Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Wykres roczny
Kategorie
Archiwum bloga
- 2013, Lipiec10 - 76
- 2013, Czerwiec1 - 20
- 2013, Maj4 - 47
- 2013, Kwiecień2 - 31
- 2013, Marzec1 - 19
- 2012, Grudzień1 - 26
- 2012, Październik2 - 41
- 2012, Wrzesień4 - 51
- 2012, Sierpień3 - 49
- 2012, Lipiec11 - 139
- 2012, Czerwiec1 - 9
- 2012, Maj7 - 137
- 2012, Kwiecień3 - 58
- 2012, Marzec2 - 66
- 2012, Luty2 - 44
- 2012, Styczeń4 - 126
- 2011, Grudzień1 - 51
- 2011, Listopad2 - 47
- 2011, Październik2 - 40
- 2011, Wrzesień3 - 54
- 2011, Sierpień11 - 208
- 2011, Lipiec12 - 197
- 2011, Czerwiec8 - 192
- 2011, Maj9 - 203
- 2011, Kwiecień9 - 163
- 2011, Marzec7 - 126
- 2011, Luty2 - 37
- 2011, Styczeń4 - 56
- 2010, Grudzień1 - 8
- 2010, Listopad6 - 96
- 2010, Październik4 - 56
- 2010, Wrzesień9 - 117
- 2010, Sierpień16 - 187
- 2010, Lipiec13 - 171
- 2010, Czerwiec9 - 159
- 2010, Maj16 - 286
- 2010, Kwiecień14 - 265
- 2010, Marzec17 - 331
- 2010, Luty15 - 223
- 2010, Styczeń8 - 142
- 2009, Grudzień6 - 69
- 2009, Listopad10 - 98
- 2009, Październik8 - 53
- 2009, Wrzesień20 - 130
- 2009, Sierpień17 - 56
- 2009, Lipiec20 - 28
- 2009, Czerwiec4 - 13
- 2009, Maj15 - 62
- 2009, Kwiecień13 - 13
Spotkani w realu:
- Alistar
- Amiga
- Angelino
- Aniuta
- Anwi
- Art75
- Autochton
- Blase
- Coda
- Czarna
- Czecho
- Dariusz79
- Djk71
- Dynio
- Este
- Ewcia0706
- Franek810
- Funio
- Futrzak1
- Gibson
- Grace
- Grzybek
- Hose
- Igor03
- Janusz507
- Jazzkoszmar
- Jasiep46
- Jerzyp1956
- Jurek57
- Ilona
- Lysy086
- JPbike
- K4r3l
- Kosma100
- Krzara
- Krzychu60
- Krzysio32
- Lunatryk
- Marcingt
- Marusia
- Mavic
- Meak
- Micor
- Niradhara
- Prazek
- Projektkamczatka
- Rafaello
- Robd
- Robin
- Sebekfireman
- Shem
- Stamper
- Tadzio
- Tomalos
- T0mas82
- Tymoteuszka
- WRK97
- Vanhelsing
- Yacek
- Zachiro
Najpopularniejsze zdjęcia:
Wpisy archiwalne w kategorii
Wycieczki z campingów
Dystans całkowity: | 3650.13 km (w terenie 355.48 km; 9.74%) |
Czas w ruchu: | 223:21 |
Średnia prędkość: | 16.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.00 km/h |
Suma podjazdów: | 38184 m |
Maks. tętno maksymalne: | 55 (0 %) |
Liczba aktywności: | 72 |
Średnio na aktywność: | 50.70 km i 3h 20m |
Więcej statystyk |
- DST 56.46km
- Teren 25.00km
- Czas 03:28
- VAVG 16.29km/h
- VMAX 50.00km/h
- Podjazdy 707m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Nadwiślańskie ścieżki
Sobota, 8 września 2012 • dodano: 13.09.2012 | Komentarze 16
Miasto Wisła leży od nas niedaleko, raptem za drugą górą. Nie przepadam jednak za tym miejscem. Od lat kojarzy mi się z tłumem ludzi przyjeżdżających ze śląskich miast tylko po to by połazić po parku, nażreć się, puścić dzieciaki na karuzelę a później opowiadać, że byli w górach:(
Pierwsza pomoc© Kajman
Faktem jest, że Wisła była w naszych planach rowerowych od długiego czasu. By tak dojechać trzeba by jednak przebić się przez Bielsko a wycieczka miałaby grubo ponad setkę. Przewiezienie rowerów autem to stanie w ponad godzinnym korku przy wyjeździe z miasta. Brakowało nam motywacji.
XII Ogólnopolski Zlot Karawaningowy© Kajman
Tym razem motywacja się znalazła. Był nią XII Ogólnopolski Zlot Karawaningowy. Ponieważ wiedzieliśmy, że będzie na zlocie sporo ludzi zapadłą decyzja, że pies Funio zostaje w domu a zabieramy rowery. Trzeba w końcu po naszym Beskidzie pojeździć:)
Na zlotach jest ciekawe towarzystwo© Kajman
Na zlotach karawaningowych zawsze jest tak, że w piątkowy wieczór jest pierwsze ognisko, granie na gitarach, śpiewy no i oczywiście degustacja różnych izotoników. Ponieważ każdy przywozi swoje napoje energetycująco wspomagające, efekt na następny dzień jest do przewidzenia. Dlatego Ela wybiera lajtową trasę nadwiślańskimi ścieżkami. Jak zwykle bywa na zlotach jedzie z nami Janusz.
Pałacyk myśliwski Habsburgów© Kajman
Rowerzystów na zlocie było sporo, ale nikt inny nie chciał z nami jechać. Podobno myśleli, że my jeździmy szybko a przecież sam wyznaję zasadę dojechać a się nie zmęczyć:)
Pierwszym punktem wycieczki jest pałacyk myśliwski Habsburgów znajdujący się na Szlaku Architektury Drewnianej.
