Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Skamieniałe Miasto

Sobota, 6 października 2012 • dodano: 07.10.2012 | Komentarze 22


magneticlife.eu because life is magnetic

Bardzo się ucieszyliśmy na wieść, że będzie zlot carawaningowy w okolicach Czchowa. Miejsce piękne a do tego atrakcji do zwiedzenia co niemiara. Zabieramy rowery i ruszamy do Chorwacji, która znajduje się co prawda w Jurkowie. Ośrodek jest nowy, powstaje na bazie żwirowni, ale robiony jest z głową a co najważniejsze jest świetną bazą wypadową w tamtych okolicach:)

Skalne Miasto © Kajman


Zwiedziliśmy już okolicę Rożnowa podczas poprzedniego wyjazdu, tym razem czas na kierunek przeciwny. Koniecznie chcemy zwiedzić Skamieniałe Miasto w okolicy Ciężkowic. Wyjeżdżamy na tyle późno, że jazda rowerem odpada. Fakt, można tam pojeździć na rowerach pod warunkiem, że będzie to góral a my wzięliśmy trekkingi. Pozostaje więc dojechać do Skamieniałego Miasta autem.

Warownia dolna © Kajman


Z innej strony © Kajman


Skamieniałe Miasto jest rezerwatem przyrody nieożywionej, obejmującym obszar 15 ha. Tworzy je zespól skał z gruboziarnistego piaskowca ciężkowickiego, które w wyniku erozji przybraly najrozmaitsze, fantastyczne kształty.

Warownia górna © Kajman


Orzeł © Kajman


Jednak, według dawnych legend, to nie siły przyrody spowodowały powstanie Skamieniałego Miasta, lecz klątwa rzucona na dawnych mieszkańców jako kara za występne życie.

Sałki © Kajman


Całkiem miły spacerek © Kajman


Według innej wersji była to kara za pogwałcenie praw gościnności, którego dopuścił się ówczesny pan Ciężkowic. Pewnego razu przybyła do niego dziewczyna, która zbiegła z niewoli od pana Rożnowa.

Piekło © Kajman


Borsuk © Kajman


Tak sobie tupiemy © Kajman


Dziedzic rożnowski zażądał jej wydania, a w zamian zaoferował pobliską wieś Kąśną. Zdradzona dziewczyna z rozpaczy skonała, a za karę całe miasto zostało przemienione w kamień.

Piramida © Kajman


Sesja fotograficzna © Kajman


Pustelnia © Kajman


Lubię takie legendy, ludzie muszą ruszyć konceptem by je stworzyć. Jaszcze bardziej podobają mi się nazwy poszczególnych formacji skalnych a każda została nazwana i podpisana:)

Baszta Paderewskiego © Kajman


Skałka z krzyżem © Kajman


Widoki były piękne © Kajman


Grzyby też były © Kajman


W drodze powrotnej zwiedzamy jeszcze dworek Paderewskiego w Kąśnej. Pragnienie domu ziściło się dla I.J. Paderewskiego w postaci zakupionego w „Królestwie Galicji i Lodomerii”, majątku Kąśna Dolna, liczącym ponad 1100 ha. Miał on być letnią rezydencją, własnym, rodzinnym gniazdem Paderewskiego.

Paderewski © Kajman


Niegdyś Ignacy Jan Paderewski zapraszał obywateli amerykańskich na łamach „Boston Transcript”, aby odwiedzali Kąśną, gdyż blisko tu z Tatr, a nawet z Paryża - jedynie 33 godziny pociągiem!

Dwór Paderewskiego w Kąśnej © Kajman


  • DST 53.60km
  • Czas 03:12
  • VAVG 16.75km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 439m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Księstwo siewierskie

Czwartek, 20 września 2012 • dodano: 20.09.2012 | Komentarze 16


magneticlife.eu because life is magnetic

Wczorajszy dzień obfitował w mnóstwo atrakcji. BSorient ma to do siebie, że jest sporo zwiedzania z dodatkiem adrenaliny, trzeba znaleźć punkty kontrolne. Zabawa jest przednia. Dzisiaj będzie równie ciekawie. Integracyjnie jedziemy zwiedzić Księstwo Siewierskie a w zasadzie jego stolicę:)

To my © Kajman


Wyruszamy z kampingu w Błędowie mocną grupą, przewodniczką jest Kosma w związku z czym "całkiem przypadkowo" towarzyszy nam Tomek. Całą trasę przejechała z nami Tymoteuszka a Amiga i Kiri urwali się za trzecim zakrętem.

Awaria? © Kajman


Od dawna chcieliśmy z Elą odwiedzić Księstwo siewierskie. To historycznie bardzo ciekawe miejsce. Ciekawa jest też postać z nim związana czyli Zbigniew Oleśnicki.
Przeciętnemu człowiekowi Siewierz kojarzy się z korkami na A1 i pragnie jedynie pognać dalej. Może ktoś po przeczytaniu naszych relacji zwiedzi Siewierz? Zobaczymy, naprawdę warto:)

Tymoteuszka rozpoczyna paradę strażaków © Kajman


Fotoreporterzy w akcji © Kajman


Ziemia siewierska historycznie leżała na pograniczu Śląska i Małopolski, ale była w granicach Śląska. Po podziale dzielnicowym śląscy książęta piastowscy po kolei stawali się lennikami czeskimi i jakoś do rozdrobnionej a w zasadzie nie istniejącej Polski specjalnie się nie śpieszyli.

Zamek w Siewierzu © Kajman


Samo użycie określenia księstwo przypada na czas władania Piastów cieszyńskich bedących lennikami czeskimi . Wcześniej bowiem jeszcze, książę dzielnicy krakowskiej, Kazimierz II Sprawiedliwy, po zdobyciu władzy w 1177, podarował Mieszkowi Plątonogiemu, księciu raciborskiemu, Siewierz wchodzący w skład kasztelanii bytomskiej i wraz z kasztelanią oświęcimską – w odpłacie za wsparcie go w wewnątrzdynastycznych walkach o władzę w Krakowie.

Tablica © Kajman


Po przejściu we władanie przez dynastię Piastów, początkowo jako kasztelania, ziemia ta była własnością najpierw linii opolsko-raciborskiej. Następnie, od 1281, władanie przejęli Piastowie bytomsko-kozielscy, a od 1337 cieszyńscy. Po raz pierwszy użycie określenia 'księstwo' w odniesieniu do tych terenów datowane jest na rok 1341.

Z innej strony © Kajman


Historia księstwa, jako księstwa biskupiego – rozpoczyna się w pewnym sensie 30 grudnia 1443. Ówczesny kronikarz zanotował „Oto Wacław, książę cieszyński ... znajdował się w kłopotach pieniężnych. A ponieważ w imieniu małoletnich braci zarządzał samoistnem księstewkiem położonym u granic polskich, przeto, nie robiąc sobie żadnych skrupułów, zaproponował sprzedaż biskupowi krakowskiemu”.

Brama wjazdowa © Kajman


Były to czasy, w których wszyscy lali się ze wszystkimi a na drogach panowali rycerze rabusie. To, że księstwo zostało sprzedane Zbigniewowi Oleśnickiemu nie spodobało się wielu piastowskim książątkom. Zaczęła się wojenka. W latach 40-tych XV wieku książę rybnicko – karniowski Mikołaj miewał zatargi z biskupem krakowskim Zbigniewem Oleśnickim. Z tymi zatargami często były związane łupieskie wyprawy na dobra biskupów krakowskich: Siewierz, Chełm, Imielin. Zakończyły się one zajęciem przez księcia Mikołaja Siewierza.

Dziedziniec zamkowy © Kajman


W związku z tym nie obyło się bez zbrojnej interwencji Polaków, którym przewodził starosta sieradzki, Piotr Szafraniec. Cóż, dóbr kościelnych trzeba było bronić. Po zakończeniu sporu w 1453 miasto Siewierz i zamek stały się siedzibą biskupów krakowskich pełniących tutaj rolę książąt siewierskich.

