostawimy. Dalej na rowerach mieliśmy zrobić pętlę 50 kilometrów Szlakiem Architektury Drewnianej.

Pokazy akrobatyki © Kajman


Niestety w nocy zaczęło potężnie lać i tak trzymało aż do rana. O ósmej gdy powinniśmy wyjeżdżać z domu przewracaliśmy się na drugi bok. W końcu się rozpogodziło i można było wyruszyć. Niestety z fajnych planów pozostało tylko dojechanie autem do Chudowa i pooglądanie pokazów:(

Dziwny rower © Kajman


Może i dobrze, że tak się stało, bo w przeciwnym wypadku atrakcji byłoby aż nadto. Przy okazji wyłonił się plan na tegoroczną dwusetkę więc nic straconego.
Bohaterami dzisiejszego pokazu był team Koxx.pl czyli Piotr i Paweł Reczek – wielokrotni mistrzowie Polski. Było też sporo o historii rowerowania. Nie zabrakło kramów z pamiątkami, budek z piwkiem i lodami. Jednym słowem ekstra:)

Team Koxx © Kajman


Można jeździć na przednim kole © Kajman


Drugi tez potrafi © Kajman


Można jeździć bez przedniego koła © Kajman


Można skakać bez przedniego koła © Kajman


Malteretowanie nielata © Kajman


Parę centymetrów dalej a byłoby po ptokach © Kajman


Dobry lot © Kajman


Jeszcze lepszy © Kajman


Wysoko © Kajman


Daleko © Kajman


Można skakać przodem © Kajman


Drugi też potrafi © Kajman


Można skakać tyłem © Kajman


Można zjeżdżać na przednim kole © Kajman


Jazdę na przednim kole mieli opanowaną do perfekcji © Kajman


Jak to wszystko wytrzymywało ogumienia © Kajman


Zrób to na krawężniku, zobaczymy czy nie złapiesz kapcia © Kajman


Pokazy oglądały tłumy ludzi. Niestety nikogo znajomego nie udało się odnaleźć. Ela na swoim blogu dodała kilka filmików z imprezy:)


  • DST 116.43km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:53
  • VAVG 16.91km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 655m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bażantarnia bez bażantów

Sobota, 7 maja 2011 • dodano: 07.05.2011 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Długo się wczoraj zastanawialiśmy gdzie dzisiaj pojechać. W planie były góry czyli Kubalonka. Brana była też pod uwagę Pszczyna. Rano problem rozwiązał się sam. Widok z okna zamglonego Żaru podpowiadał, że w górach widoczność będzie kiepska, pozostaje więc Pszczyna.

Wyruszamy do Pszczyny © Kajman


Ela trasę miała zaplanowaną od dawna. W Pszczynie byliśmy już wiele razy, ale nigdy nie odwiedziliśmy bażanciarni. To jest cel dzisiejszej wycieczki.
Oczywiście planujemy też odwiedzić kościół w Wiśle Małej znajdujący się na Szlaku Architektury Drewnianej:)

Ładny asfalt © Kajman


Gdy wyjeżdżaliśmy nie było zbyt ciepło, raptem 12 stopni. Miałem nadzieję, że się ociepli, ale przecież wiadomo, że nadzieja jest matką głupich. W miarę upływu czasu wcale wiele cieplej nie było. Do tego pojawił się zimny wiatr. Powodem był front atmosferyczny, który nadciągał od wschodu:(

Front atmosferyczny © Kajman


Góry juz są pod chmurami © Kajman


Ku mojemu zaskoczeniu na granicy Chybia odkrywam krzyż z czaszką. Czaszka dziwna jakaś, ale jest. Jak mogłem jej do tej pory nie widzieć? Nie wiem, tyle razy tą drogą jechałem.

Krzyż z czaszką © Kajman


Czaszka © Kajman


Dojeżdżamy do Wisły Małej i skręcamy do kościoła. Na pętli pszczyńskiej pozostały nam trzy obiekty, Właśnie ten kościół, dom tkacza w Bielsku i skansen w Pszczynie. Dom tkacza i skansen wymagają osobnych wycieczek, ale kościoły mamy już wszystkie odwiedzone:)

Kościół w Wiśle Małej © Kajman


Tablica © Kajman


Kościół od tyłu © Kajman


Wnętrze © Kajman


Nietypowa figura przed kościołem © Kajman


Dalej jedziemy wzdłuż jeziora goczałkowickiego, które mimo że duże, jest mało fotogeniczne. Szybko skręcamy w kierunku Wisły Wielkiej i dalej nad jezioro łąckie. To jest fotogeniczne zdecydowane bardziej. Nad brzegiem jeziora zaplanowaliśmy mały piknik.

Jezioro Goczałkowickie © Kajman


Jezioro Łąckie © Kajman


Jezioro Łąckie © Kajman


Piknik © Kajman


Rowery też odpoczywają © Kajman


Ela notorycznie nastawiała GPSa na jakieś punkty a ten wziął chyba za punkt honoru włóczenie nas po szutrach i piachach. Czasami było to fajne bo widoki były ciekawe, ale gdy po raz kolejny chciał nas wciągnąć w błoto, lekko się zbuntowałem. Nie po to dopiero co pięknie umyłem rowery, by je od razu utytłać:(

Tym razem po piachu © Kajman


Żółto wszędzie © Kajman


Teraz trzeba dojechać do bażantarni. Nastawiałem się, że zobaczę tam jakieś ciekawe gatunki bażantów. U nas po ogrodzie biega tego tyle, że pies nawet na nie nie reaguje. Jak tak dalej pójdzie, to będą mu bażanty z miski wyżerały. A w bażantarni co? Nic!!!
Tam teraz są robione imprezy firmowe i komunie. Nie ma ani jednego bażanta:(

Bażantarnia © Kajman


Pomysł założenia w Porębie gospodarstwa zajmującego się hodowlą bażantów powstał stosunkowo wcześnie, bo już w 1770 roku. Wtedy to poczęto czynić starania mające na celu pozyskanie potrzebnych do tego terenów.
Mając gotowe grunty, przystąpiono do realizacji zamysłu gospodarczo-krajobrazowego, którego projekt dostarczył w 1792 roku książęcy architekt W. Pusch.

