Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w kategorii

Mazury

Dystans całkowity:481.19 km (w terenie 58.00 km; 12.05%)
Czas w ruchu:28:39
Średnia prędkość:16.80 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Suma podjazdów:5312 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:68.74 km i 4h 05m
Więcej statystyk

Pokazy lotnicze w Giżycku

Sobota, 4 sierpnia 2012 • dodano: 21.08.2012 | Komentarze 13


magneticlife.eu because life is magnetic

Nasz pobyt na Mazurach powoli dobiega końca. W Giżycku jak co roku odbywają się pokazy lotnicze. Chcemy z Elą zobaczyć wyczyny pilotów. Pierwotny plan pojechania do Giżycka rowerami okazał się zbyt ryzykowny. Ludzie w autach dostali głupawki i myślą, że Giżycko jest z gumy.

Białe żagle © Kajman


Jak nie rowerami a tym bardziej autem pozostaje nam jedyna droga czyli wodna. Wskakujemy do kanadyjki i płyniemy na Niegocin:)

Na koniec naszego pobytu mazurskiego nasunęło mi się kilka spostrzeżeń. Po pierwsze bardzo dużo się zmieniło pod wieloma względami, powstały świetne ścieżki rowerowe, poprawił się standard kampingów i infrastruktury:)

Leci samolot © Kajman


O, leci kolejny © Kajman


Jakiś dziwny helikopter © Kajman


Niestety jest też sporo zmian na gorsze. Ludzie po ścieżkach rowerowych łażą jak cielęta i nie jarzą dlaczego gwiżdżę im do ucha!
Jeszcze gorzej jest na jeziorach, duch w narodzie ginie:(

Ładnie im to wychodzi © Kajman


Myk do góry © Kajman


i myk do ziemi © Kajman


Za moich młodych lat największym wstydem podczas żeglowania było używanie silnika, no chyba że w kanałach. Dzisiaj połowa ekipy wozi się na silniku, rzadko kto potrafi podejść do kei na żaglach. Pojawiło się też buractwo, dla którego jedyny powód wejścia na jacht to lans. Żeglować nie potrafi, ale patrzcie ludzie czym płynę, nie ważne że to żaglówka, ale patrzcie jaki mam silnik!

Musimy dorobić jeszcze flagę BS © Kajman


Zachodzi słońce na Mazurach © Kajman


Pojawia się księżyc © Kajman


Z takim właśnie lansującym się patafianem mieliśmy bliski kontakt na kanale. Kanadyjką płynęliśmy z prędkością 6 km/godz czyli norma w kanałach. Z naprzeciwka płynie jacht i kulturalnie zwalnia by nie zrobić dużej fali. W tym momencie między nas a ten jacht pakuje się burak waląc burtą w naszą burtę. Rany, co usłyszał, aż panienki, które woził poczerwieniały:(

Po zmroku czas na grilla i integrację © Kajman


Mazury żegnają nas pokazem ogni © Kajman




Na prośbę Anwi jeszcze jedna fota © Kajman


  • DST 133.08km
  • Teren 9.00km
  • Czas 08:02
  • VAVG 16.57km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1611m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazurskie wioski, staroobrzędowcy i pruskie plemię

Piątek, 3 sierpnia 2012 • dodano: 05.08.2012 | Komentarze 17


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj jest w planie Leśniczówka Pranie:)
Ładnie mi się zrymowało, ale nic z tego nie wyszło. Prognozy pogody z jednej strony są dobre, ale śmierdzi burzą od rana. Po ostatnich przeżyciach jakoś nie możemy przestać patrzeć na chmury. Skoro świt wyruszamy w kierunku Rucianego Nidy.

Na tronie króla Galindii © Kajman


Ela jak zwykle fajnie zaplanowała trasę. Mamy sporo atrakcji przed sobą. Pierwszy postój w Mikołajkach. Na szczęście jest na tyle wcześnie, że jeszcze nie wypełzł tłum lansowiczów. Promenada w Mikołajkach to tak jak w zimie Krupówki:(
Nie lubię takich miejsc. Szybkie foty, zakup bułek i dalej w drogę:)

W Mikołajkach Król Sielaw jest wszędzie © Kajman


Kolejny Król Sielaw, było nie było symbol miasta © Kajman


Port jachtowy © Kajman


Coś dla rowerzystów, wodny Kross © Kajman


Tym mistem jedziemy do Rucianego © Kajman


Jedziemy do Kadzidłowa, tam w maleńkiej wiosce schowanej w lesie, do której jedzie się piaszczystą drogą, są dwie fajne atrakcje. Park dzikich zwierząt i prywatny mini skansen. Zwiedzanie zaczynamy od tego drugiego ciesząc się przy okazji świetnym zimnym mazurskim piwem:)

Mazurska chata podcieniowa © Kajman


Gospoda pod psem © Kajman


Wreszcie na Mazurach zwiedzamy coś drewnianego. Mini skansen to prywatna inicjatywa ludzi chcących ratować zanikającą mazurską zabudowę. Składa się z siedmiu budynków. W gospodzie można zjeść coś dobrego i napić się zimnego mazurskiego piwa. Gatunki w naszych okolicach zupełnie nie znane, ale trzeba przyznać, że świetne:)

Izba w mazurskiej chacie © Kajman


Pokój dziadków © Kajman


Obraz wykonany z rybich łusek © Kajman


W dwóch pomieszczeniach odtworzona jest sala lekcyjna z początku XX wieku i pokój nauczyciela. Na biurku honorowe miejsce zajmuje oczywiście trzcinka do temperowania niesfornych uczniów. Czasami takie narzędzie wychowawcze przydałoby się w dzisiejszej szkole:)

Sala lekcyjna © Kajman


Tam sziedział pan "rechtor" © Kajman


Sześć budynków zostało przeniesionych z okolicznych wsi. Patrząc na zdjęcia w jakim były stanie przed przeniesieniem, był to ostatni moment. Budynki zostały pieczołowicie odtworzone.

Bania czyli sauna © Kajman


Tu chyba mieszkają gospodarze © Kajman


Chcemy w Kadzidłowie zwiedzić jeszcze park dzikich zwierząt. Są rysie, łosie, wilki, czarne bociany i sporo innych. Niestety nie da się wejść z rowerami a nie zabraliśmy zamknięcia. Zwiedzanie trwa około 1,5 godziny a po posiedzeniu w gospodzie zaczyna nam brakować czasu. Robimy fotę stworzeniom w pobliżu i w drogę.