Tablica© Kajman
Ponieważ Ela jak zwykle ostatnio opisała historię odwiedzanych obiektów nie będę się powtarzał. W pałacyku obecnie znajduje się informacja turystyczna. Wchodzę popatrzyć na mapy. Jest mapa Wisły w skali 1:25 000. Mamy mapę okolicy więc idę zapytać się czy takową zakupić. Ela lubi mapy a ponieważ nasza jest mniej dokładna więc wracam. Tu niespodzianka, pani sprzedaje mi mapę i z ukrytego schowka wyciąga opis z mapą cyklotras Beskidu. Daje mi go w prezencie za to, że wróciłem:)
Wnętrze© Kajman
Ruszamy na nadwiślańskie ścieżki rowerowe. Faktem jest, że są pięknie przygotowane. Tak naprawdę nie różnią się od tych na zachodzie Europy. Jestem pod dużym wrażeniem. Ścieżki są pięknie oznaczone, opisane, są punkty odpoczynku i faktycznie omijają cały ruch samochodowy:)
Tu można jeździć© Kajman
Tak też jest fajnie© Kajman
Można górą i dołem© Kajman
Można też odpocząć© Kajman
Poruszamy się wzdłuż Wisły. Rzeka jeszcze płynie, ale widać największą chyba od dwudziestu lat suszę. W wielu domach mających własne ujęcia od ponad roku nie ma wody. Ludzie łapią wodę jak mogą, nie wygląda to dobrze:(
Wisła jeszcze płynie© Kajman
Ale wody jest bardzo mało© Kajman
Po wielu strumieniach górskich pozostało jedynie wspomnienie© Kajman
Dojeżdżamy do zamku w Grodźcu. To cel naszej wycieczki. Zamek pierwotnie należący do Piastów Cieszyńskich, później do rodziny Grodeckich zachował się w świetnym stanie. Chyba jest trochę pechowy bo kilku jego właścicieli na przestrzeni dziejów zamordowano. Mimo to znalazł się odważny, który go kupił i remontuje:)
Zamek piastowski w Grodźcu© Kajman
Z drugiej strony© Kajman
Tablica© Kajman
Detal© Kajman
Obok zamku, ukryte za czworakami znajdują się ruiny kościoła św Bartłomieja. Ciekawe miejsce.
Pora wracać. Ela wymyśla inną trasę powrotu, ale coś poszło nie tak. Droga się kończy i przedzieramy się przez las. Fajna przygoda, ale trochę męcząca:)
Ruiny kościoła w Grodźcu© Kajman
Tablica© Kajman
W końcu alternatywną ścieżką omijając Ustroń docieramy do Wisły. Tam szybki zakup sporego zapasu oscypków a raczej scypków jak są nazywane by nie naruszyć prawa. Teraz można jechać na camping bo w lodówce chłodzi się coś do owych "scypków" a wieczorem imprezy ciąg dalszy:)
Ela nie lubi tłoku© Kajman
- Sprzęt Accent El Ninio
- Aktywność Jazda na rowerze
Raczkowa Dolina
Niedziela, 19 sierpnia 2012 • dodano: 26.08.2012 | Komentarze 19
Od trzech tygodni walczę z ostrym zapaleniem gardła. Nagłe ataki kaszlu nie pozwalają pojeździć na rowerze dlatego wybieramy się z Elą w miejsce, które rowerowo zaliczaliśmy już kilka razy, ostatnio z JPbikiem.
Tym razem będzie nam towarzyszył pies Funio:)
Lubię pozować© Kajman
Stajemy na campingu w Raczkowej Dolinie. Camping usytuowany jest przy samym wejściu do Tatrzańskiego Parku Narodowego. To chyba najlepiej położony camping na Słowacji dla tych, którzy chcą pochodzić czy pojeździć na rowerach po górach:)
Nasza miejscówka© Kajman
Przy każdym namiocie jest miejsce na ognisko© Kajman
Celem naszego wyjazdu jest nie tylko łażenie po górskich szlakach, ale też nauczenie psa Funia kampingowania. Musi nauczyć się jak powinno zachowywać się na campingu. Tę lekcję Funio odrobił na piątkę:)
To był jego pierwszy wyjazd za granicę. Ma unijny paszport więc może jeździć:)
Wychodzimy w góry© Kajman
Krywań schował się w chmurach© Kajman
Czasami tylko pokazując się na chwilkę© Kajman
Camping ma nie tylko tę zaletę, że leży u wejścia do parku, ale też to, że jest na nim specyficzne towarzystwo. Przyjeżdżają tu ludzie, którzy rano idą w góry i wracają wieczorem. Wtedy siadają przed namiotami i palą ogniska. Szybko też idą spać bo rankiem trzeba iść na szlak:)
Nie ma tu hałasów, nocnych szaleństw, nisko przelatujących messerszmitów, jest las, rzeczka i spokój:)
Anwi na to mówi dziewięćsił© Kajman
Złapałem na dobre i na złe© Kajman
Na takiej skarpie gałąź robi za korzeń© Kajman
Na campingu są też domki, chyba prywatnie postawione kiedyś przez ludzi. Staliśmy obok jednego z nich. Domek a w zasadzie lauba jak się to na Śląsku nazywa, był zbity z desek i miał coś w rodzaju zamykanego tarasu. Mieszkało w nim mnóstwo Słowaków, ale innych niż wszyscy pozostali na campingu.
Uczymy się chodzić po kładkach© Kajman
I całkiem dobrze nam to wychodzi© Kajman
Inni dlatego, że nie ruszali się z owego domku, najdalsza wycieczka była do przepływającego nieopodal potoku. Jedyny temat rozmów był jak przysmażyć cebulkę i kto ma ją pokroić. Żarcie pochłaniało ich całkowicie a wygląd to potwierdzał, nie rozumiem jak można tak utuczyć dzieciaki!
Dzielnie maszeruję za swoją panią© Kajman
Trochę wody dla ochłody© Kajman
Trzeba trochę odpocząć© Kajman
Dlaczego o nich piszę? Bo człowiek uczy się całe życie, pies zresztą też. Funio jako stworzenie wybitnie przyjacielskie uwielbia się z wszystkimi witać. Któregoś dnia a raczej nocy, gdy otworzyłem drzwi w przedsionku przyczepy był szybki i mi myknął.
Ostatnie drzewo?© Kajman
Tego nie zrobił halny, to zmajstrował człowiek© Kajman
Sporo drzew nawycinali© Kajman
Normalnie Funio siedzi sobie przed przyczepą przypięty na smyczy. Ludzie podchodzą do niego i się witają. Tym razem wolny pobiegł raźnym truchtem do grubych Słowaków. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu gdy zobaczyli jak do nich biegnie merdając ogonem zaczęli strasznie piszczeć i wrzeszczeć!
Widoczek© Kajman
Wychodzimy ponad poziom lasu© Kajman
Tatrzańskie wodospady© Kajman
Cóż się zaczęło dziać! Dzieciaki mimo swej tuszy zaczęły szybko włazić na płotek tarasu a baby wskoczyły na krzesła wywijając nogami i wrzeszcząc jakby tańczyły jakiś taniec św Wita! Funio nie znał takich reakcji i twardo biegnie się witać. Gdy był na wysokości wejścia na taras, facet rzucił w niego krzesłem!