Bażantarnia od tyłu © Kajman


Powstały wówczas malownicze, krzyżujące się ze sobą promenady, zabudowania gospodarcze, domek dla opiekuna bażantów i drewniana willa zwana " Żródłem Henryka". Na wzgórzu, nieco na uboczu od alei biegnącej jego grzbietem, Fryderyk Erdmann polecił wznieść zamek letni.

wnętrze © Kajman


Do czasów współczesnych zachował się jedynie sam zamek, zwany później Pałacem "Fasanerie" - Bażantarnia.
Ciekawym epizodem jest okres I wojny światowej, gdy w Pszczynie (określanej w tym czasie jako "mały Berlin") znajdował się Sztab Generalny niemieckich wojsk cesarskich. To w tym czasie Bażantarnia odżyła jako miejsce wizyt cesarza Niemiec i wielu oficjeli, którym miejscowe bażanty smakowały wybornie.

wnętrze © Kajman


Co mi z tego, że w pszczyńskich bażantach rozsmakował się sam cesarz Niemiec. Ja jechałem na rowerze ponad sto kilometrów nie po to by bażanta pożreć, tylko jakiegoś fajnego zobaczyć. Chyba skoczę do Czańca, tam facet hoduje piękne bażanty, a to raptem pięć kilometrów w jedną stronę:)

wnętrze © Kajman


Do domu pojechaliśmy omijając szerokim łukiem Pszczynę. Nie chcieliśmy się wpakować w tłum ludzi. Po drodze zatrzymaliśmy się przy kościele w Studzienicach. Zwykle kościoły murowane nie budzą mojego większego zainteresowania, a tym bardziej współczesne. Tym razem było inaczej. Ten kościół po prostu jest piękny, mimo, że wybudowano go w 1949 roku.

Kościół w Studzienicach © Kajman


Generalnie mimo braku bażantów była to fajna wycieczka. Raz w tygodniu wypada zaliczyć setkę. Tak dla kurażu. Jutro jeżeli pogoda pozwoli pojedziemy do Chudowa. Na zamku mają być pokazy akrobacji rowerowych, a i parę kościołów w okolicy jest do zwiedzenia:)

Studzienice © Kajman




  • DST 36.34km
  • Czas 01:41
  • VAVG 21.59km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wilamowice, chyba najdziwniejsze miasto w Polsce

Piątek, 6 maja 2011 • dodano: 06.05.2011 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Gdy wczoraj przeczytałem relację Grigora86, w której świetnie pokazał najbliższą okolicę, pomyślałem sobie, że zawsze jadąc na północ przejeżdżamy przez Wilamowice a jeszcze nic o nich nie napisałem. Trzeba to nadrobić, bo Wilamowice to chyba najdziwniejsze miasto w Polsce:)

Nie wiem ile zdjęć już w tym miejscu zrobiłem © Kajman


Opowieść o Wilamowicach trzeba zacząć jak dobrą bajkę:)
Dawno, dawno temu, za lasami, za górami, krótko mówiąc w Azji był sobie król, a w zasadzie chan. Nazywał się Ugadej. Wymyślił sobie, że na zachodzie jest dużo koni, owieczek i panienek do zabrania. Wysłał więc swojego dowódcę wojsk, Batu Chana by mu te rarytasy dostarczył. Batu najpierw spuścił łomot Moskalom, później poszedł na Węgry.

Rynek w Wilamowicach © Kajman


Swojego brata Ordu wysłał do Lechistanu bo podobno dziewki są tam najbardziej nadobne. Ordu spisał się dzielnie. Łupił i palił co się dało. W końcu spotkał się pod Legnicą z Heńkiem zwanym Pobożnym. Tam dokonał na chrześcijańskim księciu dekapitacji, czyli mówiąc po ludzku łeb mu uciął. Henia później poznano po tym, że miał w nodze sześć palców.

Wilamowicki rynek © Kajman


Na szczęście dla chrześcijańskiego ludu, Ugadej wyzionął ducha i całe towarzystwo zwane ludźmi z piekła (Tartar a w skrócie Tatar) wróciło do domu na pogrzeb. Gdyby nie to, to pewnie modlilibyśmy się w meczetach. Nieomieszkali jednak zabrać ze sobą owe nadobne dziewice, niedziewicami i końmi też nie pogardzili. Ziemie Lechistanu zostały kompletnie spustoszone:(

Chałupa przy rynku © Kajman


W tym czasie ziemie dzisiejszych Wilamowic należały do księcia Władysława Opolskiego. Ten w wyniku podziału przekazał część ziem swojemu synowi Mieszkowi tworząc księstwo cieszyńskie. Problem był w tym, że co to za księstwo jak na księcia nie ma kto robić. Wykombinowali sobie wtedy, że ściągną osadników z terenu Holandii i Niemiec.

Stary dom w Wilamowicach © Kajman


Pierwsza grupa osadników z Holandii dotarła około roku 1250 i założyła Starą Wieś. Wkrótce dotarła też druga grupa pod wodzą niejakiego Wilhelma. Ci założyli Wilamowice. Ludzie pochodzili z terenów nawiedzanych przez powodzie. Dlatego wybrali wzniesienie na podziale wodnym Soły i Wisły by nigdy więcej ich nie zalewało. Przywieźli ze sobą nowe umiejętności między innymi rolne i tkackie.

Cmentarz w Wilamowicach © Kajman


Ludność Starej Wsi szybko się spolonizowała. Wilamowiczanie przez wieki kultywowali swoją odrębność. Do dzisiaj zachowali swój język. Co prawda włada nim teraz raptem 70 osób, ale zaczyna się nauka przez młodsze pokolenie. Język wilamowicki jest reliktem na skalę europejską i fascynuje językoznawców. Pozostały też nazwiska, na cmentarzu można znaleźć groby Fox lub Foks, są też Rosenbergowie.

Wilamowicki kościół © Kajman


Patrząc na datę powstania Wilamowic, jest ona zbieżna z datą powstania innego miasteczka, a mianowicie Warszawy. Do Wilamowic kierowały się kolejne grupy osadników. W 1484 roku przybywa kanonik Fox wraz z bratem.Dokładnie nie wiadomo kiedy w Wilamowicach osiedliła się grupa Szkotów. Ci z kolei dodali do strojów elementy kraty szkockiej.

Wnętrze kościoła © Kajman


Wilamowiczanie jak pisałem nie tylko dbali o swoją odrębność. Dbali też o siebie. Pierwsza szkołą powstała w 1642 roku. W 1808 roku za 30 000 koron reńskich wykupili się z poddaństwa. W 1818 za dwa tys koron reńskich kupili sobie prawa miejskie. W 1819 utworzyli rynek z prawem jarmarków oraz wymurowali szkołę. Pocztę założyli w 1866, aptekę w 1873 a czytelnię ludową w 1883 roku.

Posąg przed kościołem © Kajman


Po II wojnie komuszki postanowili wytępić język i zwyczaje wilamowickie. Mimo usilnych starań i prób wysiedleń na szczęście nie udało im się złamać ponad siedemsetletniej tradycji. Do dzisiaj w lany poniedziałek są Śmiergusty, dawny zwyczaj stanowiący atrakcję turystyczną:)

Widok na Wilamowice © Kajman


Średniowieczni osadnicy stworzyli tu swój mały bioregion. Obcą pod każdym względem enklawę, która w swej niemal pierwotnej wersji przetrwała do II wojny światowej. Dziś niczym się Wilamowice nie różnią od okolicznych miasteczek, wsi i zakątków. Znikły już z ulic i tradycyjne stroje, i szorstki język, i stukocące warsztaty tkackie. Charakterystycznie budowane domy drewniane też już wyjechały do skansenów albo zostały zastąpione murowanymi.