Dziedziniec zamkowy © Kajman


Jako pierwszy formalnego tytułu księcia siewierskiego zaczął używać w 1484 biskup Jan Rzeszowski. Jako ostatni używał go książę kardynał Adam Sapieha (zm. w 1951).
Ziemie księstwa były suwerenne terytorialnie i jurysdykcyjnie.

Lochy zamkowe © Kajman


Biskupi krakowscy w Siewierzu występowali nie jako najwyżsi przedstawiciele hierarchii kościelnej, tylko jako książęta siewierscy - prawni następcy i kontynuatorzy władzy księcia cieszyńsko - siewierskiego Wacława I i jego poprzedników. Księstwo miało własną gospodarkę, skarb, wojsko oraz surowe prawa z przywilejem katowskim włącznie, co odzwierciedla powiedzenie Kradnij, zabijaj, ale Siewierz omijaj.

Widok z wierzy zamkowej © Kajman


Obszar księstwa wynosił 607 km2, a w jego skład wchodziły trzy miasta: Siewierz, Czeladź i Koziegłowy oraz wioski: Gołuchowice, Łagisza, Wojkowice Komorne, Rzeniszów, Nowa Wieś, Strzyżowice, Sączów, Myszkowice, Tąpkowice, Wojkowice Kościelne, Dąbie, Rogoźnik, Twardowice, Sadowie, Winowno, Będusz, Żelisławice, Bobrowniki, Cynków, Chruszczobród, Grodziec i Ożarowice.

Rowery na zamkowym parkingu © Kajman


Całkiem przypadkowo sfociłem Monikę i Tomka, podobno pilnują rowerów © Kajman


Jeszcze w 1518 r. swe pretensje do Siewierza zgłosił książę cieszyński Kazimierz i spór musiał oprzeć się o oblicze i autorytet króla Zygmunta I. Ostatni traktat jaki został zawarty między zaborcami – datowany na 31 stycznia 1797 roku – dotyczył rozgraniczenia terytorium pomiędzy Austrią i Prusami, a przedmiotem sporu były miejscowości księstwa siewierskiego.

Widok z wierzy zamkowej © Kajman


Mieliśmy farta, że mogliśmy zwiedzić zamek. Normalnie trzeba się umawiać by wejść do środka, dzisiaj był otwarty:)
Można go zwiedzać za darmochę, jest pięknie zrobiony jako trwała ruina. Poczuliśmy się w obowiązku i zakupiliśmy kilka świetnych opracowań łączne z dukatem siewierskim:)

Kościół św Michała © Kajman


Po zwiedzeniu zamku jedziemy zobaczyć kościół św Michała Apostoła. Został wzniesiony w XVI wieku nieopodal zamku biskupiego, następnie przebudowany w XVII i XVIII wieku. Świątynię otacza mur z XVIII w. z piękną bramą biskupią. Przyglądam ja się owej bramie i ciśnienie mi skoczyło!!!

Brama biskupia © Kajman


Patrzę na krzyż nad bramą i co widzę? © Kajman


Czacha!!! © Kajman


Kościół jest pięknie zachowany, jako całość robi duże wrażenie. Nad głównym wejściem umieszczony jest namalowany na drewnie okazały herb bp. Kajetana Sołtyka wraz z datą 1783 roku, kiedy to kościół, z jego inicjatywy, został przebudowany w stylu barokowym, aby był ozdobą Księstwa Siewierskiego.

Herb © Kajman


Wnętrze © Kajman


Wpadamy jeszcze na rynek. Kiedyś na środku stał ratusz, dzisiaj jest po nim tylko pamiątkowa tablica. Sam rynek przypomina do złudzenia rynek sandomierski tylko owego ratusza brak.

Szykuje się sesja zdjęciowa na siewierskim rynku © Kajman


Od Siewierza jechał wóz, malowane panny wiózł © Kajman


Pora wracać. W Trzebiesławicach zatrzymujemy się przy pomniku. Mieszkańcy wsi wystawili go w podzięce wyzwolicielom. Chyba niewiele takich się uchowało, zwłaszcza z taką tablicą.
Wpadamy jeszcze do Łośnia. Trzeba zobaczyć pracę Moniki. Pięknie domek wyremontowała. Ela usiłuje zaprzyjaźnić się z Mustą, ale coś czarne koty nie mają do niej zaufania.

Że to się jeszcze uchowało. Napis na tablicy brzmi "Bohaterom Armii Czerwonej Wyzwolicielom Narodu Polskiego" © Kajman


A Musta myk:)))) © Kajman




  • DST 45.45km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 13.91km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 552m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kosmiczna orientacja 2012

Sobota, 15 września 2012 • dodano: 18.09.2012 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

To była impreza!!! W 2009 roku byliśmy na pierwszym Kosmicznym Rajdzie Na Orientację. Tak nam się podobało, że Ela opis tamtego wydarzenia popełniła wierszem a ja wtedy dodałem taki komentarz:

Grzybka nam porwało UFO
gdy dyskusja brała żniwo.
Rano w sklepie było sucho,
pewnie Grzybek strąbił piwo:(

Też mamy mendola © Kajman


Gdy zobaczyłem, że Monika organizuje kolejny rajd na orientację, niewiele się zastanawiając chyba jako jeden z pierwszych zgłosiłem nasz udział w imprezie. Myślałem, że będzie tak jak ostatnio. Wtedy jechaliśmy razem dobrze się bawiąc. Pamiętam jak sporą grupą wjechaliśmy pod bramę Huty Katowice wywołując panikę w ochronie:)

Oni na prawdę chcą się ścigać:) © Kajman


Po pewnym czasie od zapisania się na imprezę z przerażeniem przeczytałem regulamin, który Monika umieściła na stronie BSorientu. Kurcze, oni naprawdę chcą się ścigać! Cóż, słowo się rzekło, kobyłka u płotu!
My jeździmy wolno i z godnością, unikając krzaczorów i szukając przygody. Tym razem chyba tak nie będzie, przynajmniej pod względem krzaczorów:)

Jest pierwszy punkt © Kajman


Przed startem widzę, że ekipa mocno się napina:) Biorą mapy, opracowują strategię. Wszyscy podzielili się na grupy i wydarli, aż piach spod kół leciał:)
Hm, myślę sobie, będzie wesoło! My też stworzyliśmy mocną grupę i ruszamy, ale dostojnie i z godnością:) Pomykamy asfalcikiem:)

Co tu taki tłok? © Kajman


Wybieramy najciekawszą trasę jak to ktoś pięknie nazwał dziecięcą:)
Ja bym to ujął inaczej, była to trasa pediatryczno - geriatryczna, nieważne, grunt, że miła i przyjemna:)
Mamy do przejechania około 50 km i czasu do zabicia:)
Musi być super bo i ekipa jest świetna jedzie Igorek, Wiku, Ela, Tymoteuszka, Franek810, DJK71 i na końcu oczywiście ja:)

Bez ścieżek terenowych się nie obyło:) © Kajman


Gdy jechaliśmy sobie spokojnie asfalcikiem, widzę że przed nami zasuwają na całego ściganty. Długo tym miłym asfalcikiem nie pociągnęli, myknęli w pierwszą nadarzającą się piaszczystą drogę z taką prędkością, że tylko kurz po nich pozostał:)

Fajne miejsce, kapliczka Blase'a © Kajman


Dojeżdżamy sobie owym pięknym asfalcikiem do pierwszego punktu, luz blues, jest pięknie. I co moje oczy widzą? My zdążyliśmy punkt obfocić i pogadać sobie co nieco gdy wpadają ściganty jadące terenem:) Po co się tak męczyli? Pewnie na rajdach orientacyjnych trzeba pomykać po piachu bez względu na czas:)

Kto kazał tej kobiecie włazić do wody? Dobrze, że przynajmniej ręcznik wozi:) © Kajman


Ścigantów na trasie spotykamy jeszcze kilka razy:) My jedziemy dalej miło i przyjemnie:) Jest czas na foty okolicy, a jest co oglądać i pogoda też dopisuje. Sami wyznaczamy sobie kilka dodatkowych punktów. Pierwszym z nich jest zabytkowy dworek w Krzykawce.