Widoczek© Kajman
Piękne miejsce© Kajman
Jeszcze jeden widoczek© Kajman
Funio to przecież jeszcze szczeniaczek. Nie spodziewał się czegoś takiego, trochę się przestraszył i pobiegł do mnie. Co po takim doświadczeniu pokazało się w psiej głowie przekonałem się po chwili. Funio za żadne skarby nie chciał wejść do przedsionka. Jego psi umysł nie dopuścił myśli, że ktoś może go zaatakować, przecież "człowieki" są fajne i miłe. Zaatakował go taras! Chwilę trwało zanim przekonałem go, że przedsionek przyczepy z pewnością go nie zaatakuje:)
Po wycieczce trochę sportu© Kajman
I obowiązkowa kąpiel© Kajman
Ognisko na campingu z okazji Narodowego Wejścia Na Krywań© Kajman
W sobotę z campingu wyruszało mnóstwo ludzi na Narodowe Wejście na Krywań. Wieczorem po powrocie było ognisko, kiełbaski, orkiestra i tańce. Tańczących było raczej niewielu i to chyba tylko ci, którzy na Krywań nie wleźli. Ciekawe doświadczenie dla Funia:)
Ostatnia lekcja miała miejsce w Szczyrbskim Plesie:)
Tu będzie pięknie i ciekawie© Kajman
Kanadyjkę można spotkać w Tatrach© Kajman
Trochę się obawiałem tej lekcji. Szczyrbskie Pleso oznacza tłum ludzi, samochody, biegaczy, i inne psy. W takich warunkach Funio jeszcze nigdy nie był. Z wypchaną kieszenią psimi cukierkami ruszamy dookoła jeziora:)
Jakiś dziwny facet, trzeba go oszczekać© Kajman
widoczek© Kajman
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Funio doszedł do wniosku, że taka ilość "człowieków" jest nie do obskoczenia i nie ma sensu z wszystkimi się witać czyli trzeba olać towarzystwo. Szedł pięknie przy nodze nie zwracając uwagi na ludzi, nawet psy go nie interesowały. Jedyne co go zaskoczyło to pomnik. Wielki facet, nie rusza się, nie pachnie więc jest podejrzany, trzeba było go oszczekać:)
Z jednej strony jeziora© Kajman
są piękne widoki© Kajman
z drugiej niekoniecznie© Kajman
Kategoria Tatry, Wycieczki z campingów, Słowacja
- Sprzęt Accent El Ninio
- Aktywność Jazda na rowerze
Pokazy lotnicze w Giżycku
Sobota, 4 sierpnia 2012 • dodano: 21.08.2012 | Komentarze 13
Nasz pobyt na Mazurach powoli dobiega końca. W Giżycku jak co roku odbywają się pokazy lotnicze. Chcemy z Elą zobaczyć wyczyny pilotów. Pierwotny plan pojechania do Giżycka rowerami okazał się zbyt ryzykowny. Ludzie w autach dostali głupawki i myślą, że Giżycko jest z gumy.
Białe żagle© Kajman
Jak nie rowerami a tym bardziej autem pozostaje nam jedyna droga czyli wodna. Wskakujemy do kanadyjki i płyniemy na Niegocin:)
Na koniec naszego pobytu mazurskiego nasunęło mi się kilka spostrzeżeń. Po pierwsze bardzo dużo się zmieniło pod wieloma względami, powstały świetne ścieżki rowerowe, poprawił się standard kampingów i infrastruktury:)
Leci samolot© Kajman
O, leci kolejny© Kajman
Jakiś dziwny helikopter© Kajman
Niestety jest też sporo zmian na gorsze. Ludzie po ścieżkach rowerowych łażą jak cielęta i nie jarzą dlaczego gwiżdżę im do ucha!
Jeszcze gorzej jest na jeziorach, duch w narodzie ginie:(
Ładnie im to wychodzi© Kajman
Myk do góry© Kajman
i myk do ziemi© Kajman
Za moich młodych lat największym wstydem podczas żeglowania było używanie silnika, no chyba że w kanałach. Dzisiaj połowa ekipy wozi się na silniku, rzadko kto potrafi podejść do kei na żaglach. Pojawiło się też buractwo, dla którego jedyny powód wejścia na jacht to lans. Żeglować nie potrafi, ale patrzcie ludzie czym płynę, nie ważne że to żaglówka, ale patrzcie jaki mam silnik!
Musimy dorobić jeszcze flagę BS© Kajman
Zachodzi słońce na Mazurach© Kajman
Pojawia się księżyc© Kajman
Z takim właśnie lansującym się patafianem mieliśmy bliski kontakt na kanale. Kanadyjką płynęliśmy z prędkością 6 km/godz czyli norma w kanałach. Z naprzeciwka płynie jacht i kulturalnie zwalnia by nie zrobić dużej fali. W tym momencie między nas a ten jacht pakuje się burak waląc burtą w naszą burtę. Rany, co usłyszał, aż panienki, które woził poczerwieniały:(
Po zmroku czas na grilla i integrację© Kajman
Mazury żegnają nas pokazem ogni© Kajman
Na prośbę Anwi jeszcze jedna fota© Kajman
Kategoria Mazury, Wycieczki z campingów
- DST 133.08km
- Teren 9.00km
- Czas 08:02
- VAVG 16.57km/h
- VMAX 47.00km/h
- Podjazdy 1611m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazurskie wioski, staroobrzędowcy i pruskie plemię
Piątek, 3 sierpnia 2012 • dodano: 05.08.2012 | Komentarze 17
Dzisiaj jest w planie Leśniczówka Pranie:)
Ładnie mi się zrymowało, ale nic z tego nie wyszło. Prognozy pogody z jednej strony są dobre, ale śmierdzi burzą od rana. Po ostatnich przeżyciach jakoś nie możemy przestać patrzeć na chmury. Skoro świt wyruszamy w kierunku Rucianego Nidy.
Na tronie króla Galindii© Kajman
Ela jak zwykle fajnie zaplanowała trasę. Mamy sporo atrakcji przed sobą. Pierwszy postój w Mikołajkach. Na szczęście jest na tyle wcześnie, że jeszcze nie wypełzł tłum lansowiczów. Promenada w Mikołajkach to tak jak w zimie Krupówki:(
Nie lubię takich miejsc. Szybkie foty, zakup bułek i dalej w drogę:)
W Mikołajkach Król Sielaw jest wszędzie© Kajman
Kolejny Król Sielaw, było nie było symbol miasta© Kajman
Port jachtowy© Kajman
Coś dla rowerzystów, wodny Kross© Kajman
Tym mistem jedziemy do Rucianego© Kajman
Jedziemy do Kadzidłowa, tam w maleńkiej wiosce schowanej w lesie, do której jedzie się piaszczystą drogą, są dwie fajne atrakcje. Park dzikich zwierząt i prywatny mini skansen. Zwiedzanie zaczynamy od tego drugiego ciesząc się przy okazji świetnym zimnym mazurskim piwem:)
Mazurska chata podcieniowa© Kajman
Gospoda pod psem© Kajman
Wreszcie na Mazurach zwiedzamy coś drewnianego. Mini skansen to prywatna inicjatywa ludzi chcących ratować zanikającą mazurską zabudowę. Składa się z siedmiu budynków. W gospodzie można zjeść coś dobrego i napić się zimnego mazurskiego piwa. Gatunki w naszych okolicach zupełnie nie znane, ale trzeba przyznać, że świetne:)
Izba w mazurskiej chacie© Kajman
Pokój dziadków© Kajman
Obraz wykonany z rybich łusek© Kajman
W dwóch pomieszczeniach odtworzona jest sala lekcyjna z początku XX wieku i pokój nauczyciela. Na biurku honorowe miejsce zajmuje oczywiście trzcinka do temperowania niesfornych uczniów. Czasami takie narzędzie wychowawcze przydałoby się w dzisiejszej szkole:)
Sala lekcyjna© Kajman
Tam sziedział pan "rechtor"© Kajman
Sześć budynków zostało przeniesionych z okolicznych wsi. Patrząc na zdjęcia w jakim były stanie przed przeniesieniem, był to ostatni moment. Budynki zostały pieczołowicie odtworzone.
