Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Kategorie
Archiwum bloga
- 2013, Lipiec10 - 76
- 2013, Czerwiec1 - 20
- 2013, Maj4 - 47
- 2013, Kwiecień2 - 31
- 2013, Marzec1 - 19
- 2012, Grudzień1 - 26
- 2012, Październik2 - 41
- 2012, Wrzesień4 - 51
- 2012, Sierpień3 - 49
- 2012, Lipiec11 - 139
- 2012, Czerwiec1 - 9
- 2012, Maj7 - 137
- 2012, Kwiecień3 - 58
- 2012, Marzec2 - 66
- 2012, Luty2 - 44
- 2012, Styczeń4 - 126
- 2011, Grudzień1 - 51
- 2011, Listopad2 - 47
- 2011, Październik2 - 40
- 2011, Wrzesień3 - 54
- 2011, Sierpień11 - 208
- 2011, Lipiec12 - 197
- 2011, Czerwiec8 - 192
- 2011, Maj9 - 203
- 2011, Kwiecień9 - 163
- 2011, Marzec7 - 126
- 2011, Luty2 - 37
- 2011, Styczeń4 - 56
- 2010, Grudzień1 - 8
- 2010, Listopad6 - 96
- 2010, Październik4 - 56
- 2010, Wrzesień9 - 117
- 2010, Sierpień16 - 187
- 2010, Lipiec13 - 171
- 2010, Czerwiec9 - 159
- 2010, Maj16 - 286
- 2010, Kwiecień14 - 265
- 2010, Marzec17 - 331
- 2010, Luty15 - 223
- 2010, Styczeń8 - 142
- 2009, Grudzień6 - 69
- 2009, Listopad10 - 98
- 2009, Październik8 - 53
- 2009, Wrzesień20 - 130
- 2009, Sierpień17 - 56
- 2009, Lipiec20 - 28
- 2009, Czerwiec4 - 13
- 2009, Maj15 - 62
- 2009, Kwiecień13 - 13
Spotkani w realu:
- Alistar
- Amiga
- Angelino
- Aniuta
- Anwi
- Art75
- Autochton
- Blase
- Coda
- Czarna
- Czecho
- Dariusz79
- Djk71
- Dynio
- Este
- Ewcia0706
- Franek810
- Funio
- Futrzak1
- Gibson
- Grace
- Grzybek
- Hose
- Igor03
- Janusz507
- Jazzkoszmar
- Jasiep46
- Jerzyp1956
- Jurek57
- Ilona
- Lysy086
- JPbike
- K4r3l
- Kosma100
- Krzara
- Krzychu60
- Krzysio32
- Lunatryk
- Marcingt
- Marusia
- Mavic
- Meak
- Micor
- Niradhara
- Prazek
- Projektkamczatka
- Rafaello
- Robd
- Robin
- Sebekfireman
- Shem
- Stamper
- Tadzio
- Tomalos
- T0mas82
- Tymoteuszka
- WRK97
- Vanhelsing
- Yacek
- Zachiro
Najpopularniejsze zdjęcia:
- DST 102.45km
- Teren 3.00km
- Czas 05:58
- VAVG 17.17km/h
- VMAX 54.00km/h
- Podjazdy 604m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Na Żmudź
Piątek, 16 lipca 2010 • dodano: 16.07.2010 | Komentarze 13
Żmudź zawsze kojarzyła mi się z wielkim, brodatym wojem, wyskakującym z lasu i walącym Krzyżaka w łeb ogromną maczugą lub dźgającego nieszczęśnika dzidą. To pewnie po lekturze Sienkiewicza. Znów trzeba zmienić wyobrażenia. Nie spotkałem nikogo brodatego, o dzidach i pałach nie wspomnę. Nie było też lasów.
Na Żmudzi© Kajman
Stolicą Żmudzi jest Kowno o którym pisałem ostatnio. Teraz trzeba zapoznać się z ziemią kowieńską. Jedziemy z Elą do Birsztan. Ponieważ miasteczko jest oddalone od campingu o 70 kilometrów dojeżdżamy autem. Rowery zabieramy na bagażniku.
Kurortas Birsztany© Kajman
Birsztany są drugim najważniejszym kurortem na Litwie. Historia Birsztan zaczyna się w 1382 roku, kiedy to kroniki Krzyżackie odnotowują istnienie grodu. Był tu zamek a później królewski zamek myśliwski. W 1475 roku Kazimierz Jagiellończyk spędził tu zimę wraz z rodziną. Chronił się przed zarazą.
Tu był zamek królewski© Kajman
Po zamku nie pozostał żaden ślad. Oczywiście nie ma też żadnego opisu o wkładzie zdrajców Jagiellonów w rozwój miasteczka. Nie ważne, że ufundowali kościół, Nie ma też znaczenia, że wyznaczyli dochód dla kapelanka, żeby mu się dobrze żyło.
My zwiedzamy górę zamkową a Kellyski cierpliwie czekają© Kajman
Jedyne co jest napisane to o Witoldzie© Kajman
Ze wzgórza zamkowego roztacza się podobno najpiękniejszy widok na zakola Niemna. Fakt, widoki z tego miejsca są piękne. Gdyby nie mali krwiopijcy, pewnie spędzilibyśmy tam więcej czasu.
Zakola Niemna© Kajman
Niemen© Kajman
W Birsztanach są źródła wód mineralnych. W związku z czym powstał tu "kurortas". Pierwsze domy zdrojowe założono w 1840 roku. Kurort cały czas się rozwijał i nawet Ruskim nie udało się go spieprzyć:)
Nowy Tulipan© Kajman
Chociaż część sowieckich sanatoriów przypomina Kozubnik© Kajman
Nad Niemnem prowadzi piękny deptak. Jedziemy sobie wzdłuż rzeki i cieszymy się widokami. Jest pięknie:)
Ja nad Niemnem© Kajman
Ela nad Niemnem© Kajman
Sam Niemen© Kajman
Po zwiedzeniu Birsztan pakujemy rowery na bagażnik i jedziemy do Jezna.
Któż nie zna przysłowia "Wart Pac pałaca a pałac Paca". W Jeźnie jest właśnie ten słynny pałac. Pałac powstał w 1770 roku po ślubie Antoniego Michała Paca z Teresą Radziwiłłówną. Był przepiękny.
Tyle z niego zostało© Kajman
Pałac o którym krążyły legendy© Kajman
Parkujemy auto pod kościołem w Jeźnie. Kościół też wybudowany przez Paców. W środku jest bardzo ładny, niestety zamknięty. Do wnętrza zaglądamy przez bardzo brudne szybki. Nie da się zrobić zdjęcia:(
Kościół ufundowany przez Paców© Kajman
Zdejmujemy rowery i ruszamy do Rumszyszek. Jest tam skansen a jak wiadomo, skanseny to jest to, co tygrysy lubią najbardziej:)
Przed kościołem jest tablica z historią Jezna. Ani słowa o Pacach:(© Kajman
Przed nami prosty czterdziesto kilometrowy odcinek drogi po ziemi żmudzkiej. Temperatura powietrza dochodzi do 36 stopni. Nie ma żadnego cienia. Jedzie się ciężko i nawet widoki nie rekompensują trudu jazdy. Cały czas pola i pola, jednym słowem totalna nuda:(
Skręcamy na chwilę do miejscowości Kronie. Tam był pałac Ogińskich.
Pałac wygląda tak© Kajman
Jest też kościół ufundowany przez Ogińskich. Niestety kościół stoi na wzgórzu i jest w drzewach, nie da się zrobić fotki. W kościele są groby Ogińskich na których są pisane po polsku a do tego wierszem inskrypcje. Niestety kościół jest zamknięty.
Pałac Ogińskich z drugiej strony© Kajman
Oczywiście żadnej informacji o Ogińskich, ich pałacu i kościele nie ma. Cóż pewnie nie zasługują na wzmiankę czy tablicę informacyjną.
Teraz przed nami droga do Rumszyszek. Miejscowość znana na całej Litwie ze skansenu. Gdy dojechaliśmy do kasy, zastanawialiśmy się, czy pozwolą nam wejść z rowerami. Okazuje się, że chcą od nas 5 litów za parking. Mówię grzecznie "u nas maszyny niet, my priechali na welosipedach". W odpowiedzi słyszę "nu wot, charaszo, pajechali"
Jedziemy po skansenie© Kajman
Rower w skansenie jest zbawieniem. Jest on bardzo rozwleczony, podzielony na rejony Litwy. Z jednego rejonu do drugiego jest kawał drogi. Na piechotę trzeba by tam spędzić cały dzień. Skansen jest ciekawy i niewątpliwie warto go zwiedzić. Pierwszy raz w skansenach widziałem zrekonstruowany rynek.
Na rynku w skansenie© Kajman
Domy są pieczołowicie odrestaurowane. Większość zawiera oryginalne wyposażenie z epoki. Człowiek się czuje jakby przeniósł się w czasie. W obejściach jest gadzina wszelaka. W warsztatach pracują rzemieślnicy. Kupcy mają swoje kramy i sklepiki. Jest też karczma w której można zjeść regionalne dania i napić się piwa, miodu czy innej brendy lub wisky.