Jest daniel © Kajman


Gospoda dla łosi © Kajman


Dojeżdżamy do Ukty. Tutaj rozpoczynają się spływy kajakowe Krutynią. Jakoś nigdy nie mogłem tego do końca zrozumieć. Po co pływać wąską, być może malowniczą rzeką kiedy w okolicy tyle pięknych jezior. Ale co kto lubi:)

Kajaki na brzegu a ludzie w wodzie © Kajman


I tak ciągle © Kajman


Zmieniamy plany. Ele odechciało się jeżdżenie po szutrach i Leśniczówki Pranie nie odwiedzimy. Jedziemy za to do Wojnowa. W 1830 roku powstała tutaj czyli na terenach ówczesnych Prus kolonia staroobrzędowców. Zainteresowała mnie ich historia więc zmiana kierunku została natychmiast zaakceptowana:)

Cerkiew w Wojnowie © Kajman


Wnętrze © Kajman


Po reformach w kościele prawosławnym w XVII wieku, które wprowadził patriarcha Nikon (nie mylić z aparatem), część wiernych się zaparła i ni w ząb nie chciała się podporządkować. Tak powstali staroobrzędowcy. Wiadomo, że czyja władza tego religia. Staroobrzędowcy jak zwykle w takich wypadkach mocno byli podpadnięci.

Cmentarz w Wojnowie © Kajman


Cerkiew z innej strony © Kajman


Fikanie carowi i patriarsze moskiewskiemu nigdy dobrze się nie kończyło. Trzeba było się zwijać. Wielu staroobrzędowców trafiło do puszczy piskiej na początku XIX wieku. Wybudowali kilka wsi, kilka cerkwi i kilka klasztorów. Cały czas utrzymywali swoją kulturę i wyznanie. Do czasu.

Stary dom w Wojnowie © Kajman


I jeszcze jeden © Kajman


Co ciekawe. Po roku 1852 nasiliły się represje w Rosji. Nastąpiła druga spora fala emigracji. Wielu emigrantów trafiło do klasztoru w Wojnowie, który powstał w 1836 roku. Wtedy igumenem był niejaki Paweł Pruski. Dobrze im się powodziło skoro w Piszu założyli drukarnię.

Cerkiew w stylu pruskim © Kajman


Jedyny w Europie zachowany klasztor staroobrzędowców © Kajman


Co zrobił szefuńcio Paweł? W 1867 pojechał do Moskwy i się nawrócił. Całą wspólnotę szlak trafił. Nastąpił ostry kryzys, klasztor chyli się ku upadkowi i staje się własnością jednego z zamożnych staroobrzędowców. Wielu odchodzi i powraca do cerkwi.

Brama do klasztoru © Kajman


Wnętrze © Kajman


Podjęto przeciwdziałania. Z Moskwy przyjechała zakonnica i przejęła klasztor. Wokół niej zgromadziło się sporo innych zakonnic staroobrzędowych i klasztor przetrwał do 2006 roku kiedy zmarła ostatnia zakonnica.
Ponieważ jest to jedyny w Europie taki obiekt, dzisiaj można go zwiedzać a nawet wynająć sobie pokój:)

Ikona © Kajman


Ta też jest piękna © Kajman


Zaczyna być bardzo ciężkie powietrze, burza wisi na włosku. Zawracamy, ale nie możemy odpuścić sobie Galindii, to wioska pruskiego plemienia Galindów, o którym pisali już starożytni Rzymianie. Oczywiście jest to luźna wizja jej budowniczych. Jest to też dobrej klasy hotel i pole campingowe. Warto ją zwiedzić bo drugiego takiego obiektu w Polsce nie ma.

Wjeżdżamy na tereny Galindów © Kajman


Wejścia pilnują strażnicy © Kajman


Ela idzie z nimi pogadać czy nas wpuszczą, nie ma sprawy dycha od łba i można wchodzić:) © Kajman


W krzachorach stoją odwody © Kajman


Wierzchowce zostawiamy pod chatą króla i idziemy zwiedzać © Kajman


Zwiedzanie zaczynamy oczywiście od baru. To coś dla Benaska. Dwadzieścia gatunków wyśmienitego lokalnego piwa. O takich gatunkach w życiu nawet nie słyszałem. Mam spory problem co wybrać a zamówić możemy po jednym. Jeszcze sporo kilometrów przed nami:(
Tak, w tym miejscu można zakotwiczyć na dłużej:)

Zaczynamy od baru. Co tu wybrać z 20 gatunków nieznanago piwa © Kajman


Trafny wybór © Kajman


Zwiedzanie Galindii zaczynamy od zobaczenia świetnego filmu o Galindach. Fajnie się siedzi i ogląda, później wybieramy się do podziemnych grot. Jest co oglądać, kuchnie Galindów, miejsca kultu, restauracja też jest:)

Tu można zobaczyć film i zwiedzić podziemia © Kajman


Miejsce kultu © Kajman


Na terenie wioski można zobaczyć sporo ciekawych miejsc. Miejsca pogrzebowe, miejsca kultu i inne miejsca, których przeznaczenia nie znam. Jest też port ze statkiem Galindów. Wszystkiego strzegą woje i bogowie. Obsługa obiektu jest w strojach z epoki i trzeba uważać by nie użyli maczugi:)

Statek Galindów © Kajman


Portu pilnują woje © Kajman


Uroczysty pochówek © Kajman


Totem © Kajman


Gdy siedliśmy na tronie króla Galindów, chyba wkurzyliśmy lokalnych bogów bo usłyszeliśmy potężny grzmot. Trzeba było skrócić zwiedzanie i spadać. Telefon do sąsiadów na campingu wykonuję natychmiast bo chmury wyglądają nie ciekawie.

Nimfa © Kajman


Bogowie się wkurzyli © Kajman


Nawet modły nie pomogły, może dlatego, że nie wszyscy się zaangażowali © Kajman


Na jeziorze zaczynają świecić lampy alarmowe. Do Galindii może jeszcze kiedyś wrócimy. Teraz jedziemy, ale burza jest szybsza. Znajdujemy przytulny przystanek i przeczekujemy nawałnicę. Na camping wracamy bez przygód po ponad godzinnym przymusowym odpoczynku. Całe szczęście, że na campingu żadnych strat nie zanotowano:)

Latarnie alarmowe świecą © Kajman


Leje © Kajman


Przechodzi © Kajman




  • DST 114.59km
  • Czas 06:41
  • VAVG 17.15km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 963m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krzyżackie zamki i kościoły

Wtorek, 31 lipca 2012 • dodano: 02.08.2012 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj została zaplanowana wycieczka szlakiem krzyżackich zamków i kościołów. W zasadzie pierwszym planem był Kętrzyn. Jakoś tak nam zostało, że po przeżyciach białego szkwału często spoglądamy w niebo i patrzymy na chmury. Co prawda w przyczepie są pozamykane wszystkie okna, ale niepokój pozostaje:(

Bazylika w Kętrzynie, pierwsza krzyżacka budowla na szlaku © Kajman


Pogoda jest w miarę bezpieczna więc Ela proponuje poszukanie większej ilości krzyżackich budowli. Zobaczymy cztery zamki krzyżackie i sporo kościołów. Ela historię budowli opisała na swoim blogu. Nie chcąc się powtarzać napiszę dlaczego na tak małym obszarze powstało tyle potężnych obiektów.