Bania czyli sauna© Kajman
Tu chyba mieszkają gospodarze© Kajman
Chcemy w Kadzidłowie zwiedzić jeszcze park dzikich zwierząt. Są rysie, łosie, wilki, czarne bociany i sporo innych. Niestety nie da się wejść z rowerami a nie zabraliśmy zamknięcia. Zwiedzanie trwa około 1,5 godziny a po posiedzeniu w gospodzie zaczyna nam brakować czasu. Robimy fotę stworzeniom w pobliżu i w drogę.
Jest daniel© Kajman
Gospoda dla łosi© Kajman
Dojeżdżamy do Ukty. Tutaj rozpoczynają się spływy kajakowe Krutynią. Jakoś nigdy nie mogłem tego do końca zrozumieć. Po co pływać wąską, być może malowniczą rzeką kiedy w okolicy tyle pięknych jezior. Ale co kto lubi:)
Kajaki na brzegu a ludzie w wodzie© Kajman
I tak ciągle© Kajman
Zmieniamy plany. Ele odechciało się jeżdżenie po szutrach i Leśniczówki Pranie nie odwiedzimy. Jedziemy za to do Wojnowa. W 1830 roku powstała tutaj czyli na terenach ówczesnych Prus kolonia staroobrzędowców. Zainteresowała mnie ich historia więc zmiana kierunku została natychmiast zaakceptowana:)
Cerkiew w Wojnowie© Kajman
Wnętrze© Kajman
Po reformach w kościele prawosławnym w XVII wieku, które wprowadził patriarcha Nikon (nie mylić z aparatem), część wiernych się zaparła i ni w ząb nie chciała się podporządkować. Tak powstali staroobrzędowcy. Wiadomo, że czyja władza tego religia. Staroobrzędowcy jak zwykle w takich wypadkach mocno byli podpadnięci.
Cmentarz w Wojnowie© Kajman
Cerkiew z innej strony© Kajman
Fikanie carowi i patriarsze moskiewskiemu nigdy dobrze się nie kończyło. Trzeba było się zwijać. Wielu staroobrzędowców trafiło do puszczy piskiej na początku XIX wieku. Wybudowali kilka wsi, kilka cerkwi i kilka klasztorów. Cały czas utrzymywali swoją kulturę i wyznanie. Do czasu.
Stary dom w Wojnowie© Kajman
I jeszcze jeden© Kajman
Co ciekawe. Po roku 1852 nasiliły się represje w Rosji. Nastąpiła druga spora fala emigracji. Wielu emigrantów trafiło do klasztoru w Wojnowie, który powstał w 1836 roku. Wtedy igumenem był niejaki Paweł Pruski. Dobrze im się powodziło skoro w Piszu założyli drukarnię.
Cerkiew w stylu pruskim© Kajman
Jedyny w Europie zachowany klasztor staroobrzędowców© Kajman
Co zrobił szefuńcio Paweł? W 1867 pojechał do Moskwy i się nawrócił. Całą wspólnotę szlak trafił. Nastąpił ostry kryzys, klasztor chyli się ku upadkowi i staje się własnością jednego z zamożnych staroobrzędowców. Wielu odchodzi i powraca do cerkwi.
Brama do klasztoru© Kajman
Wnętrze© Kajman
Podjęto przeciwdziałania. Z Moskwy przyjechała zakonnica i przejęła klasztor. Wokół niej zgromadziło się sporo innych zakonnic staroobrzędowych i klasztor przetrwał do 2006 roku kiedy zmarła ostatnia zakonnica.
Ponieważ jest to jedyny w Europie taki obiekt, dzisiaj można go zwiedzać a nawet wynająć sobie pokój:)
Ikona© Kajman
Ta też jest piękna© Kajman
Zaczyna być bardzo ciężkie powietrze, burza wisi na włosku. Zawracamy, ale nie możemy odpuścić sobie Galindii, to wioska pruskiego plemienia Galindów, o którym pisali już starożytni Rzymianie. Oczywiście jest to luźna wizja jej budowniczych. Jest to też dobrej klasy hotel i pole campingowe. Warto ją zwiedzić bo drugiego takiego obiektu w Polsce nie ma.
Wjeżdżamy na tereny Galindów© Kajman
Wejścia pilnują strażnicy© Kajman
Ela idzie z nimi pogadać czy nas wpuszczą, nie ma sprawy dycha od łba i można wchodzić:)© Kajman
W krzachorach stoją odwody© Kajman
Wierzchowce zostawiamy pod chatą króla i idziemy zwiedzać© Kajman
Zwiedzanie zaczynamy oczywiście od baru. To coś dla Benaska. Dwadzieścia gatunków wyśmienitego lokalnego piwa. O takich gatunkach w życiu nawet nie słyszałem. Mam spory problem co wybrać a zamówić możemy po jednym. Jeszcze sporo kilometrów przed nami:(
Tak, w tym miejscu można zakotwiczyć na dłużej:)
Zaczynamy od baru. Co tu wybrać z 20 gatunków nieznanago piwa© Kajman
Trafny wybór© Kajman
Zwiedzanie Galindii zaczynamy od zobaczenia świetnego filmu o Galindach. Fajnie się siedzi i ogląda, później wybieramy się do podziemnych grot. Jest co oglądać, kuchnie Galindów, miejsca kultu, restauracja też jest:)
Tu można zobaczyć film i zwiedzić podziemia© Kajman
Miejsce kultu© Kajman
Na terenie wioski można zobaczyć sporo ciekawych miejsc. Miejsca pogrzebowe, miejsca kultu i inne miejsca, których przeznaczenia nie znam. Jest też port ze statkiem Galindów. Wszystkiego strzegą woje i bogowie. Obsługa obiektu jest w strojach z epoki i trzeba uważać by nie użyli maczugi:)
Statek Galindów© Kajman
Portu pilnują woje© Kajman
Uroczysty pochówek© Kajman
Totem© Kajman
Gdy siedliśmy na tronie króla Galindów, chyba wkurzyliśmy lokalnych bogów bo usłyszeliśmy potężny grzmot. Trzeba było skrócić zwiedzanie i spadać. Telefon do sąsiadów na campingu wykonuję natychmiast bo chmury wyglądają nie ciekawie.