Dworek w Krzykawce © Kajman


Pięknie jest:) © Kajman


Monika z Tomkiem trasę ustawili przemyślanie, można sporo zobaczyć, oczywiście jak się ma czas:) Należy im się wielki szacun za pracę włożoną w organizację:)
Punkty powstawiali w różnych dziwnych miejscach, na nodze wielbłąda, w krzaczorach a nawet pod mostem by uczestnicy rajdu stópki sobie obmyli:)

Kto wielbłądowi urwał uszy? © Kajman


No to teraz pobiegamy po chaszczach:) © Kajman


W końcu docieramy do punktu widokowego na Pustynię Błędowską. Mamy sporo czasu, więc możemy skorzystać z lokalnych atrakcji i nacieszyć oczy widokami. Przypomina mi się jak poprzednim razem Tomalos ciekawie nam opowiadał jak powstała pustynia:)

Jest czas na zabawę:) © Kajman


Jest czas na podziwianie widoków:) © Kajman


Tu był poligon Afrikakorps przed inwazją na Afrykę, ale te ślady chyba nie po nich © Kajman


Jedziemy dalej. Przed nami jeszcze jeden punkt przy pomniku poległych partyzantów i ludności cywilnej. Kurcze, partyzanci stanęli na noc w wiosce, przyjechali Niemcy, otoczyli wioskę. Wielu partyzantów zginęło podczas przebijania się z kotła. Zginęło też wielu pomagających im ludzi, wioskę puszczono z dymem:(
Jakoś ten punkt smutno mnie nastroił:(

Smutne miejsce © Kajman


Na szczęście smutki szybko przemijają. Wyznaczamy sobie dwa dodatkowe punkty na trasie. Pierwszy to dworek modrzewiowy. Jak przystało na rajd na orientację szukamy go długo i zawzięcie. W końcu jest, ale schowany za drzewami i nic nie widać:(
Z drugim punktem poszło nam łatwo. Sklep z piwem znaleźliśmy bez trudu:)

Organizatorka w pracy © Kajman


Wszystkie punkty na trasie Monika z Tomkiem ponazywali. Dostąpiliśmy zaszczytu, naszym imieniem również został nazwany jeden z punktów. W sumie nie wiem dlaczego dostąpiliśmy takiego zaszczytu, ale bardzo nas to wzruszyło. Początkowo chcieliśmy jeszcze pojechać odnaleźć ten punkt, ale w końcu odpuściliśmy i wróciliśmy do bazy. Jak się później okazało z relacji Blase'a dobrze zrobiliśmy:)

Duchy się cieszą z II miejsca © Kajman


Ciężko dziewczyny pracowały:) © Kajman


Aniabania zwycięstwo przyjęła dostojnie:) © Kajman


Mavic wygrał w kategorii męskiej © Kajman


Też się cieszy:) © Kajman


Wiku wygrał naszą kategorię, słusznie mu się medal należał:) © Kajman


Były nagrody dla najmłodszych uczestników:) © Kajman


Było też losowanie rowerowych kubków:) © Kajman


Czas na podsumowanie. Monika z Tomkiem zrobili świetną imprezę. Niech żałuje kto nie był bo ma czego! BSorient okazał się fantastyczny dla każdego i dla tych, którzy lubią się ścigać i dal takich ślimaków jak my:)
Dzięki Monika, dzięki Tomek, zrobiliście wspaniałą sprawę:)
Niewątpliwie na następny BSorient też pojedziemy, ale zastanawiam się czy ktoś jeszcze będzie chciał z nami jechać na trasę? Przecież dzieci rosną:)

Przyszedł czas na ognisko © Kajman


i nocne Polaków rozmowy:) © Kajman


Kategoria Integracyjnie


  • DST 25.14km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 16.76km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 1061m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Imprezy cięg dalszy

Niedziela, 9 września 2012 • dodano: 17.09.2012 | Komentarze 7


magneticlife.eu because life is magnetic

Ranek po nocnym ognisku jakoś tak ma, że człowiek bywa osłabiony, ale nie ma zmiłuj, pogoda jest piękna więc trzeba gdzieś pojechać. Tym razem Elę naszła ochota na bardziej ambitną trasę. Cóż z tego jak najpierw powinniśmy zrobić fetę Januszowi:)

Rowery gotowe do drogi © Kajman


Janusz właśnie dzisiaj obchodzi 66 urodziny więc rocznica bardzo okrągła:)
Wszyscy przyjaciele szybko się organizują by ją stosownie uczcić:)
Janusz się chyba nie spodziewał bo ekipa ściągnęła go z roweru i się zaczęły śpiewy i życzenia:)

Trochę zaskoczyliśmy Janusza © Kajman


Nie ma taryfy ulgowej, panie godnie zajęły się solenizantem") © Kajman


Oprócz prezentów był też wianek:) © Kajman


Po zakończeniu życzeń można było wsiąść na rowery. Kierunek Jezioro Czerniawskie. Trochę pod górkę, ale trasa miła. Jakoś nie specjalnie zaskoczył mnie niski poziom wody w jeziorze.

Wodospad chwilowo istnieje © Kajman


Mało wody w jeziorze © Kajman


Ela zastanawia się gdzie jechać dalej a mapa myk:) © Kajman


Zastanawiamy się gdzie pojechać dalej. Według mapy jeziora objechać się nie da, ale można pojechać wzdłuż Białej Wisełki. Tam tez ruszamy. Widać trochę rowerzystów i sporo turystów samochodowych. Większość na szczęście obiera kierunek na zameczek prezydencki.

Zameczek Prezydencki w Wiśle © Kajman


Jezioro wysycha © Kajman


Dojeżdżamy do parku narodowego i tu zong. Teoretycznie nie można dalej jechać na rowerach. Obok stoi budka z pamiątkami. Ela trochę wkurzona znakiem zakazu stwierdza, że w ramach zemsty za to, że Wisła nie dba o turystów rowerowych nie kupi sobie w kiosku żadnej ciupagi! Pan sprzedawca natychmiast wyjaśnia, że rowerzyści ten znak mają w "poważaniu" a i straż też ma do niego podobny stosunek. No i chłop sprzedał czapkę:)

Dolina Białej Wisełki © Kajman


Jak ma być woda w jeziorze, jak ledwo co ciurcy:( © Kajman




  • DST 56.46km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:28
  • VAVG 16.29km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 707m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nadwiślańskie ścieżki

Sobota, 8 września 2012 • dodano: 13.09.2012 | Komentarze 16


magneticlife.eu because life is magnetic

Miasto Wisła leży od nas niedaleko, raptem za drugą górą. Nie przepadam jednak za tym miejscem. Od lat kojarzy mi się z tłumem ludzi przyjeżdżających ze śląskich miast tylko po to by połazić po parku, nażreć się, puścić dzieciaki na karuzelę a później opowiadać, że byli w górach:(

Pierwsza pomoc © Kajman


Faktem jest, że Wisła była w naszych planach rowerowych od długiego czasu. By tak dojechać trzeba by jednak przebić się przez Bielsko a wycieczka miałaby grubo ponad setkę. Przewiezienie rowerów autem to stanie w ponad godzinnym korku przy wyjeździe z miasta. Brakowało nam motywacji.