Bazylika w Kętrzynie © Kajman


Przed wejściem © Kajman


Jak powszechnie wiadomo ziemie Warmii i Mazur zamieszkiwały już chyba do VIII wieku plemiona bałtyckie, z których najsilniejsi i najbitniejsi byli Prusowie. Nie dali sobie w kaszę dmuchać. Wszelkie próby wciągnięcia ich bo cywilizacji chrześcijańskiej nie kończyły się dobrze dla cywilizatorów, krótko mówiąc szli do kotła. No może nie dosłownie.

Wnętrze bazyliki w Kętrzynie © Kajman


Płyta nagrobna w bazylice © Kajman


I jeszcze jedna © Kajman


Tak było zarówno w przypadku biskupa praskiego Wojciecha jak i św Brunona. Z drugiej strony nie ma się co dziwić. Gdyby do nas teraz przyszli muzułmanie i chcieli nas koniecznie nawracać, też miło by nie było.
Drugą sprawą były wyprawy wojenne. Już od pierwszych Piastów próbowano wybierać się na Prusów. Niby chcąc nawracać, ale tak na prawdę były to napady rabunkowe.

Ostatni rzut oka na bazylikę © Kajman


Jedziemy zobaczyć zamek © Kajman


Prusowie jakoś nie chcieli się pogodzić z takim zachowaniem i robili wyprawy odwetowe. I tak w kółko. Odbijało się to na ziemiach Mazowsza, ale i Wielkopolsce też czasami się dostało. Efektem takich zabaw był największy błąd naszej historii czyli sprowadzenie Krzyżaków. Ci zrobili krótką piłkę. Spuścili łomot plemionom bałtyckim i wzięli się za Litwinów i Polaków.

Zamek krzyżacki w Kętrzynie © Kajman


Dziedziniec zamkowy © Kajman


Krzyżacy przyjęli skuteczną metodę podboju. Gdy zdobyli jakiś pruski gród, który zawsze był drewniany, niszczyli grodzisko a przy okazji starszyznę. Nie mordowali wszystkich bo przecież potrzebowali siły roboczej. W miejscu zniszczonego grodu natychmiast budowali potężny murowany zamek.
Taka polityka pozwoliła na skuteczną obronę bo już nikt sobie nie fikał.

Brama wjazdowa do zamku © Kajman


Cerkiew w Kętrzynie © Kajman


Co prawda Litwini w ramach wypraw odwetowych kilka zamków zniszczyli, ale nigdy nie pozostawali długo i nie próbowali przyłączyć ziem do swego państwa. Po prosu narozrabiali i w długą. Krzyżacy natychmiast zamki odbudowywali i stawały się one jeszcze potężniejsze.

Wiatrak w Starej Różance © Kajman


Typowy mazurski kościół © Kajman


Krzyżacy chcąc zagospodarować ziemie zaczęli lokować wsie ściągając ludzi z pobliskiego a wówczas biednego Mazowsza. Tak powstała nacja Mazurów. Posługiwali się oni odmianą języka polskiego występującą wówczas na Mazowszu. Język zachował się do dzisiaj, ale na przestrzeni wieków ludzie ci nie mieli łatwo.

Zamek w Barcianach © Kajman


Zanmek z innej strony © Kajman


Sprowadzono również ludność z Niemiec a po wojnach religijnych ściągnięto Holendrów i osadzano na zabagnionych miejscach Mazur i na Żuławach.
Po bitwie pod Grunwaldem, zakon już nigdy nie odzyskał swojej potęgi, kolejna wojna złamała potęgę zakonu do końca.

Zamek w Barcianach to wielka budowla © Kajman


Obecnie jest w prywatnych rękach i podzieli losy zamków w Giżycku i Rynie. Będzie tu hotel. © Kajman


Okres reformacji całkowicie zmienił oblicze Warmii i Mazur. Warmia miała swoje polskie biskupstwo i podlegała Rzeczypospolitej. Reformacja jej nie dotknęła i pozostała katolicka. Inaczej porobiło się na ziemiach zakonu. Ostatni wielki mistrz niejaki Hohenzollern nie mogąc otrzymać pomocy z Watykanu z lekka się wkurzył.

Kościół w Barcianach © Kajman


Wnętrze © Kajman


Z innej strony © Kajman


Efektem kłótni z Watykanem, który wplątany w wojny religijne na zachodzie Europy nie mógł pomóc zakonowi, było rozwiązanie zakonu na terenie Prus i powołanie księstwa świeckiego. Księciem stał się oczywiście ostatni wielki mistrz czyli ów Hohenzollern. Żeby było bardziej wesoło zmienił wyznanie i przeszedł na luteranizm.

Element architektury drewnianej © Kajman


Dijeżdżamy do Srokowa i podziwiamy piękny ratusz © Kajman


Rynek w Srokowie ma swój klimat © Kajman


To były czasy, gdy ludność przyjmowała wyznanie władcy. W ten sposób Mazury stały się protestanckie a Warmia katolicka. By nie dopuścić do reakcji ze strony Polski odbył się hołd pruski. Tak więc Prusy stały się lennem polskim. Ten układ przetrwał do czasu I rozbioru z mniejszymi lub większymi zawirowaniami.

Kościół w Srokowie, kolejna potężna budowla krzyżacka © Kajman


Wnętrze © Kajman


Po zmianie wyznania, dawne potężne kościoły budowane przez Krzyżaków w XIV wieku stały się luterańskie. Inicjator I rozbioru Wiluś chciał koniecznie uwolnić się z pod panowania Polski a przy okazji zagarnąć Warmię i Pomorze Gdańskie. Rzeczypospolita była słaba i skłócona, Prusy coraz silniejsze no i stało się jak się stało:(

Śluzy kanału Mazurskiego miały połączyć Mazury z Bałtykiem © Kajman


Budowę rozpoczynano dwa razy i zawsze przerywała ją wojna © Kajman


Podczas I wojny światowej na terenie Mazur toczyły się ciężkie walki niemiecko - rosyjskie. Twierdza Boyen w Giżycku spełniła swoje zadanie i skutecznie powstrzymała Rosjan. Pozostało do dziś wiele cmentarzy z tego okresu. Są tu pochowani nie tylko Niemcy i Rosjanie. Można znaleźć każdą nację z rumuńskim cmentarzem włącznie.

Cmentarz żołnierzy radzieckich w Węgorzewie © Kajman


Tu przebiega piękna ścieżka rowerowa © Kajman


W 1920 roku przeprowadzono na Mazurach plebiscyt chcąc je włączyć do Polski. Pomimo tego, że językiem polskim a raczej mazurskim posługiwało się ponad 60% ludności za Polską głosowało raptem 2% obywateli. Może bali się wyniku wojny z bolszewikami, może byli za niemieckim panowaniem? Tego nie wiem. Faktem jest, że Mazury pozostały w Niemczech.