Nimfa© Kajman
Bogowie się wkurzyli© Kajman
Nawet modły nie pomogły, może dlatego, że nie wszyscy się zaangażowali© Kajman
Na jeziorze zaczynają świecić lampy alarmowe. Do Galindii może jeszcze kiedyś wrócimy. Teraz jedziemy, ale burza jest szybsza. Znajdujemy przytulny przystanek i przeczekujemy nawałnicę. Na camping wracamy bez przygód po ponad godzinnym przymusowym odpoczynku. Całe szczęście, że na campingu żadnych strat nie zanotowano:)
Latarnie alarmowe świecą© Kajman
Leje© Kajman
Przechodzi© Kajman
- DST 114.59km
- Czas 06:41
- VAVG 17.15km/h
- VMAX 48.00km/h
- Podjazdy 963m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Krzyżackie zamki i kościoły
Wtorek, 31 lipca 2012 • dodano: 02.08.2012 | Komentarze 11
Dzisiaj została zaplanowana wycieczka szlakiem krzyżackich zamków i kościołów. W zasadzie pierwszym planem był Kętrzyn. Jakoś tak nam zostało, że po przeżyciach białego szkwału często spoglądamy w niebo i patrzymy na chmury. Co prawda w przyczepie są pozamykane wszystkie okna, ale niepokój pozostaje:(
Bazylika w Kętrzynie, pierwsza krzyżacka budowla na szlaku© Kajman
Pogoda jest w miarę bezpieczna więc Ela proponuje poszukanie większej ilości krzyżackich budowli. Zobaczymy cztery zamki krzyżackie i sporo kościołów. Ela historię budowli opisała na swoim blogu. Nie chcąc się powtarzać napiszę dlaczego na tak małym obszarze powstało tyle potężnych obiektów.
Bazylika w Kętrzynie© Kajman
Przed wejściem© Kajman
Jak powszechnie wiadomo ziemie Warmii i Mazur zamieszkiwały już chyba do VIII wieku plemiona bałtyckie, z których najsilniejsi i najbitniejsi byli Prusowie. Nie dali sobie w kaszę dmuchać. Wszelkie próby wciągnięcia ich bo cywilizacji chrześcijańskiej nie kończyły się dobrze dla cywilizatorów, krótko mówiąc szli do kotła. No może nie dosłownie.
Wnętrze bazyliki w Kętrzynie© Kajman
Płyta nagrobna w bazylice© Kajman
I jeszcze jedna© Kajman
Tak było zarówno w przypadku biskupa praskiego Wojciecha jak i św Brunona. Z drugiej strony nie ma się co dziwić. Gdyby do nas teraz przyszli muzułmanie i chcieli nas koniecznie nawracać, też miło by nie było.
Drugą sprawą były wyprawy wojenne. Już od pierwszych Piastów próbowano wybierać się na Prusów. Niby chcąc nawracać, ale tak na prawdę były to napady rabunkowe.
Ostatni rzut oka na bazylikę© Kajman
Jedziemy zobaczyć zamek© Kajman
Prusowie jakoś nie chcieli się pogodzić z takim zachowaniem i robili wyprawy odwetowe. I tak w kółko. Odbijało się to na ziemiach Mazowsza, ale i Wielkopolsce też czasami się dostało. Efektem takich zabaw był największy błąd naszej historii czyli sprowadzenie Krzyżaków. Ci zrobili krótką piłkę. Spuścili łomot plemionom bałtyckim i wzięli się za Litwinów i Polaków.
Zamek krzyżacki w Kętrzynie© Kajman
Dziedziniec zamkowy© Kajman
Krzyżacy przyjęli skuteczną metodę podboju. Gdy zdobyli jakiś pruski gród, który zawsze był drewniany, niszczyli grodzisko a przy okazji starszyznę. Nie mordowali wszystkich bo przecież potrzebowali siły roboczej. W miejscu zniszczonego grodu natychmiast budowali potężny murowany zamek.
Taka polityka pozwoliła na skuteczną obronę bo już nikt sobie nie fikał.
Brama wjazdowa do zamku© Kajman
Cerkiew w Kętrzynie© Kajman
Co prawda Litwini w ramach wypraw odwetowych kilka zamków zniszczyli, ale nigdy nie pozostawali długo i nie próbowali przyłączyć ziem do swego państwa. Po prosu narozrabiali i w długą. Krzyżacy natychmiast zamki odbudowywali i stawały się one jeszcze potężniejsze.
Wiatrak w Starej Różance© Kajman
Typowy mazurski kościół© Kajman
Krzyżacy chcąc zagospodarować ziemie zaczęli lokować wsie ściągając ludzi z pobliskiego a wówczas biednego Mazowsza. Tak powstała nacja Mazurów. Posługiwali się oni odmianą języka polskiego występującą wówczas na Mazowszu. Język zachował się do dzisiaj, ale na przestrzeni wieków ludzie ci nie mieli łatwo.
Zamek w Barcianach© Kajman
Zanmek z innej strony© Kajman
Sprowadzono również ludność z Niemiec a po wojnach religijnych ściągnięto Holendrów i osadzano na zabagnionych miejscach Mazur i na Żuławach.
Po bitwie pod Grunwaldem, zakon już nigdy nie odzyskał swojej potęgi, kolejna wojna złamała potęgę zakonu do końca.
Zamek w Barcianach to wielka budowla© Kajman
Obecnie jest w prywatnych rękach i podzieli losy zamków w Giżycku i Rynie. Będzie tu hotel.© Kajman
Okres reformacji całkowicie zmienił oblicze Warmii i Mazur. Warmia miała swoje polskie biskupstwo i podlegała Rzeczypospolitej. Reformacja jej nie dotknęła i pozostała katolicka. Inaczej porobiło się na ziemiach zakonu. Ostatni wielki mistrz niejaki Hohenzollern nie mogąc otrzymać pomocy z Watykanu z lekka się wkurzył.
Kościół w Barcianach© Kajman
Wnętrze© Kajman
Z innej strony© Kajman
Efektem kłótni z Watykanem, który wplątany w wojny religijne na zachodzie Europy nie mógł pomóc zakonowi, było rozwiązanie zakonu na terenie Prus i powołanie księstwa świeckiego. Księciem stał się oczywiście ostatni wielki mistrz czyli ów Hohenzollern. Żeby było bardziej wesoło zmienił wyznanie i przeszedł na luteranizm.