XII Ogólnopolski Zlot Karawaningowy © Kajman


Tym razem motywacja się znalazła. Był nią XII Ogólnopolski Zlot Karawaningowy. Ponieważ wiedzieliśmy, że będzie na zlocie sporo ludzi zapadłą decyzja, że pies Funio zostaje w domu a zabieramy rowery. Trzeba w końcu po naszym Beskidzie pojeździć:)

Na zlotach jest ciekawe towarzystwo © Kajman


Na zlotach karawaningowych zawsze jest tak, że w piątkowy wieczór jest pierwsze ognisko, granie na gitarach, śpiewy no i oczywiście degustacja różnych izotoników. Ponieważ każdy przywozi swoje napoje energetycująco wspomagające, efekt na następny dzień jest do przewidzenia. Dlatego Ela wybiera lajtową trasę nadwiślańskimi ścieżkami. Jak zwykle bywa na zlotach jedzie z nami Janusz.

Pałacyk myśliwski Habsburgów © Kajman


Rowerzystów na zlocie było sporo, ale nikt inny nie chciał z nami jechać. Podobno myśleli, że my jeździmy szybko a przecież sam wyznaję zasadę dojechać a się nie zmęczyć:)
Pierwszym punktem wycieczki jest pałacyk myśliwski Habsburgów znajdujący się na Szlaku Architektury Drewnianej.

Tablica © Kajman


Ponieważ Ela jak zwykle ostatnio opisała historię odwiedzanych obiektów nie będę się powtarzał. W pałacyku obecnie znajduje się informacja turystyczna. Wchodzę popatrzyć na mapy. Jest mapa Wisły w skali 1:25 000. Mamy mapę okolicy więc idę zapytać się czy takową zakupić. Ela lubi mapy a ponieważ nasza jest mniej dokładna więc wracam. Tu niespodzianka, pani sprzedaje mi mapę i z ukrytego schowka wyciąga opis z mapą cyklotras Beskidu. Daje mi go w prezencie za to, że wróciłem:)

Wnętrze © Kajman


Ruszamy na nadwiślańskie ścieżki rowerowe. Faktem jest, że są pięknie przygotowane. Tak naprawdę nie różnią się od tych na zachodzie Europy. Jestem pod dużym wrażeniem. Ścieżki są pięknie oznaczone, opisane, są punkty odpoczynku i faktycznie omijają cały ruch samochodowy:)

Tu można jeździć © Kajman


Tak też jest fajnie © Kajman


Można górą i dołem © Kajman


Można też odpocząć © Kajman


Poruszamy się wzdłuż Wisły. Rzeka jeszcze płynie, ale widać największą chyba od dwudziestu lat suszę. W wielu domach mających własne ujęcia od ponad roku nie ma wody. Ludzie łapią wodę jak mogą, nie wygląda to dobrze:(

Wisła jeszcze płynie © Kajman


Ale wody jest bardzo mało © Kajman


Po wielu strumieniach górskich pozostało jedynie wspomnienie © Kajman


Dojeżdżamy do zamku w Grodźcu. To cel naszej wycieczki. Zamek pierwotnie należący do Piastów Cieszyńskich, później do rodziny Grodeckich zachował się w świetnym stanie. Chyba jest trochę pechowy bo kilku jego właścicieli na przestrzeni dziejów zamordowano. Mimo to znalazł się odważny, który go kupił i remontuje:)

Zamek piastowski w Grodźcu © Kajman


Z drugiej strony © Kajman


Tablica © Kajman


Detal © Kajman


Obok zamku, ukryte za czworakami znajdują się ruiny kościoła św Bartłomieja. Ciekawe miejsce.
Pora wracać. Ela wymyśla inną trasę powrotu, ale coś poszło nie tak. Droga się kończy i przedzieramy się przez las. Fajna przygoda, ale trochę męcząca:)

Ruiny kościoła w Grodźcu © Kajman


Tablica © Kajman


W końcu alternatywną ścieżką omijając Ustroń docieramy do Wisły. Tam szybki zakup sporego zapasu oscypków a raczej scypków jak są nazywane by nie naruszyć prawa. Teraz można jechać na camping bo w lodówce chłodzi się coś do owych "scypków" a wieczorem imprezy ciąg dalszy:)

Ela nie lubi tłoku © Kajman




Raczkowa Dolina

Niedziela, 19 sierpnia 2012 • dodano: 26.08.2012 | Komentarze 19


magneticlife.eu because life is magnetic

Od trzech tygodni walczę z ostrym zapaleniem gardła. Nagłe ataki kaszlu nie pozwalają pojeździć na rowerze dlatego wybieramy się z Elą w miejsce, które rowerowo zaliczaliśmy już kilka razy, ostatnio z JPbikiem.
Tym razem będzie nam towarzyszył pies Funio:)

Lubię pozować © Kajman


Stajemy na campingu w Raczkowej Dolinie. Camping usytuowany jest przy samym wejściu do Tatrzańskiego Parku Narodowego. To chyba najlepiej położony camping na Słowacji dla tych, którzy chcą pochodzić czy pojeździć na rowerach po górach:)

Nasza miejscówka © Kajman


Przy każdym namiocie jest miejsce na ognisko © Kajman


Celem naszego wyjazdu jest nie tylko łażenie po górskich szlakach, ale też nauczenie psa Funia kampingowania. Musi nauczyć się jak powinno zachowywać się na campingu. Tę lekcję Funio odrobił na piątkę:)
To był jego pierwszy wyjazd za granicę. Ma unijny paszport więc może jeździć:)

Wychodzimy w góry © Kajman


Krywań schował się w chmurach © Kajman


Czasami tylko pokazując się na chwilkę © Kajman


Camping ma nie tylko tę zaletę, że leży u wejścia do parku, ale też to, że jest na nim specyficzne towarzystwo. Przyjeżdżają tu ludzie, którzy rano idą w góry i wracają wieczorem. Wtedy siadają przed namiotami i palą ogniska. Szybko też idą spać bo rankiem trzeba iść na szlak:)
Nie ma tu hałasów, nocnych szaleństw, nisko przelatujących messerszmitów, jest las, rzeczka i spokój:)

Anwi na to mówi dziewięćsił © Kajman


Złapałem na dobre i na złe © Kajman


Na takiej skarpie gałąź robi za korzeń © Kajman


Na campingu są też domki, chyba prywatnie postawione kiedyś przez ludzi. Staliśmy obok jednego z nich. Domek a w zasadzie lauba jak się to na Śląsku nazywa, był zbity z desek i miał coś w rodzaju zamykanego tarasu. Mieszkało w nim mnóstwo Słowaków, ale innych niż wszyscy pozostali na campingu.

Uczymy się chodzić po kładkach © Kajman


I całkiem dobrze nam to wychodzi © Kajman


Inni dlatego, że nie ruszali się z owego domku, najdalsza wycieczka była do przepływającego nieopodal potoku. Jedyny temat rozmów był jak przysmażyć cebulkę i kto ma ją pokroić. Żarcie pochłaniało ich całkowicie a wygląd to potwierdzał, nie rozumiem jak można tak utuczyć dzieciaki!

Dzielnie maszeruję za swoją panią © Kajman


Trochę wody dla ochłody © Kajman


Trzeba trochę odpocząć © Kajman


Dlaczego o nich piszę? Bo człowiek uczy się całe życie, pies zresztą też. Funio jako stworzenie wybitnie przyjacielskie uwielbia się z wszystkimi witać. Któregoś dnia a raczej nocy, gdy otworzyłem drzwi w przedsionku przyczepy był szybki i mi myknął.

Ostatnie drzewo? © Kajman


Tego nie zrobił halny, to zmajstrował człowiek © Kajman


Sporo drzew nawycinali © Kajman


Normalnie Funio siedzi sobie przed przyczepą przypięty na smyczy. Ludzie podchodzą do niego i się witają. Tym razem wolny pobiegł raźnym truchtem do grubych Słowaków. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu gdy zobaczyli jak do nich biegnie merdając ogonem zaczęli strasznie piszczeć i wrzeszczeć!