Stara wieża ciśnień w Węgorzewie © Kajman


Po II wojnie ludność mazurska uciekała przed Rosjanami. Uciekali też rodowici Mazurzy. Dla Rosjan było wszystko jedno jakim językiem człowiek mówi. Dla nich były to tereny trofiejne. Po wojnie dla autochtonów nastały ciężkie czasy. Władza ludowa skutecznie ich tępiła. Wielu wyemigrowało do Niemiec. W ich miejsce napłynęła ludność ze wschodu, z Wileńszczyzny a i z centralnej Polski też wiele osób się tu przeniosło. Kościoły luterańskie powróciły do wyznania katolickiego. Wybudowano też wiele cerkwi. To już są dzisiejsze Mazury.

Fajnie się jedzie taką ścieżką © Kajman


Tyle historii. Jadąc i patrząc na dawne zamki krzyżackie, na to jak są odbudowywane, pomyślałem że może jest to przyczyna odbudowy zamków na Litwie. Być może nienajlepsze stosunki polsko - litewskie w ostatnich latach przyśpieszyły odbudowę litewskich zamków? Przecież krzyżackie są już w dobrym stanie, tylko tyle, że przebudowane na hotele i pewnie czekają na inwazję turystów litewskich:)
Ta trasie wycieczki były jeszcze dwa zamki, w Węgorzewie, niestety będący w rękach prywatnych i tak osłonięty, że nawet foty nie dało się zrobić. Drugi był w Giżycku, opisany w innym miejscu.

Żuraw © Kajman


Gdy mijaliśmy jezioro Mamry przypomniała mi się stara żeglarska piosenka.

"Weź na łajbę babę swą
Płyń na Mamry utop ją
Potem krzyknij hej!
O jedną babę mniej"

Kanadyjka naprawiona, jeszcze trochę popływamy:)

Mamry © Kajman




  • DST 29.23km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 17.19km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 356m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przeżyliśmy biały szkwał

Niedziela, 29 lipca 2012 • dodano: 30.07.2012 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Zapowiada się ładny dzień, co prawda upalny, ale nic nie zwiastowało tego co się stało w przeciągu dwóch minut o piętnastej.
Chcąc wykorzystać piękny dzień rano wyjeżdżamy na krótką rowerową wycieczkę a popołudniu wybieramy się popływać kanadyjką.

Zatopiona kanadyjka © Kajman


Rano wsiadamy na rowery i jedziemy sprawdzić gdzie prowadzi rowerowa autostrada zaczynająca się w Wilkasach. Nie ma jej na mapie i nie jest opisana, ale wygląda bardzo zachęcająco. Nic dziwnego, że jej nie ma bo jej długość to raptem pół kilometra:(

Początek rowerostrady © Kajman


Po czterystu matrach koniec drogi i leśny piach © Kajman


Jakoś nie chce nam się dzisiaj jeździć po piachu więc zmieniamy kierunek. Jedziemy do Miejscowości Sterławki Małe zobaczyć wiatrak.

Widok na maleńkie jezioro Dejgunek © Kajman


Ela na stanowisku fotoreportrskim © Kajman


Wiatrak w Sterławkach Małych © Kajman


Ela nie ma ochoty na jazdę po litewskich drogach więc z powrotem jedzie asfaltem a ja robię mały przejazd po szuterku by odwiedzić jeszcze jezioro Dajguny. Doganiam Elę przed Gutami i razem wracamy na kamping. Pora na obiad i za chwilę wypływamy:)

Trochę terenu musi być © Kajman


Jezioro Dejguny © Kajman


Rozpaliłem grilla i zjedliśmy sobie obiad. Od strony Giżycka słychać pierwszy grzmot. Nadciąga burza. Widać potężną czarną chmurę. Nie ma paniki, wniosłem krzesła do przedsionka, przymknąłem okna dachowe w przyczepie i wtedy się zaczęło. Potężne uderzenie wiatru przewróciło rowery w przedsionku. Patrzę co się dzieje i widzę lecące do jeziora pontony, dziecięce kółka do pływania, ubrania i Bóg wie co jeszcze.

Pod tymi zwalonymi gałęzimi stało nasze auto © Kajman


Maszt złamany, flaga na ziemi, ale my dzielnie walczymy © Kajman


Szybko przestawiam auto, które stało w cieniu wielkiej wierzby pod którą stała też przyczepa. Biegnę ratować przedsionek. Widzę przewalającą się przez pomost wielką falę i pędzące krople wody nad jeziorem. To biały szkwał, już wiem, że będzie wesoło:(

Drzewa łamią się jak zapałki © Kajman


Robi się masakra © Kajman


Dobrze, że odjechałem autem z tego miejsca © Kajman


Przedsionek ma ochotę odfrunąć, łapię za stelaż starając się go ratować. Ela dzielnie włącza się do walki z żywiołem. Wszystko trwa kilka minut. Przedsionek mocno się ugina. Ma założone pasy sztormowe, do ziemi przybity jest wielkimi hakami, są też dodatkowe linki. Trzymamy stelaż, który mocno pracuje i powoli zaczyna się zsuwać, ale dajemy radę wszystko utrzymać w kupie:)

Zawalony przedsionek sąsiada © Kajman


Nie wygląda to dobrze © Kajman


Po chwili wiatr się zmniejsza, ale zaczyna się ulewa, co chwilę piorun. Oceniamy straty w środku i widzimy brak jednego okna dachowego, Ela biegnie go szukać i udaje jej się znaleźć pozostałości. Szybko zakładam prowizorycznie okienko bo woda leje się do przyczepy. Przedsionek ocalony, szybko naciągam stelaż bo na daszku zaczynają powstawać spore jeziorka. Wszystko działa, przedsionek jako jedyny na całym kampingu przetrawał:)

Pobojowisko © Kajman


Wiele sprzętów wpadło do jeziora © Kajman


Ten namiot przefrunął ponad 300 metrów © Kajman


Gdy burza przechodzi wychodzimy popatrzeć co się stało. Z wielkim zdziwieniem stwierdzam, że nie ma naszej kanadyjki. Była wyciągnięta na brzeg i leżała pod drzewem. Podchodzę do pomostu i widzę naszą kanadyjkę zatopioną w wodzie. Na powierzchni jest tylko rufa i dziób gdzie są komory niezatapialne. W środku pełno wody. Udaje się wyciągnąć ją z powrotem na brzeg, jednak widać spore uszkodzenie na kilu. Wiatr musiał ją podnieść, obrócić w powietrzu i wrzucić do jeziora, niestety lecąc pewnie walnęła o pomost:(

Kanadyjka uratowana © Kajman


Kil jest do naprawy © Kajman


Na jeziorze pojawiają się policyjne motorówki szukając rozbitków. Na kampingu na szczęście nikt nie ucierpiał. Ludzie zabierają się do porządków. Widzimy, że gałąź wierzby pod którą staliśmy jest pęknięta. Nie ma wyjścia trzeba się przestawić z zagrożonego miejsca.