Tablica © Kajman


W Wilamowicach urodził się polski święty Józef Bilczewski, Metropolita Lwowski. Bardzo ciekawa postać.
Jest też jedyna w Polsce pracująca do dzisiaj fabryka kos. Eksportują do Afryki, Rumunii i na Ukrainę. Eksportują też maczety do Ameryki Południowej.

Fabryka kos © Kajman


Objeżdżając Wilamowice dookoła zobaczyłem ciekawą reklamę. Nie zachęciła mnie co prawda do skorzystania z usług, ale przypomniała, że w lodówce jest zimne piwo więc raźnym truchtem pojechałem do domu, tym bardziej, że na jutro pewnie szykują się jakieś góry więc siły trzeba oszczędzać:)

Reklama © Kajman


Zawsze jadąc zwracam uwagę na krzyże. A nóż trafi się jakaś czaszka. Tutejsze znam już doskonale, ale ostatnio zainteresował mnie motyw muszli. Widziałem takich krzyży już kilka.

Krzyż w Hecznarowicach © Kajman


Muszla była i jest symbolem pielgrzymów do Santiago de Compostela. Marcin opisuje powoli swoją tam wyprawę. Dojechał pod granicę słoweńską. Teraz pewnie oprócz ciekawego opisu pojawią się świetne zdjęcia. Tylko kiedy?

Muszla © Kajman




  • DST 80.12km
  • Teren 6.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 17.35km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 391m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lubię wiedzieć

Poniedziałek, 2 maja 2011 • dodano: 04.05.2011 | Komentarze 21


magneticlife.eu because life is magnetic

Koniec strajku. Photobikestats wróciło do normy więc czas na wpis. Kilka słów wyjaśnienia. Lubię Photobikestats z kilku powodów, po pierwsze mogę spojrzeć na foty innych i jeżeli któraś bardzo mi się podoba mogę ją ocenić.
Prawda jest jednak taka, że zwykle drugi podawany powód jest prawdziwy. Ten drugi jest bardzo egoistyczny:)

Znów wracamy na szlak architektury drewnianej. © Kajman


Pisząc relacje z wycieczek staram się pokazać jak fajnie można spędzić czas na rowerze. Przy okazji jest dla mnie ważne by zaproponować czytelnikom ciekawą trasę. Pokazać miejsca znane i mało znane, wspomnieć coś o historii tych miejsc oraz pokazać na fotkach jak wyglądają.

Już niedługo foty na pbs będą żółte, zaczyna kwitnąć rzepak © Kajman


Lubię wiedzieć, czy moje wysiłki mają jakikolwiek sens. To jest ten drugi prawdziwy powód. O poczytności opisów może świadczyć kilka wskaźników. Pierwszy, ale nie obiektywny to ilość komentarzy, drugi, to ilość wyświetlonych zdjęć. Tu pbs daje pewien obraz. Jestem na 7 miejscu w rankingu i moje zdjęcia wyświetlono ponad 2 mln 800 tys razy. Jest to dla mnie bardzo miłe, dziękuję:)
Dlatego nadal będę umieszczał zdjęcia na photobikestats:)

Kościół w Wilamowicach © Kajman


Trzecim wskaźnikiem jest licznik odwiedzin. Nie wszyscy go mają, ale w moim wypadku ilość osób odwiedzających jest dla mnie szokiem. Kiedyś z własnej głupoty wykasowałem sobie licznik. W poprzedniej wersji najwięcej, bo ponad 500 odwiedzin jednego dnia miałem, gdy opisywałem zeszłomajowy kataklizm. Dzisiaj z wielkim zdziwieniem odkryłem, że wczoraj przy wpisie z zerowym przebiegiem, gdy napisałem, że strajkuję odwiedziło mnie 345 osób. Hm:)))

Co się nie robi, by cyknąć fajną fotkę © Kajman


Zawsze, gdy zaglądam na licznik, zastanawia mnie ilość nowo odwiedzających. Nawet jeżeli nie dodaję nowych wpisów jest ich ponad pięćdziesięciu. Skąd oni się biorą tego nie wiem, ale to też jest miłe bo znaczy, że ktoś to czyta a przynajmniej przegląda.:)

Bardzo duży wróbel © Kajman


Czwartym wskaźnikiem, chyba najbardziej obiektywnym, są słupeczki pod profilem. Tak naprawdę odkryłem je niedawno i przeżyłem kolejny szok. W przypadku Eli jest to 42 395 otwarć. Nie znalazłem nikogo na bikestats kto mógłby się pochwalić lepszym wynikiem. Ja mam trochę ponad 30 000, to też nie jest zły wynik.

A może to duże kury? © Kajman


Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo lubię wiedzieć czy prowadzenie tego typu wpisów ma sens. Może lepiej napisać "Pętelka 80,12 km. Kadencja 640."
Wydaje mi się, że chyba lepiej jednak robić to tak jak do tej pory i tak też będzie:)
Mam cichą nadzieję, że ktoś skorzysta z naszych tras i znajdzie coś miłego dla siebie. Może też uda się kogoś innego zachęcić do tego by wyłączył telewizor i wsiadł na rower:)

Kościół w Górze © Kajman


Wracamy na Szlak Architektury Drewnianej. Przygodę ze szlakiem rozpoczęliśmy 24 maja 2009 roku. Podczas pierwszej wycieczki nie fociłem tablic. Dzisiaj trzeba ten błąd naprawić. Trasa znana i fajna bo w miarę po płaskim. Przed nami cztery kościoły i jeden pałac:)

Tablica © Kajman


W naszym bezpośrednim zasięgu są dwa Szlaki Architektury Drewnianej, śląski i małopolski. Jest też kilka obiektów, które powinny znaleźć się na szlakach a nie wiedzieć czemu, nie są tam umieszczone.

Wnętrze kościoła w Górze © Kajman


Blisko 250 najcenniejszych i najciekawszych zabytkowych obiektów drewnianych tworzy Szlak Architektury Drewnianej w Małopolsce. Na Szlaku znalazły się malownicze kościoły, piękne cerkwie, smukłe dzwonnice, staropolskie dwory, drewniane wille i skanseny, należące do najcenniejszych zabytków ludowej kultury materialnej.

Kościół w Miedźnej © Kajman


Szlak Architektury Drewnianej województwa śląskiego obejmuje łącznie 84 obiekty architektury drewnianej: kościoły, kaplice, dzwonnice, chałupy, karczmy, leśniczówki, pałacyk myśliwski, skanseny i obiekty gospodarcze - młyn wodny i spichlerze.