Na rynku pod kościołem© Kajman
W sklepiku można kupić wyroby z epoki chociaż świeżo wytworzone© Kajman
Kościół© Kajman
Inny kościół© Kajman
Chata© Kajman
Pierwszy raz widziałem dom kryty oflisami© Kajman
Młyn© Kajman
Polski akcent© Kajman
Ziemianka zesłańców na Sybir© Kajman
Skansen znajduje się nad morzem kowieńskim, które powstało jako sztuczne jezioro na Niemnie. Pięknie to wygląda. Dla mnie zaskoczeniem było, że na terenie skansenu wiele osób obozowało. To coś nowego.
Morze kowieńskie© Kajman
Czas opuścić skansen i pojechać do Jezna, gdzie stoi zaparkowany pod kościołem samochód. Okazało się, że nasze auto wzbudziło wśród mieszkańców duże zainteresowanie. Postawili auto pod kościołem, mają takie dziwne na haku, wypytują o Paców i ich pałac, zaglądają do kościoła!!! Bardzo podejrzane. Gdy dojechaliśmy, miejscowa ludność w postaci nawalonego faceta wypytała nas po co tam byliśmy!!! Pace cy co:)
Na Żmudzi zapada noc© Kajman
Kategoria Litwa, No to setka, Szlak Architektury Drewnianej
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Czy lubią Polaków na Litwie
Środa, 14 lipca 2010 • dodano: 14.07.2010 | Komentarze 10
Zazwyczaj nie dodaję wpisów zerowych, ale bez tego, obraz Litwy jaki chcielibyśmy razem z Elą przekazać czytelnikom nie byłby pełny. Zresztą teraz leje, ale jak przestanie to może się jeszcze wybierzemy do Trok porobić nocne zdjęcia.
Wilno, przed kościołem św Anny© Kajman
Wczoraj upał osiągnął swój zenit, więc nie było wyjścia, trzeba pojechać do kościoła bo tam jest chłodno. Gdzie jest najwięcej kościołów na Litwie? Oczywiście w Wilnie.
Nasz syn ostatniego sylwestra spędzał w tym mieście. Po powrocie zapytałem jak mu się podobało? Powiedział, że tam są same kościoły, jeden cmentarz i ogólna nuda. Wtedy jakoś nie chciałem mu uwierzyć.
Katedra św Stanisława© Kajman
Do Wilna jedziemy autem. Mimo, że jest niedaleko rowery zostają na campingu. Wjazd do miasta jest tylko głównymi, bardzo ruchliwymi drogami więc jazda rowerem byłaby niebezpieczna. Inną sprawą jest to, że chcemy zwiedzać wnętrza i rower stanowiłby pewien kłopot.
Zamek w Wilnie© Kajman
Zwiedzanie zaczynamy od katedry św Stanisława. Dalej idziemy na wzgórze zamkowe. Zwiedzamy zamek a raczej jedną wieżę, gdzie jest muzeum a ze szczytu której roztacza się panorama miasta. Stojąc na wieży, w najbliższej jej okolicy doliczyłem się 14 kościołów. Syn chyba miał rację.
Dwa kościoły na jednym placu.© Kajman
Rzeczywiście zwiedzanie Wilna polega na odwiedzaniu mnóstwa kościołów i kilku cerkwi. Jest nawet tak, że kościół św Anny i Bernardynów stoją na jednym placu.Część z nich jest wspaniale zachowana, część po okupacji sowieckiej nie jest w najlepszym stanie. Może więcej o wileńskich kościołach napisze Ela.
Kaplica św Kazimierza w katedrze wileńskiej© Kajman
Zwiedzając Wilno spodziewałem się wielu polskich akcentów. Jakież było moje zdziwienie, gdy się zorientowałem, że ich prawie nie ma. Jedyne co było związane z Polską a raczej Jagiellonami, to kaplica Kazimierzowska w katedrze. Są tam groby Jagiellonów i Barbary Radziwiłłówny.
Przed Ostrą Bramą© Kajman
Przed Ostrą Bramą pogadaliśmy sobie trochę z polskim przewodnikiem wycieczek. On chyba nie lubi za bardzo Litwinów. Zapytałem go dlaczego nie ma nigdzie polskich nazw ulic. On opowiedział nam o kompleksach Litwinów. Litewska przewodniczka pod Uniwersytetem Wileńskim mówiła wycieczce, że uniwersytet został założony przy współudziale króla polskiego:(
Ale jaja, uniwersytet założył Stefan Batory, Węgier zresztą a współudział wynosił 100% !!!
Kościół św Teresy a za nim Ostra Brama© Kajman
W informacji turystycznej panie udają, że nie mówią po polsku. Nie ma też żadnych informacji o Wileńszczyźnie. Czarna dziura. Można wyczuć chłód w rozmowie, "nie ma, nie wiem" itp.
Wydaje mi się, ale jest to moje subiektywne spostrzeżenie, że traktują nas tam tak samo jak czasami my Niemców. Lekki podziw i duży dystans.
Matka Boska Ostrobramska© Kajman
Takie wrażenie odniosłem w Wilnie. Okolica to co innego, tu już bez tego chłodu. Ludzie są bardzo sympatyczni. W Wilnie zaskoczyła mnie też duża ilość żebraków. Ostatnio tylu widziałem chyba we Lwowie. Jeden z nich, gdy mu powiedziałem, że nie mam pieniędzy bo używam karty kredytowej, próbował zaprowadzić mnie do najbliższego bankomatu!!!
Uliczka wileńska© Kajman
W jednym z kościołów kupiłem pięknie wydaną książkę "Piękno Kresów" polecaną przez Andrzeja Wajdę. Tam są z kolei opisane miasteczka litewskie z użyciem nazw polskich. Czasami trzeba długo dochodzić o jakie miasteczko chodzi. Przecież na mapie są nazwy tylko litewskie. Wydaje mi się, że musimy nauczyć się wspólnego szacunku do siebie i swojej historii. Przecież Litwini traktują Jagiełłę jak zdrajcę a my Litwę jak swoje:(
Trochę trąci to Eryką w stosunkach polsko-niemieckich.
Kuria biskupia w Kownie© Kajman
Dzisiaj pojechaliśmy też autem zwiedzać Kowno. Wilno zrobiło na mnie jakieś takie nie do końca dobre wrażenie. Może dlatego, że zbierało się na burzę i było bardzo gorąco.
Kowno wręcz przeciwnie, byłem zachwycony.
Ulica Wileńska w Kownie© Kajman
Miasto zawsze kojarzyło mi się z hasłem obywatela Piszczyka " Na Kowno". Nie wiem dlaczego, ale zawsze myślałem, że ta miasto rosyjskie. Jest to całkowitą nieprawdą. Z miastem jest związanych wiele polskich akcentów. Było perełką na krańcach Rzeczypospolitej a królowie polscy bardzo o nie dbali. Nadawano mu wiele przywilejów, nawet radę miasta uszlachcono, tfu nobilitowano.
Budowany zamek w Kownie© Kajman
W Kownie jak na dłoni widać historię Litwy od średniowiecza do dzisiaj. Widać też kompleksy Litwinów. Pisząc ostatnio o Trokach, dziwiłem się, że jest odbudowywany stery zamek. W Kownie też. Nawet w Wilnie istnieje projekt, żeby odbudować zamek po którym nie ma dzisiaj śladu. Ruskie go zaorały na początku XIX wieku.
Kościół Franciszkanów w Kownie© Kajman
Działalność Rosjan w czasie zaborów jak i później, w powojennej okupacji Litwy była bardzo mocno nastawiona przeciwko Polakom. Później też przeciwko kościołowi. Przecież religia była "opium naroda" a kościół często mieszał się do polityki, co mu do dzisiaj zostało.
Efektem tego była niespotykana nigdzie indziej walka z klasztorami w czasie zaborów (np. przerobienie kompleksu dominikanów w Wysokim Dworze na stajnie dla wojska, o czym było w ostatnich wpisach)jak i dewastacka obiektów kościelnych po wojnie.
Ołtarz w Kościele Fw Kownie© Kajman
Kościół Franciszkanów w czasie okupacji po II wojnie, przerobiono na magazyn leków, inny dzisiaj zamknięty, służył jako hala sportowa. Teraz trwa remont wielu obiektów. Niektóre z nich były kiedyś perełkami i dużo czasu upłynie nim odzyskają dawny blask.
Tyle zostało z ambony© Kajman
Widać jeszcze resztki dawnego piękna© Kajman
Na szczęście nie wszystko zostało zrujnowane. Katedra Kowieńska ma się całkiem dobrze. Są obiekty, które Rosjanie oszczędzili.Jest ich nawet całkiem sporo:)
Katedra w Kownie© Kajman
Mieszkańcy Litwy dzisiaj są jak my 15 lat temu, to znaczy są na etapie wymiany okien na plastikowe, zakupu sprzętu AGD i wymiany samochodów. Do etapu jazdy na rowerze jeszcze im trochę brakuje. Są co prawda w miastach ścieżki rowerowe, ale nie ma rowerzystów.
Ambona w Katedrze© Kajman
Ciężko jest też o jakąkolwiek informację związaną ze ścieżkami rowerowymi po za miastem. Na pytanie w informacji turystycznej o ścieżki rowerowe na Wileńszczyźnie czy w okolicach Kowna, robią wielkie oczy i odsyłają do sklepu rowerowego.