Policyjny patrol © Kajman


Dobrze, że nie złamało się do końca i nie spadło na nas © Kajman


Zaczynają się porządki © Kajman


A jest co robić © Kajman


Wszystkie przyczepy prócz naszej mają uszkodzone przedsionki, sąsiadowi z forum karawaningowego wyrwało przedsionek z korzeniami, czyli zaczepami na ścianie przyczepy, zmasakrowało mu też stalowy stelaż. Kolega Marcin waży jak twierdzi 130 kilo. Złapał stelaż, ale wiatr go uniósł razem z przedsionkiem.

Połamany stelaż © Kajman


Jakoś wszystko zaczyna wracać do normy © Kajman


W naszym wypadku straty to wyrwane okno dachowe, obity kil kanadyjki, złamany maszt flagi i zatopiona pokrywka z grilla. Dobrze, że tylko tak się to wszystko skończyło:)

Trzeba było się przestawić w bezpieczniejsze miejsce © Kajman


Będziemy mieli nowe okno dachowe © Kajman




  • DST 68.78km
  • Teren 21.00km
  • Czas 04:14
  • VAVG 16.25km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 791m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Indianie i szanty

Piątek, 27 lipca 2012 • dodano: 28.07.2012 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

W przewodnikach po Mazurach wyczytałem o indiańskiej wiosce w Spytkowie. To rzut beretem od Giżycka trzeba więc odwiedzić czerwonych braci. Początkowo był bunt na pokładzie,bo gdy zjechaliśmy z asfaltowej drogi na mazurskie piachy, zaatakowały nas stada much końskich wielkości małego samolotu! Chciały beskursyje ogniste wypić całą naszą krew pewnie dlatego, że w niej jeszcze jakaś zawartość Kasztelana była.

Wioska indiańska w Spytkowie © Kajman


Głowa bizona jest:) © Kajman


Ela wdała się w wojnę z potworami, nie było wiadomo czy jedzie czy morduje stworzenia, czym więcej ich zatłukła tym więcej zdążyło zaatakować kolejnych. Co przy tym Ela mówiła strach napisać, bo mogą jakieś dzieci czytać.

Stroje męskie Siuksów © Kajman


A to stroje ich squaw © Kajman


Wioska a w zasadzie muzeum Indian składa się z dwóch części. Pierwsza to zamknięta ekspozycja po której oprowadza miła przewodniczka bardzo ciekawie opowiadając. Są tam oryginalne eksponaty, jest też sporo wyrobów współczesnych produkowanych przez Indian dla turystów. Trzeba przyznać że zbiory są bardzo ciekawe:)

Idziemy do wioski © Kajman


Jest totem © Kajman


To pewnie szaman © Kajman


Druga część to sama wioska. Można pooglądać tipi i wejść do środka. Jeżeli ktoś ma ochotę można postrzelać z łuku, karabinu lub porzucał toporkiem czy włócznią. Te zabawy nas jakoś nie pociągały chociaż nieopodal pasło się stado krów, które od biedy można było uznać za bizony. Pewnie utemperował nas szaman w postaci boćka, który pilnie nas obserwował.

Patrzył czy nie rozrabiamy © Kajman


Wnętrze tipi © Kajman


Trzeba pożegnać czerwonych braci i wyruszyć w kierunku Sztynortu. Znów jedziemy piaszczystymi mazurskimi drogami. Czasami zdarzy się kawałek drogi litewskiej czyli fajny szuterek. Zaczyna się totalny upał, termometr w moim liczniku pokazuje 40 stopni. Powietrze aż się klei, nawet potwory sobie odpuściły i nie atakują:)

Włócznia Siedzącego Byka, kto ją wyciągnie podbije Amerykę © Kajman


Gorąco © Kajman


W Harszach podziwiamy potężny głaz narzutowy. Z tymi kamolami to jest jakoś tak, że te nie opisane same pod koła się pchają, tych opisanych za diabła nie można znaleźć.
Nad jeziorem Harsz robimy sobie postój i włączamy klimatyzację:)

Kamyk © Kajman


Docieramy nad jezioro Harsz © Kajman


Klimatyzacja włączona:) © Kajman


Docieramy nad Kirsajty, to przesmyk łączący Mamry z Darginem. Do Sztynortu raptem 3 kilometry. W Sztynorcie odwiedzamy pałac Lehndorffów. Dzisiaj to jest waląca się ruina. Do zabudowań gospodarczych nie można podchodzić bo grozi oberwaniem cegłą. Sam pałac pokryto papą aby się nie zawalił.

Przejście na Mamry © Kajman


Pałac w Sztynorcie © Kajman


Może go uratują © Kajman


Park i okolice pałacu wykupiło biuro deweloperskie. Może uratują pałac? Warto by było. Hrabia Lehndorff został zamordowany za udział w zamachu na Hitlera. Jego córki bardzo aktywnie działają w pojednaniu polsko niemieckim. Jakieś muzeum poświęcone pojednaniu w tym pałacu miałoby świetne miejsce:)

Najbardziej kultowa knajpa na Mazurach © Kajman


Na terenie wykupionym przez deweloperów jest najbardziej kultowa knajpa na Mazurach. Zęzę znają wszyscy żeglarze. Zawsze wieczorem zbiera się ekipa i pięknie wyje szanty do samego rana. Zęza jest zagrożona, miejmy nadzieję, że zostanie na swoim miejscu i inwestorzy zajmą się pałacem a nie miejscem kultowym dla braci żeglarskiej.
W Zęzie z godnością konsumujemy zupę chmielową słuchając szant z głośników.

Darmowy masaż, tyrpie lepiej niż najdroższe Spa © Kajman


Ciekawe dlaczego Ela tego nie docenia © Kajman


Dla odmiany piach i tak cały czas © Kajman


Jedziemy w kierunku kampingu okrążając jezioro Dobskie, ale w pewnej odległości.
Droga, którą się poruszamy łączyła kiedyś kwaterę czyli bunkier Himlera z Wilczym Szańcem. Jak na starą niemiecką drogę przystało, zrobiona była z kocich łbów i taka została do dzisiaj.
Gdy siedzieliśmy w Zęzie obok nas siedziała ekipa, która leciała równo łaciną, nawet częściej używali k..... niż wymaga tego interpunkcja. Ela jako fanatyczny belfer przywołała ich do porządku. Oj gdyby młodzieniaszki posłuchali co mówiła na tej drodze wiele by mogli od ciała pedagogicznego się nauczyć:)