Widoczek © Kajman


Wychodzimy ponad poziom lasu © Kajman


Tatrzańskie wodospady © Kajman


Cóż się zaczęło dziać! Dzieciaki mimo swej tuszy zaczęły szybko włazić na płotek tarasu a baby wskoczyły na krzesła wywijając nogami i wrzeszcząc jakby tańczyły jakiś taniec św Wita! Funio nie znał takich reakcji i twardo biegnie się witać. Gdy był na wysokości wejścia na taras, facet rzucił w niego krzesłem!

Widoczek © Kajman


Piękne miejsce © Kajman


Jeszcze jeden widoczek © Kajman


Funio to przecież jeszcze szczeniaczek. Nie spodziewał się czegoś takiego, trochę się przestraszył i pobiegł do mnie. Co po takim doświadczeniu pokazało się w psiej głowie przekonałem się po chwili. Funio za żadne skarby nie chciał wejść do przedsionka. Jego psi umysł nie dopuścił myśli, że ktoś może go zaatakować, przecież "człowieki" są fajne i miłe. Zaatakował go taras! Chwilę trwało zanim przekonałem go, że przedsionek przyczepy z pewnością go nie zaatakuje:)

Po wycieczce trochę sportu © Kajman


I obowiązkowa kąpiel © Kajman


Ognisko na campingu z okazji Narodowego Wejścia Na Krywań © Kajman


W sobotę z campingu wyruszało mnóstwo ludzi na Narodowe Wejście na Krywań. Wieczorem po powrocie było ognisko, kiełbaski, orkiestra i tańce. Tańczących było raczej niewielu i to chyba tylko ci, którzy na Krywań nie wleźli. Ciekawe doświadczenie dla Funia:)
Ostatnia lekcja miała miejsce w Szczyrbskim Plesie:)

Tu będzie pięknie i ciekawie © Kajman


Kanadyjkę można spotkać w Tatrach © Kajman


Trochę się obawiałem tej lekcji. Szczyrbskie Pleso oznacza tłum ludzi, samochody, biegaczy, i inne psy. W takich warunkach Funio jeszcze nigdy nie był. Z wypchaną kieszenią psimi cukierkami ruszamy dookoła jeziora:)

Jakiś dziwny facet, trzeba go oszczekać © Kajman


widoczek © Kajman


Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Funio doszedł do wniosku, że taka ilość "człowieków" jest nie do obskoczenia i nie ma sensu z wszystkimi się witać czyli trzeba olać towarzystwo. Szedł pięknie przy nodze nie zwracając uwagi na ludzi, nawet psy go nie interesowały. Jedyne co go zaskoczyło to pomnik. Wielki facet, nie rusza się, nie pachnie więc jest podejrzany, trzeba było go oszczekać:)

Z jednej strony jeziora © Kajman


są piękne widoki © Kajman


z drugiej niekoniecznie © Kajman


Pokazy lotnicze w Giżycku

Sobota, 4 sierpnia 2012 • dodano: 21.08.2012 | Komentarze 13


magneticlife.eu because life is magnetic

Nasz pobyt na Mazurach powoli dobiega końca. W Giżycku jak co roku odbywają się pokazy lotnicze. Chcemy z Elą zobaczyć wyczyny pilotów. Pierwotny plan pojechania do Giżycka rowerami okazał się zbyt ryzykowny. Ludzie w autach dostali głupawki i myślą, że Giżycko jest z gumy.

Białe żagle © Kajman


Jak nie rowerami a tym bardziej autem pozostaje nam jedyna droga czyli wodna. Wskakujemy do kanadyjki i płyniemy na Niegocin:)

Na koniec naszego pobytu mazurskiego nasunęło mi się kilka spostrzeżeń. Po pierwsze bardzo dużo się zmieniło pod wieloma względami, powstały świetne ścieżki rowerowe, poprawił się standard kampingów i infrastruktury:)

Leci samolot © Kajman


O, leci kolejny © Kajman


Jakiś dziwny helikopter © Kajman


Niestety jest też sporo zmian na gorsze. Ludzie po ścieżkach rowerowych łażą jak cielęta i nie jarzą dlaczego gwiżdżę im do ucha!
Jeszcze gorzej jest na jeziorach, duch w narodzie ginie:(

Ładnie im to wychodzi © Kajman


Myk do góry © Kajman


i myk do ziemi © Kajman


Za moich młodych lat największym wstydem podczas żeglowania było używanie silnika, no chyba że w kanałach. Dzisiaj połowa ekipy wozi się na silniku, rzadko kto potrafi podejść do kei na żaglach. Pojawiło się też buractwo, dla którego jedyny powód wejścia na jacht to lans. Żeglować nie potrafi, ale patrzcie ludzie czym płynę, nie ważne że to żaglówka, ale patrzcie jaki mam silnik!

Musimy dorobić jeszcze flagę BS © Kajman


Zachodzi słońce na Mazurach © Kajman


Pojawia się księżyc © Kajman


Z takim właśnie lansującym się patafianem mieliśmy bliski kontakt na kanale. Kanadyjką płynęliśmy z prędkością 6 km/godz czyli norma w kanałach. Z naprzeciwka płynie jacht i kulturalnie zwalnia by nie zrobić dużej fali. W tym momencie między nas a ten jacht pakuje się burak waląc burtą w naszą burtę. Rany, co usłyszał, aż panienki, które woził poczerwieniały:(

Po zmroku czas na grilla i integrację © Kajman


Mazury żegnają nas pokazem ogni © Kajman




Na prośbę Anwi jeszcze jedna fota © Kajman


  • DST 133.08km
  • Teren 9.00km
  • Czas 08:02
  • VAVG 16.57km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1611m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazurskie wioski, staroobrzędowcy i pruskie plemię

Piątek, 3 sierpnia 2012 • dodano: 05.08.2012 | Komentarze 17


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj jest w planie Leśniczówka Pranie:)
Ładnie mi się zrymowało, ale nic z tego nie wyszło. Prognozy pogody z jednej strony są dobre, ale śmierdzi burzą od rana. Po ostatnich przeżyciach jakoś nie możemy przestać patrzeć na chmury. Skoro świt wyruszamy w kierunku Rucianego Nidy.

Na tronie króla Galindii © Kajman


Ela jak zwykle fajnie zaplanowała trasę. Mamy sporo atrakcji przed sobą. Pierwszy postój w Mikołajkach. Na szczęście jest na tyle wcześnie, że jeszcze nie wypełzł tłum lansowiczów. Promenada w Mikołajkach to tak jak w zimie Krupówki:(
Nie lubię takich miejsc. Szybkie foty, zakup bułek i dalej w drogę:)

W Mikołajkach Król Sielaw jest wszędzie © Kajman


Kolejny Król Sielaw, było nie było symbol miasta © Kajman


Port jachtowy © Kajman


Coś dla rowerzystów, wodny Kross © Kajman


Tym mistem jedziemy do Rucianego © Kajman


Jedziemy do Kadzidłowa, tam w maleńkiej wiosce schowanej w lesie, do której jedzie się piaszczystą drogą, są dwie fajne atrakcje. Park dzikich zwierząt i prywatny mini skansen. Zwiedzanie zaczynamy od tego drugiego ciesząc się przy okazji świetnym zimnym mazurskim piwem:)

Mazurska chata podcieniowa © Kajman


Gospoda pod psem © Kajman


Wreszcie na Mazurach zwiedzamy coś drewnianego. Mini skansen to prywatna inicjatywa ludzi chcących ratować zanikającą mazurską zabudowę. Składa się z siedmiu budynków. W gospodzie można zjeść coś dobrego i napić się zimnego mazurskiego piwa. Gatunki w naszych okolicach zupełnie nie znane, ale trzeba przyznać, że świetne:)

Izba w mazurskiej chacie © Kajman


Pokój dziadków © Kajman


Obraz wykonany z rybich łusek © Kajman


W dwóch pomieszczeniach odtworzona jest sala lekcyjna z początku XX wieku i pokój nauczyciela. Na biurku honorowe miejsce zajmuje oczywiście trzcinka do temperowania niesfornych uczniów. Czasami takie narzędzie wychowawcze przydałoby się w dzisiejszej szkole:)

Sala lekcyjna © Kajman


Tam sziedział pan "rechtor" © Kajman


Sześć budynków zostało przeniesionych z okolicznych wsi. Patrząc na zdjęcia w jakim były stanie przed przeniesieniem, był to ostatni moment. Budynki zostały pieczołowicie odtworzone.