Tablica © Kajman


Jak widać jest co zwiedzać. Jak do tej pory odwiedziliśmy łącznie 51 obiektów na terenie Polski, Litwy i Słowacji. Na Litwie pięć, na Słowacji dwa, chociaż tak na prawdę Litwa to jeden wielki szlak architektury drewnianej a na słowackiej Orawie też można wiele takich obiektów użytkowanych do dzisiaj spotkać:)

Kościół w Grzawie © Kajman


Jak do tej pory odwiedziliśmy 21 obiektów na małopolskim szlaku i 17 na śląskim czyli mamy jeszcze przynajmniej na kilka lat co zwiedzać. W owych statystykach liczą się tylko te obiekty, do których dojechaliśmy na rowerze. Ogólnie widziałem ich wiele więcej.

Tablica © Kajman


Na rowerze odwiedziliśmy do tej pory 41 kościołów, dwie karczmy, dwa dwory, cztery skanseny i siedem obiektów nie będących na szlakach. Najstarszy był kościół w Głębowicach z 1518 roku, najmłodszy, ostatnio odwiedzony kościół w Juszczynie z lat dwudziestych ubiegłego wieku.

Wnętrze kościoła w Grzawie © Kajman


Podczas dzisiejszej wycieczki przekraczamy magiczny pięćdziesiąty obiekt czyli nasz cel. jest to kościół w Cwiklicach. Niestety nie udało nam się wejść do środka ponieważ obecnie trwa remont. Na fotach udało się za to uwiecznić z czego kiedyś te obiekty budowano:)

Kościół w Ćwiklicach © Kajman


Od frontu © Kajman


Tablica © Kajman


Pierwszy z napisami rzeźbionymi w drewnie © Kajman


Elementy konstrukcyjne © Kajman


Na trasie wycieczki znalazł się również pałac w Rydułtowicach. Ela go jeszcze nie widziała. Ja opisywałem pałac w zeszłym roku. Wtedy widziałem niewidome dzieciaki jeżdżące na rowerach.

Pałac w Rydułtowicach © Kajman


Ponieważ późno wyjechaliśmy, późno też wracaliśmy. Zaczęło robić się zimno. Temperatura spadła do 6 stopni, ale tę niedogodność z nawiązką rekompensowało piękne światło i widoki:)

Widoczek © Kajman




Strajkuję!

Poniedziałek, 2 maja 2011 • dodano: 03.05.2011 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

Wczoraj przejechaliśmy 80 km. Niestety fotoBS strajkuje, to ja też. Cała przyjemność dla mnie w opisywaniu wycieczek to zabawa zdjęciami i historią. Historia bez zdjęć jest nudna więc z opisem poczekam aż się fotobikestats naprawi. Chyba, że skorzystam z konkurencji:(


  • DST 104.82km
  • Czas 06:32
  • VAVG 16.04km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 949m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka na 104

Sobota, 30 kwietnia 2011 • dodano: 01.05.2011 | Komentarze 20


magneticlife.eu because life is magnetic

Zaplanowałem sobie fajną wycieczkę po płaskim. Miało być kilka atrakcji i miało być lajtowo. Poobijany bok jeszcze daje o sobie znać więc nie chciałem się zbytnio przemęczać. Ela moją propozycję odrzuciła twierdząc, że to nuda. Mówię, wybierz trasę. Wybrała!

Chciałem po płaskim © Kajman


Stwierdziła, że pogoda jest "zdjęciowa" i wykombinowała góry. Jaka zdjęciowa? Jakie góry? Przecież we wszystkich kanałach telewizyjnych prognozy były niekorzystne! Ma padać i mają być burze!

Już grzmi © Kajman


Kurcze, dlaczego ludzie myślą, że telewizja kłamie. Od samego rana na drodze żywieckiej jest niesamowity ruch. "Miastowe" powsadzali tyłki w metalowe puszki i jaaaadą w góry a przecież ma lać!
Trzeba spadać z głównej drogi bo nas rozjadą. Skręcamy na Rychwałd.

Pałac Kępińskich w Moszczanicy © Kajman


W Rychwałdzie Ela robi sesję zdjęciową w Bazylice Matki Boskiej Rychwałdzkiej. Chwila odpoczynku na placu kościelnym. Nie jem, nie piję, nie palę, nie jeżdżę po placu na rowerze. Pamiętam co mi ostatnio zrobił św. Świerad i wolę nie ryzykować, boli do tej pory.

Pałac Kępińskich od tyłu. © Kajman


W oddali słychać pierwsze grzmoty. Ela coś mówi o ewakuacji przez Kocierz. Ani myślę, jak już się tu wdrapaliśmy to jedziemy dalej. Olewamy pałac Komorowskich bo go zwiedzaliśmy i kierujemy się do Żywca. Po drodze jest pałac Kępińskich w Moszczanicy. Klasycystyczny dwór został zbudowany w 1828 roku, a następnie przebudowany w latach 1910 - 1912. Dwór był własnością rodziny Kępińskich.
Po roku 1945 cały majątek został rozparcelowany, a budynek dworu stał się siedzibą szkoły rolniczej. Po wybudowaniu nowego budynku szkoły, która stoi kilkadziesiąt metrów dalej, dwór przeznaczono na cele mieszkalne.
Dzisiaj, mimo iż nie wygląda na zdewastowany, stoi pusty, chyba za wyjątkiem jednego pomieszczenia służącego nadal jako lokal mieszkalny.
Na osiem miesięcy przed śmiercią w tym dworze wypoczywał marszałek Piłsudski.

Cmentarz żołnierzy radzieckich © Kajman


Zaczyna lekko padać, od Słowacji nadciąga burza. W Żywcu mój GPS głupieje od ładunków elektrycznych i najpierw się zawiesza a później pokazuje średnią prędkość 2987 km/godz. Chyba mnie UFO porwało i nie zauważyłem.
Przejeżdżamy przez miasto i znów uciekamy w bok.
Natrafiamy na zbiorowy cmentarz żołnierzy radzieckich. Leży tam 1119 krasnoarmiejców poległych przy wyzwalaniu ziemi żywieckiej.