W Dobie docieramy nad jezioro Dobskie, z jednej strony bezmiar wody © Kajman


Z drugiej strony też bezmiar © Kajman


Wiele jest na Mazurach cmentarzy wojennych głównie z okresu I wojny światowej. W wielu miejscowościach są też pomniki na których wypisano nazwiska poległych. Jest tu sporo nazwisk o polskim brzmieniu. Ciekawe dlaczego podczas plebiscytu w 1920 roku do Polski chciało 2% ludności? Ciekawe dlaczego po II wojnie potraktowano Mazurów mówiących gwarą polską jako Niemców? Większość uciekła przed ruskimi, resztę traktowano tak by się wynieśli:(

Cmentarz z okresu I wojny światowej © Kajman


Pomnik ku czci ofiar I wojny światowej w Kamionkach © Kajman




  • DST 18.34km
  • Teren 9.00km
  • Czas 01:03
  • VAVG 17.47km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Podjazdy 240m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Atrakcja której nie ma

Wtorek, 24 lipca 2012 • dodano: 25.07.2012 | Komentarze 6


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj przyjeżdża do nas córka i mamy ją odebrać wieczorem z Mikołajek. Planujemy zrobić sobie dwa dni kampingowe, czyli totalny luz i picie piwa, ale wypada mimo wszystko gdzieś się wybrać. Wybór pada na Fulecki Róg. Atrakcję opisała Ela. Drogowskaz do niej można zobaczyć przy głównej drodze z Giżycka. Jedziemy więc szukać kamoli z epoki lodowcowej:)

Droga całkiem jak na Litwie © Kajman


Widok na jezioro Dobskie © Kajman


W Fuledzie litewska czyli szutrowa droga się kończy i zaczyna piach. Nie ma żadnej tablicy gdzie szukać owej atrakcji zwanej Fulecki Róg, tutaj diabeł mówi dobranoc. W końcu łapiemy języka w postaci sympatycznej pani. Na nasze pytanie o atrakcję wybucha śmiechem. Podobno gdy idzie na spacer o Fulecki Róg pyta ją kilkanaście osób. Sama szukała kamoli w maju, ale już wtedy zarosły.

Jak w średniowieczu © Kajman


Za stodołą mamy szukać, nie tylko my jak widać © Kajman


Pani mówi, że kamole są po lewej stronie za stodołą bez okien. Są ukryte w chaszczach i trzeba ich szukać. Hm, niby pachnie przygodą, ale też muchami końskimi i kleszczami. Na poszukiwania udaje się jeszcze czwórka ludzi, którzy specjalnie przyjechali autem.
Po chwili mam kamole w nosie, pomyślałem o zimnym piwie w lodówce:)

Gdzie mam szukać, w tych chaszczach? © Kajman


A może w tych? © Kajman


Może kamole są już na placu u sołtysa, a może pani sama nie wiedziała gdzie one tak naprawdę są, tego nie wiem. Wracamy, ale skręcamy jeszcze w dużą szutrówkę w bok mając nadzieję na widoki. Po chwili dojeżdżam do szlabanu i sporego napisu "Teren prywatny". Zatrzymuję się by poczekać na Elę a tu szlaban się podnosi!

Szlaban © Kajman


Rozglądam się za kamerami, może też być ukryte gniazdo karabinów maszynowych, ale nic takiego nie widzę. Tym czasem szlaban opada. Dojeżdża Ela i próbuje sztuczkę powtórzyć. Stawia rower w różnych miejscach, ale szlaban ją ignoruje. Nie ma co kombinować, w lodówce piwo już zimniejsze nie będzie.

Może stamtąd nas obserwowali? © Kajman


Ela testuje szlaban © Kajman




Dookoła wyspy Duży Ostrów

Poniedziałek, 23 lipca 2012 • dodano: 24.07.2012 | Komentarze 18


magneticlife.eu because life is magnetic

Wczoraj gdy wróciliśmy z wycieczki z niedowierzaniem zobaczyłem, ze jakiś burak z Piaseczna postawił sobie przyczepkę tuż przed naszym wejściem. Był ów burak na tyle chytry, że tyłem dojechał do dyszla przyczepy sąsiada skutecznie go blokując! Pytam się cepa jak by się poczuł gdybym go tak zastawił a on mi na to, że był dla nas łaskawy bo zostawił nam dwa metry przed wejściem!

Wschód słońca nad Niegocinem © Kajman


To nic, że musiałem przenosić rower przez dyszel sąsiada, to nic, że kanadyjkę walnął nam w krzaki, patafian miał dobrze.
Jeździmy z przyczepą wiele lat, ale takiego matoła jeszcze nie spotkałem!
Pierwsza myśl, zastawię kretyna, chwila zastanowienia i decyzja. Przenosimy się. Spędzenie wakacji w sąsiedztwie idioty nie będzie przyjemne, internet na kampingu słabo działa a wycieczki na stronę południową zrobiliśmy. Jedziemy do miejscowości Guty:)

Nowa miejscówka © Kajman


Mamy nawet prywatny pomost © Kajman


Ustawiliśmy się w najbardziej krzywym miejscu, przy samym jeziorze, teraz zastawić nas może tylko jacht:)
Gdy w końcu wypoziomowałem przyczepę i poukładaliśmy resztę klamorów, sprawdziliśmy neta, który działa normalnie,Ela stwierdziła, że da na mszę za idiotę, bo inaczej w takie cudne miejsce byśmy nie trafili:)

Stoimy pod drzewkiem © Kajman


Tłoku nie ma © Kajman


Kamping jest położony nad jeziorem Kisajno na którym jest wiele wysp. Szlak jezior mazurskich prowadzi drugą stroną wysp, więc tu jest spokój, raj do pływania kanadyjką. Same wyspy są rezerwatem przyrody i ostoją ptactwa. Rano podobno można trafić na łosie przechodzące z jednej wyspy na drugą.

Tablica © Kajman


Normalnie gdy jesteśmy nad jakimś jeziorem staramy się objechać je na rowerach. Tym razem będzie inaczej, opłyniemy sobie wyspę Duży Ostrów. To jest raptem 6,5 km ale zabawa przednia bo trzeba znaleźć przejścia między wyspami:)

Ela zamiast machać pagajem, foci © Kajman


Ruch na szlaku spory © Kajman


Nie ma jak reklama © Kajman


Czymś takim za młodu pływałem po jeziorze goczałkowickim © Kajman


Wpływamy do zatoczki © Kajman


Z wody wystaje coś żółtego © Kajman


Są też podwodne chaszcze, ciekawe czy można to uznać jako teren? © Kajman


Żeby zrobić fajną fotę Ela gotowa jest wejść do zimnej wody:) © Kajman




  • DST 82.03km
  • Teren 16.00km
  • Czas 05:02
  • VAVG 16.30km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 898m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zamek, pałac i czworaki

Niedziela, 22 lipca 2012 • dodano: 23.07.2012 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

Kamping Echo w Rydzewie a w zasadzie internet na kampingu zaczyna mnie wkurzać. Musiałem czekać aż Ela zrobi wpis bo antenkę mamy jedną. Mój wpis skończyłem przed drugą w nocy klnąc w żywy kamień na prędkość łącza. Efekt był taki, że rano wstać mi się nie chciało. Trzeba było zmienić zaplanowaną trasę o obrać kierunek na Ryn.