W katedrze jest też czaszka© Kajman
Przy okazji poszukiwania kolejki linowej w Kownie, która miała nas wywieźć na szczyt widokowy, trafiłem do takiego sklepu. Kolejka wbrew informacji uzyskanej w Informacji Turystycznej była, ale nie działała. Jako, że 5 litów poszło do parkomatu, miałem czas i poszedłem pozwiedzać ów sklep rowerowy.
Akcent polski w Katedrze Kowieńskiej© Kajman
Sklep wyglądał pod względem zaopatrzenie podobnie jak rowerowy w Kętach. W przeciwieństwie do kęckiego nie było w nim ubrań rowerowych bo ich tu po prostu nikt nie używa. Był jeden kask i kilka rękawiczek, żadnego SPD ani nic dla bardziej wymagających. Były za to dętki i inne podstawowe części. Był też spory wybór rowerów podstawowych w cenach porównywalnych z polskimi.
Dom Perkuna stoi w miejscu pogańskiej świątyni© Kajman
Chwilę pogadałem sobie z przemiłą obsługą sklepu. Na pytanie o mapy zrobili smutne miny i powiedzieli, że nie ma. Pokazali mi jedną z pod lady i stwierdzili, że Litwa to jak Afryka. Wydana w Niemczech opisywała drogę z Kowna do Klajpedy. Cóż, poradzimy sobie bez map ze ścieżkami rowerowymi. Map takich nie ma bo i ścieżek nie ma.
Piękny ratusz w Kownie wybudowany ze szkatuły królewskiej© Kajman
Dobra, przestało padać, czas na rower:)
Kategoria Litwa
- DST 110.28km
- Teren 7.00km
- Czas 06:54
- VAVG 15.98km/h
- VMAX 56.00km/h
- Podjazdy 677m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Wygrałem Litewski Bike Orient. Wspaniałe nagrody:)
Poniedziałek, 12 lipca 2010 • dodano: 12.07.2010 | Komentarze 17
Trzeba dodać, że Ela zdobyła pierwsze miejsce w kategorii kobiet:)
Ale zacznę od początku. W sobotę Ela poszła do punktu informacji turystycznej w Trokach i kupiła mapę Bike Orientu. Impreza kosztowała 25 litów (30 zł od osoby) a organizator zapewniał trzy punkty aprowizacji. Zorganizowano ją z okazji tygodnia obchodów bitwy pod Grunwaldem i miała łączyć akcenty polsko litewskie. Trzeba spróbować:)
Jedziemy po szuterkach© Kajman
Mapa zawierała 31 punktów kontrolnych, ale organizator przewidział też punkty niezaznaczone na mapie. Na trasę rajdu wyruszamy z samego rana. Wybieramy pierwszy punkt kontrolny na mapie oznaczony numerem 4. Jest to grodzisko z VI-XII wieku.
Punkt 4 odnaleziony© Kajman
Mamy z tym punktem sporo kłopotów, przedzieramy się przez las i jakieś chaszcze, masakra. W końcu jest. Po odnalezieniu tego punktu Ela stwierdza, że w dalszej części rajdu pomijamy wszystkie punkty z oznaczeniem "grodzisko".
Tak tam wyglądało© Kajman
Temperatura zaczyna dochodzić do 38 stopni. 7 kilometrów trudnego terenu daje nam się we znaki. Dobrze, że jest trochę ochłody od jezior.
Trochę ochłody© Kajman
Postanawiamy jechać do miejscowości Semeliszkes. Tam jest kolejny punkt. Po drodze mamy niespodziankę:) Znajdujemy pierwszy punkt nieoznaczony na mapie.
Punkt nie oznaczony. Pomnik nad jeziorem© Kajman
Licznik pokazuje mi, że temperatura doszła do 41 stopni. Trzeba coś z tym zrobić. Jedyne wyjście to wskoczyć do jeziora. Trochę pomaga, temperatura wody 25,2 stopnia.
Kąpiel pomogła© Kajman
Siemieliszki, bo tak brzmi polska nazwa miasteczka ma punkt kontrolny oznaczony numerem 13. Jest to jeden z wielu starych domów, tworzących zabytkową część miasteczka. Jest tam też pierwszy punkt aprowizacji. Dostajemy Twixy i wodę.
Punkt odnaleziony i dają wodę© Kajman
Odnajdujemy też drugi nieoznaczony punkt na mapie. Jest to kościół albo cerkiew. Tam też robimy sobie krótki popas:)
Czas coś zjeść© Kajman
Nieoznaczony punkt. Kościół w Siemieliszkach© Kajman
Na trasie rajdu zastanowiła mnie jedna rzecz, mijaliśmy cztery spalone i nieodbudowywane domy:(
Spalony dom© Kajman
Jedziemy dalej. Kolejne punkty znajdują się w miejscowości Aukstatvaris. Polska nazwa miejscowości to Wysoki Dwór. Przy wjeździe do miasteczka znów niespodzianka. Nieoznaczony na mapie już trzeci punkt znajduje się w Zakonie Dominikanów z 1605 roku.
Trzeci nieoznaczony punkt, Klasztor Dominikanów© Kajman
Chwila odpoczynku przed bramą klasztorną© Kajman
Mamy lekki problem z odnalezieniem oznaczonych punktów 17 i 18. Pierwszy w końcu odnajdujemy. Jest to dwór, w którym prawdopodobnie przebywał Adam Mickiewicz.
Punkt 17 odnaleziony. Dwór.© Kajman
Stary dwór, ciekawe w którym był Mickiewicz© Kajman
Z punktem 18 mamy większy problem. Szukamy go w dworskim parku i w końcu po przedzieraniu się przez chaszcze i pokrzywy, jest, dąb Adama Mickiewicza:)
Punkt 18 odnaleziony. Dąb Adama Mickiewicza© Kajman
Mały nie jest© Kajman
W Aukstadvaris został również zorganizowany drugi punkt aprowizacyjny. Pyszny obiad z regionalnych dań. My walnęliśmy sobie również po piwku. W centrum miasta znajdujemy jeszcze jeden nieoznaczony punkt. Jest to pomnik.
Nieoznaczony punkt. Kamień upamiętniający nadanie praw miejskich© Kajman
Kolejne punkty znajdują się w miejscowości Onyszkis, po polsku Hanuszków. Jedziemy tam a tu po drodze niespodzianka. Przypadkowo znajdujemy punkt 19 oznaczony grodzisko.
Punkt 19 grodzisko© Kajman
Punkt 19 wyglądał tak© Kajman
Nieopodal trafiamy znów na nieoznaczony punkt znajdujący się na starym cmentarzu żydowskim. Ciekawe miejsce.
Nieoznaczony punkt, cmantarz żydowski© Kajman
Stare żydowskie groby© Kajman
Tablice niestety nie do odczytania© Kajman
Przed Hanuszkowem mamy trzeci a za razem ostatni punkt aprowizacji. Tym razem są lody i woda. W Hanuszkowie mamy do odnalezienia dwa punkty, 29 i 30. Punkt 29 znajduje się w zabytkowej zabudowie wioski.
Punkt 29 odnaleziony© Kajman
Punkt 30 jest w pięknym kościele© Kajman
Nie byłbym sobą gdybym tego nie sfocił© Kajman
Z Hanuszkowa jedziemy na linię mety. Niespodziewanie natykamy się na ostatni nieoznaczony punkt. Jest to pomnik żołnierzy okupacyjnej Armii Czerwonej, którzy zginęli w 1948 roku z rąk burżuazyjnych nacjonalistów.
Pewnie dlatego, że odnaleźliśmy tak wiele nieoznaczonych punktów wygraliśmy:)
Pomnik czerwonoarmistów© Kajman
Po dotarciu na linię mety, czekała nas wspaniała nagroda w postaci zimnego piwa, które wyjąłem z lodówki przyczepy. Ela dodatkowo dostała dżin z tonikiem, oczywiście odpowiednio schłodzony:)
Organizatorami oczywiście byliśmy my sami, trudno więc się dziwić, że wygraliśmy. Nikt inny zresztą nie starował. Jakoś mało rowerzystów jeździ po Litwie.
Z punktów oznaczonych na mapie część zaliczyliśmy w sobotę. Teraz trzeba będzie jeździć i inne rejony:)
Kategoria Litwa, No to setka, Szlak Architektury Drewnianej
- DST 58.68km
- Teren 23.00km
- Czas 04:01
- VAVG 14.61km/h
- VMAX 48.00km/h
- Podjazdy 305m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Litwa, dookoła jeziora
Sobota, 10 lipca 2010 • dodano: 11.07.2010 | Komentarze 10
Jakoś tak mamy, że gdziekolwiek i kiedykolwiek jesteśmy nad jakimś jeziorem to musimy je objechać dookoła. Tak też ma być dzisiaj. Trzeba objechać jezioro Galwe i łączące się z nim jeziorka. Trasa powinna być ciekawa i pokazać rzeczywisty stan dróg Litwy.
Tu na Litwie wiele spraw się zaczęło© Kajman
Trasę trzeba dobrać tak, by jak najwięcej zwiedzić. Razem z Elą wyruszamy z rana do pałacu Tyszkiewiczów w Zatroczu. Pałac powstał na przełomie XIX i XX wieku. Była tam siedziba ordynacji. Pałac jest obecnie remontowany. W remoncie jest również park. Zabudowania gospodarcze są w całkowitej ruinie.