Cmentarz jest ładnie utrzymany:) © Kajman


Kierujemy się do miejscowości Juszczyna Górna. Na mapie jest tam oznaczony drewniany kościół. Okazuje się, że nie znajduje się on na szlaku architektury drewnianej, ale też jest ciekawy. Mamy farta. Wszystkie kościoły dzisiaj przez nas odwiedzone są otwarte:)

Kościół w Juszczynie Górnej © Kajman


Sesja zdjęciowa © Kajman


wnętrze © Kajman


Do Juszczyny Górney jak sama nazwa wskazuje było sporo podjazdów. Teraz szybki zjazd kierujemy się do Cięciny. Burza przesuwa się nad Żywiec i tylko czasami jesteśmy polewani deszczem. Robi się za to zimno:(

Te chmury nic dobrego nie wróżą © Kajman


W Cięcinie jest kolejny kościół. Tym razem oznaczony na śląskiej części szlaku architektury drewnianej. Mamy farta. Za chwilę ma być ślub. Tę chwilę wykorzystujemy na zwiedzenie wnętrza kościoła:)

Kościół w Cięcinie © Kajman


tablica © Kajman


Wnętrze © Kajman


Wnętrze © Kajman


Dajmler © Kajman


Dalej jedziemy przez rodzinne tereny Autochtona czyli Radziechowy. Tereny bardzo piękne a i podjazdy są równie piękne, można nacieszyć oczy widokami:)

Tradycja w narodzie nie ginie:) © Kajman


Burza idzie w kierunku Bielska © Kajman


Widok na Radziechowy © Kajman


Ciekawe ule © Kajman


Pewnie Michał był w domu, ale nie miałem do niego telefonu więc na osobiste poznanie trzeba będzie jeszcze poczekać.
Jedziemy do Buczkowic obserwując kierunek przemieszczania się burzy. Tam mamy zadecydować w którym kierunku jechać dalej.

Góra Grojec, tam podobno też był zamek © Kajman


Ela walczy na podjazdach © Kajman


Gdy dojechaliśmy do Buczkowic widzimy, że burza w najlepsze urzęduje nad Bielskiem. Tamten kierunek odpada. Skręcamy na Rybarzowice by pojechać wzdłuż jeziora żywieckiego. Tam jest już spokojnie. W Rybarzowicach zatrzymujemy się pod starym dębem. Ma 550 lat i jedną gałąź.

Stary dąb © Kajman


Tablica © Kajman


Wjeżdżamy do Łodygowic. Zatrzymujemy się pod kościołem. Odwiedzaliśmy go już kilka razy, ale zawsze był zamknięty. Tym razem mamy farta, jest otwarty. Fajnie, dziś jest dzień otwartych kościołów:)

Kościół w Łodygowicach © Kajman


Tablica © Kajman


wnętrze © Kajman


wnętrze © Kajman


Dalej jedziemy wzdłuż jeziora żywieckiego. Zaczyna solidnie wiać. Na jezioro spuszczono już rowery wodne. Zaczął się też sezon żeglarski. Pojawiły się pierwsze jachty na wodzie. Trzeba będzie też się wybrać i popływać kanadyjką:)

Pierwsze jachty na jeziorze © Kajman


Ale się dostawili:) © Kajman


Założenie dzisiejszego dnia było takie, że powinienem przejechać 104 kilometry by zaliczyć pierwszy tegoroczny tysiąc jeszcze w kwietniu. Trochę nam na zaporze brakuje. Dokręcamy kółka przez Porąbkę, Kobiernice i Bujaków. Cel w końcu został osiągnięty, ale przecież można było jechać po płaskim:(

Remontowany most w Kobiernicach © Kajman




  • DST 31.71km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 19.61km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 167m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Posiedzieć nad jeziorem

Piątek, 29 kwietnia 2011 • dodano: 29.04.2011 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Miałem jechać na Żar, ale po ostatnio zaliczonej glebie mój obity bok się czasami odzywa. Przy każdym głębszym oddechu czuję ból. Wjazd na Żar wymaga kilku głębszych wdechów a masochistą nie jestem więc odpuściłem. Jeszcze pewnie kilka razy w tym roku tam wjadę.

Kaskada Soły © Kajman


Postanowiłem zjechać nad Jezioro Międzybrodzkie i tam trochę sobie posiedzieć:)
Wiosna wybuchła na całego. Jest pięknie zielono. Ruch przedweekendowy spory. Dużo ludzi jadących na pierwszomajowy weekend autami z rowerami na dachu. Zaskoczyło mnie, że wielu z nich machało mi zza szyby samochodu:)

Zielony Żar © Kajman


Nowe molo © Kajman


Zaskoczył mnie bardzo wysoki poziom wody w jeziorze. Już dawno nie widziałem takiego stanu. Pomyślałem że nie puszczają wody ze względu na naprawę mostu w Kobiernicach gdzie trwają prace betonowe.

Sporo wody © Kajman


Kamping prawie cały zapełniony © Kajman


Taki wysoki stan wygląda śmierdząco. Kiedyś tak było i przyszły duże opady. Nie udało się opanować Soły i pod wodą znalazło się pół Polski. Lekko zaniepokojony, bo prognozy nie są korzystne, pojechałem nad Jezioro Czanieckie sprawdzić co tam się dzieje.

Tu jest lekka rezerwa:) © Kajman


Dalej pojechałem do Kęt odwiedzić serwis. Tylna tarcza ostatnio wydawała dziwne dźwięki. Jestem lekko przewrażliwiony na punkcie klocków. Okazało się, że wszystko jest OK i można będzie spokojnie szaleć po górkach:)

Droga wałem Soły © Kajman


Wracając zatrzymałem się na moście w Kętach. Soła też szła spora. Wynika z tego, że ostatnie opady bardzo podniosły poziom wód. Nie spodziewałem się, że aż tak. Chwilowo pewnie jesteśmy bezpieczni, chyba że przez weekend mocno przyleje:(

Wysoka Soła © Kajman




  • DST 12.45km
  • Czas 00:45
  • VAVG 16.60km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 218m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mała Fatra

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 • dodano: 25.04.2011 | Komentarze 25


magneticlife.eu because life is magnetic

Postanowiliśmy zrobić sobie prezent świąteczny. Zaliczyć trasę piękną, ciekawą mało wymagającą a przy okazji żeby nas nie zlano wodą.
Do Małej Fatry wybieraliśmy się z Elą od dawna. Czas zrealizować marzenia:)

Wjazd do Małej Fatry © Kajman


Jedziemy do Terchovej na Słowacji. Od domu to raptem 117 kilometrów. W Terchovej urodził się zbój nad zbóje, bohater dwojga narodów Juraj Janosik. Jest tam jego muzeum, dzisiaj niewątpliwie zamknięte. Pogoda jest zachęcająca, lekkie zachmurzenie i temperatura 14 stopni.

Wjazd do Małej Fatry © Kajman


W Polsce pewnie oblano by nas wodą jak nakazuje tradycja. Myśleliśmy, że na Słowacji taki zwyczaj zanika. Niestety pomyliliśmy się. Nie tylko leją pełnymi wiadrami, ale jeszcze do tego mają kije ze wstążkami i mogą przylać!!!
Nie ma bata, spadamy w góry bo nie fajnie by się jeździło w mokrym ubranku.

Tablica © Kajman


Mała Fatra (Malá Fatra) to jedno z najciekawszych pasm na Słowacji. Podobnie jak sąsiadujące z nią Góry Strażowskie, należy do Łańcucha Małofatrzańskiego w Karpatach Wewnętrznych. Ostatnio byliśmy tam chyba dziewiętnaście lat temu.