Mijamy jezioro Jagodne © Kajman


Jezioro Jagodne zza krzaczorów © Kajman


Ela opisała historię obiektów. Ja skupię się na czymś innym. Jadąc i patrząc na mijaną okolicę żywcem przypominającą Litwę, myślałem o ludziach tu mieszkających. Drogi tutaj jak na Litwie, trochę asfaltu, ale też są miejscowości, do których jedzie się piaszczystą drogą i żywego ducha nie widać!

Kościół w Szymonce © Kajman


Wzgórza morenowe, góry w mini skali © Kajman


Ładna droga © Kajman


Gdy dojechaliśmy do Rynu i naszym oczom ukazał się zamek krzyżacki przerobiony tak jak w Giżycku na hotel, wcale się nie zdziwiłem. W sumie dobrze, że te zamki uratowano bo patrząc na zdjęcia z przed kilku lat zamki były w całkowitej ruinie. Dzisiaj są aż za nowe.

Zamek w Rynie © Kajman


Z innej strony © Kajman


Oba zamki są duże chociaż giżycki był tylko prokuratorią i broniło go raptem 15 rycerzy a ryński był komturiom. Krzyżacy dosyć dziwnie postępowali z miejscową ludnością. Czasami przy zdobywaniu ziem wycinali Prusów w pień, czasami i to było częściej starali się ich asymilować z dość dobrym skutkiem. W końcu ktoś musiał na nich "ubogich braciszków" pracować.

Dziedziniec zamkowy © Kajman


Posadzka w zamkowym wejściu © Kajman


Widok z zamku na jezioro © Kajman


Dziwną rzeczą jest to, że książęta piastowscy na Śląsku chcąc zaludnić swoje ziemie lokowali wioski ściągając osadników z Niemiec. Krzyżacy robili w zasadzie to samo a tą różnicą, że ściągali osadników z Mazowsza. Dziwną rzeczą jest również to, że na Śląsku szybko się ludzie miejscowi germanizowali łącznie z Piastami a w Prusach mowa polska przetrwała.

Stary młyn wodny w Rynie przerobiony na restaurację © Kajman


Młyn od frontu © Kajman


Kiedy w 1920 roku robiono na Mazurach plebiscyt, mową polską posługiwało się 2/3 ludności, ale byli to lojalni poddani cesarza Wilusia bo np. w Rynie za Polską głosowała jedna osoba. Dziwne są te koleje losu. Po wojnie zrobił się totalny misz masz. Przesiedlono tu ludność z ziem utraconych a i z samej Polski też sporo osób się tu przeniosło. Co zrobiła miejscowa ludność mówiąca po polsku? W większości wyjechała do Niemiec!

Jezioro Ryńskie © Kajman


Widok na zamek z portu © Kajman


Z Rynu jedziemy do chyba najciekawszego miejsca na dzisiejszej wycieczce a mianowicie do miejscowości Nakomiady. Atrakcji tu co nie miara. Począwszy od afery, przez piękny pałac a skończywszy na niesamowitej manufakturze.

Kościół w Nakomiadach © Kajman



Zacznijmy od afery. Ostatnio będąc w Szczedrzyku koło Turawy pisaliśmy o aferze z pomnikiem ku czci poległych na frontach wojen światowych. W Szczedrzyku była tablica którą po wojnie zamurowano a niedawno odsłonięto. Na tablicy była dawna nazwa Szczedrzyka, Hitlersee i sprawa była głośna. W Nakomadach też była afera. W chaszczach koło kościoła odkryto kamień a na nim napis ku czci Bismarcka. I w Szczedrzyku i w Nakomiadach napisy usunięto.


Przegwizdany kamień Bismarcka © Kajman



Jedziemy odwiedzić manufakturę ceramiczną powstałą w XVIII wieku i działającą do dnia dzisiejszego. Trudo opisać jakie cacuszka tam robią. Ceny mają równie piękne jak wyroby, ale biorąc pod uwagę ilość rekonstruowanych zabytkowych obiektów zbyt mają zapewniony. Niejeden nowobogacki też załapie się na ich piec lub kominek. Miniaturka kosztuje 150 zł więc nie pytałem ile kosztuje normalny.

Manfaktura ceramiczna © Kajman


Miniaturka pieca za 150 zł © Kajman


To ile kosztuje taki kafel? © Kajman


Ceramiczne jajo też kosztuje 150 zł © Kajman


Płacąc 10 zł od osoby za wejście do manufaktury w promocji dostaje się możliwość połażenia po parku pałacu. Historię pałacu opisała Ela. Pałac jest pięknie odrestaurowany i na chyba jedyny w swoim rodzaju ogród. Przy pałacach ogrody są w stylu angielskim czy francuskim. Tak czy owak toną w kwiatach i pięknych chaszczach. W Nakomiadach ogród tonie w kapuście, marchewce i innych warzywach pięknie rosnących przy spacerowych alejkach:)

Pałac w Nakomiadach od frontu © Kajman


Od zadu też jest © Kajman


Pałacowa kapliczka © Kajman


Stary płot pałacowy © Kajman

Rajski ogród warzywny © Kajman


Dalej jedziemy do Owczarni. Wioska zagubiona w lesie ma dwie drogi dojazdowe, obie piaszczyste. W Owczarni jest Muzeum Ziemi Mazurskiej utworzone przez miejscowego pasjonata. To jest perełka. To trzeba zobaczyć i posłuchać opowieści przewodnika bo opisać się tego na blogu nie da. Muzeum umieszczone jest w czworakach nieistniejącego dworu. Obok jest mała knajpka, w której jest pyszne ciasto drożdżowe i sękacze. Jest też piwko i oczywiście mazurskie pierogi
Leśna droga do Owczarni © Kajman


Muzeum w dawnych czworakach © Kajman


Wiluś wisiał w wielu domach © Kajman


Portret przodka © Kajman


Meble wsi mazurskiej © Kajman


Karabin pod ręką powinien być © Kajman


a i panzerfaust może się przydać © Kajman


A za wszystko pani z lewej kasuje dyszkę od łebka © Kajman


Przed nami jeszcze jedna atrakcja do zwiedzenia. Bunkier, który w idealnym stanie zachował się do dzisiaj dlatego, że w odpowiednim momencie obudowano go stodołą. Gospodarze i wtedy i dzisiaj mieli łeb. Kiedyś, bo w stodółce mieli ekstra piwnicę, dzisiaj bo za wejście kasują 3 zł od osoby.

Bunkier był w stodole © Kajman


Wnętrze © Kajman


Oryginalne napisy © Kajman


Koniec atrakcji do zwiedzania. Przed nami droga powrotna w znacznej części podobna do tych na Litwie. Nie myślałem, że w Polsce jeszcze można takie miejsca zobaczyć. Widać to na fotkach Eli. Po powrocie na kamping niemiła niespodzianka, ale o tym jutro.