Bania czyli sauna © Kajman


Tu chyba mieszkają gospodarze © Kajman


Chcemy w Kadzidłowie zwiedzić jeszcze park dzikich zwierząt. Są rysie, łosie, wilki, czarne bociany i sporo innych. Niestety nie da się wejść z rowerami a nie zabraliśmy zamknięcia. Zwiedzanie trwa około 1,5 godziny a po posiedzeniu w gospodzie zaczyna nam brakować czasu. Robimy fotę stworzeniom w pobliżu i w drogę.

Jest daniel © Kajman


Gospoda dla łosi © Kajman


Dojeżdżamy do Ukty. Tutaj rozpoczynają się spływy kajakowe Krutynią. Jakoś nigdy nie mogłem tego do końca zrozumieć. Po co pływać wąską, być może malowniczą rzeką kiedy w okolicy tyle pięknych jezior. Ale co kto lubi:)

Kajaki na brzegu a ludzie w wodzie © Kajman


I tak ciągle © Kajman


Zmieniamy plany. Ele odechciało się jeżdżenie po szutrach i Leśniczówki Pranie nie odwiedzimy. Jedziemy za to do Wojnowa. W 1830 roku powstała tutaj czyli na terenach ówczesnych Prus kolonia staroobrzędowców. Zainteresowała mnie ich historia więc zmiana kierunku została natychmiast zaakceptowana:)

Cerkiew w Wojnowie © Kajman


Wnętrze © Kajman


Po reformach w kościele prawosławnym w XVII wieku, które wprowadził patriarcha Nikon (nie mylić z aparatem), część wiernych się zaparła i ni w ząb nie chciała się podporządkować. Tak powstali staroobrzędowcy. Wiadomo, że czyja władza tego religia. Staroobrzędowcy jak zwykle w takich wypadkach mocno byli podpadnięci.

Cmentarz w Wojnowie © Kajman


Cerkiew z innej strony © Kajman


Fikanie carowi i patriarsze moskiewskiemu nigdy dobrze się nie kończyło. Trzeba było się zwijać. Wielu staroobrzędowców trafiło do puszczy piskiej na początku XIX wieku. Wybudowali kilka wsi, kilka cerkwi i kilka klasztorów. Cały czas utrzymywali swoją kulturę i wyznanie. Do czasu.

Stary dom w Wojnowie © Kajman


I jeszcze jeden © Kajman


Co ciekawe. Po roku 1852 nasiliły się represje w Rosji. Nastąpiła druga spora fala emigracji. Wielu emigrantów trafiło do klasztoru w Wojnowie, który powstał w 1836 roku. Wtedy igumenem był niejaki Paweł Pruski. Dobrze im się powodziło skoro w Piszu założyli drukarnię.

Cerkiew w stylu pruskim © Kajman


Jedyny w Europie zachowany klasztor staroobrzędowców © Kajman


Co zrobił szefuńcio Paweł? W 1867 pojechał do Moskwy i się nawrócił. Całą wspólnotę szlak trafił. Nastąpił ostry kryzys, klasztor chyli się ku upadkowi i staje się własnością jednego z zamożnych staroobrzędowców. Wielu odchodzi i powraca do cerkwi.

Brama do klasztoru © Kajman


Wnętrze © Kajman


Podjęto przeciwdziałania. Z Moskwy przyjechała zakonnica i przejęła klasztor. Wokół niej zgromadziło się sporo innych zakonnic staroobrzędowych i klasztor przetrwał do 2006 roku kiedy zmarła ostatnia zakonnica.
Ponieważ jest to jedyny w Europie taki obiekt, dzisiaj można go zwiedzać a nawet wynająć sobie pokój:)

Ikona © Kajman


Ta też jest piękna © Kajman


Zaczyna być bardzo ciężkie powietrze, burza wisi na włosku. Zawracamy, ale nie możemy odpuścić sobie Galindii, to wioska pruskiego plemienia Galindów, o którym pisali już starożytni Rzymianie. Oczywiście jest to luźna wizja jej budowniczych. Jest to też dobrej klasy hotel i pole campingowe. Warto ją zwiedzić bo drugiego takiego obiektu w Polsce nie ma.

Wjeżdżamy na tereny Galindów © Kajman


Wejścia pilnują strażnicy © Kajman


Ela idzie z nimi pogadać czy nas wpuszczą, nie ma sprawy dycha od łba i można wchodzić:) © Kajman


W krzachorach stoją odwody © Kajman


Wierzchowce zostawiamy pod chatą króla i idziemy zwiedzać © Kajman


Zwiedzanie zaczynamy oczywiście od baru. To coś dla Benaska. Dwadzieścia gatunków wyśmienitego lokalnego piwa. O takich gatunkach w życiu nawet nie słyszałem. Mam spory problem co wybrać a zamówić możemy po jednym. Jeszcze sporo kilometrów przed nami:(
Tak, w tym miejscu można zakotwiczyć na dłużej:)

Zaczynamy od baru. Co tu wybrać z 20 gatunków nieznanago piwa © Kajman


Trafny wybór © Kajman


Zwiedzanie Galindii zaczynamy od zobaczenia świetnego filmu o Galindach. Fajnie się siedzi i ogląda, później wybieramy się do podziemnych grot. Jest co oglądać, kuchnie Galindów, miejsca kultu, restauracja też jest:)

Tu można zobaczyć film i zwiedzić podziemia © Kajman


Miejsce kultu © Kajman


Na terenie wioski można zobaczyć sporo ciekawych miejsc. Miejsca pogrzebowe, miejsca kultu i inne miejsca, których przeznaczenia nie znam. Jest też port ze statkiem Galindów. Wszystkiego strzegą woje i bogowie. Obsługa obiektu jest w strojach z epoki i trzeba uważać by nie użyli maczugi:)

Statek Galindów © Kajman


Portu pilnują woje © Kajman


Uroczysty pochówek © Kajman


Totem © Kajman


Gdy siedliśmy na tronie króla Galindów, chyba wkurzyliśmy lokalnych bogów bo usłyszeliśmy potężny grzmot. Trzeba było skrócić zwiedzanie i spadać. Telefon do sąsiadów na campingu wykonuję natychmiast bo chmury wyglądają nie ciekawie.

Nimfa © Kajman


Bogowie się wkurzyli © Kajman


Nawet modły nie pomogły, może dlatego, że nie wszyscy się zaangażowali © Kajman


Na jeziorze zaczynają świecić lampy alarmowe. Do Galindii może jeszcze kiedyś wrócimy. Teraz jedziemy, ale burza jest szybsza. Znajdujemy przytulny przystanek i przeczekujemy nawałnicę. Na camping wracamy bez przygód po ponad godzinnym przymusowym odpoczynku. Całe szczęście, że na campingu żadnych strat nie zanotowano:)

Latarnie alarmowe świecą © Kajman


Leje © Kajman


Przechodzi © Kajman




  • DST 114.59km
  • Czas 06:41
  • VAVG 17.15km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 963m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Krzyżackie zamki i kościoły

Wtorek, 31 lipca 2012 • dodano: 02.08.2012 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj została zaplanowana wycieczka szlakiem krzyżackich zamków i kościołów. W zasadzie pierwszym planem był Kętrzyn. Jakoś tak nam zostało, że po przeżyciach białego szkwału często spoglądamy w niebo i patrzymy na chmury. Co prawda w przyczepie są pozamykane wszystkie okna, ale niepokój pozostaje:(

Bazylika w Kętrzynie, pierwsza krzyżacka budowla na szlaku © Kajman


Pogoda jest w miarę bezpieczna więc Ela proponuje poszukanie większej ilości krzyżackich budowli. Zobaczymy cztery zamki krzyżackie i sporo kościołów. Ela historię budowli opisała na swoim blogu. Nie chcąc się powtarzać napiszę dlaczego na tak małym obszarze powstało tyle potężnych obiektów.

