Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w kategorii

Integracyjnie

Dystans całkowity:2596.01 km (w terenie 193.00 km; 7.43%)
Czas w ruchu:154:25
Średnia prędkość:16.81 km/h
Maksymalna prędkość:64.00 km/h
Suma podjazdów:15107 m
Liczba aktywności:38
Średnio na aktywność:68.32 km i 4h 03m
Więcej statystyk
  • DST 19.09km
  • Czas 01:02
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 282m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Robinem i Tadziem do Ojcowa

Piątek, 15 lipca 2011 • dodano: 16.07.2011 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Poprzedniego dnia był masakryczny upał. Śmierdziało burzą. Gdy zaczyna gdzieś w oddali grzmieć, pan Mirek, właściciel campingu, wyłącza internet. Pewnie ma rację, bo u nas w domu tego nie zrobiliśmy i spalił się ruter.
Pozbawieni dostępu do świata nie wiemy jaka ma być pogoda. Wydaje się, że powinno być ładnie.

Jedziemy z Robinem i Tadziem © Kajman


Rano, podczas w przerwy w opadach, spakowali się nasi campingowi sąsiedzi. Byli na wyprawie rowerowej po Jurze. Pochodzą z Gdańska i muszą dotrzeć do Krakowa na pociąg. Asia zapisała się na BS i może opisze terasę. Chwilę po ich wyjeździe znów zaczyna lać. Jest mi ich żal. Musieli zmoknąć:(

Asia z Markiem się pakują © Kajman


Ruszają do Krakowa © Kajman



Powoli zbieramy się by pojechać zwiedzić zamek w Ojcowie, gdy dzwoni Robin. Mówi, że wybiera się z Tadziem by nas odwiedzić. Umawiamy się na parkingu pod zamkiem. Rozpogodziło się do tego stopnia, że przebrałem się w krótką koszulkę.

Zamek w Ojcowie © Kajman


Ja zostaję na parkingu a Ela pierwsza idzie zwiedzać zamek. Po chwili słychać grzmot i spadają pierwsze krople deszczu. Pakuję rowery pod dach. Zaczyna padać, chwilami mocno:(

Rawery pod dachem © Kajman


Gdy Ela wróciła postanowiłem pojechać na zamek rowerem. Okazało się, że można. Miły pan bileter skasował mnie za wstęp 2,50 i obiecał popilnować rower podczas mojego zwiedzania:)

Rower pod ochroną © Kajman


Zamek w Ojcowie powstał na polecenie Kazimierza Wielkiego w XIV wieku. Został nazwany Ociec na pamiątkę tułaczki Władysława Łokietka. Historię zamku opisała Ela w swoim wpisie ja wstawię kilka fotek:)

Brama zamkowa © Kajman


Plac zamkowy © Kajman


Wieża zamkowa © Kajman


Wieża w środku © Kajman


Widok na mury © Kajman


widoczek © Kajman


widoczek © Kajman


Gdy kończyłem zwiedzanie zamku zadzwoniła Ela, że właśnie Robin pojawił się na parkingu. Fajnie się spotkać po roku. Ostatnio w takim składzie jeździliśmy po Puszczy Niepołomickiej. Znów zaczyna padać, chwilami mocno. Decydujemy się pojechać na camping i przeczekać deszcz:(

Widok na parking © Kajman


Gdy dojechaliśmy lało konkretnie. Nawet, by pójść na obiad trzeba było czekać na osłabienie opadów. Czas miło upływał na pogaduchach:)
Dzięki Robin za odwiedziny:)

Pogaduchy © Kajman




  • DST 44.57km
  • Czas 02:37
  • VAVG 17.03km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 486m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Meeting u Niezależnych Krokodyli dzień drugi

Poniedziałek, 6 czerwca 2011 • dodano: 06.06.2011 | Komentarze 32


magneticlife.eu because life is magnetic

Po hulankach i swawolach dnia poprzedniego, obawiałem się o pobudkę. Walczyliśmy dzielnie na wszystkich polach, ekipa miała prawo być zmęczona. Jak się okazało obawy były bezpodstawne. Wszyscy dzielnie zasiedli do śniadania. Szybkie uzgodnienie trasy. W planach był Inwałd, ale plany są po to by je zmieniać. Ruszamy do Kozubnika:)

W ruinach Kozubnika © Kajman


Poprzedniego dnia imprezę opuścił Janusz507, musiał iść do pracy. Fajnie, że przyjechał chociaż na jeden dzień:)
Funio musi odwieźć syna na imprezę rodzinną, ale obiecuje wrócić rowerem, dotrzymuje słowa, ale o tym później. Autochton z Kubą jadą atakować jakąś wielką górę więc na Kozubnik wyruszamy w okrojonym składzie.

Jedziemy sobie © Kajman


Po zjeździe z Kozubnika opuszcza nas Marusia. Dzisiaj wyjeżdża na wakacje, ale dzielnie towarzyszył nam do ostatniej chwili:)
Dzięki Mariusz, że byłeś, mam nadzieję, że ręka szybko się zagoi:)

Żegnamy Marusię © Kajman


Ela prowadzi grupę, ja robię za żółwia czyli mam pilnować by nikt się nie zgubił:)
Cienko mi to idzie, bo po zjeździe z Kozubnika gubimy Rafaella. Kierujemy się do Wielkiej Puszczy gdzie mamy zaatakować przełęcz Beskidek. Wyprzedza mnie gość na kolarce, od niego dowiaduję się, że Rafał jest na właściwej drodze i wkrótce nas dogoni:)

Chwila odpoczynku przed wjazdem na Beskidek © Kajman


Na przełęcz jedziemy spokojnie, no prawie wszyscy. Podjazd w swojej końcowej fazie jest bardzo mocny. Każdy powolutku wdrapuje się na szczyt jedynie Krzara po zdobyciu szczytu robi nawrót, jedzie w dół, zdobywa szczyt i tak chyba cztery czy pięć razy. Kurcze, co on jadł? Angelino podejrzewa, że Krzysiek jest z innej planety i coś w tym musi być:)

Mocny podjazd © Kajman


Na szczycie podziwiamy widoki © Kajman


A Krzysiek kręci kółka:) © Kajman


Pogoda nam dopisuje, jest ciepło i nie ma wiatru. Widoczność jest fantastyczna. Jedziemy do Zagórnika, tam mamy zwiedzić kaskadę Rzyczanki. Zatrzymujemy się przy sklepie na lody. Wszystkim humory dopisują:)

Zrobiliśmy obrót w sklepie:) © Kajman


Pokrzepieni jedziemy w jedno z najbardziej urokliwych miejsc naszego rejonu. Kaskada Rzyczanki to ewenement. Wszyscy cieszą się widokami, wszyscy robią mnóstwo zdjęć:)

Dotarliśmy © Kajman


Wiem, że Ilona ma musi zdążyć do pracy i z Robdem muszą wyjechać o trzeciej. Z kaskady do domu jest 17 kilometrów więc damy radę:)

Wszyscy łapią aparaty i robią foty © Kajman


Ela opowiada Yackowi, że często jak tu jesteśmy to goni nas burza. Tym razem nic takiego scenariusza nie zapowiada. Świeci słońce i jest pięknie gdy wtem za górą jak nie pierdyknie!!!