Wracamy nad jezioro Jagodno © Kajman


Bociek © Kajman




  • DST 35.14km
  • Czas 01:55
  • VAVG 18.33km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Podjazdy 453m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sentymentalna wycieczka

Sobota, 21 lipca 2012 • dodano: 21.07.2012 | Komentarze 14


magneticlife.eu because life is magnetic

Mamy tę przewagę, że sami możemy wybrać sobie termin i miejsce wakacji. Nie grozi nam też plajta biura podróży czy muchy w nosie przewodnika. Robimy co chcemy i jedziemy gdzie chcemy bo zapinamy przyczepkę na hak i w drogę.
W tym roku wybór po długich dyskusjach padł na Mazury. Była rozważana Rumunia, pod uwagę braliśmy Bawarię, ale też i nasze pojezierze łagowskie. Mazury wybraliśmy ze względów sentymentalnych.

Dwanaście godzin jazdy po polskich drogach i jesteśmy na miejscu © Kajman


Na kampingu Echo w Rydzewie byliśmy sześć lat temu. Wtedy zmieniło się wiele w naszym życiu. Był z nami wtedy nasz syn Marcin. Mieliśmy razem pojeździć trochę na rowerach po mazurskich ścieżkach. Tak z głupoty zabraliśmy też trzeci rower, supermarketowego złoma. Nie przypuszczaliśmy pakując go, że Ela zechce gdziekolwiek z nami pojechać.

Rowery gotowe do drogi © Kajman


Długo ją wtedy namawialiśmy na pierwszą wycieczkę, ale się przemogła i powiedziała, że pojedzie z nami do Rydzewa po bułki. Tak właśnie zaczęła się przygoda Eli z rowerem. Gdy dojechaliśmy do Rydzewa dała się przekonać, że może zobaczymy kanał Kula, który jest kawałek dalej a było nie było jest to mazurski równik dzielący Mazury na dwie połowy.
Tu mieliśmy wtedy dojechać © Kajman


Kanał Kula miał być kolejnym etapem © Kajman


Później obiecaliśmy Eli lody w Wilkasach, gdzie stwierdziliśmy, że nie ma sensu wracać tą samą drogą bo równie dobrze możemy przejechać na kamping przez Giżycko bo droga jest taka sama. W ten to sposób Ela zrobiła swoją pierwszą życiówkę objeżdżając jezioro Niegocin i pokonując pierwsze w życiu 35 kilometrów. Dzisiaj życiówka Eli to ponad dwieście kilometrów.

Ciekawy pieniek © Kajman


W Wilkasach zaczyna się cyklostrada © Kajman


Później przy okazji następnej wycieczki okazało się, że złom miał zaciśnięte szczęki hamulcowe i biedna Ela całą trasę pokonała na hamulcach. Jak się zorientowaliśmy i naprawiliśmy hamulce kobieta poszła jak burza i trudno ją było dogonić. Żeby było ciekawie, owego złomu używa do dzisiaj jeżdżąc nim do pracy.

Przystań w Wilkasach © Kajman


Tłok na kanale © Kajman


Na kampingu Echo powstała też nasza druga pasja to jest kanadyjka. Wtedy pływaliśmy dmuchanym pontonem, mieliśmy co prawda pagaje i kapoki, ale ponton to taki śmieszny sposób poruszania się po mazurskich jeziorach. Na kampingu była kanadyjka, dwuosobowa i bardzo nie wygodna, ale szybka. Ela po powrocie do domu szybko dała się przekonać do zakupu dobrej kanadyjki. Zabieramy ją gdy jedziemy nad jeziora, była w Austrii, na Litwie, na Słowacji. Jest też teraz z nami.

Tu podobno Prusowie zabili św. Brunona © Kajman


Dzisiaj stoi w tym miejscu krzyż i roztacza się piękny widok na jezioro © Kajman


Pięknie widać port w Giżycku © Kajman


i jachty na Niegocinie © Kajman


Podczas tamtych wakacji zamarzyło nam się odwiedzenie Litwy. Chcieliśmy się wtedy wybrać do Wilna i zobaczyć Troki, ale doszliśmy do wniosku, że jest na Litwie tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia, że warto wybrać się tam na dłużej. Udało się to zrealizować kilka lat później a relacja jest na naszych blogach.

Zamek krzyżacki w Giżycku © Kajman


Od tyłu © Kajman


Plac zamkowy © Kajman


Teraz w zamku krzyżackim jest hotel. Fakt, pięknie go odbudowano © Kajman


Zamek od strony mostu przesuwnego © Kajman


Dzisiaj jedziemy na sentymentalną wycieczkę szlakiem tej pierwszej życiowej wyprawy Eli. Przyglądamy się co się przez te sześć lat pozmieniało a zmieniło się sporo. Powstały piękne nowe ścieżki rowerowe. Giżycko wypiękniało, na ukończeniu jest całkiem nowa ulica z pasażem handlowym, powstał piękny most nad kanałem z windą dla niepełnosprawnych. Wygląd miasta nie odbiega od tych w zachodniej części Europy. Zwiedzanie zaczynamy od twierdzy Boyen. Ela w swojej relacji wszystko pięknie opisała więc nie ma sensu bym się powtarzał.

Twierdza Boyen © Kajman


Jedna z największych © Kajman


i najlepiej zachowanych fortyfikacji w Polsce © Kajman


Dalej odwiedzamy okolice portu. Piękny park, wesołe miasteczko, knajpy i mnóstwo ludzi. Tłum i hałas szybko mnie, człowieka mieszkającego na wsi , zaczyna wkurzać. Nie wiem czemu, ale karuzele mnie nie pociągają, stragany też nie specjalnie. Skusiłem się na gofra, bo u nas na wsi tego nie ma, takich cen z resztą też nie ma.
Dalej jechać nie można © Kajman


Tu jest tylko deptak © Kajman


Skąd tu tyle ludzi i co oni tu robią? © Kajman


Molo, ale jakieś inne © Kajman


Na Niegocinie spory ruch © Kajman


Całkiem nowa ulica © Kajman


Do zwiedzenia została jeszcze wieża ciśnień i cerkiew. Na wieżę oczywiście nie wchodzę ze względu na lęk wysokości, ale Ela zawsze na każdą wieżę wejdzie i dobrze bo porobi fotki i, i tak będę wiedział jak to wszystko z góry wygląda.

Wieża Ciśnień © Kajman


Jak jest wieża to Ela na nią musi wejść © Kajman


W końcu wyjeżdżamy z miasta. Kierujemy się na kamping bo pora obiadowa się zbliża. Trzeba też trochę popływać kanadyjką żeby się na nas nie obraziła.

Cerkiew w Giżycku © Kajman


Na Mazurach prócz jezior są też takie widoki © Kajman


Leśną drogą jedziemy na kamping © Kajman