Tu była ordynacja Tyszkiewiczów© Kajman
Herb Tyszkiewiczów© Kajman
Przemiły ochroniarz uświadamia nam, że pałacu o tej porze nie zwiedzimy bo jest za wcześnie. Mówi też że dookoła jeziora jest 30 kilometrów lasem i trzeba znać drogę. Wjeżdżamy do tego lasu a tam jest sporo błota, następuje frontalny atak komarów a na dodatek złego nie mamy dokładnej mapy tego rejonu. Ela zarządza odwrót. Trzeba kupić mapę.
W parku Pana Ordynata© Kajman
Zabudowania gospodarcze ordynacji© Kajman
Park i pałac w remoncie© Kajman
Autem jedziemy do Trok. Robimy zakupy, oczywiście mapę też. Zwiedzamy również zamek w Trokach, który jest symbolem turystycznym Litwy. W Trokach są dwa zamki. Jeden zwiedzaliśmy wczoraj. Oba zamki powstały pod koniec XIV wieku. Zamek pierwszy (wczorajszy) Witold postawił murowany w miejscu, gdzie był gród drewniany obwałowany darnią. Zamek był położony na brzegu jeziora, ale od strony lądu był do niego dostęp. Niestety przyszli Krzyżacy i mu wpieprzyli a zamek został zburzony.
Zamek na wyspie w Trokach© Kajman
Witold się z lekka wkurzył i doszedł do wniosku, że żadni Krzyżacy fikać mu tu nie będą. Nowy zamek kazał wybudować na wyspie. Z brzegiem połączony był jedynie mostem. Teraz Krzyżacy mogli sobie nadmuchać. Po Grunwaldzie przeszła im ochota zaczepiania Witolda. Zamek nigdy przez Krzyżaków nie został zdobyty a Witold spokojnie sobie w nim umarł dożywszy sędziwego wieku.
Plac zamkowy© Kajman
Wielkim fanem zamku był Kazimierz Jagiellończyk. Lubił tu przebywać i przy okazji machnął na terenie zamku więzienie polityczne. Trzymano tu podskakujących szlachetków, ale też upolowanych notabli, np. chana kipiczskiego Szach-Ahmeda. Siedziała tam też wdowa po Aleksandrze Jagiellończyku, Helena. Tą podejrzewano, że chce wziąć azyl polityczny w Moskwie.
Dla niegrzecznych© Kajman
Zamek był rezydencją królewską do czasów Zygmunta Augusta. Wtedy na Rzeczypospolitą napadli Szwedzi. Sytuację wykorzystali Ruskie zwani wówczas Moskalami, którzy najechali Litwę. Czasy się zmieniły i strategia wojenna też, pojawiły się armaty. W 1655 roku Moskale wraz z Kozakami rozpieprzyli zamek. W ruinie pozostawał do lat 50 XX wieku, kiedy skrupulatnie i z dbałością o szczegóły go odbudowano.
Ważny statut© Kajman
Dzisiaj jest celem chyba wszystkich wycieczek na Litwę. Fajnie się go zwiedza. Jest wiele wystaw tematycznych, szkło, porcelana, meble, biżuteria, można by wymieniać długo. Mnie spodobały się fajki i parę innych rzeczy.
600 lat temu ta bitwa zmieniła historię© Kajman
W muzeum były take rzeczy© Kajman
Szkło dla Alistar też było© Kajman
Mnie podobały się fajki© Kajman
W porcie przed zamkiem cumował ciekawy statek© Kajman
Po zwiedzaniu obiadek, oczywiście w karaimskiej restauracji. Wracamy na camping. Upał jest niemiłosierny, idziemy się wykąpać w jeziorze. Temperatura wody, którą pokazał mój zegarek wynosi 23 stopnie, ale temperatura powietrza w słońcu 38. Lekki szok. Kąpiel stawia nas na nogi. Trzeba dokończyć to, co rano się rozpoczęło. Jedziemy dookoła jeziora.
Gospodarstwo rolne© Kajman
Litwini wypoczywają gdzie się da© Kajman
Przychodzi nam zmierzyć się ze słynnymi litewskimi szutrami. Wrażenie z jazdy jest niesamowite. Nie da się szybko jechać, bo droga jest jak tarka. Trzepie strasznie. Kellysek ma dobrą amortyzację, która pracuje pełną parą. Niestety śrubki w błotnikach nie są przyzwyczajone do takich warunków i wyrażają swój sprzeciw dzwonieniem. Trzeba będzie je podokręcać.
Litewskie szutry© Kajman
Inną sprawą są jadące czasami drogą samochody. Niektórzy kierowcy mają radochę z wzbijania jak największego kurzu. Rozumiem to. Kiedyś na Węgrzech chciałem zrobić sobie skrót i wjechałem na polną drogę przez pusztę. Tam byłem lepszy, tuman pyłu ciągnął się za mną jakieś 300 metrów i był wysoki na 50. Tu nie było tak źle. Tylko dlaczego skrzypiał mi piasek między zębami?
Ten na widok aparatu zwolnił© Kajman
Dojeżdżamy do miejscowości Rykonty. Jest tam kościół z 1585 roku. Kościół jest na wzniesieniu i nie za bardzo go widać. Pytam ludzi jak dojechać. Najpierw panie śpiewną polszczyzną mi tłumaczą, później pan postanawia nas podprowadzić. Wypytuje czy aby na pewno jesteśmy z Polski. Chce się wymienić numerami telefonów, bo może córka pojedzie kiedyś do Polski.
Jeden z pierwszych kościołów kalwińskich na Litwie© Kajman
Pod kościołem zauważa nas dzieciak. Na widok naszych strojów rowerowych i kasków zachowuje się tak, jakby zobaczył Marsjan. Drze się niemiłosiernie zwołując rodzinę, że by też to zobaczyli.
Ciekawy cmentarz© Kajman
Z Rykontów jedziemy do Landwarowa. Tu jest jeden z największych pałaców Tyszkiewiczów. W przewodniku na fotce wygląda pięknie, trochę przypomina kościół. Pisze też, że jest przepiękny park. Przy wjeździe do miasteczka widzę ruiny zabudowań gospodarczych, ale gdzie jest pałac?
Zabudowania gospodarcze wyglądają tak© Kajman
Podjeżdżam do innych też zrujnowanych, ale zamieszkałych budynków. Pytam kilku mocno nawalonych facetów gdzie jest pałac? Oni na to, że tu!!! Przecież mieszkają w pałacu!!! Wyciągam mapę ze zdjęciem i mówię, że chcę zobaczyć ten obiekt. Jeden z nich deklaruje się zostać przewodnikiem.
Znalazłem pałac© Kajman
Przechodząc obok kolejnego zrujnowanego budynku, wyskakuje z niego kobieta i śpiewną polszczyzną woła naszego przewodnika do domu. On odpowiada, że teraz jest bardzo zajęty. Ona na to „machlujesz”. W końcu wśród wielkiej trawy wyłania się pałac. Wygląda strasznie. Otoczony jest siatką i nie można podejść bliżej. Przewodnik tłumaczy nam, że teraz jest pilnowany żeby nie został do końca rozszabrowany.
Obiekt w parku© Kajman
Kolejne miejsce, które mamy odwiedzić to Stare Troki. Ela nastawia GPSa, ma tam jakiegoś nawigatora, który ma nas doprowadzić na miejsce. Ustrojstwo wyprowadza nas na główną wileńską drogę zahaczając o obrzeża Wilna. Jest niedzielny wieczór więc ruch na drodze bardzo duży. Nadkładając 8 kilometrów docieramy na miejsce. Nie jest źle, wycieczka będzie miała więcej niż 50 kilometrów.
Kościół w miejscu historycznego zamczyska© Kajman
Stare Troki były za czasów Gedymina stolicą Litwy. Później rządził tu Kiejstut, tutaj też przyszedł na świat Witold. W 1391 roku zamek w Starych Trokach zniszczyli Krzyżacy i wtedy Witold zaczął budować zamek w Nowych Trokach. Na miejscu zniszczonego zamku w 1405 roku, Witold ufundował klasztor ściągając benedyktynów z Tyńca. Co ciekawe, do czasu rozgonienia zakonu opat zakonu z Trokach był rekomendowany w Tyńcu a tu jedynie zatwierdzany.
Plac kościelny© Kajman
Klasztor na wzgórzu zamkowym istnieje do dzisiaj. Resztki zamku i wałów obronnych zniszczono z niewiadomych powodów w XVIII wieku. Ciekawe miejsce, tak mocno czuć tu historię.
Tablica© Kajman
Na trasie między Starymi Trokami a Trokami są pomniki historii Litwy© Kajman
Na placu przed kościołem stoi pomnik upamiętniający 1000 lat chrześcijaństwa na Litwie. Ciekawe jak oni do tego doszli? Ja znam inną wersję o ponad 300 lat młodszą. Tępienie pogaństwa na Litwie szło dość opornie. Jeszcze w XVIII wieku biskup wileński pytał się w jednym z listów do Watykanu co ma zrobić, bo gusła i zabobony są tutaj mocno zakorzenione i nijak nie przystają do jedynie słusznej wiary.