Bazylika w Kętrzynie © Kajman


Przed wejściem © Kajman


Jak powszechnie wiadomo ziemie Warmii i Mazur zamieszkiwały już chyba do VIII wieku plemiona bałtyckie, z których najsilniejsi i najbitniejsi byli Prusowie. Nie dali sobie w kaszę dmuchać. Wszelkie próby wciągnięcia ich bo cywilizacji chrześcijańskiej nie kończyły się dobrze dla cywilizatorów, krótko mówiąc szli do kotła. No może nie dosłownie.

Wnętrze bazyliki w Kętrzynie © Kajman


Płyta nagrobna w bazylice © Kajman


I jeszcze jedna © Kajman


Tak było zarówno w przypadku biskupa praskiego Wojciecha jak i św Brunona. Z drugiej strony nie ma się co dziwić. Gdyby do nas teraz przyszli muzułmanie i chcieli nas koniecznie nawracać, też miło by nie było.
Drugą sprawą były wyprawy wojenne. Już od pierwszych Piastów próbowano wybierać się na Prusów. Niby chcąc nawracać, ale tak na prawdę były to napady rabunkowe.

Ostatni rzut oka na bazylikę © Kajman


Jedziemy zobaczyć zamek © Kajman


Prusowie jakoś nie chcieli się pogodzić z takim zachowaniem i robili wyprawy odwetowe. I tak w kółko. Odbijało się to na ziemiach Mazowsza, ale i Wielkopolsce też czasami się dostało. Efektem takich zabaw był największy błąd naszej historii czyli sprowadzenie Krzyżaków. Ci zrobili krótką piłkę. Spuścili łomot plemionom bałtyckim i wzięli się za Litwinów i Polaków.

Zamek krzyżacki w Kętrzynie © Kajman


Dziedziniec zamkowy © Kajman


Krzyżacy przyjęli skuteczną metodę podboju. Gdy zdobyli jakiś pruski gród, który zawsze był drewniany, niszczyli grodzisko a przy okazji starszyznę. Nie mordowali wszystkich bo przecież potrzebowali siły roboczej. W miejscu zniszczonego grodu natychmiast budowali potężny murowany zamek.
Taka polityka pozwoliła na skuteczną obronę bo już nikt sobie nie fikał.

Brama wjazdowa do zamku © Kajman


Cerkiew w Kętrzynie © Kajman


Co prawda Litwini w ramach wypraw odwetowych kilka zamków zniszczyli, ale nigdy nie pozostawali długo i nie próbowali przyłączyć ziem do swego państwa. Po prosu narozrabiali i w długą. Krzyżacy natychmiast zamki odbudowywali i stawały się one jeszcze potężniejsze.

Wiatrak w Starej Różance © Kajman


Typowy mazurski kościół © Kajman


Krzyżacy chcąc zagospodarować ziemie zaczęli lokować wsie ściągając ludzi z pobliskiego a wówczas biednego Mazowsza. Tak powstała nacja Mazurów. Posługiwali się oni odmianą języka polskiego występującą wówczas na Mazowszu. Język zachował się do dzisiaj, ale na przestrzeni wieków ludzie ci nie mieli łatwo.

Zamek w Barcianach © Kajman


Zanmek z innej strony © Kajman


Sprowadzono również ludność z Niemiec a po wojnach religijnych ściągnięto Holendrów i osadzano na zabagnionych miejscach Mazur i na Żuławach.
Po bitwie pod Grunwaldem, zakon już nigdy nie odzyskał swojej potęgi, kolejna wojna złamała potęgę zakonu do końca.

Zamek w Barcianach to wielka budowla © Kajman


Obecnie jest w prywatnych rękach i podzieli losy zamków w Giżycku i Rynie. Będzie tu hotel. © Kajman


Okres reformacji całkowicie zmienił oblicze Warmii i Mazur. Warmia miała swoje polskie biskupstwo i podlegała Rzeczypospolitej. Reformacja jej nie dotknęła i pozostała katolicka. Inaczej porobiło się na ziemiach zakonu. Ostatni wielki mistrz niejaki Hohenzollern nie mogąc otrzymać pomocy z Watykanu z lekka się wkurzył.

Kościół w Barcianach © Kajman


Wnętrze © Kajman


Z innej strony © Kajman


Efektem kłótni z Watykanem, który wplątany w wojny religijne na zachodzie Europy nie mógł pomóc zakonowi, było rozwiązanie zakonu na terenie Prus i powołanie księstwa świeckiego. Księciem stał się oczywiście ostatni wielki mistrz czyli ów Hohenzollern. Żeby było bardziej wesoło zmienił wyznanie i przeszedł na luteranizm.

Element architektury drewnianej © Kajman


Dijeżdżamy do Srokowa i podziwiamy piękny ratusz © Kajman


Rynek w Srokowie ma swój klimat © Kajman


To były czasy, gdy ludność przyjmowała wyznanie władcy. W ten sposób Mazury stały się protestanckie a Warmia katolicka. By nie dopuścić do reakcji ze strony Polski odbył się hołd pruski. Tak więc Prusy stały się lennem polskim. Ten układ przetrwał do czasu I rozbioru z mniejszymi lub większymi zawirowaniami.

Kościół w Srokowie, kolejna potężna budowla krzyżacka © Kajman


Wnętrze © Kajman


Po zmianie wyznania, dawne potężne kościoły budowane przez Krzyżaków w XIV wieku stały się luterańskie. Inicjator I rozbioru Wiluś chciał koniecznie uwolnić się z pod panowania Polski a przy okazji zagarnąć Warmię i Pomorze Gdańskie. Rzeczypospolita była słaba i skłócona, Prusy coraz silniejsze no i stało się jak się stało:(

Śluzy kanału Mazurskiego miały połączyć Mazury z Bałtykiem © Kajman


Budowę rozpoczynano dwa razy i zawsze przerywała ją wojna © Kajman


Podczas I wojny światowej na terenie Mazur toczyły się ciężkie walki niemiecko - rosyjskie. Twierdza Boyen w Giżycku spełniła swoje zadanie i skutecznie powstrzymała Rosjan. Pozostało do dziś wiele cmentarzy z tego okresu. Są tu pochowani nie tylko Niemcy i Rosjanie. Można znaleźć każdą nację z rumuńskim cmentarzem włącznie.

Cmentarz żołnierzy radzieckich w Węgorzewie © Kajman


Tu przebiega piękna ścieżka rowerowa © Kajman


W 1920 roku przeprowadzono na Mazurach plebiscyt chcąc je włączyć do Polski. Pomimo tego, że językiem polskim a raczej mazurskim posługiwało się ponad 60% ludności za Polską głosowało raptem 2% obywateli. Może bali się wyniku wojny z bolszewikami, może byli za niemieckim panowaniem? Tego nie wiem. Faktem jest, że Mazury pozostały w Niemczech.