Element architektury drewnianej© Kajman
Dijeżdżamy do Srokowa i podziwiamy piękny ratusz© Kajman
Rynek w Srokowie ma swój klimat© Kajman
To były czasy, gdy ludność przyjmowała wyznanie władcy. W ten sposób Mazury stały się protestanckie a Warmia katolicka. By nie dopuścić do reakcji ze strony Polski odbył się hołd pruski. Tak więc Prusy stały się lennem polskim. Ten układ przetrwał do czasu I rozbioru z mniejszymi lub większymi zawirowaniami.
Kościół w Srokowie, kolejna potężna budowla krzyżacka© Kajman
Wnętrze© Kajman
Po zmianie wyznania, dawne potężne kościoły budowane przez Krzyżaków w XIV wieku stały się luterańskie. Inicjator I rozbioru Wiluś chciał koniecznie uwolnić się z pod panowania Polski a przy okazji zagarnąć Warmię i Pomorze Gdańskie. Rzeczypospolita była słaba i skłócona, Prusy coraz silniejsze no i stało się jak się stało:(
Śluzy kanału Mazurskiego miały połączyć Mazury z Bałtykiem© Kajman
Budowę rozpoczynano dwa razy i zawsze przerywała ją wojna© Kajman
Podczas I wojny światowej na terenie Mazur toczyły się ciężkie walki niemiecko - rosyjskie. Twierdza Boyen w Giżycku spełniła swoje zadanie i skutecznie powstrzymała Rosjan. Pozostało do dziś wiele cmentarzy z tego okresu. Są tu pochowani nie tylko Niemcy i Rosjanie. Można znaleźć każdą nację z rumuńskim cmentarzem włącznie.
Cmentarz żołnierzy radzieckich w Węgorzewie© Kajman
Tu przebiega piękna ścieżka rowerowa© Kajman
W 1920 roku przeprowadzono na Mazurach plebiscyt chcąc je włączyć do Polski. Pomimo tego, że językiem polskim a raczej mazurskim posługiwało się ponad 60% ludności za Polską głosowało raptem 2% obywateli. Może bali się wyniku wojny z bolszewikami, może byli za niemieckim panowaniem? Tego nie wiem. Faktem jest, że Mazury pozostały w Niemczech.
Stara wieża ciśnień w Węgorzewie© Kajman
Po II wojnie ludność mazurska uciekała przed Rosjanami. Uciekali też rodowici Mazurzy. Dla Rosjan było wszystko jedno jakim językiem człowiek mówi. Dla nich były to tereny trofiejne. Po wojnie dla autochtonów nastały ciężkie czasy. Władza ludowa skutecznie ich tępiła. Wielu wyemigrowało do Niemiec. W ich miejsce napłynęła ludność ze wschodu, z Wileńszczyzny a i z centralnej Polski też wiele osób się tu przeniosło. Kościoły luterańskie powróciły do wyznania katolickiego. Wybudowano też wiele cerkwi. To już są dzisiejsze Mazury.
Fajnie się jedzie taką ścieżką© Kajman
Tyle historii. Jadąc i patrząc na dawne zamki krzyżackie, na to jak są odbudowywane, pomyślałem że może jest to przyczyna odbudowy zamków na Litwie. Być może nienajlepsze stosunki polsko - litewskie w ostatnich latach przyśpieszyły odbudowę litewskich zamków? Przecież krzyżackie są już w dobrym stanie, tylko tyle, że przebudowane na hotele i pewnie czekają na inwazję turystów litewskich:)
Ta trasie wycieczki były jeszcze dwa zamki, w Węgorzewie, niestety będący w rękach prywatnych i tak osłonięty, że nawet foty nie dało się zrobić. Drugi był w Giżycku, opisany w innym miejscu.
Żuraw© Kajman
Gdy mijaliśmy jezioro Mamry przypomniała mi się stara żeglarska piosenka.
"Weź na łajbę babę swą
Płyń na Mamry utop ją
Potem krzyknij hej!
O jedną babę mniej"
Kanadyjka naprawiona, jeszcze trochę popływamy:)
Mamry© Kajman
Kategoria Mazury, No to setka, Wycieczki z campingów, Zamki pałace dwory
- DST 29.23km
- Teren 3.00km
- Czas 01:42
- VAVG 17.19km/h
- VMAX 38.00km/h
- Podjazdy 356m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Przeżyliśmy biały szkwał
Niedziela, 29 lipca 2012 • dodano: 30.07.2012 | Komentarze 23
Zapowiada się ładny dzień, co prawda upalny, ale nic nie zwiastowało tego co się stało w przeciągu dwóch minut o piętnastej.
Chcąc wykorzystać piękny dzień rano wyjeżdżamy na krótką rowerową wycieczkę a popołudniu wybieramy się popływać kanadyjką.
Zatopiona kanadyjka© Kajman
Rano wsiadamy na rowery i jedziemy sprawdzić gdzie prowadzi rowerowa autostrada zaczynająca się w Wilkasach. Nie ma jej na mapie i nie jest opisana, ale wygląda bardzo zachęcająco. Nic dziwnego, że jej nie ma bo jej długość to raptem pół kilometra:(
Początek rowerostrady© Kajman
Po czterystu matrach koniec drogi i leśny piach© Kajman
Jakoś nie chce nam się dzisiaj jeździć po piachu więc zmieniamy kierunek. Jedziemy do Miejscowości Sterławki Małe zobaczyć wiatrak.
Widok na maleńkie jezioro Dejgunek© Kajman
Ela na stanowisku fotoreportrskim© Kajman
Wiatrak w Sterławkach Małych© Kajman
Ela nie ma ochoty na jazdę po litewskich drogach więc z powrotem jedzie asfaltem a ja robię mały przejazd po szuterku by odwiedzić jeszcze jezioro Dajguny. Doganiam Elę przed Gutami i razem wracamy na kamping. Pora na obiad i za chwilę wypływamy:)
Trochę terenu musi być© Kajman
Jezioro Dejguny© Kajman
Rozpaliłem grilla i zjedliśmy sobie obiad. Od strony Giżycka słychać pierwszy grzmot. Nadciąga burza. Widać potężną czarną chmurę. Nie ma paniki, wniosłem krzesła do przedsionka, przymknąłem okna dachowe w przyczepie i wtedy się zaczęło. Potężne uderzenie wiatru przewróciło rowery w przedsionku. Patrzę co się dzieje i widzę lecące do jeziora pontony, dziecięce kółka do pływania, ubrania i Bóg wie co jeszcze.