Pomnik tysiąclecia chrześcijaństwa© Kajman
Jaki śmieszny napis© Kajman
Czas wracać na camping. Ela nastawia GPSa. Upiera się mocno, żeby jechać tak jak pokazuje. Ten wkrótce ściąga nas z pięknej asfaltowej ścieżki rowerowej i kieruje na szuter. Po chwili chce wjechać do lasu. Ja nie protestuję, nie chcę zadrażnień, dzielnie walczę z koszmarną leśną ścieżką. Znów frontalny atak komarów. Jedno klepnięcie ręką w nogę pozostawia 5 krwawych śladów. Za chwilę skubańcy wypiją mi całą krew. Ścieżka się kończy, Ela się poddaje i mówi, że chce do cywilizacji. Na przełaj przez trawę wysoką na chłopa docieramy do domów. Teraz w końcu można jechać. Gdybym ja wytyczył ten odcinek trasy, miałbym przerąbane przez kilka dni. Ja jakoś tolerancyjny jestem.
Za chwilę będzie ciemno© Kajman
Kategoria Litwa
- DST 15.92km
- Czas 00:56
- VAVG 17.06km/h
- VMAX 39.00km/h
- Podjazdy 138m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Litwa, rekonesans
Piątek, 9 lipca 2010 • dodano: 09.07.2010 | Komentarze 20
Wczoraj po 14 godzinach jazdy autem i pokonaniu 777 km, dotarliśmy do Troków na Litwie. Dzisiaj przyszedł czas na rekonesans. Trzeba zobaczyć jak tu jest i obalić jakieś stereotypy tkwiące w naszym umyśle.
Jedziemy do miasta rozejrzeć się i trochę pozwiedzać:)
Symbol Litwy zmaek w Trokach© Kajman
Na początek kilka informacji ogólnych, acz przydatnych dla osób wybierających się na Litwę.
Na pierwszy rzut oka są bardziej do przodu niż my. Drogi są świetne a ruch mały. Pieniądze można pobrać w bankomatach (za 500 litów 598 zł). Można płacić też kartami kredytowymi, chociaż to jest chyba mniej popularne niż u nas.
Tablica© Kajman
Paliwo na stacji jest tańsze niż w Polsce. Ceny w sklepach są porównywalne, piwo kosztuje 2,66 lita czyli niecałe 3 zł. Obiad w knajpie można zjeść za 12 żł. Okolice Trok, to Wileńszczyzna czyli można spokojnie dogadać się po polsku. W knajpach mówią po polsku, angielsku i niemiecku. Nie jest źle:)
Dawna stolica Litwy© Kajman
W sklepie zapytałem przypadkową panią po polsku, jakie piwo na Litwie jest najlepsze? Pani piękną polszczyzną zareklamowała mi kilka gatunków:)
W informacji turystycznej również można było mówić po polsku, a panie były bardzo uczynne.
Będzie z czego planować wycieczki© Kajman
Camping jest na przyzwoitym poziomie. Toalety czyste, knajpka ekstra, nie ma tłoku. Litwę większość turystów traktuje przelotowo, japoński styl zwiedzania, fotka, zaliczone i dalej. To chyba błąd, wydaje się, że tu można spędzić ciekawe wakacje. O klasie campingu niech świadczy jeszcze fakt, że mogę korzystać z internetu:)
Cena nie jest straszna, 72 zł za wszystko na nas dwoje.
Fajna miejscówka© Kajman
Jedziemy z Elą pozwiedzać Troki. Zamieszkuje tu jeden z najmniejszych narodów świata, Karaimi. Jest ich na całym świecie około 5000, w Trokach kilkuset. Sprowadził ich tu Witold. Zachowali swoją kulturę, religię i język do dziś. Słyną z rewelacyjnej kuchni:)
Najlepsza na świecie restauracja koraimska© Kajman
Na widok menu, a raczej jego treści Ela wpadła w jakiś amok. Faktycznie jedzenie jest wyśmienite. Ilość dań do wyboru oszałamiająca a menu jest napisane między innymi po polsku:)
Pierogi karaimskie© Kajman
Karaimi są narodem pochodzenia tureckiego. Religię mają opartą o Torę ale nie są Żydami. Nawet w czasie okupacji hitlerowskiej, Niemcy się ich nie czepiali. Torę wyznają bardziej ortodoksyjnie niż Żydzi.
Świątynia karaimska© Kajman
Wnętrze i kapłan© Kajman
Zwiedziliśmy muzeum karaimskie. Ja poszedłem pierwszy a Ela pilnowała rowerów. Pani w muzeum zrobiła mi wykład piękną polszczyzną, że tu nie kradną i możemy zwiedzać muzeum razem. Widząc, że nie reaguję, zadeklarowała się popilnować rowerów:)
Muzeum karaimskie© Kajman
W muzeum© Kajman
Do dziś zachował się również charakterystyczny styl zabudowy. Drewniane domki są na ulicy Karaimskiej.
Ulica Karaimska© Kajman
Inna część tej samej ulicy© Kajman
Zwiedziliśmy też Cerkiew Narodzenia Matki Boskiej. Cerkiew powstała w XIX wieku. Dla mnie była atrakcją. Jest piękna a ja dawno w cerkwi nie byłem. Zaskoczyła mnie w środku czaszka na grobie:)
Cerkiew w Trokach© Kajman
Wnętrze cerkwi© Kajman
W Trokach są dwa zamki. Dzisiaj zwiedziliśmy starszy z nich. Zamek zburzyli Krzyżacy. Był cały czas w ruinie i tak też jest opisywany w przewodnikach. Teraz Litwini postanowili go odbudować:(
Ciekawe po co?
Wieża zamkowa© Kajman
Plac zamkowy© Kajman
Jakiś piec na placu zamkowym© Kajman
Rekonesans uważam za bardzo udany. Wróciliśmy na camping i postanowiliśmy trochę popływać kanadyjką po jeziorze. Samo jezioro jest niesamowicie czyste. Woda jest w miarę ciepła. To będzie jego atutem jutro bo ma być 35 stopni:)
Nowy zamek z końca XIV wieku© Kajman
Lajcik na jeziorze© Kajman
Pałac Tyszkiewiczów, tam pewnie pojedziemy jutro© Kajman
Kategoria Litwa
- DST 88.69km
- Teren 1.00km
- Czas 05:54
- VAVG 15.03km/h
- VMAX 69.00km/h
- Podjazdy 1202m
- Sprzęt Accent El Ninio
- Aktywność Jazda na rowerze
Orawa i Tatry Zachodnie
Niedziela, 4 lipca 2010 • dodano: 05.07.2010 | Komentarze 15
Dzisiaj przyszedł czas na realizację dawno planowanej wycieczki do Doliny Rohaczkiej czyli Doliny Rogaczy. Punkt 6 meldujemy się w punkcie wyborczym, głosujemy (jesteśmy pierwsi) i raźno ruszamy do Twardoszyna.
Schronisko w Dolinie Rohaczskiej© Kajman
Do Twardoszyna dojeżdżamy autem. Tam je zostawiamy i już na rowerach przez Trstenę jedziemy do Vitanowej. Ela jedzie na Kellysku a ja tym razem na Accencie. W końcu po to ten rower został stworzony, by jeździć nim po górach. W Vitanowej skręcamy do Orawicy. Tam są dwa baseny termalne.
Nowy basen termalny w Orawicy© Kajman
Nowy basen i piękny wyciąg narciarski, powstały ze znacznym udziałem kapitału zakopiańskiego. Jest rzeczywiście bardzo fajny. Zaraz obok znajduje się drugi stary, ale wyremontowany basen. Oba stanowią cel weekendowych wycieczek mieszkańców Śląska i Małopolski.
Drugi basen© Kajman
W Orawicy tuż nad basenami, znajduje się bardzo przyjemny i niezbyt drogi camping. Można wyjechać drogą koło campingu w górę i zobaczyć piękny Giewont w całej okazałości. Postanowiłem się tam wytelepać żeby zrobić zdjęcie. Przecież jadę Accentem i podjazd po kamoloach nie jest mi straszny:)
Jadę zrobić zdjęcie Giewontu© Kajman
Giewont© Kajman
Z Orawicy jedziemy do Zuberca. Droga mocno pnie się w górę. Kiedyś już po tej drodze jeździliśmy na rowerach, zdychaliśmy wtedy pod każdym większym podjazdem. Wtedy były to inne rowery i inna kondycja. Pamiętam jak podziwiałem ludzi, którzy byli w stanie tam podjechać!!!
Dzisiaj bez większego trudu pokonujemy te podjazdy:)
Pokazuje się Zuberec© Kajman
W Zubercu czas na lody. Dalej jedziemy do Muzeum Ziemi Orawskiej. Jest to chyba najładniejszy skansen jaki widziałem. Zwiedzaliśmy go już kilka razy, więc dzisiaj zatrzymujemy się tam na obiad w uroczej restauracji. Pierogi i bryndzowe haluszki stawiają nas na nogi.
Czas też na piwko© Kajman
Jeżeli będziecie kiedyś w tamtej okolicy, szczerze polecam zwiedzenie skansenu. Jest on pięknie położony nad potokiem. Można zobaczyć kościół, szkołę, domy i uprawy, można też pojeździć bryczką. Robi duże wrażenie.
Kościół w skansenie© Kajman
Chałupa dyrekcji skansenu. Antena satelitarna tam nie pasuje:(© Kajman
Krzyż, tym razem z aniołkami© Kajman
Na Orawie występuje wiele miejscowości o swojsko brzmiących nazwach. Co ciekawe, po polskiej stronie jest miejscowość Zubrzyca, w której też jest skansen:)
Gdzie ja jestem?© Kajman
Pojadłszy i popiwszy co nieco, czas zmierzyć się z jednym z trudniejszych podjazdów na Słowacji. Przed nami 10 kilometrów mocno pod górę. Mamy dostać się na wysokość 1373 m. n.p.m.