Mała Fatra © Kajman


Dzieli się na dwa wyraźne i zupełnie różne pod względem krajobrazowym obszary, rozdzielone przełomową doliną Wagu – część krywańską na północnym wschodzie i niższą, luczańską na południowym zachodzie. Krywańskie szczyty wznoszą się do 1600–1700 m n.p.m., a najwyższy – Wielki Fatrzański Krywań (Veľký Kriváň) – osiąga 1709 m n.p.m

Veľký Kriváň – osiąga 1709 m n.p.m © Kajman


Najbardziej charakterystyczny jest skalisty Veľký Rozsutec (1609 m n.p.m.) na północno-wschodnim krańcu pasma. Sąsiadujący z nim od południa bliźniaczy Stoh (Stóg) osiąga 1608 m n.p.m., lecz wygląda zupełnie inaczej – przypomina stóg siana. Ten ciekawy kontrast wynika z odmienności skał, z jakich są zbudowane.

Veľký Rozsutec (1609 m n.p.m.) © Kajman


Stoh (Stóg) osiąga 1608 m n.p.m. © Kajman


Centrum krywańskiej części Małej Fatry to dolina Vrátna (Wratna) – główna baza większości wycieczek. Dolina ma kształt pochylonej litery „Y”, której „nóżkę” stanowi wąski wąwóz Tiesňavy.
Dojeżdżamy pod stację kolejki linowej na górę Chleb.

Kolejka linowa na górę Chleb © Kajman


Reklama czeskiego piwa:) © Kajman


W zachodniej części doliny, zwanej Stará dolina, jest dolna stacja wyciągu krzesełkowego na Snilovské sedlo (1524 m n.p.m.). Wratna to także znany ośrodek narciarski – działa tu wiele wyciągów, ponieważ na północnych stokach głównego grzbietu śnieg się utrzymuje aż do maja. W tym roku pojeździć na nartach się już raczej nie da:)

Resztki śniegu © Kajman


Jadąc robimy mnóstwo zdjęć. Widoki są niesamowite. Warto się zatrzymać by je utrwalić. Dzisiaj jest spory ruch, wiele aut, trochę rowerzystów i ludzi z patykami. Na drodze trzeba uważać by nie zostać rozjechanym przez blachosmrody.

Widoczek © Kajman


Widoczek © Kajman


Ela jak zwykle wzbudza zainteresowanie rowerzystów:) © Kajman


Opuszczamy stację wyciągu na górę Chleb i kierujemy się do restauracji będącej w starym dworze. Knajpa nazywa się Stary Majer. Po wejściu pierwsze o co pytam to, to czy można płacić kartą. Bardzo miły pan mówi, że musi sprawdzić czy "funguje". Na szczęście zafungowało, ale wolałem zapłacić z góry by nie mieć kłopotów.

Świąteczny obiad © Kajman


Jedzenie znakomite, czesnakowa rewelacyjna a haluszki z klobasą i kapustą jej dorównywały. Wszystko popite rewelacyjnym słowackim zsiadłym mlekiem. Na piwo się nie odważyłem, policja czuwa:(
Rowerki grzecznie czekały aż wszystko zjemy i wtedy usłyszałem w oddali grzmot:(

Zaczyna się mocno chmurzyć © Kajman


Takie światło w górach nie wróży nic dobrego © Kajman


W planach mieliśmy wjazd w odnogę Stefanovą, chcieliśmy zobaczyć pomnik Janosika w Terchowej a tu trzeba zwiewać do auta. W momencie zrobiło się tak zimno, że zaczęło mną telepać:(

Śmierdzi deszczem © Kajman


Uniknęliśmy polania wiadrem i chłostania witkami, ale niebo nie oszczędziło nam dyngusa. Do auta dotarliśmy gdy zaczęła się konkretna ulewa. Postanowiliśmy jechać do domu.
Jeszcze tam wrócimy. Odkryliśmy fajny camping, pewnie wybierzemy się na jakiś weekend bo jest tam jeszcze wiele do zobaczenia.
Na koniec kilka fajnych skałek:)

Łapa grożąca nie powiem czemu:) © Kajman


Camela © Kajman


Duży ząbek © Kajman


Orzeł przed gniazdem © Kajman


Z wycieczki wyszło więcej zdjęć niż kilometrów, ale Mała Fatra to jedno z takich miejsc w Europie, gdzie nie wiadomo na co patrzeć bo jedno piękniejsze od drugiego:)
Spóźnione życzenia świąteczne dla wszystkich zaglądających:)

Kategoria Słowacja


  • DST 49.65km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:24
  • VAVG 14.60km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 610m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielka moc świętego Świerada

Piątek, 22 kwietnia 2011 • dodano: 23.04.2011 | Komentarze 19


magneticlife.eu because life is magnetic

Ostatnio na portalu Okiem podróżnika ukazał się wywiad z Elą. Takie wydarzenie w pewien sposób nobilituje, ale również wymaga odpowiednio dobranych ciekawych wycieczek.
Piątek mieliśmy wolny. Zaczęliśmy zastanawiać się gdzie pojechać. Rozważane były trzy kraje, Słowacja, Czechy i Polska.

Wyruszamy w drogę © Kajman


W słowackich tatrach leży śnieg, odpada, wielki piątek jest dniem umartwień więc lajtowe Czechy też odpadają. Wybór pada na Polskę a ściślej mówiąc okolice Rożnowa. Tam jest tyle podjazdów, że można się bardzo skutecznie umartwiać:)

Wielogłowy, kościół z 1318 roku © Kajman


Jedziemy do Tęgoborza z zamiarem zostawienia tam auta i objechania dookoła Jeziora Rożnowskiego. Na miejscu okazało się, że ruch TIRów na trasie Kraków - Nowy Sącz jest tak duży, ze grozi to śmiercią plaskatą. Zmieniamy miejscówkę na Wielogłowy.

Dwór w Wielogłowach © Kajman


Tam na Szlaku Architektury drewnianej znajduje się dwór. Modrzewiowy dwór pochodzi z XVII wieku. Budynek wybudowano na rzucie prostokąta o konstrukcji zrębowej z łamanym polskim dachem. Przy narożnikach dworku stoją dwa, z czterech, alkierze przykryte dachem namiotowym. Przed budynkiem stoi figurka Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia sprowadzona z Piekar Śląskich w 1962 roku.

Tablica © Kajman


Jeszcze raz patrzymy na mapę i dochodzimy do wniosku, że dobrym miejscem na rowerowy start będzie wieś Zbyszyce. Odpalamy auto i jedziemy nad jezioro.
Miejscowość, o której wzmianki odnajdujemy w kronikach Jana Długosza, położona na niezwykle urokliwym cyplu i wzgórzu oblanymi z trzech stron wodami Jeziora Rożnowskiego. Zbyszyce, które najpierw były wsią, potem miastem i znowu wsią szczycą się bogatą historią, którą można by obdzielić kilka innych miejscowości.