Podziwiamy kaskadę © Kajman


Widok na kaskadę © Kajman


Wszyscy focimy bez opamiętania:) © Kajman


Czas się zbierać. Ela prowadzi pierwszą grupę, ja czekam na resztę. Pierwsza grupa ma trochę przewagi więc by ich dogonić prowadzę drugą grupę przez Andrychów. Czekamy w strategicznym miejscu koło cmentarza. Tam jest przystanek autobusowy pod którym można się schronić.

Zaczyna się ciekawie © Kajman


Grzmi bardzo blisko, padł zasięg w telefonach i nie wiemy co się dzieje z pierwszą grupą. Postanawiamy jechać dalej. Po przejechaniu 200 metrów ktoś odkręca kurek na całego. Zaczyna się straszna ulewa. Krzysiek zauważył dom z daszkiem i otwartą bramą. Szybka decyzja, zawracamy, olewamy przystanek z wiatą i pakujemy się ludziom pod dom:)

Grupa pościgowa © Kajman


Po chwili podjeżdżają gospodarze autem, leje niemiłosiernie. Gospodarze zostawiają auto pod chmurką a nas witają z uśmiechem. Nie jest źle, termometr pokazuje 23 stopnie, przeczekamy. Martwi mnie brak zasięgu, telefon chwilę działa i znów przestaje. Nie wiemy co z resztą a tu zaczyna sypać gradem. Wtedy nagle odzywa się telefon. To Funio, który stoi pod naszym domem i pyta gdzie nas znajdzie. Mówi, że u nas świeci słońce. Mówię mu co tu się dzieje. Tomek robi odwrót do domu.

Na drodze pojawia się rzeka © Kajman


W pewnym momencie błysk i huk są równocześnie. Z sąsiedniego domu sypią się na nas kawałeczki tynku. Pojawia się gospodarz i proponuje nam herbatę a nawet zaprasza do środka. Cieszę się bo zaczyna robić się strasznie zimno, temperatura spadła o 6 stopni.
Zaczynam się martwić o Ilonę a w zasadzie o czas, którego już nie mają. Wzywam na pomoc Marcina. Odwiezie ich autem do domu. Zdążą:)

Po przeszło godzinie deszcz się uspokaja. Wiemy, że pierwsza grupa przeczekała ulewę 200 metrów od nas na wspomnianym przystanku. Co tam wyprawiali można się dowiedzieć na innych blogach a warto:)
Gdy się łączymy okazuje się, że nie ma Anwi.

Pierwsza pomoc © Kajman
.

My z Krzyśkiem zostajemy tworząc grupę poszukiwawczą. Reszta jedzie do domu. Po chwili burza wraca. Ela i Angelino zaliczają gleby. Zdarzenie to też opisują inni.
My z Krzyśkiem zajmujemy pozycję na wspomnianym przystanku. Znów leje strasznie. Po chwili jest wiadomość od Robda jadącego autem, że Anwi jest na czele przed całą grupą. Udaje się nawiązać łączność. Poczeka na resztę.
Nie ma co, ruszamy z Krzyśkiem do domu. Nie pamiętam kiedy tak szybko jechałem. Pod domem dopadamy główny peleton. Tu okazuje się, że Ela jest mocno poobijana i nadgarstek Angelino wymaga bandaża.



Wszyscy są przemoczeni całkowicie, ale wyglądają na szczęśliwych. Przebieranie w suche, bigosik i śliwówka od Angelina szybko pozwalają się rozgrzać:)

W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować wszystkim biorącym udział w meetingu. Imprezę tworzą ludzie a ta dla mnie była fantastyczna:)
Jestem pewien, że znów się zobaczymy i pojeździmy razem:)
Kategoria Integracyjnie


  • DST 47.26km
  • Czas 02:52
  • VAVG 16.49km/h
  • VMAX 63.00km/h
  • Podjazdy 898m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Meeting u Niezależnych Krokodyli dzień pierwszy

Sobota, 4 czerwca 2011 • dodano: 05.06.2011 | Komentarze 27


magneticlife.eu because life is magnetic

Kiedyś braliśmy udział w fantastycznej imprezie integracyjnej. Pomyślałem, że taką można zrobić u nas. Wpisałem sobie to nawet w postanowieniach noworocznych, dwa lata temu. W zeszłym roku się nie udało, ale teraz, starych nie ma, chata wolna OJ BĘDZIE BAL:)

Meeting u niezależnych krokodyli © Kajman


Dwa tygodnie temu ogłosiliśmy na naszych blogach, że w ten weekend odbędzie się Meeting u Niezależnych Krokodyli. Udział mogli wziąć wszyscy rowerzyści zarejestrowani na bikestats.

Oczekiwanie na bikestatowców © Kajman


Ku naszej wielkiej radości sporo osób zainteresowało się imprezą. Był Angelino, Anwi, Autochton, Czecho, Funio z synem, Ilona, Janusz 507, Krzara, Krzysio32, Marusia, Niradhara, Projektkamczatka, Rafaello, Robd, Shem, Yacek i Kuba, kumpel Autochtona, który na wszystkie świętości się zaklinał, że na bikestats się zapisze:)

Trochę blokowaliśmy ruch, ale to nasze zbójeckie prawo:) © Kajman


Rano ekipa zaczęła się zjeżdżać. Wszyscy czekamy na Robina. W końcu dzwonimy i okazuje się, że Robin nie przyjedzie. Cóż, wsiadamy na rowery i zgodnie z planem, trochę spóźnieni ruszamy zwiedzać wnętrze góry Żar.

Cała droga nasza © Kajman


Peleton © Kajman


We wnętrzu góry Żar jest elektrownia szczytowo pompowa. Nie da się jej zwiedzić indywidualnie. Udało się uzyskać dogodny dla nas termin, chociaż zapisy na wycieczki są już na koniec lipca.

Rowery pod ścisłym nadzorem © Kajman


Zwiedzanie zaczynamy od zobaczenia filmu o Żarze i elektrowni. Później wielkie wrota otwierają się przed nami i wchodzimy do wnętrza góry. Mam wrażenie jak bym był w innym świecie, potęga i pełna automatyzacja robią wrażenie:)

Jedziemy na szczyt Żaru © Kajman


Po zwiedzeniu czeluści góry jedziemy na szczyt. Każdy swoim tempem. Krzara postanawia pobić rekord wjazdu K4r3l, jedzie jak małe auto. Ja dzielnie walczę o zaszczytny tytuł żółwia, niestety, mimo straszliwego wysiłku nie udaje mi się go zdobyć. Na szczycie są medale, bo przecież każdy wie, że prawdziwym rowerzystą jest ten, kto zdobędzie górę Żar:)

Medal za zwycięstwo © Kajman


Tak na prawdę medale dostaliśmy wszyscy:) © Kajman


Na szczycie piwko i coś na ząb. Opanowaliśmy całą knajpę:)
Rozmowy o rowerach, bikestatowe ploty i wtedy.........