Widoki będziemy mieli piękne:)
Widoczek© Kajman
Rohaczska dolina ciągnie się pod Wołowiec. Mamy widok na Rohacze i inne szczyty. Droga jest cały czas asfaltowa, ale jest na niej mnóstwo ludzi. Zaparkowane na poboczu samochody ciągną się kilometrami.
Widoczek© Kajman
Widoczek© Kajman
Przy drodze znajduje się wiele ławeczek i miejsc odpoczynku dla znużonych ciężką drogą turystów. Szlakiem tym można się dostać do Rohaczskich ples. Są to malutkie, ale urocze jeziorka pod szczytami Rohaczy. Jest tam też piękny wodospad.
Jedno z miejsc odpoczynku© Kajman
Robiąc powyższe zdjęcie zatrzymałem się na chwilę. Ela pojechała dalej i zniknęła mi z oczu. Po chwili jadę dalej i dojeżdżam na rozstaje dróg. Eli nie ma. Nie wiem czy pojechała zobaczyć wodospad, czy do schroniska. Wykonuję telefon, ale nie odbiera. Myślę sobie, pewnie pojechała do wodospadu i skręcam w prawo.
Na rozstaju dróg© Kajman
Tam jej nie ma. Zawracam, wjeżdżam w jeszcze jedną drogę, tam też jej nie ma. Jadę więc do schroniska i tam ją odnajduję.
Przy schronisku jest maleńkie jeziorko i piękne widoki.
Jeziorko© Kajman
Widoczek© Kajman
Pora wracać. Przez Zuberec jedziemy do miejscowości Podbiel. Są tam ciekawe ruiny. Kiedyś myślałem, że to jakiś pałac. Później dowiedziałem się, że to huta, ale myślałem, że to huta szkła z, którego produkcji słynęła Orawa. Teraz postawiono tablicę i w końcu dowiedziałem się, że to huta żelaza.
Kto by pomyślał, że to huta żelaza© Kajman
Wielki piec© Kajman
Tablica© Kajman
Orawa jest chyba najbiedniejszą dzielnicą Słowacji. Słowacy mówią, że tam diabeł mówi dobranoc. Kiedyś wioski były budowane tak, że stał dom koło domu. Podwórka były maleńkie. Ten styl zabudowy pozostał do dziś. Można tam znaleźć wiele bardzo starych, walących się, ale zamieszkałych domów.
Tu ogródek jest spory© Kajman
Mam dużą ochotę skręcić z Podbieli do Zamku Orawa. Jest tam 16 kilometrów w jedną stronę, ale Ela mówi, że ma dość na dzisiaj więc wracany do Twardoszyna.
Ratusz w Twardoszynie© Kajman
Okolice Twardoszyna były zasiedlone już w starożytności. W okolicach miasta odkryto liczne pozostałości słowiańskich osad z IX wieku. Już w tych czasach doliną Orawy wiódł szlak handlowy z Węgier do Polski. Prawdopodobnie za króla Andrzeja II w miejscu dzisiejszego miasta powstała węgierska komora celna.
Ratusz od frontu© Kajman
W XII wieku Twardoszyn miał 100-200 mieszkańców. Przywilejem z 15 lipca 1369 król Ludwik I Andegaweński nadał mu prawa miejskie. W XVII wieku doszło do upadku miasta na skutek wojen tureckich i powstań antyhabsburskich. W XVIII wieku miasto się odrodziło, w 1777 stało się nawet siedzibą władz powiatu.
Pomnik© Kajman
Inny pomnik© Kajman
Najstarszym zabytkiem miasta jest drewniany gotycki kościółek z II połowy XV wieku z barokowym ołtarzem z XVIII wieku, zapisany wraz z innymi drewnianymi świątyniami słowackich Karpat na liście światowego dziedzictwa UNESCO w 2008 roku.
Drewniany kościół© Kajman
W 2008 roku Słowacy wpisali drewniane kościoły na listę UNESCO i teraz kasują wszystkich za wejście a nawet za robienie fotek. Było już za późno więc kościół pooglądaliśmy z zewnątrz.
Po zwiedzeniu Twardoszyna zapakowaliśmy rowery na bagażnik i pojechaliśmy do domu.
Trzeba płacić© Kajman
W drodze powrotnej natknęliśmy się na potężny korek. Zaczynał się już daleko przed zaporą w Tresnej. Zawróciłem i pojechałem przez Kocierz. Tam okazało się, że droga jest zamknięta. Znanymi sobie objazdami wydostałem się na przełęcz.
Trzeba będzie sprawdzić co tam się stało.
Kategoria Słowacja, Szlak Architektury Drewnianej
- DST 72.47km
- Teren 22.00km
- Czas 03:27
- VAVG 21.01km/h
- VMAX 44.00km/h
- Podjazdy 303m
- Sprzęt Accent El Ninio
- Aktywność Jazda na rowerze
Miała być Pszczyna
Czwartek, 1 lipca 2010 • dodano: 01.07.2010 | Komentarze 15
Rano pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zacząć lipiec jakąś setką. Nie miałem zupełnie koncepcji gdzie by tu pojechać. Wymyśliłem sobie Pszczynę.
Do Rajska zajechałem doskonale znaną sobie drogą. W Rajsku wpisałem w Garmina prowadź do... Pszczyna:)
Gdzieś w okolicy Brzeszcz© Kajman
Starość nie radość. Gdy ustawiłem urządzenie raźno ruszyłem w drogę, jedyne co zapomniałem, to włączyć stoper. Zorientowałem się po 6 kilometrach. Byłem wściekły na siebie, ale wtedy przypomniał mi się dowcip.
Dwóch staruszków, siedząc na ławce w parku zastanawia się co lepiej mieć, Parkinsona czy Alzhajmera? W pewnym momencie jeden z nich rozstrzyga spór. Lepiej rozlać niż zapomnieć wypić!!!
Stawy w okolicach Woli© Kajman
Garmin wprowadza mnie pięknie na drogę rowerową R-4. Od razu zaczyna się teren. Piękna trasa prowadzi mnie wzdłuż stawów, które zaczynają się tuż za Brzezinką. Urządzenie nawiguje pięknie po ścieżkach rowerowych. Jazda lasem to sama radość:)
Stawy© Kajman
Ptaki pięknie śpiewają, mewy okrutnie się drą. Jednym słowem raj i sielanka. Drogi utwardzone, ale zdarzają się odcinki z samą koleiną i trawą na pół metra.
Drące się mewy© Kajman
W pewnym momencie jadąc asfaltem wyprzedzam dziadka jadącego na zacnym rowerze "zdezelowana Ukraina". Jadę sobie z prędkością około 25 km/godz, patrzę a tu dziadek wyprzedza mnie!!! Koniec świata!!! Tak być nie może!!
Naciskam mocniej, wyprzedzam dziadka. Przez około 3 kilometry jadę z prędkością około 40 km/godz.
Kopalnia spuszcza słoną wodę i już atrakcja© Kajman
Jestem pewien, że dziadek został w kurzu i odechciało mu się wyścigów. Droga się rozwidla, skręcam w lewo i wtedy widzę, że dziadek cały czas siedział mi na ogonie!!! Skręcił w prawo.
Objechałem dookoła stawy, zaczyna dochodzić południe, upał zaczyna dawać się we znaki. Wtedy odechciało mi się setki a zachciało zimnego piwa.
Piwo jest w domu, przestawiam nawigację i jadę uzupełnić płyny, Pszczyna może poczekać na kolejną wizytę:)
Gdzieś w Wilamowicach© Kajman
- DST 27.60km
- Teren 6.00km
- Czas 01:18
- VAVG 21.23km/h
- VMAX 43.00km/h
- Podjazdy 176m
- Sprzęt Accent El Ninio
- Aktywność Jazda na rowerze
Wojna popowodziowa
Wtorek, 29 czerwca 2010 • dodano: 29.06.2010 | Komentarze 8
W zeszły piątek w naszej uroczej miejscowości odbyło się zebranie wiejskie. Zostało zwołane przez kilka osób, które wymyśliły sobie, że przy okazji powodzi można coś dla siebie wygrać. Postanowili zlinczować wójta, sołtysa i komendanta straży pożarnej.
Dlaczego? Bo pewnie jeden chciałby zostać wójtem a drugi sołtysem.
Zniszczone stawy kobiernickie© Kajman
Z ataku, który przypuścili wynikało, że deszcz padał za sprawą sołtysa a zalało Kobiernice z winy wójta. Straż cały czas spała, albo woziła się autami. Byli bardzo zdziwieni, że jakoś ludzie nie za bardzo chcą ich poprzeć.
Koryto, które Soła utworzyła w czasie powodzi© Kajman
Prawda była taka, że ludzie doskonale wiedzieli o tym, że wójt i sołtys zrobili wszystko co w ich mocy i zakresie kompetencji. Sam przebieg kataklizmu opisałem tu, wizytę premiera w naszej wiosce tu, było jeszcze kilka relacji o tym co się działo.