Stara wieża ciśnień w Węgorzewie © Kajman


Po II wojnie ludność mazurska uciekała przed Rosjanami. Uciekali też rodowici Mazurzy. Dla Rosjan było wszystko jedno jakim językiem człowiek mówi. Dla nich były to tereny trofiejne. Po wojnie dla autochtonów nastały ciężkie czasy. Władza ludowa skutecznie ich tępiła. Wielu wyemigrowało do Niemiec. W ich miejsce napłynęła ludność ze wschodu, z Wileńszczyzny a i z centralnej Polski też wiele osób się tu przeniosło. Kościoły luterańskie powróciły do wyznania katolickiego. Wybudowano też wiele cerkwi. To już są dzisiejsze Mazury.

Fajnie się jedzie taką ścieżką © Kajman


Tyle historii. Jadąc i patrząc na dawne zamki krzyżackie, na to jak są odbudowywane, pomyślałem że może jest to przyczyna odbudowy zamków na Litwie. Być może nienajlepsze stosunki polsko - litewskie w ostatnich latach przyśpieszyły odbudowę litewskich zamków? Przecież krzyżackie są już w dobrym stanie, tylko tyle, że przebudowane na hotele i pewnie czekają na inwazję turystów litewskich:)
Ta trasie wycieczki były jeszcze dwa zamki, w Węgorzewie, niestety będący w rękach prywatnych i tak osłonięty, że nawet foty nie dało się zrobić. Drugi był w Giżycku, opisany w innym miejscu.

Żuraw © Kajman


Gdy mijaliśmy jezioro Mamry przypomniała mi się stara żeglarska piosenka.

"Weź na łajbę babę swą
Płyń na Mamry utop ją
Potem krzyknij hej!
O jedną babę mniej"

Kanadyjka naprawiona, jeszcze trochę popływamy:)

Mamry © Kajman




  • DST 29.23km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 17.19km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Podjazdy 356m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przeżyliśmy biały szkwał

Niedziela, 29 lipca 2012 • dodano: 30.07.2012 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Zapowiada się ładny dzień, co prawda upalny, ale nic nie zwiastowało tego co się stało w przeciągu dwóch minut o piętnastej.
Chcąc wykorzystać piękny dzień rano wyjeżdżamy na krótką rowerową wycieczkę a popołudniu wybieramy się popływać kanadyjką.

Zatopiona kanadyjka © Kajman


Rano wsiadamy na rowery i jedziemy sprawdzić gdzie prowadzi rowerowa autostrada zaczynająca się w Wilkasach. Nie ma jej na mapie i nie jest opisana, ale wygląda bardzo zachęcająco. Nic dziwnego, że jej nie ma bo jej długość to raptem pół kilometra:(

Początek rowerostrady © Kajman


Po czterystu matrach koniec drogi i leśny piach © Kajman


Jakoś nie chce nam się dzisiaj jeździć po piachu więc zmieniamy kierunek. Jedziemy do Miejscowości Sterławki Małe zobaczyć wiatrak.

Widok na maleńkie jezioro Dejgunek © Kajman


Ela na stanowisku fotoreportrskim © Kajman


Wiatrak w Sterławkach Małych © Kajman


Ela nie ma ochoty na jazdę po litewskich drogach więc z powrotem jedzie asfaltem a ja robię mały przejazd po szuterku by odwiedzić jeszcze jezioro Dajguny. Doganiam Elę przed Gutami i razem wracamy na kamping. Pora na obiad i za chwilę wypływamy:)

Trochę terenu musi być © Kajman


Jezioro Dejguny © Kajman


Rozpaliłem grilla i zjedliśmy sobie obiad. Od strony Giżycka słychać pierwszy grzmot. Nadciąga burza. Widać potężną czarną chmurę. Nie ma paniki, wniosłem krzesła do przedsionka, przymknąłem okna dachowe w przyczepie i wtedy się zaczęło. Potężne uderzenie wiatru przewróciło rowery w przedsionku. Patrzę co się dzieje i widzę lecące do jeziora pontony, dziecięce kółka do pływania, ubrania i Bóg wie co jeszcze.

Pod tymi zwalonymi gałęzimi stało nasze auto © Kajman


Maszt złamany, flaga na ziemi, ale my dzielnie walczymy © Kajman


Szybko przestawiam auto, które stało w cieniu wielkiej wierzby pod którą stała też przyczepa. Biegnę ratować przedsionek. Widzę przewalającą się przez pomost wielką falę i pędzące krople wody nad jeziorem. To biały szkwał, już wiem, że będzie wesoło:(

Drzewa łamią się jak zapałki © Kajman


Robi się masakra © Kajman


Dobrze, że odjechałem autem z tego miejsca © Kajman


Przedsionek ma ochotę odfrunąć, łapię za stelaż starając się go ratować. Ela dzielnie włącza się do walki z żywiołem. Wszystko trwa kilka minut. Przedsionek mocno się ugina. Ma założone pasy sztormowe, do ziemi przybity jest wielkimi hakami, są też dodatkowe linki. Trzymamy stelaż, który mocno pracuje i powoli zaczyna się zsuwać, ale dajemy radę wszystko utrzymać w kupie:)

Zawalony przedsionek sąsiada © Kajman


Nie wygląda to dobrze © Kajman


Po chwili wiatr się zmniejsza, ale zaczyna się ulewa, co chwilę piorun. Oceniamy straty w środku i widzimy brak jednego okna dachowego, Ela biegnie go szukać i udaje jej się znaleźć pozostałości. Szybko zakładam prowizorycznie okienko bo woda leje się do przyczepy. Przedsionek ocalony, szybko naciągam stelaż bo na daszku zaczynają powstawać spore jeziorka. Wszystko działa, przedsionek jako jedyny na całym kampingu przetrawał:)

Pobojowisko © Kajman


Wiele sprzętów wpadło do jeziora © Kajman


Ten namiot przefrunął ponad 300 metrów © Kajman


Gdy burza przechodzi wychodzimy popatrzeć co się stało. Z wielkim zdziwieniem stwierdzam, że nie ma naszej kanadyjki. Była wyciągnięta na brzeg i leżała pod drzewem. Podchodzę do pomostu i widzę naszą kanadyjkę zatopioną w wodzie. Na powierzchni jest tylko rufa i dziób gdzie są komory niezatapialne. W środku pełno wody. Udaje się wyciągnąć ją z powrotem na brzeg, jednak widać spore uszkodzenie na kilu. Wiatr musiał ją podnieść, obrócić w powietrzu i wrzucić do jeziora, niestety lecąc pewnie walnęła o pomost:(

Kanadyjka uratowana © Kajman


Kil jest do naprawy © Kajman


Na jeziorze pojawiają się policyjne motorówki szukając rozbitków. Na kampingu na szczęście nikt nie ucierpiał. Ludzie zabierają się do porządków. Widzimy, że gałąź wierzby pod którą staliśmy jest pęknięta. Nie ma wyjścia trzeba się przestawić z zagrożonego miejsca.

Policyjny patrol © Kajman


Dobrze, że nie złamało się do końca i nie spadło na nas © Kajman


Zaczynają się porządki © Kajman


A jest co robić © Kajman


Wszystkie przyczepy prócz naszej mają uszkodzone przedsionki, sąsiadowi z forum karawaningowego wyrwało przedsionek z korzeniami, czyli zaczepami na ścianie przyczepy, zmasakrowało mu też stalowy stelaż. Kolega Marcin waży jak twierdzi 130 kilo. Złapał stelaż, ale wiatr go uniósł razem z przedsionkiem.

Połamany stelaż © Kajman


Jakoś wszystko zaczyna wracać do normy © Kajman


W naszym wypadku straty to wyrwane okno dachowe, obity kil kanadyjki, złamany maszt flagi i zatopiona pokrywka z grilla. Dobrze, że tylko tak się to wszystko skończyło:)

Trzeba było się przestawić w bezpieczniejsze miejsce © Kajman


Będziemy mieli nowe okno dachowe © Kajman