Kościół roku w Zbyszycach © Kajman


Pierwszym Kościołem jaki istniał w Zbyszycach był zapewne kościół drewniany, niema jednak informacji potwierdzających jego istnienie. Obecny kościół murowany powstał na początku XV w., jego budowa została rozpoczęta za życia Wierzbięty Kępińskiego czyli przed rokiem 1408.W XVI w . kościół znalazł się w rękach arian, którzy rozebrali murowaną wieżę kościoła. Obecna wieża drewniana została zbudowana w XVII w.

Wnętrze kościoła w Zbyszycach © Kajman


Dwór w Zbyszycach, który można dziś podziwiać to klasycystyczna rezydencja
wzniesiona na znacznie starszych fundamentach. Niegdyś, obok obronnego kościoła w Zbyszycach, na tak zwanej Kępie wznosił się zamek obronny, będący częścią łańcucha strażnic zbrojnych, strzegących szlaku wytyczonego doliną Dunajca.

Dwór w Zbyszycach © Kajman


Zachowany dzisiaj zespół dworski składa się z zabudowań - dawnej kuchni dworskiej i parku, w którym znajduje się malownicza jesionowa aleja, a także rzadko spotykane odmiany sosny. Park otoczony jest częściowo kamiennym murem.

Architektura drewniana do dziś używana © Kajman


Pamiętając drogę dojazdową do Zbyszyc (masakryczny podjazd z równie masakrycznym zjazdem) sugeruję jeszcze jedną zmianę miejscówki. Jedziemy do miejscowości Lipie i tam w końcu przesiadamy się na rowery:)

Piękne widoki © Kajman


Ela wykombinowała, że trzeba wyjechać na jakąś konkretną górkę żeby podziwiać widoki na Jezioro Rożnowskie. Tak właśnie zaczął się dzień umartwień. Startujemy z wysokości 277 m n.p.m. by po dwóch kilometrach wyjechać na wysokość 430 m n.p.m. Takie wyczyny lubi Karla76, ja chcę się tylko wytarabanić na szczyt.

Fajny zjazd © Kajman


Przełożenie 1 na 1 i z astronomiczną prędkością 6 km/godz w końcu docieram do miejsc widokowych. Widoki są warte wysiłku. Zjazd jest lekko stresujący bo tarcze wydają dziwne dźwięki. Zaczynam się zastanawiać w jakim stanie są moje klocki hamulcowe. Kiedyś na Słowacji przy zjeździe ze Zdziarskiej Chaty padły mi oba hamulce, było wesoło:(

Kościół w Rożnowie © Kajman


Dalej jedziemy do Rożnowa. We wsi znajduje się kościół parafialny pw. św. Wojciecha.Kościół ten został wybudowany w 1661 r. w szlacheckich dobrach kasztelana wojnickiego Jana Wielopolskiego, na terenie bardzo wówczas rozległej parafii Tropie. Znajduje się na wyniosłym grzbiecie górskim nad Jeziorem Rożnowskim. Zbudowano go w sąsiedztwie zamku legendarnego Zawiszy Czarnego, w miejscu, gdzie dotąd stała kaplica św. Wojciecha.

Wnętrze © Kajman


Tablica © Kajman


W Rożnowie są też dwa zamki i dwór. Zwiedzanie zaczynamy od zamku górnego. Znaczenie historyczne wsi datuje się od XIII wieku. Rożnów był własnością kolejnych możnych rodów: w XIII wieku Gryfici zbudowali tu strażnicę, która 100 lat później wciąż pozostawała w posiadaniu Rożenów herbu Gryf.

Zamek Zawiszy Czarnego © Kajman


Piotr Rożen około 1350-1370 roku przebudował ją na zamek. Była to kamienna budowla w stylu gotyckim, na planie czworoboku zbliżonym do prostokąta o wymiarach 44 na 20 m. W 1426 roku zamek znalazł się we władaniu sławnego rycerza Zawiszy Czarnego. Zamek ten został zburzony podczas najazdu Macieja Korwina w roku 1474.

Pozostały ruiny © Kajman


Tablica © Kajman


Kolejnym właścicielem jest ród Wydżgów, a następnie w drugiej połowie XV wieku wieś przechodzi w ręce Tarnowskich. Hetman wielki koronny Jan Tarnowski rozpoczął budowę drugiej twierdzy, dlatego w XVI i XVII wieku zamek został opuszczony i popadł w ruinę.

Zamek dolny © Kajman


Nowa budowla, wznoszona w stylu renesansowym przed rokiem 1568, była jedną z pierwszych w Polsce warowni o nowożytnej fortyfikacji obronnej. Jej budowa nie została nigdy ukończona, do dnia dzisiejszego przetrwał beluard oraz mur kurtynowy z bramą wjazdową.

Detal © Kajman


Lochy © Kajman


Tablica © Kajman


Klasycystyczny dwór w Rożnowie został zbudowany w XIX wieku przez rodzinę Stadnickich. Dwór stoi w sąsiedztwie fortyfikacji bastionowych. Po II wojnie światowej był użytkowany jako ośrodek kolonijny, a obecnie znajduje się w prywatnych rękach.

Dwór w Rożnowie © Kajman


Dwór w Rożnowie © Kajman


Zwiedzanie Rożnowa zabiera nam sporo czasu. W końcu jedziemy dalej. Chcemy zwiedzić zamek Tropsztyn. Wszystkie mosty na Dunajcu są obecnie w remoncie. Rower na szczęście ma tą przewagę, że nie jest potrzebna droga asfaltowa.

Dunajec © Kajman


Zamek został wzniesiony w XIII wieku jako warownia broniąca biegnącego tędy szlaku handlowego na Węgry. Pierwszym władcą budowli był Dobrosław Ośmiróg zwany Gierałtem. Zamek często zmieniał swoich właścicieli. W 1574 roku zasiedlili go nawet zbójnicy, którzy rabowali kupców i przepływające Dunajcem tratwy. Właściciele sąsiadującego Rożnowa napadli na zamek zabijając rozbójników i jednocześnie zrujnowali zamek, który zaczął chylić się ku ostatecznemu upadkowi.

Zamek Tropsztyn © Kajman


W XVIII wieku potomek fundatorów zamku w Niedzicy - Sebastian Berzewiczy, wyjechał do Peru. Poślubił Inkaską Indiankę, z którą miał córkę - Uminę. Niestety był to czas najazdu Hiszpanów na Inków. Z królewskiego rodu Inków przy życiu pozostał bratanek naszego rodaka - Andreas Tupac Amaru II. Ożenił się on z jego córką Uminą, po czym cała rodzina uciekła do Europy zabierając ze sobą część królewskiego skarbu Inków.