Teraz Soła ma dwa koryta, stare i nowe© Kajman
Ciekawe było to co ludzie wygadywali i relacja z przebiegu akcji powodziowej. W trakcie zejścia największej fali, gdy zrywało mosty w Kobiernicach, Kętach i Bielanach, oburzona kobieta dzwoniła do sztabu kryzysowego, domagając się natychmiast pontonu, który przewiózłby ją na drugą stronę Soły bo "przecież przez most policja ludzi nie puszcza"!!!
Podobnych perełek było więcej.
Zniszczony staw w Kobiernicach© Kajman
Czasami zastanawiam się, czy ludzie rozumieją co mówią. To, że nie do końca jarzą co się do nich mówi, wcale mnie nie dziwi. Ciekawe były niektóre wnioski na zabraniu. Ktoś domagał się zakupu pontonów dla straży pożarnej. Ciekawe jak by go używali. Przecież to są góry!!!
Parę innych było równie ciekawych.
Ślad powodzi© Kajman
Do tej pory bałem się pojechać nad Sołę ze względu na niestabilność wałów. Dzisiaj doszedłem do wniosku, że w końcu trzeba to zobaczyć.
Piękne stawy kobiernickie zostały zniszczone. Fala przez nie się przelała i wygląda to jak po wojnie co widać na poprzednich fotkach. Ryby zwiały lub zginęły, ale ludzie z przyzwyczajenia moczą kije.
Tu była droga koło stawów© Kajman
To samo miejsce co powyżej tylko, że drogi nie ma© Kajman
Szkoda stawów, szkoda pięknego brzegu Soły. Kiedyś się to naprawi.
Inną sprawą jest most w Kobiernicach. Od Krakowa przez Katowice, Tychy po Cieszyn, widać przy drogach wielkie tablice "Objazd, most w Kobiernicach uszkodzony"
To dotyka ciężki transport na całym południu Polski. Most będzie naprawiony dopiero za kilka miesięcy.
Zniszczony most© Kajman
Przęsło mostu leży dwa kilometry od niego na środku Soły© Kajman
Wyrwę załatano deskami i puszczono ruch samochodów osobowych© Kajman
Ograniczono nośność do 3,5 tony i założono ograniczniki wysokości przeciw TIRowe© Kajman
Zawsze znajdzie się inteligent, który nie umie czytać!!!© Kajman
- DST 230.10km
- Teren 32.00km
- Czas 15:06
- VAVG 15.24km/h
- VMAX 58.00km/h
- Podjazdy 1387m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Dwusetka Szlakiem Orlich Gniazd
Sobota, 26 czerwca 2010 • dodano: 27.06.2010 | Komentarze 35
W zeszłym tygodniu w środkach masowego rażenia pojawiła się informacja, że w Ogrodzieńcu został otwarty park miniatur zamków jury krakowsko częstochowskiej. Miniatury zamków są w skali 1:25, brzmi zachęcająco.
Postanowiliśmy z Elą wybrać się tam. Ponieważ przynajmniej raz w sezonie wypadałoby pokonać 200 kilometrów więc i ten cel można zrealizować.
Park Zamków Jurajskich w Ogrodzieńcu© Kajman
Ostatnio pojawiły się nowe wersje automapy i garminowskiej mapy GPTopo. Automapy używam w samochodzie na co dzień. Jej nowa wersja 6.5 jest bardzo dobra. Zawarto w niej mnóstwo punktów POI z atrakcjami turystycznymi, działa to świetnie. Byłem bardzo ciekaw nowej mapy Garmina.
Kiedyś Hose pokazał to miejsce na swoim blogu© Kajman
Po wielu perturbacjach z zainstalowaniem map w końcu się to udało.
Zaplanowałem wycieczkę używając nowej garminowskiej mapy GPTopo. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to bardzo słabo opracowane punkty POI z atrakcjami turystycznymi a w zasadzie ich brak. W porównaniu z automapą to jest kompletna żenada!!!
W chełmku jest takich wiele© Kajman
Przecież Garmin, a w szczególności jego mapy topo są robione pod kątem turystyki. Ma co prawda 13 tys. kilometrów ścieżek rowerowych i 15 tys. kilometrów tras pieszych ale nie ma zaznaczonych ciekawostek na trasie. Fajnie, że wiem jak dojechać w dane miejsce, ale dalej trzeba rozpocząć poszukiwania obiektu, który chciałbym zwiedzić. Przecież jadę w jakieś miejsce żeby coś zobaczyć a nie tylko tam dojechać. Taki garminowski bike orient.
W Sławkowie odkrywam kolejny krzyż z czaszką.© Kajman
Przy planowaniu trasy w garminowskiej mapie można użyć 50 punktów przez, które chcemy przejechać. Wyznaczam dokładnie punkty w miejscach, które znam. W miejscach nieznanych pozwalam mapie wytyczać drogę. Pamiętam jednak jak kiedyś Garmin wyciągał mnie z centrum Bielska po kompletnych zadupiach. Może być ciekawie.
Pierwsza czaszka malowana a nie rzeźbiona.© Kajman
Wiem o tym, że trasa czasami prowadzi terenem. Uprzedzam o tym Elę zdając sobie z tego sprawę, że taki przejazd nie należy do jej ulubionych. Na szczęście wczoraj doszły terenowe opony Schwalbe Marathon Plus Tour i podobno nieprzebijalne dętki Hatchinsona do jej Kellyska. Trasa wyznaczona w komputerze ma równe 200 kilometrów.
Tablica© Kajman
Wstajemy o 3 rano ale wyjeżdżamy dopiero o 4:30. Jest szarówka i lekko mży. Ela zabiera swojego Garmina Oregona. W razie czego będzie nas kontrolował i wspomagał. Do Jaworzna dojeżdżamy bez żadnych problemów. Patrząc na mapę trasy, Vanhelsing będzie wiedział jak szybko i bez ruchu samochodowego dostać się w góry. To raptem 50 kilometrów.
Pierwszy wjazd w teren© Kajman
Trzeba wiedzieć, że Garmin trasę wycieczki rowerowej wyznacza tak, żeby ominąć wszystkie ruchliwe drogi. W pierwszej kolejności naprowadza na ścieżki rowerowe, a jeżeli takich nie ma, to kieruje na drogi 56 kolejności odśnieżania gdzie auto pojawia się raz na kwartał. Byłem bardzo ciekaw jak przeprowadzi nas przez drogę szybkiego ruchu Dąbrowa Górnicza – Kraków.
Dalej terenem© Kajman
Byłem pod wrażeniem. Drogę przekraczaliśmy trzy razy. Pierwszy raz po pasch następnie kładką, gdzie musieliśmy wtaszczyć rowery po schodach i w końcu tunelem pod drogą by wydostać się na kompletne zadupie. Jedyne co mnie zdziwiło to to, że po wyłączeniu Garmina w miejscu odpoczynku w celu oszczędności baterii, przekalkulował trasę i dorzucił nam 20 kilometrów. Fajnie będzie życiówka.
Magistrala rowerowa© Kajman
Po przejechaniu opłotkami Sosnowca wyjeżdżamy w Sławkowie. Myślę, że nawet ludzie którzy tam mieszkają nie wymyśliliby takiego przejazdu aby nie dostać się na żadną ruchliwą drogę. Docieramy do Dąbrowy Górniczej a w zasadzie na jej obrzeża. Teraz jesteśmy na trasach Kosmicznego Rajdu.
Błędów, tu już kiedyś byliśmy© Kajman
Kierujemy się do miejscowości Rodaki. Jest tam kościół na Szlaku Architektury Drewnianej. Kościół powstał w 1601 roku ale chyba jest najmniej ciekawy z dotąd przez nas odwiedzonych.
Tablica© Kajman
Kościół w Rodakach© Kajman
Dojeżdżamy do Ogrodzieńca. Tu Garmin kieruje nas na ścieżkę rowerową do Podzamcza. To kompletne nieporozumienie. Ścieżka jest piaszczysta i nasze rowery zapadają się co chwilę. Wycofujemy się i asfaltem jedziemy na zamek. Garmin ładnie i bez problemów przyjmuje naszą decyzję weryfikując trasę i doprowadzając nas na miejsce.
Ogrodzieniec© Kajman
Jest 13:30. Jazda terenem i wiele podjazdów mocno zaniża średnią. Cóż trzeba coś zjeść. Do baru Stodoła zostaliśmy wpuszczeni z rowerami. Pyszne pierogi, piwko i trochę odpoczynku stawiają nas na nogi. Na licznikach mamy 107 kilometrów. Trzeba ruszyć tyłek, idziemy zwiedzić Park Zamków Jurajskich.
Pieskowa Skała na tle Ogrodzieńca© Kajman
Dla Dariusza79 zamek w Będzinie© Kajman
Dla Anwi jej ulubiony zamek w Olsztynie© Kajman
Generalnie park miniatur trochę mnie rozczarował. Wstęp kosztuje 10 zł i co za to widzimy? Zamki wyglądają marnie, jakby zostały zrobione z kartonu. W porównaniu z parkiem miniatur w Inwałdzie, który kiedyś zwiedzaliśmy nie wypada to najlepiej.
Nie ma jak oryginał© Kajman
Z Ogrodzieńca kierujemy się do Ryczowa. Jest tam wieża strażnicza na szczycie skały. Problem polega na tym, że wieża jest oddalona od centrum wioski o jakieś 2 kilometry. Garmin nic o wieży nie wie. Pytamy ludzi i jedziemy ją zobaczyć. Droga jest mocno z góry i Ela przelatuje obok z prędkością światła nawet nieszczęsnej wieży nie zauważając. Zatrzymuje się kilometr dalej czekając na mnie zdziwiona co też ja porabiam w tych chaszczach. Jak to co? Robię fotkę.