Marusia © Kajman


Angelino © Kajman


Projektkamczatka © Kajman


Funio z synem i Janusz © Kajman


jak nie pierdyknie, jak nie błyśnie, burza nadciąga od strony Żywca. Ustawiamy się jeszcze do pamiątkowego zdjęcia i następuje szybka ewakuacja. Olewamy wyścigi rowerów wodnych i spadamy do domu. Po drodze łapie nas deszcz:(

Ekipa bikestats na Żarze © Kajman


Czwórka największych hardcorowców jedzie z Żaru terenem. Dwoje z nich zlicza glebę, ale żyją. Reszta raźno zasuwa asfaltem. Chwilę czekamy pod wiatą przystanku i jedziemy dalej. Dzisiaj burza nas tylko postraszyła dając przedsmak dnia następnego:)

Już nie pada, trzeba coś zjeść © Kajman


Narada wojenna © Kajman


Zastanawiamy się co zrobić z tak mile rozpoczętym dniem. Zapada decyzja zdobycia góry Wołek i zwiedzenia zamku a raczej miejsca gdzie był zamek. Trochę się dziwię bo to krótki ale mocny podjazd. Jak widać bikestatowicze są nie do zdarcia:)

Miejsce na robienie fotek Porąbki © Kajman


Na Wołku zachowujemy się jak japońska wycieczka. Wszyscy biegają i robią zdjęcia. Jesteśmy krótko bo przed nami ognisko. Pogoda się wyklarowała a zapasy się mrożą w lodówce:)

Ile osób foci na raz? © Kajman


Wierzchowce idą na zasłużony odpoczynek do stajenki a my zaczynamy bal. Krzara rozdaje śpiewniki, gitara gotowa:)
Pod tym względem Krzara też jest mistrzem świata, repertuar ma wielki i pięknie potrafi zabawić towarzystwo:)

Wierzchowce w stajence © Kajman


Czas rozpalić ognisko © Kajman


Ekipa zasiada w kręgu © Kajman


Jedni pieką kiełbaski © Kajman


Inni śpiewają © Kajman


Chyba dobrze się bawią jeżeli chodzą na rękach © Kajman


O drugiej poszliśmy spać. Jutro też jest dzień i atrakcji ciąg dalszy:)

Kategoria Integracyjnie


  • DST 66.16km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:20
  • VAVG 15.27km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Podjazdy 542m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poszukiwania pałacu

Sobota, 12 marca 2011 • dodano: 12.03.2011 | Komentarze 27


magneticlife.eu because life is magnetic

Katar leczony trwa siedem dni, nieleczony tydzień. Tydzień walki z cieknącym nosem właśnie minął. Ela skoro świt wsiadła na rower by walnąć kolejną setkę.
Myślę sobie, luz blues,jadę rekreacyjnie do Rzyk. Po chwili drzwi się otwierają i Ela mówi, że nie naładowała baterii w aparacie i jedziemy razem jak aparat będzie miała sprawny:)

Zaczęło się, a miał być luzik © Kajman


Początkowo Ela chętnie akceptuje mój plan, przecież jestem świeżo po chorobie. Coś wspomina o pałacu w Inwałdzie. Taki pomysł mi pasuje. Ela wgrywa mapę do GPSa (wcześniej zaplanowana trasa), i ruszamy. Tylko dlaczego nie po w miarę równym, tylko po najpaskudniejszych podjazdach?

Ciekawa dzwonnica w Sułkowicach © Kajman


W Sułkowicach dzwonię do Kuby. Mam cichą nadzieję, że wyciągniemy go na pierwszą w tym roku wycieczkę. Kuba chętnie się zgadza i umawiamy się nad kaskadą Rzyczanki. Jak dobrze, że z nami pojechał. Raz, że fenomenalne towarzystwo, dwa, okazało się później.

Lodowy wodospad nad Rzyczanką © Kajman


Kaskada Rzyczanki © Kajman


Jedzie Kuba © Kajman


Razem ruszamy do Inwałdu. Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z 1318r.
W średniowieczu miejscowość wchodziła w skład księstwa oświęcimskiego, zarządzonego przez jedną z linii Piastów Śląskich. Po 1457 r. wraz z resztą księstwa Inwałd przeszedł pod władzę królów Polski. Data znamienna bo po pierwsze znalazł się w królestwie wcześniej niż Warszawa a po drugie bezkrwawo. Było to za Kazimierza Jagiellończyka, ale do tego jeszcze wrócimy.

Inwałd © Kajman


Obecnie Inwałd znany jest głównie z parku miniatur i dinolandu. Opisywałem kiedyś te atrakcje, zresztą nie tylko ja. Faktem jest, że kompleks się dynamicznie rozwija.

Nowy wielki zamek powstaje w Parku Miniatur © Kajman


Tym razem Park Miniatur nas nie interesuje. Jedziemy do pałacu, ale wcześniej trzeba zwiedzić kościół. Automapa zawsze przypomina mi o tej atrakcji turystycznej gdy jadę do Krakowa.

Kościół w Inwałdzie © Kajman


Tablica © Kajman


W XVIII w. majątek w Inwałdzie należał do rodziny Szwarcenberg – Czerny. Około 1747 r. Franciszek Szwarcenberg – Czerny (zm. 1764 r.), kasztelan wojnicki, ufundował w miejscowości murowany, późnobarokowy kościół parafialny.

Detal, Hereb Urwana Nóżka © Kajman


Święty © Kajman


Świątynia utrzymana jest w stylu późnego baroku, a jej kształt architektoniczny oraz wystrój artystyczny mają wyjątkowy charakter. Jest to budowla jednonawowa o trzech przęsłach, przy czym przęsło środkowe zostało wydłużone i poszerzone wewnątrz i na zewnątrz, a jego narożniki zaokrąglone są na kształt płaskich apsyd.

Letnia wersja kościoła © Kajman


Na placu kościelnym jest grobowiec rodziny Romerów, ostatnich właścicieli Inwałdu. Ciekawe dlaczego, gdy podchodziłem do grobowca rzucił mi się napis. Z daleka przeczytałem Rowerów i zastanawiałem się o co chodzi:)

Grobowiec Romerów © Kajman


Tablica © Kajman


Historię pałacu w Inwałdzie opisała Ela. Obecnie pałac w Inwałdzie jest własnością prywatną. Budynek wyremontowany, w dobrym stanie technicznym, jednak trudno z tego powodu odczuwać jakąś specjalną satysfakcję.
Radość ze stanu zabytku, burzy obecny właściciel pałacu, który lubuje się w wysokich kamiennych murach, drzewach iglastych i kamerach. Obiektu właściwie nie można zobaczyć nawet z dużej odległości.

Pałac w Inwałdzie © Kajman


W końcu znalazłem miejsce gdzie było widać co nie co, ale zanim wlazłem na płot szybko go dotknąłem. Mógł być skubany pod prądem!

Kopnie czy nie kopnie? © Kajman


Ruszamy dalej do Gierałtowic szukać dworu widma. Po drodze niestety przykra niespodzianka. Opony, które miały być nieprzebijalne przegrały starcie z wielkim gwoździem. Coś zaczęło stukać. Jechałem dalej, po kilkuset metrach dźwięk mnie zaczął denerwować. Stanąłem, i wyjąłem drania. Wtedy usłyszałem psssssss.

Niespodzianka © Kajman


Ela zrobiła mi wykład, że jak się znajdzie kogoś z nożem w sercu, to się noża nie wyciąga. Pewnie w przypadku mojej opony też tak trzeba. Dobrze, że Kuba miał zapasową dętkę. Wielkie dzięki za ratunek:)

Święty w krzaczorach © Kajman


Dojechaliśmy do Gierałtowic. Dworu w miejscu gdzie miał być wg opisu nie ma. Ela z Kubą szukają pozostałości po krzaczorach a ja pytam przechodzące panienki o dwór. Mówią mi gdzie jest. Dwór z XVIII w. zbudowany na owalnej platformie otoczonej fosą, dawniej napełnioną wodą, przez którą prowadziły dwa zwodzone mosty. Obronność dworu zwiększało kolano Wieprzówki, oblewające dwór od północnego wschodu i północnego zachodu.