Zamek Tropsztyn © Kajman


Los ich jednak nie oszczędził i przy życiu został tylko Sebastian i jego wnuk - Unkas, który przyjął polskie imię i nazwisko jako Antoni Benesz. Jego dziadek Sebastian ukrył gdzieś legendarny skarb Inków. Podobno ciąży na nim klątwa, która dotknie każdego, kto będzie chciał go odnaleźć. Zakaz złamał prawnuk Antoniego - Andrzej Benesz, który w Niedzicy w 1946 roku odkrył inkaskie pismo, wiążące skarb z zamkiem w Tropsztynie.

Przeprawa promowa © Kajman


To właśnie on w 1970 roku przejął ruiny zamku (ciekawostką jest to, że był wtedy wicemarszałkiem sejmu). Niestety 6 lat później poszukiwania skarbu przerwała jego tragiczna śmierć w wypadku samochodowym. Czyżby zadziałała klątwa? Dziwne, ale wiele osób związanych z poszukiwaniem skarbu zmarło przedwcześnie.

Kościół w Tropiach © Kajman


Zamek był niestety zamknięty. Skarbów nie znaleźliśmy, ale po drugiej stronie Dunajca pokazał się nam kościół w Tropiu. Aby się do niego dostać musieliśmy skorzystać z promu. Zdziwiłem się bardzo, gdy dowiedziałem się, że przeprawa jest gratis:)

Dojechaliśmy do kościoła w Tropiach © Kajman


Kościół należy do najstarszych w tej części Polski. Miał go fundować około 1045 roku Kazimierz Odnowiciel, a poświęcać ok. 1073 r. św. Stanisław. Mówi o tym pochodząca znad Dunajca tradycja, którą zanotował w 1620 r. włoski żywotopisarz Tomasz Mini.

Wnętrze © Kajman


Na początek kościoła w XI w. wskazuje też romańskie malowidło w prezbiterium. Niektórzy autorzy, uważając, że powstanie kościoła ku czci Świętego Świerada nie mogło nastąpić wcześniej niż jego kanonizacja w roku 1083, jako dolną granicę powstania kościoła wyznaczają czas około około 1090 r.

Wnętrze © Kajman


Jednak wiadomo, że święci Świerad i Benedykt byli otaczani liturgicznym kultem świętych wcześniej, bo wnet po ich śmierci w latach 1031 i 1034, po złożeniu ich ciał w bazylice św. Emmerama w Nitrze. Więc i kościół w Tropiu może mieć wcześniejszy początek.

Wnętrze © Kajman


Z kościołem w Tropiu związany jest św, Świerad a miejsce jest celem wielu pielgrzymek.
Andrzej Świerad urodził się najprawdopodobniej w końcu X wieku w Polsce. Najczęściej żywoty przypisują mu pochodzenie z wieśniaczej rodziny z okolic Krakowa. Późniejszy święty spełniał w klasztorze różnego rodzaju posługi, a po ukończeniu czterdziestu lat poprosił o zgodę na życie pustelnicze.

Figura © Kajman


Zgodnie z regułą zakonu, wraz z uczniem św. Benedyktem, co tydzień udawali się do pustelni oddalonej o pół dnia drogi i wracali na sobotni wieczór i całą niedzielę do wspólnoty. W odosobnieniu zajmowali się karczowaniem lasów. Św. Andrzej umartwiał się w następujący sposób: mimo ciężkiej fizycznej pracy pościł trzy razy w tygodniu (w poniedziałek, środę i piątek), a w czasie Wielkiego Postu jadł jedynie orzechy włoskie i popijał je wodą (dostawał 40 orzechów od opata na okres postu).

Kościół w Tropiu © Kajman


Spał na pniu, wokół którego były zaostrzone kije, gdy przechylał się w jakąś stronę raniły go i budziły. Na głowę zakładał drewnianą koronę z kamieniami, gdy przechylił głowę, jeden z kamieni uderzał go. Nosił na sobie mosiężny łańcuch, który po pewnym czasie wrósł w ciało. Był on przyczyną śmierci świętego, ponieważ skóra oddzielająca ciało od łańcucha pękła i wdała się gangrena. Współbracia dowiedzieli się o łańcuchu, gdy myjąc ciało przed pogrzebem zauważyli klamrę na brzuchu.

Przed kościołem © Kajman


Przed kościołem odpoczęliśmy odrobinę. Zjedliśmy co nieco, był też czas na wypalenie fajki. Droga dojazdowa jak i plac przykościelny są wyłożone kamieniem co widać na fotce. Gdy ruszyliśmy z pod kościoła zdarzył się cud!

Widoczek © Kajman


Jadąc trzymałem kierownicę lewą ręką mając palce na klamce hamulca. Obróciłem się do tyłu by zerknąć na kościół i w tym momencie koło wpadło w jakieś zagłębienie. Odruchowo chciałem mocniej złapać kierownicę, ale jednocześnie nacisnąłem hamulec.
Coś niesamowitego, na prostej drodze przy prędkości 10 km/godz przeleciałem przez kierownicę.

Widoczek © Kajman


Nie ma innego wytłumaczenia jak tylko to, że św. Świerad walnął moją osobą o glebę. Pozbierałem się i zacząłem się zastanawiać co mu takiego zrobiłem, że mnie tak potraktował? Żarcie pod kościołem? Jazda na rowerze na terenie sanktuarium? Palenie koło kościoła? Nie wiem. Wiem jedynie, że św Świerad ma potężną moc!!!

Kościół w Podolu © Kajman


Pozbierałem się szybko, na kasku, który przyjął cały impet upadku nie było ani śladu. Jedynie rozbity łokieć i bolący bok mówiły co się stało.
Ela jechała przodem i w trakcie mojego lotu wymijała się z zakonnicą. Ta zapytała się czy ten z tyłu to kolega? Ela na to, że mąż. Zakonnica na to, "właśnie się przewrócił"

Kościół w Podolu © Kajman


Dobrze, że gdy Ela się odwróciła ja stałem już na nogach. Nieźle by się pewne przeraziła. Później gdy rozmawialiśmy o tym co się stało, Ela twierdziła, że św Świerad mnie ochronił przed poważniejszymi skutkami twardego lądowania. W takim razie kto mną walnął o glebę?

Tablica © Kajman


W drodze powrotnej zahaczyliśmy o kościół w Podolu będący na Szlaku Architektury Drewnianej. Dalej pojechaliśmy na camping w Gródku, na którym kiedyś spędziliśmy z przyczepą majowy weekend. Nic się tam nie zmieniło, to jeden z najgorszych campingów w Polsce. Z przyczepą tam z pewnością nie pojadę:(

Chyba najgorszy camping w Polsce © Kajman


Czasami na mój blog zaglądają osoby z naszej gminy. Na kobiernickim forum trwa dyskusja o ekologi, bardzo szczytna. Dla zainteresowanych dwie fotki brzegów jeziora rożnowskiego. Strach się bać:(

Woda w jeziorze opadła, śmieci pozostały © Kajman


Strach wejść do jeziora © Kajman