Pod tymi zwalonymi gałęzimi stało nasze auto© Kajman
Maszt złamany, flaga na ziemi, ale my dzielnie walczymy© Kajman
Szybko przestawiam auto, które stało w cieniu wielkiej wierzby pod którą stała też przyczepa. Biegnę ratować przedsionek. Widzę przewalającą się przez pomost wielką falę i pędzące krople wody nad jeziorem. To biały szkwał, już wiem, że będzie wesoło:(
Drzewa łamią się jak zapałki© Kajman
Robi się masakra© Kajman
Dobrze, że odjechałem autem z tego miejsca© Kajman
Przedsionek ma ochotę odfrunąć, łapię za stelaż starając się go ratować. Ela dzielnie włącza się do walki z żywiołem. Wszystko trwa kilka minut. Przedsionek mocno się ugina. Ma założone pasy sztormowe, do ziemi przybity jest wielkimi hakami, są też dodatkowe linki. Trzymamy stelaż, który mocno pracuje i powoli zaczyna się zsuwać, ale dajemy radę wszystko utrzymać w kupie:)
Zawalony przedsionek sąsiada© Kajman
Nie wygląda to dobrze© Kajman
Po chwili wiatr się zmniejsza, ale zaczyna się ulewa, co chwilę piorun. Oceniamy straty w środku i widzimy brak jednego okna dachowego, Ela biegnie go szukać i udaje jej się znaleźć pozostałości. Szybko zakładam prowizorycznie okienko bo woda leje się do przyczepy. Przedsionek ocalony, szybko naciągam stelaż bo na daszku zaczynają powstawać spore jeziorka. Wszystko działa, przedsionek jako jedyny na całym kampingu przetrawał:)
Pobojowisko© Kajman
Wiele sprzętów wpadło do jeziora© Kajman
Ten namiot przefrunął ponad 300 metrów© Kajman
Gdy burza przechodzi wychodzimy popatrzeć co się stało. Z wielkim zdziwieniem stwierdzam, że nie ma naszej kanadyjki. Była wyciągnięta na brzeg i leżała pod drzewem. Podchodzę do pomostu i widzę naszą kanadyjkę zatopioną w wodzie. Na powierzchni jest tylko rufa i dziób gdzie są komory niezatapialne. W środku pełno wody. Udaje się wyciągnąć ją z powrotem na brzeg, jednak widać spore uszkodzenie na kilu. Wiatr musiał ją podnieść, obrócić w powietrzu i wrzucić do jeziora, niestety lecąc pewnie walnęła o pomost:(
Kanadyjka uratowana© Kajman
Kil jest do naprawy© Kajman
Na jeziorze pojawiają się policyjne motorówki szukając rozbitków. Na kampingu na szczęście nikt nie ucierpiał. Ludzie zabierają się do porządków. Widzimy, że gałąź wierzby pod którą staliśmy jest pęknięta. Nie ma wyjścia trzeba się przestawić z zagrożonego miejsca.
Policyjny patrol© Kajman
Dobrze, że nie złamało się do końca i nie spadło na nas© Kajman
Zaczynają się porządki© Kajman
A jest co robić© Kajman
Wszystkie przyczepy prócz naszej mają uszkodzone przedsionki, sąsiadowi z forum karawaningowego wyrwało przedsionek z korzeniami, czyli zaczepami na ścianie przyczepy, zmasakrowało mu też stalowy stelaż. Kolega Marcin waży jak twierdzi 130 kilo. Złapał stelaż, ale wiatr go uniósł razem z przedsionkiem.
Połamany stelaż© Kajman
Jakoś wszystko zaczyna wracać do normy© Kajman
W naszym wypadku straty to wyrwane okno dachowe, obity kil kanadyjki, złamany maszt flagi i zatopiona pokrywka z grilla. Dobrze, że tylko tak się to wszystko skończyło:)
Trzeba było się przestawić w bezpieczniejsze miejsce© Kajman
Będziemy mieli nowe okno dachowe© Kajman
Kategoria Mazury, Wycieczki z campingów
- DST 68.78km
- Teren 21.00km
- Czas 04:14
- VAVG 16.25km/h
- VMAX 38.00km/h
- Podjazdy 791m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Indianie i szanty
Piątek, 27 lipca 2012 • dodano: 28.07.2012 | Komentarze 11
W przewodnikach po Mazurach wyczytałem o indiańskiej wiosce w Spytkowie. To rzut beretem od Giżycka trzeba więc odwiedzić czerwonych braci. Początkowo był bunt na pokładzie,bo gdy zjechaliśmy z asfaltowej drogi na mazurskie piachy, zaatakowały nas stada much końskich wielkości małego samolotu! Chciały beskursyje ogniste wypić całą naszą krew pewnie dlatego, że w niej jeszcze jakaś zawartość Kasztelana była.
Wioska indiańska w Spytkowie© Kajman
Głowa bizona jest:)© Kajman
Ela wdała się w wojnę z potworami, nie było wiadomo czy jedzie czy morduje stworzenia, czym więcej ich zatłukła tym więcej zdążyło zaatakować kolejnych. Co przy tym Ela mówiła strach napisać, bo mogą jakieś dzieci czytać.
Stroje męskie Siuksów© Kajman
A to stroje ich squaw© Kajman
Wioska a w zasadzie muzeum Indian składa się z dwóch części. Pierwsza to zamknięta ekspozycja po której oprowadza miła przewodniczka bardzo ciekawie opowiadając. Są tam oryginalne eksponaty, jest też sporo wyrobów współczesnych produkowanych przez Indian dla turystów. Trzeba przyznać że zbiory są bardzo ciekawe:)
Idziemy do wioski© Kajman
Jest totem© Kajman
To pewnie szaman© Kajman
Druga część to sama wioska. Można pooglądać tipi i wejść do środka. Jeżeli ktoś ma ochotę można postrzelać z łuku, karabinu lub porzucał toporkiem czy włócznią. Te zabawy nas jakoś nie pociągały chociaż nieopodal pasło się stado krów, które od biedy można było uznać za bizony. Pewnie utemperował nas szaman w postaci boćka, który pilnie nas obserwował.
Patrzył czy nie rozrabiamy© Kajman
Wnętrze tipi© Kajman
Trzeba pożegnać czerwonych braci i wyruszyć w kierunku Sztynortu. Znów jedziemy piaszczystymi mazurskimi drogami. Czasami zdarzy się kawałek drogi litewskiej czyli fajny szuterek. Zaczyna się totalny upał, termometr w moim liczniku pokazuje 40 stopni. Powietrze aż się klei, nawet potwory sobie odpuściły i nie atakują:)
Włócznia Siedzącego Byka, kto ją wyciągnie podbije Amerykę© Kajman
Gorąco© Kajman
W Harszach podziwiamy potężny głaz narzutowy. Z tymi kamolami to jest jakoś tak, że te nie opisane same pod koła się pchają, tych opisanych za diabła nie można znaleźć.