Dwór w Gierałtowicach © Kajman


Wchodzę na teren dworu. W aucie siedzi facet. Pytam czy to jest dwór a on chce mnie przesłuchać po co mi ta informacja. W domu przeczytałem w necie, że dwór ma być sprzedany. Oj, czy ja wyglądałem na inwestora?
Dalej jedziemy do Gierałtowiczek szukać kolejnego dworu.

Dwór w Gierałtowiczkach © Kajman


Zespół dworsko-parkowy w Gierałtowiczkach powstał w latach 1855-1880. Znajduje się we wschodniej części wsi. To ciekawe miejsce ma urozmaiconą konfigurację, z wyraźną kulminacją na północny i obniżeniem w okolicy stawów. W części północnej znajdują się pozostałości dawnego parku krajobrazowego

Z innej strony © Kajman


Najciekawsze jednak przed nami. Jedziemy do Głębowic. Jest tam pałac a raczej jego ruiny. Do II wojny należał do rodziny Duninów Herbu Łabędź.
Kiedyś, gdy na szlaku architektury drewnianej zwiedzaliśmy pobliski kościół, ksiądz bardzo ciepło się o niech wyrażał.

Spalony pałac © Kajman


Ela w swoim wpisie opisała historię pałacu. Ja znalazłem inną wersję, która zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu:)

Od strony zadu © Kajman


Na stronie zamki.net pisze, że pierwotny dwór założył niejaki Głębocki, zbój lokalny. Od niego kupili go Skrzyńscy herbu Łabędź. Było to w XV wieku. Reszta historii się zgadza.

Prosimy na pokoje © Kajman


Dlaczego ta wersja mnie tak poruszyła? Otóż Skrzyńscy byli właścicielami zamku Wołek, który znajduje się nieopodal naszej chałupy. Czym się zajmowali? Byli zbójami, którzy łupili wszystko co się ruszało w okolicy. Obok przechodził szlak kupiecki na Wiedeń więc ofiar nie brakowało.

Jeszcze jedno ujęcie © Kajman


Był to okres kiedy toczyły się negocjacje o wcieleniu Księstwa Oświęcimskiego do Krony. Wnerwieni kupcy poskarżyli się Księciu Oświęcimskiemu. Główną winowajczynią była Kaśka Skrzyńska. Książę nie chcąc tracić punktów u Kazka Jagiellończyka postanowił skopać tyłek Kaśce.

Pozostałości ogrodu © Kajman


Stało się inaczej. Kaśka skopała tyłek Księciu. Ten poskarżył się Kazimierzowi i poszła następna wyprawa. Z wojskami królewskimi Kaśka wielkich szans nie miała. Podobno wsadzili ją do beczki nabitej gwoździami i puścili wolno ze zbocza zamkowego. Sam zamek wtedy został zepchnięty do fosy. Od tamtej pory ludzie szukają skarbów ukrytych w ruinach zamku. Dlaczego nie znaleźli? Bo Skrzyńscy kupili dwór w Głębowicach od innego zbója.

Herb Łabędzi © Kajman


Nie wiem czy herb, który się zachował oznacza Skrzyńskich czy Duninów. Jedna i druga rodzina była herbu Łabądź, ale historia ze Skrzyńskimi by pasowała:)

Tak więc rozpoczynamy nową kategorię wpisów "Zamki, pałace i dwory". Jest co zwiedzać a dowiedzieć się można wielu ciekawych rzeczy:)

Na koniec wróbel wojskowy po studiach © Kajman




  • DST 45.73km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:04
  • VAVG 14.91km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 202m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Integracyjnie po królewskich lasach

Sobota, 25 września 2010 • dodano: 25.09.2010 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Mieliśmy dzisiaj w planach szlak architektury drewnianej. Plany są po to by je zmieniać, a szczególnie wtedy gdy zaczyna się halny. Rano padło proste pytanie, gdzie nie wieje? Odpowiedź jest prosta, w lesie. A gdzie jest taki las? To Puszcza Niepołomicka:)
Ela zabiera stosowne mapy i jesteśmy gotowi do drogi:)

Kopiec Grunwaldzki w Niepołomicach © Kajman


Łapię za telefon i dzwonię do Robina. Ponieważ ostatnio mieliśmy pecha do umówienia się na wspólne kręcenie, zadaje mu pytanie, "co dzisiaj stanie na przeszkodzie żebyś nie pojechał do Puszczy Niepołomickiej?". Ku mojemu zaskoczeniu i wielkiej radości Robin odpowiada, że nic:)

Tablica na Kopcu Grunwaldzkim w Niepołomicach © Kajman


Pakujemy więc rowery na bagażnik i hajda do Niepołomic. Mamy trochę czasu do spotkania więc jak nakazuje nowa tradycja zaczynamy zwiedzanie od Kopca Grunwaldzkiego w Niepołomicach, który jest oznaczony również jako punkt widokowy:)
Tu sobie ktoś jaja zrobił, bo widok z kopca jest na strefę przemysłową.

Ela na szczycie kopca © Kajman


Po załatwieniu sprawy obowiązkowej, czyli kopca, wracamy do Niepołomic. Ku naszemu zaskoczeniu i wielkiej radości, w mieście coś się dzieje. Widać wojsko z różnych epok, słychać serie z karabinów maszynowych, strzelają armaty.
Myślę sobie ani chybi wojna. I tu przypomniało mi się jak kiedyś Ewcia zaprosiła nas na wojnę w Tychach, wtedy było super:)

Rycerze © Kajman


Zaiste obozów wojsk wszelakich jest sporo. Zwiedzamy każdy z nich. Oczywiście obok rycerstwa swoje stanowiska mają Niemcy z okresu II wojny światowej i Amerykanie, są też nieopodal wojska napoleońskie, jest też rzymski legion wyglądający jak po przegranej bitwie z Asterixem:)

Niemcy © Kajman


Wygląda to jednak inaczej niż w Tychach. Tam Niemcy zdobyli ze dwa kartony Żubra a tu mieli raptem jedną puszkę i to na trzech.
Można było podziwiać wszelakie środki transportu, począwszy od koni, aż po kultowe motocykle. Zapowiada się fajnie:)

Sanitarka © Kajman


Rycerstwo jedzie © Kajman


Po zlustrowaniu armii wszelakich ruszamy na zamek. Tu niemiła niespodzianka, mimo że prowadzę rower, zostaję zatrzymany przez strażnika. Jest zakaz jazdy rowerem po dziedzińcu zamkowym. Tłumaczę jego wysokości, że nie jadę a prowadzę rower, niestety żadne argumenty nie docierają. Rowery muszą zostać przed zamkiem, ciekawe dlaczego wpuszczają wózki dziecięce, one mają cztery koła!!!

Zamek królewski w Niepołomicach © Kajman


Stragan na placu zamkowym © Kajman


Zamek w Niepołomicach założył Kazimierz Wielki. W historii zapisały się Niepołomice również tym, że na polowaniu w pobliskiej puszczy, litewski misio pogonił najlepszą polską królową, czyli Bonę, spadła wtedy z konia i poroniła dziecię płci męskiej. Tak więc tutaj wygasła dynastia Jagiellonów, nie licząc oczywiście Zygmusia, ale on nic nie spłodził:(

Prawdziwy król © Kajman


Jako, że zostało nam jeszcze trochę czasu do spotkania z Robinem, pojechaliśmy zwiedzić niepołomicki kościół. Z dokumentów z 1350 r. i 1358 r. zachowanych w archiwum parafialnym wynika, że kościół w Niepołomicach zbudowano z fundacji Kazimierza Wielkiego obok letniego zamku króla w latach 1350-1358. Fundacja ta powstała jako votum za zwycięstwo na Rusi.