Tablica© Kajman
Jadę do Eli i mówię, że Garmin nakazuje powrót do wioski bo jesteśmy po za trasą. Tu wyszedł lekki konserwatyzm mojej pani bo wyjęła papierową mapę i chciała mi udowodnić, że tam żadnej drogi do Bydlic nie ma. Nie będę się kłócił a zresztą nie uśmiechał mi się podjazd pod tę górę. Jedziemy tak jak powiedziała Ela. Garmin dokłada kilometry do domu.
Niewidoczna wieża© Kajman
Przyzwyczajony do tego, że automapa po zmyleniu trasy i tak naprowadza nas do celu ignoruję darcie się Garnima o zawracaniu. W pewnym momencie widzę, że Garmn chce skręcić w prawo. Myślę sobie OK, jedziemy. Po paru kilometrach mamy skręcić w lewo, niech ci będzie i tu słyszę jak Ela krzyczy, że tą drogą już jechaliśmy. Pokazał jej to Garmin Oregon, który rejestrował ślad.
Fajny teren ale nie dla trekkinga© Kajman
Ela wyszukała ścieżkę rowerową. Fajna ale dla górala i kogoś kto lubi kąpiele błotne. Mnie się podoba. Mimo bezbieżnikowych opon daję radę. Gorzej z Elą. Bojąc się o lustrzankę część trasy bierze z buta.
Jadę© Kajman
W końcu docieramy do cywilizacji. Garmin nadal chce nas jakoś podejrzanie prowadzić. Przejechaliśmy 10 kilometrów masakrycznymi drogami taplając się w błocie a do domu cały czas pokazuje nam , że mamy 95 kilometrów.
Ścieżka rowerowa.© Kajman
W końcu docieramy do Bydlina. Tu na szczęście szybko odnajdujemy zamek. Robi się późno. Komary atakują jak wściekłe. W pewnym momencie zauważyłem, że stado komarów jest w stanie utrzymać prędkość 20 km/godz na dość sporym odcinku by zaatakować biednego rowerzystę.
Tablica© Kajman
Pod zamkiem w Bydlinie© Kajman
Ela foci© Kajman
Z Bydlina mamy dojechać do Rabsztyna. Garmin jak zwykle wybiera drogę terenem. Widzę, że za moment skończy się to awanturą i decyduję się na dojazd do miejscowości Pazurek i dalej do Rabsztyna główną drogą. Jakoś Ela straciła zaufanie i zapał do jazdy terenowej.
Trasy rowerowe© Kajman
Zamek w Rabsztynie© Kajman
Z Rabsztyna trasa zaplanowana wiodła przez małe miejscowości do Zatora i dalej do domu. Garmin pokazuje, że do domu mamy 80 kilometrów zadupiami. Jest godzina 20. Urządzenie pracuje już 15 godzin. Jest duże prawdopodobieństwo, że wyprowadzi nas gdzieś w las i padnie a wtedy pewnie zginąłbym śmiercią plaskatą. Sprawdzam opcję prowadź do domu, ale ta wersja pokazuje nie 80 a 122 kilometry.
W Trzebini oglądamy zachód słońca© Kajman
Wiem, że z Rabsztyna do domu jadąc samochodem jest 75 kilometrów, ale trzeba przejechać przez Olkusz, Trzebinię, Chrzanów, Libiąż, Oświęcim i Kęty. Nie ma innego wyjścia, trzeba tak jechać. Wyłączam nawigację i jedziemy do domu. Pokonaliśmy 230 kilometrów i prawie 1400 metrów podjazdów. Wycieczka trwała 22 godziny. Rano, gdy się obudziłem, czułem się jakbym wczoraj wychlał flaszkę gorzały, ale było warto!!!
Więcej na temat historii odwiedzonych miejsc znajdziecie we wpisie Eli.
Nocny rynek w Oświęcimiu© Kajman
Cała ta przygoda z nawigowaniem przez Garmina nauczyła mnie jednego. Trasy układa pięknie, ale nie na takie dystanse. Trudno było nam utrzymać prędkość większą w czasami bardzo trudnym terenie i przy takiej ilości podjazdów jadąc na obładowanych rowerach trekkingowych. Jedno co wiem na pewno to to, że gdy Garmin będzie mi pisał zawróć gdy będzie to możliwe potraktuję to serio!!! Wyczołgaj się!!! Choćby na kolanach!!!
- DST 30.10km
- Teren 12.00km
- Czas 02:18
- VAVG 13.09km/h
- VMAX 35.00km/h
- Podjazdy 169m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Na wojnie jak na wojnie
Sobota, 19 czerwca 2010 • dodano: 19.06.2010 | Komentarze 23
Ostatnio Ela odebrała na gg wiadomość, że w Tychach a w zasadzie nieopodal bo w Wyrach dzisiaj będzie wojna. Nadawcą wiadomości była Ewa.
Nie wiemy o jaką wojnę chodzi ale z natury ciekawscy jesteśmy więc jedziemy sprawdzić:)
Na wojnie jak na wojnie© Kajman
Rano u nas lało więc nie odważyliśmy się pojechać do Tychów rowerami. Zapakowaliśmy je i autem docieramy na miejsce. Ewa już na nas czeka bo nam udało się spóźnić całe pół godziny.
Zaczyna się© Kajman
Wyruszamy rowerami do Wyr. Po drodze dowiadujemy się, że jedziemy oglądać rekonstrukcję bitwy, która była na początku II wojny światowej.
Jest to już szósta rekonstrukcja. Ewcia uprzedza nas też, że w zasadzie jeżeli się tam chce coś zobaczyć to trzeba być przynajmniej godzinę wcześniej.
Ups, my mamy spóźnienie i do Wyr 10 kilometrów. Może być ciężko:(
Nasi atakują czołg© Kajman
O tym, że Ewa ma rację przekonujemy się już na leśnej ścieżce prowadzącej na miejsce bitwy. My jedziemy dostojnie a wyprzedzają nas tabuny rowerzystów.
Gdy docieramy na miejsce, tłum przerasta moje najśmielsze oczekiwania. Trzeba rozejrzeć się za jakimś strategicznym miejscem żeby coś zobaczyć.
Ostro idą© Kajman
Sama rekonstrukcja jest zrobiona bardzo ciekawie. Lektor opowiada przebieg bitwy. Generalnie wyglądała ona tak jak bajka o starym partyzancie. Najpierw Niemcy wygonili naszych z Wyr, później nasi Niemców i tak w kółko. Niestety brakło gajowego.
W poniedziałek Niemcy wygonili nas z Wyr© Kajman
We wtorek przyszły posiłki i my wygoniliśmy Niemców© Kajman
W środę Niemcy dostali posiłki i wygonili na z Wyr© Kajman
W czwartek dołączyły do nas posiłki policji i my wygoniliśmy Niemców© Kajman
W piątek Niemcy dostali posiłki i pogonili nas© Kajman
W sobotę .....© Kajman
Krew się lała, kule świszczały© Kajman
Dobrze, że szpital polowy był na miejscu© Kajman
Rannni i zabici byli po obu stronach© Kajman
Ewcia w tłumie ogląga przebieg bitwy© Kajman
Gdy ustała strzelanina i dymy opadły pojechaliśmy poszukać bunkrów z okresu II wojny światowej, które znajdują się nieopodal. Gdy tam dotarliśmy czekał nas imprezy ciąg dalszy:)
Tablica© Kajman
Tłum wcale nie pojechał do domu ale dzielnie ustawił się do kolejki w celu zwiedzenia bunkra. Wielu też chciało zobaczyć biorące w rekonstrukcji drużyny. Było bardzo ciekawie. Mundury i uzbrojenie z epoki, stanowiska bojowe, mnóstwo bardzo ciekawego sprzętu.
Bunkier i kolejka do niego, chyba ze sto osób© Kajman
Były auta, motocykle, i inne militaria© Kajman
Zdobycz wojenna:)© Kajman
Feldfebel już tego nie zdzierżył© Kajman
Ale skąd tam wzięli się Amerykanie?© Kajman
Chyba trochę Ewcię wykorzystaliśmy, znów pilnuje rowerów© Kajman
Na imprezie można też było podziwiać sprzęt i pokaz patrolu w wykonaniu 18 batalionu komandosów z Bielska ale ludzie raczej skierowali się do szynków.
Były Hammery i nowoczesne działka© Kajman
Zaskoczyła mnie ilość rowerzystów na imprezie. Chyba żadna masa krytyczna jeszcze tylu nie zgromadziła. Większość po zakończeniu poszła na piwo, wielu przyjęło więcej niż jedno.
Nasze rumaki w szynku© Kajman
Imprezę a później szynk czyli festyn, nadzorowała straż miejska, policja i ochrona. całe szczęście, że byli tolerancyjni. Fakt, że co bardziej sztywni prowadzili rowery ale większość spokojnie imprezowała:)
Kolejni rowerzyści© Kajman
To co dobre niestety się szybko kończy. Pięknymi tyskimi ścieżkami rowerowymi udaliśmy się do samochodu.
Dzięki Ewcia za cudowną sobotę, bez Ciebie nie byłoby tak fajnej wycieczki:)
Czas wracać© Kajman
Kategoria Integracyjnie