Kościół Tysiąca Męczenników © Kajman


W niepołomickim kościele znajdują się jedyne w Polsce freski włoskie z XIV stulecia. W roku 1596 starosta niepołomicki Jan Branicki ufundował przylegającą od południa kaplicę grobową dla swych rodziców: Katarzyny i Grzegorza.

Wejście na plac kościelny © Kajman


W roku 1640 Stanisław Lubomirski dobudował od północy kaplicę św. Karola Boromeusza. Malowidła w niszach wraz z ołtarzem i rokokowym baldachimem nad cudownym obrazem św. Karola Boromeusza powstały w XVIII wieku.

Wnętrze © Kajman


Kości za szybką © Kajman


Po zwiedzeniu kościoła idziemy na lody. Wyśmienite. Podczas delektowania się rarytasem pod knajpkę wjeżdża Robin z Tadziem. Tadzio nie może nadziwić się wielkością mojego roweru. Jest przesympatyczny i bardzo zakręcony rowerowo. Oczywiście poinformował mnie o tym, że w tym roku przejechał już 1000 kilometrów:)
Wiem o tym, bo uważnie śledzę jego blog:)

Jedzie Robin z Tadziem © Kajman


Ela z Robinem ustalają trasę © Kajman


Ruszamy do puszczy. tam to się jeździ. Tak cudownie płasko a trasy terenowe to perełka:)
Gdy tak sobie jedziemy i plotkujemy dogania nas ktoś na kolarce. Kurcze, toż to Gibson. Teraz już jest integracja mega:)

Pod dębem króla Augusta II Sasa © Kajman


Zwiedzamy ciekawe zakątki puszczy. Kiedyś Robin opisywał dąb króla Augusta II Sasa. Stoi sobie taki rachityczny i pioruny po nim walą. Ten to namiastka poprzedniego i może dlatego tak wygląda.

Tablica © Kajman


Razem dojeżdżamy do kaplicy św Huberta. Tu rozstajemy się z Robinem i Tadziem. Z Hubertem czyli Gibsonem jedziemy jeszcze kawałek. Dalej już sami udajemy się do Zabierzowa Bocheńskiego zobaczyć ośrodek sportów wodnych. Lipa, jest zagrodzony i pisze "teren prywatny".
Zawracamy i kierujemy się na żubrostradę.

Wspólna fotka pod kapliczką © Kajman


Miała byc atrakcja © Kajman


Nazwa 'Żubrostrada" jest ekscytująca. Kiedyś w lasach kobiórskich polowaliśmy na żubry. Mamy nadzieję na spotkanie z królem puszczy, tym bardziej, że jest stosowna tablica:)

Tablica © Kajman


Niestety, to nie lasy kobiórskie i na spotkanie z żubrem nie ma co liczyć:( Wszystko jest zagrodzone i jedynie tablice z napisem, że wejście grozi śmiercią lub kalectwem można tam spotkać.

Jadę szukać żubra © Kajman


Cóż, żubrów dzisiaj nie będzie, ale są piękne drogi. Czym dalej od Niepołomic, tym w puszczy jest mniej ludzi. Tu naprawdę można świetnie wypocząć. Długo kręcimy się po leśnych duktach ciesząc się przyrodą:)

Czas na obiad © Kajman


Jeżeli gdzieś się da wejść, Ela tam wejdzie:) © Kajman


Kręcąc się po leśnych duktach, nawet nie zauważamy, że zaczyna się zmierzchać:(
Trzeba wracać do Niepołomic. Przed nami jeszcze jedna atrakcja. O 18:30 na hipodromie ma być bitwa pod Grunwaldem. Udało nam się zdążyć i zobaczyliśmy jeszcze szarżę ułanów i musztrę wojska:)

Armia ćwiczy © Kajman


Bitwa pod Grunwaldem mocno mnie rozczarowała. Paru gostków głównie opowiadało w co są ubrani. Później parę razy puknęli się mieczami i gonili za halabardą. Ten co złapał halabardę wygrywał. Hm, to chyba nie tak było:(

Idą na inscenizajcę bitwy pod Grunwaldem © Kajman


Tak, dzisiaj był piękny rowerowy dzień:)
Dzięki Robin za spotkanie, fajnie było pojeździć i posłuchać Tadzia, a spotkanie z Hubertem to taka wisienka na torcie:)



  • DST 47.28km
  • Czas 02:34
  • VAVG 18.42km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Podjazdy 429m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bikestatowy Kocierz Moszczanicki

Niedziela, 12 września 2010 • dodano: 12.09.2010 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Wczoraj otrzymaliśmy bardzo miły telefon. Dowiadujemy się, że w nasze okolice zawitają Anwi i Krzara. Umawialiśmy się już kiedyś, ale się nie udało spotkać. Tym bardziej cieszymy się na myśl o dzisiejszej możliwości wspólnej jazdy:)
Niestety rano musimy być na zebraniu wiejskim więc na spotkanie z Iwoną i Krzyśkiem wyruszamy około 14.

Bikestatowe spotkanie © Kajman


Ela wykonuje telefon do Krzyśka aby dowiedzieć się którędy będą przejeżdżać. Okazuje się, że jadą przez Kocierz od strony Andrychowa. Jedziemy im na spotkanie z drugiej strony przełęczy.
Przejeżdżamy przez Porąbkę. Tam trafiamy na odpust.

Odpust w Porąbce © Kajman


Jadę sobie © Kajman


Jedziemy niezbyt się śpiesząc. Oboje jesteśmy po chorobie, więc i kondycja nie najlepsza. Niestety widoczność dzisiaj jest raczej kiepska. Niewiele wyjdzie z robionych zdjęć. Żar w chmurach, Skrzycznego z nad jeziora prawie nie widać:(

Ela twardo foci © Kajman


W Kocierzy Moszczanickiej zatrzymuję się na chwilę żeby zrobić fotkę wodospadu, przez który Kuba sobie ostatnio przejechał. Ela odjechała do przodu wypatrując gości więc zacząłem ją gonić. Z naprzeciwka jedzie rowerzysta. Słyszę "Hej!!! Znamy się z Bikestats, jestem Czecho"
Kurcze, ostatnio czytałem wspaniałe wpisy Czecha z Chorwacji. Teraz możemy chwilę pogadać:)

Wodospad Kocierzy © Kajman


Gdy dogoniłem Elę, ta już stała z Iwoną i Krzyśkiem. Wspólnie jedziemy wzdłuż Kaskady Soły. Dla nas ta trasa to codzienność, wiemy jednak, że robi ona wrażenie na wszystkich, którzy są tu pierwszy raz.
Szkoda, że niewiele widać. Nie najlepsza pogoda me tylko jeden plus, ruch samochodowy jest mały i nikt nie chce nas rozjechać:)

Jadę z Anwi i Krzarą © Kajman


Podziwiamy jezioro w Łękawicy © Kajman


Obowiązkowe miejsce focenia na zaporze w Tresnej © Kajman


Czas szybko płynie na przemiłych rozmowach. Niestety goście śpieszą się na pociąg i nie możemy dłużej poplotkować. Krzysiek przywiózł nam wspaniały prezent. TARNIÓWKĘ o której czytaliśmy w zeszłym roku gdy powstawała. U nas niewątpliwie się tak długo nie utrzyma.
Dzięki Iwonko i Krzysiu za odwiedziny i do następnego spotkania, mam nadzieję wkrótce:)

Tarniówka bikestatowa © Kajman


Na marginesie, dzisiaj przekroczyłem dystans 5 000 km w tym roku:)

Kategoria Integracyjnie


  • DST 67.45km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 17.60km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 291m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sztafeta

Sobota, 21 sierpnia 2010 • dodano: 22.08.2010 | Komentarze 6


magneticlife.eu because life is magnetic

Start sztafety jest w Kobiernicach, przekazanie pałeczki w Oświęcimiu a meta jest w Łośniu. Na starcie staję ja z Elą, pałeczkę przejmuje Hose a na mecie czeka Kosma. Za pałeczkę robi oczywiście Jacek, którego trzeba bezpiecznie, bocznymi drogami dostarczyć do celu:)

Ekipa na oświęcimskim rynku © Kajman


Wyruszamy z domu o 9:30. Wiem, że mamy dużo czasu bo spotkanie z Józkiem ma być o 13 na oświęcimskim rynku. Wiem również, że gdyby była zima powiedziałbym, że Józka zegarek chodzi według czasu letniego:)
Tak więc lajcik, nie trzeba się śpieszyć:)

Wyruszamy spod domu © Kajman


Początkowo jedziemy naszą trasą standardową by w Bielanach skierować się na Skidzyń, a dalej przez Rajsko do Oświęcimia. Jacek stwierdza, że droga jest całkiem taka sama jak w Wielkopolsce, czyli płasko:)

JPbike żegna góry © Kajman


Pokonujemy mostek, ostatnie Van jechał sobie dołem po rzece © Kajman


Gdy docieramy do Oświęcimia, mamy sporo czasu. Postanawiamy pokazać Jackowi miasto. Oczywiście zaczynamy od obozu w Brzezince i dalej jedziemy do obozu w Oświęcimiu.
Oświęcim to nie tylko straszna historia II wojny światowej. To też piastowskie księstwo z zamkiem, wspaniałym rynkiem i pięknym kościołem Selezjanów.

Obóz w Brzezince © Kajman


Obóz w Oświęcimiu © Kajman


Jacek foci zamek książęcy © Kajman


Kościół Selezjanów w Oświęcimiu © Kajman


Jesteśmy na miejscu spotkania 2 minuty przed czasem. Siadamy sobie na ławeczce i czekamy na Hose. Wzbudzamy spore zainteresowanie, najpierw cyganki, która za grosiki koniecznie chciała nam wróżyć, później przechodniów, którzy chcieli wiedzieć skąd przyjechaliśmy i gdzie zmierzamy.

Odpoczywamy na ławeczce © Kajman


O 13:30 na rynku oświęcimskim robi się straszny raban. Wszystkie gołębie podrywają się do lotu. Co się dzieje? Wpada Józek z językiem wkręconym w łańcuch. Dał chyba z siebie wszystko żeby być na czas:)
Bardzo go lubię, fajnie znów go zobaczyć:)

Wpada Hose © Kajman


Chwila nad mapami i chwila na pożegnanie z Jackiem. Czas ruszać do domu. Wybieramy drogę przez Stawy Adolfińskie. Dawno tam nie byliśmy a miejsce jest piękne. Jest tam też ławeczka, którą lubię odwiedzać. Bardzo miło mi się kojarzy:)

Stawy Adolfińskie © Kajman


Ławeczka pod dębem © Kajman


Stawy w Osieku © Kajman


Dalej jedziemy przez Osiek i docieramy znów na naszą trasę standardową, tylko z drugiej strony. Żniwa się kończą, widoki są piękne. Myślę że już wkrótce znikną z dróg takie zawalidrogi:)

Blokada? © Kajman


I raźno do domu © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 64.67km
  • Czas 03:45
  • VAVG 17.25km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 781m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jak słowacka policja poluje na Polaków!!!

Piątek, 20 sierpnia 2010 • dodano: 21.08.2010 | Komentarze 22


magneticlife.eu because life is magnetic

Już od jakiegoś czasu chodził nam po głowie wyjazd na Słowację. Mała Fatra czy Wielka Fatra, a może znów na Zdziarską Chatę?
Ponieważ ostatnie dni obfitowały w podjazdy Ela wybrała lajtową wycieczkę do doliny Cichej w Tatrach Wysokich.
Zadzwoniłem do Robina, który zafascynował się ostatnio Słowacją. Powiedział, że musi się zapytać żony. Fajnie byłoby w tak dużej grupie bikeststs pojeździć po Tatrach:)

Jedziemy w Tatry © Kajman


Robin niestety nie mógł z nami jechać więc ruszamy w trójkę, Ela Jacek i ja. Trasa dobrze znana i opisana. Tym razem wyjazd trochę wcześniej, z Liptowskiego Hradoku.
Bardzo lubię jeździć na Słowację. Jeżeli by zliczyć czas spędzony w tym kraju przez nas, pewnie uzbierałoby się grubo ponad pół roku więc i tym razem cieszę się, że tam jadę:)

Ela z Jackiem focą mnie © Kajman


A ja ich © Kajman


Wyjeżdżamy z domu o 8 rano. Przed nami trasa autem do Liptowskiego Hradoku. To raptem 150 kilometrów, rzut beretem. Niestety droga się ślimaczy, to roboty drogowe, to TIR czy inna zawalidroga.
Na Słowacji jeżdżę ostrożnie. Wiem, że słowacka policja poluje na samochody z polską rejestracją szczególnie te, która mają lampy ksenonowe. Wiem, że trzeba mieć kamizeli odblaskowe więc od razu w nich jedziemy:)

Widziałem nie tylko orła cień © Kajman


Jedziemy trasą z Podbieli w kierunku Liptowskiego Mikulasza, czyli klasyczną trasą do Tatralandi czy Beszeniowej (baseny termalne). Na drodze jest obecnie kładziona nowa nawierzchnia asfaltowa i w pewnym momencie są światła. Tworzy się sznur około 50 samochodów. Stoję drugi za Czechem. Zmiana świateł i ruszamy.

Widoczek © Kajman


W radiu leci właśnie audycja o kryzysie a słowackiej turystyce. Wypowiada się pani minister i właściciele hoteli i pensjonatów. Mówią jak źle się dzieje. Jest pełnia sezonu a miejsca są obsadzone jedynie w 20%. Słucham z dużym zaciekawieniem.
Dojeżdżamy do Liptowskich Matiaszowców. Obszar zabudowany. Wiem, że często stoi tam policja i tym razem też tak jest. Mijamy radiowóz.

Jadę sobie © Kajman


Sznur samochodów porusza się z prędkością 50 km/godz. Ni z tego ni z owego, z krzaczorów wyskakuje stójkowy i ściąga Czecha który jechał pierwszy i mnie na bok, jest to na zakręcie więc widać rejestracje samochodów, kilka następnych aut przejeżdża i znów ze sznura pojazdów wyłapane są trzy kolejne auta, wszystkie z polską rejestracją. Początkowo myślałem, że szukają jakiegoś Polaka.

Widoczek © Kajman


Gdy miejsce wokół stójkowego zapełniło się szczelnie polskimi autami i jednym Czechem, policmajster stracił zainteresowanie sznurem samochodów i zażądał od wszystkich dokumenty. Oświadczył, że przekroczyliśmy "rychlost" i będzie pokuta (mandat) 50 euro!!!. Czech jak to Czech zapłacił bez gadania a mnie cholera brała!!! Mówię do gościa pokaż fotkę a on na to, że pokazanie fotki to kosztuje ekstra 100 euro!!!

Skansen w Prybylinie © Kajman


Byłem jednak uparty a za moim przykładem poszli pozostali kierowcy. Chcemy widzieć zdjęcie i koniec!!! Z innych samochodów powychodziły jeszcze kobiety i zrobił się straszny raban, Stójkowy złapał za giwerę wrzeszcząc, że wszyscy mają się wynosić do "wozidel' i czekać.
W końcu pokazał mi zdjęcie, niby miałem 61 km/godz. Mówię, że to pewnie Czech a on na to, że Czech miał 63 a przy prędkości 61 jest krzyżyk na moim aucie i tak w ogóle mam nie podskakiwać bo rejestrację na bagażniku rowerowym mam namalowaną farbką. Cóż 50 euro nie moje!!!

Rzeźba pokazuje to co myślę o słowackiej policji!!! © Kajman


W pewnym momencie leci radiowóz, który stał powyżej. Kobity wrzeszczą, żeby pokazali prędkość stróżów prawa, Ma 78 km/godz. Robi się tumult dlaczego go nie zatrzymali. Stójkowy stwierdza, że to policja a kobity na to, że nie jedzie na kogucie!!! Zaczyna się robić nie ciekawie. Stójkowi tracą nerwy, ręce na pistoletach!!!
Jedzie kolejny sznur samochodów, znów na bok jest ściągniętych dwóch Polaków i Austriak bo więcej miejsca nie ma. Mam ich dość jadę dalej.

Pomnik partyzantów © Kajman


Tak więc drodzy czytelnicy, jeżeli jedziecie na Słowację nie przekraczajcie prędkości 30 km/godz. chociaż i to wam nie pomoże, bo jeżeli będziecie meli polskie blachy to wsadzą wam pokutę 50 euro za utrudnianie ruchu.
Turystyka na Słowacji padła i z czegoś kraj utrzymać trzeba!!!

Po 3,5 godzinach pokonaliśmy te straszne 150 kilometrów. Przesiadamy się na rowery i jedziemy do doliny Cichej. Po drodze jest skansen w Prybylinie. Zatrzymujemy się na chwilę.

Cennik © Kajman


Tam kolejna awantura. Jakiś Słowak drze się na panią parkingową, że takich cen to nawet w Bratysławie nie ma. Zwróćcie uwagę na ostatnią pozycję cennika. Jacek stwierdził, że w Polsce jest to nie do pomyślenia i chyba ma rację,
Kochani Słowacy, róbcie tak dalej a w kolejnym sezonie będziecie mieli 10% obłożenia hoteli!!!

Jedziemy do doliny Cichej © Kajman


Dojechaliśmy do Podbańskiej. Tam czas na obiad. Zamawiamy haluszki, Dla Jacka to nowość, ale trzeba spróbować potraw regionalnych. Lekko wściekły na Słowaków przyjmuję też piwko. Restauracja chyba cieszy się dużym powodzeniem wśród rowerzystów. Pewnie dla tego, że parking gratis.

Gratisowy parking dla rowerów © Kajman


Wiedząc o tym, że za chwilę wjedziemy w ostoję przyrody gdzie sklepu nie ma zaopatrujemy się w niezbędny prowiant i ruszamy w dolinę Cichą.

Bar zabieram ze sobą © Kajman


Dolina Cicha jest najdłuższą doliną w Tatrach. Droga pnie się w górę bardzo łagodnie. Trzeba dotrzeć na wysokość 1288 m n.p.m. Sama przyjemność, widoki obłędne a pogoda nam sprzyja chociaż zaczyna się chmurzyć.
Docieramy do terenu niedźwiedzi. Tam już nie ma żartów bo misie głodne bywają.

Uwaga na misia © Kajman


Około kilometr przed końcem trasy jest ławeczka, którą uwielbiam. Słychać wodospad, zapach gór i ten widok. Może dla tej ławeczki ciągnie mnie w to miejsce:)
Tam też postanawiamy wypić piwo, które od wieli kilometrów dzielnie wieziemy ze sobą:)

Toast © Kajman


Moja ulubiona ławeczka © Kajman


Tu bardzo miło płynie czas trzeba jednak zdobyć Dolinę Cichą. Ela rusza pierwsza, za nią Jacek. Ja robię jakąś fotkę i też jadę. Widzę za sobą dwóch Słowaków. Myślę sobie ci mnie nie wyprzedzą i daję z siebie wszystko:)
Tuż przed celem doganiam Elę i Jacka, Słowacy zostają daleko w tyle:)
Pewnie dla tego mam teraz zakwasy:(

Zdobyliśmy Dolinę Cichą © Kajman


Gdy dotarliśmy do celu zaczyna padać drobny deszcz. Po chwili jest już większy. Tym razem nie nacieszymy się widokami. Zaczyna się robić bardzo klimatycznie. Wiemy co to załamanie pogody w Tatrach, Temperatura spada błyskawicznie do 16 stopni. Cóż, kilka fotek i ruszamy w dół.

To nie wróży nic dobrego © Kajman


Świnica w deszczu © Kajman


Deszcz to jedno, ale atakują nas stada robali, które rozbijają się na nas i na rowerach. Na szczęście po drodze są budki, w których można przeczekać załamanie pogody. Korzystamy z jednej z nich.

Trzeba przeczekać © Kajman


Po chwili deszcz przestaje padać. Powietrze robi się krystaliczne, ale jest bardzo zimno. Ruszamy w dół. Do auta mamy 30 kilometrów pięknego zjazdu.
Podróż do domu przebiega już bez przygód.
Widoki i klimat Tatr są warte tego, by narazić się nawet na polowanie słowackiej policji!!!

Jacek czyta tablice informacyjne © Kajman


Pokazał się Krywań © Kajman


Krywań i ja © Kajman


Jacek i Krywań © Kajman




  • DST 38.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 15.72km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzisiaj Żar

Środa, 18 sierpnia 2010 • dodano: 18.08.2010 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj postanowiliśmy zamęczyć Jacka, ale chyba nam się to nie uda.
Rano umówiliśmy się z Kubą. Ma razem z Jackiem pojechać na Hrobaczą Łąkę, dalej terenem zjechać na Przegibek i wjechać na Żar. Trasa wyjątkowo ekstremalna. Ponad 1000 m podjazdów na niecałych 40 kilometrach.

Jesteśmy na Żarze © Kajman


Ja mam parę spraw rano do załatwienia, więc odpuszczam pierwszą część trasy. Zresztą nie oszukujmy się, nie dałbym rady w ich tempie tego przejechać. Wyjeżdżam półtorej godziny po nich i kieruję się prosto na Żar.

Szkoła szybowcowa na Żarze © Kajman


Dzisiaj była świetna pogoda do latania © Kajman


Sporo tego było na niebie © Kajman


Jechałem sobie swoim tempem to znaczy 6 km/godz. Gdy byłem 3 kilometry od celu, dzwoni Kuba. Startują na Żar. Myślę sobie, trzeba się sprężać bo mają przed sobą 8 kilometrów i mogą mnie dogonić przed szczytem.

Kolejka na Żar, zaczyna się chmurzyć © Kajman


Tradycyjny odpoczynek pod dzwonnicą © Kajman


Udało mi się dojechać dziesięć minut przed nimi. Miałem farta bo byłby obciach. Widoczność dzisiaj była niesamowita. Można było zobaczyć Skoczów i Łaziska.
Na szczycie mocno wiał bardzo zimny wiatr, więc sesja fotograficzna i do domu.

Dojechałem © Kajman


Czekam na chłopaków © Kajman


Jacek przemknął ale udało się uchwycić pędzącego Kubę © Kajman


Stacja meteo na Żarze © Kajman


Tam w dole mieszkamy © Kajman


Pożegnaliśmy Kubę w Porąbce. Dzięki Kuba za jazdę. My ruszamy do domu na obiad. Ciekawe jaką trasę wybierze Jacek na popołudniową wycieczkę z Elą?

Widoczek © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 67.70km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:03
  • VAVG 16.72km/h
  • VMAX 64.00km/h
  • Podjazdy 787m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ekstremalna bikestatowa Kocierz

Wtorek, 17 sierpnia 2010 • dodano: 17.08.2010 | Komentarze 10


magneticlife.eu because life is magnetic

Jeszcze w zaszłym roku myślałem, że wjechanie na przełęcz kocierską jest poza moim zasięgiem. Zdobyłem ją wiosną i wtedy pisałem, że dla mnie prawdziwym bikerem jest ten, kto tam wjedzie. Dla wielu osób jest to niemożliwe, o czym świadczyły rozmowy postronnych ludzi na nasz temat gdy byliśmy na szczycie.

Na Kocierzy © Kajman


Na przełęcz można wjechać na cztery różne sposoby. Od strony Andrychowa, czerwonym szlakiem od strony Żaru (przejazd terenem) i od strony Żywca Łękawicy. Ostatnia wersja ma dwie opcje, raźnym truchtem jak droga prowadzi, lub dojazd do Kocierza Rychwałdzkiego a stamtąd ulicą Widokową na szczyt.

Na moście w Międzybrodziu Żywieckim © Kajman


Wjazd ulicą Widokową, to odcinek niespełna dwóch kilometrów. Startuje się z wysokości 530 a kończy na wysokości 680 m n.p.m. Stopień nachylenia w niektórych miejscach przekracza grubo 30%. Jednym słowem auto zdycha tam na jedynce jeżeli nie idzie na pełnych obrotach!!!

Wjeżdżamy na Tresną © Kajman


Do dzisiaj wydawało mi się, że wyjazd tą drogą jest poza zasięgiem jakiegokolwiek rowerzysty!!!
Ale zacznijmy od początku. Wczoraj, gdy planowaliśmy wycieczkę powiedziałem Jackowi o tej drodze. Ku mojemu zaskoczeniu stwierdził, że on tam wjedzie. Cóż JPbike to JPbike, dobra myślę sobie. Wczoraj też umówiliśmy się z k4r3l, że pojedzie z nami. Kuba ku mojemu przerażeniu stwierdził, że on też pojedzie tą drogą!!!

Myślałem, że konie pracują tylko na Litwie a tu proszę:) © Kajman


Myślę sobie, mam przerąbane, przypłacę to życiem, a przynajmniej totalnymi zakwasami i obciachem. Na szczęście w ostatniej chwili postanowiła dołączyć do nas Ela. Odetchnąłem z ulgą, w razie czego nie będzie na mnie, że się wleczemy pod górę. Ela jedzie na trekkingowym Kellysku, który waży dwa razy tyle co nasze rowery a do tego jest dziewczynką, więc będzie jej wybaczone:)

Jedziemy sobie do Kocierza Rychwałdzkiego © Kajman


Gdy wyjeżdżaliśmy z domu pogoda była wymarzona, temperatura 24 stopnie i widoczność, o której ostatnio opowiadał Hose jako o swoim marzeniu. Powietrze było krystaliczne i widoczność taka, jaka zdarza się tylko kilka dni w roku:)
Gdy wjechaliśmy na drogę z Łękawicy do Kocierza Rychwałdzkiego jazda była nieprawdopodobną przyjemnością, tym bardziej, że droga prowadzi wzdłuż rzeczki na której jest mnóstwo wodospadów:)

Nad wodospadem © Kajman


Kuba postanowił zmoczyć buty © Kajman


W końcu dojeżdżamy do ulicy Widokowej. Pytam się Jacka i Kubę czy są pewni, że tędy chcą jechać. Mówią że tak. OK, my z Elą zawracamy i jedziemy główną drogą na szczyt.

Tu mogli się jeszcze rozmyśleć © Kajman


Pokonali chyba najtrudniejszy podjazd w Polsce © Kajman


Jestem pod niesamowitym wrażeniem. To nie są megabikerzy, nawet nie gigabikerzy, to są terabikerzy!!!
My powolutku i dostojnie wdrapaliśmy się na Kocierz delektując się niesamowitymi widokami.

Widoczek © Kajman


Nie zrobił na nas wrażenia trener szosowców, którzy wjeżdżali na przełęcz. Gościu wychylił się z auta i nadawał do nas "dawaj, dawaj". A niech sam sobie w tym aucie daje, albo puści tych swoich chłopaków trasą, którą pojechali Jacek z Kubą. Tego z pewnością facet by nie zrobił, bo by mu auto tam zdechło.

Ela w drodze na Kocierz © Kajman


Na szczyt dotarliśmy jakieś pół godziny po chłopakach. Mieliśmy do zrobienia kilkukilometrowe kółko a i na taką samą wysokość musieliśmy dotrzeć tyle, że nie o takim ekstremalnym kącie nachylenia. Nie zobaczyliśmy się już z Kubą, który miał wcześniej umówione spotkanie i musiał jechać. Dzięki Kuba za wspólną jazdę i jeszcze raz, PEŁEN SZACUN:)

Na Kocierzy © Kajman


Widoczek z Kocierzy © Kajman


Kocierz niesamowicie się rozwija, nawet tipi się pojawiło obok basenów © Kajman


Z przełęczy pomknęliśmy na łeb, na szyję do Andrychowa. Jacek miał maxa 69 a ja 64 km/godz. W pewnym momencie na wirażu lekko mnie wyniosło na przeciwny pas wprost pod nadjeżdżające auto. Przyhamowałem i zwiałem na swoją stronę. Panu kierowcy włosy stanęły dęba. Bardzo go przepraszam.
Całe szczęście, ze nowe opony i hamulce spisały się na medal, bo mogło być nieciekawie:(

Kaskada Rzyczanki © Kajman


Z Andrychowa pojechaliśmy na kaskadę rzeki Rzyczanki. Tam jak zwykle sesja fotograficzna. Coś ostatnio nie mamy szczęście do tego miejsca. Zaczęło się mocno chmurzyć i śmierdziało deszczem. Jacek wzorem ostatnich wyczynów Józka też sobie poszalał na łupkach.

Syrenka? © Kajman


Rzyczanka szaleje © Kajman


Jacek zjechał do rzeczki © Kajman


Gdy dojeżdżaliśmy do domy zaczęło lekko padać i tak jest do tej pory. Coś Jacek nie ma szczęścia w Kobiernicach. Wszystkie zaplanowane popołudniowe wycieczki nie mogą dojść do skutku.

Jedziemy sobie do Porąbki © Kajman


Kategoria Integracyjnie