Nad jeziorem Harsz robimy sobie postój i włączamy klimatyzację:)
Kamyk© Kajman
Docieramy nad jezioro Harsz© Kajman
Klimatyzacja włączona:)© Kajman
Docieramy nad Kirsajty, to przesmyk łączący Mamry z Darginem. Do Sztynortu raptem 3 kilometry. W Sztynorcie odwiedzamy pałac Lehndorffów. Dzisiaj to jest waląca się ruina. Do zabudowań gospodarczych nie można podchodzić bo grozi oberwaniem cegłą. Sam pałac pokryto papą aby się nie zawalił.
Przejście na Mamry© Kajman
Pałac w Sztynorcie© Kajman
Może go uratują© Kajman
Park i okolice pałacu wykupiło biuro deweloperskie. Może uratują pałac? Warto by było. Hrabia Lehndorff został zamordowany za udział w zamachu na Hitlera. Jego córki bardzo aktywnie działają w pojednaniu polsko niemieckim. Jakieś muzeum poświęcone pojednaniu w tym pałacu miałoby świetne miejsce:)
Najbardziej kultowa knajpa na Mazurach© Kajman
Na terenie wykupionym przez deweloperów jest najbardziej kultowa knajpa na Mazurach. Zęzę znają wszyscy żeglarze. Zawsze wieczorem zbiera się ekipa i pięknie wyje szanty do samego rana. Zęza jest zagrożona, miejmy nadzieję, że zostanie na swoim miejscu i inwestorzy zajmą się pałacem a nie miejscem kultowym dla braci żeglarskiej.
W Zęzie z godnością konsumujemy zupę chmielową słuchając szant z głośników.
Darmowy masaż, tyrpie lepiej niż najdroższe Spa© Kajman
Ciekawe dlaczego Ela tego nie docenia© Kajman
Dla odmiany piach i tak cały czas© Kajman
Jedziemy w kierunku kampingu okrążając jezioro Dobskie, ale w pewnej odległości.
Droga, którą się poruszamy łączyła kiedyś kwaterę czyli bunkier Himlera z Wilczym Szańcem. Jak na starą niemiecką drogę przystało, zrobiona była z kocich łbów i taka została do dzisiaj.
Gdy siedzieliśmy w Zęzie obok nas siedziała ekipa, która leciała równo łaciną, nawet częściej używali k..... niż wymaga tego interpunkcja. Ela jako fanatyczny belfer przywołała ich do porządku. Oj gdyby młodzieniaszki posłuchali co mówiła na tej drodze wiele by mogli od ciała pedagogicznego się nauczyć:)
W Dobie docieramy nad jezioro Dobskie, z jednej strony bezmiar wody© Kajman
Z drugiej strony też bezmiar© Kajman
Wiele jest na Mazurach cmentarzy wojennych głównie z okresu I wojny światowej. W wielu miejscowościach są też pomniki na których wypisano nazwiska poległych. Jest tu sporo nazwisk o polskim brzmieniu. Ciekawe dlaczego podczas plebiscytu w 1920 roku do Polski chciało 2% ludności? Ciekawe dlaczego po II wojnie potraktowano Mazurów mówiących gwarą polską jako Niemców? Większość uciekła przed ruskimi, resztę traktowano tak by się wynieśli:(
Cmentarz z okresu I wojny światowej© Kajman
Pomnik ku czci ofiar I wojny światowej w Kamionkach© Kajman
Kategoria Mazury, Wycieczki z campingów, Zamki pałace dwory
- DST 18.34km
- Teren 9.00km
- Czas 01:03
- VAVG 17.47km/h
- VMAX 34.00km/h
- Podjazdy 240m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Atrakcja której nie ma
Wtorek, 24 lipca 2012 • dodano: 25.07.2012 | Komentarze 6
Dzisiaj przyjeżdża do nas córka i mamy ją odebrać wieczorem z Mikołajek. Planujemy zrobić sobie dwa dni kampingowe, czyli totalny luz i picie piwa, ale wypada mimo wszystko gdzieś się wybrać. Wybór pada na Fulecki Róg. Atrakcję opisała Ela. Drogowskaz do niej można zobaczyć przy głównej drodze z Giżycka. Jedziemy więc szukać kamoli z epoki lodowcowej:)
Droga całkiem jak na Litwie© Kajman
Widok na jezioro Dobskie© Kajman
W Fuledzie litewska czyli szutrowa droga się kończy i zaczyna piach. Nie ma żadnej tablicy gdzie szukać owej atrakcji zwanej Fulecki Róg, tutaj diabeł mówi dobranoc. W końcu łapiemy języka w postaci sympatycznej pani. Na nasze pytanie o atrakcję wybucha śmiechem. Podobno gdy idzie na spacer o Fulecki Róg pyta ją kilkanaście osób. Sama szukała kamoli w maju, ale już wtedy zarosły.
Jak w średniowieczu© Kajman
Za stodołą mamy szukać, nie tylko my jak widać© Kajman
Pani mówi, że kamole są po lewej stronie za stodołą bez okien. Są ukryte w chaszczach i trzeba ich szukać. Hm, niby pachnie przygodą, ale też muchami końskimi i kleszczami. Na poszukiwania udaje się jeszcze czwórka ludzi, którzy specjalnie przyjechali autem.
Po chwili mam kamole w nosie, pomyślałem o zimnym piwie w lodówce:)
Gdzie mam szukać, w tych chaszczach?© Kajman
A może w tych?© Kajman
Może kamole są już na placu u sołtysa, a może pani sama nie wiedziała gdzie one tak naprawdę są, tego nie wiem. Wracamy, ale skręcamy jeszcze w dużą szutrówkę w bok mając nadzieję na widoki. Po chwili dojeżdżam do szlabanu i sporego napisu "Teren prywatny". Zatrzymuję się by poczekać na Elę a tu szlaban się podnosi!
Szlaban© Kajman
Rozglądam się za kamerami, może też być ukryte gniazdo karabinów maszynowych, ale nic takiego nie widzę. Tym czasem szlaban opada. Dojeżdża Ela i próbuje sztuczkę powtórzyć. Stawia rower w różnych miejscach, ale szlaban ją ignoruje. Nie ma co kombinować, w lodówce piwo już zimniejsze nie będzie.
Może stamtąd nas obserwowali?© Kajman
Ela testuje szlaban© Kajman
Kategoria Mazury, Wycieczki z campingów
- Sprzęt Accent El Ninio
- Aktywność Jazda na rowerze
Dookoła wyspy Duży Ostrów
Poniedziałek, 23 lipca 2012 • dodano: 24.07.2012 | Komentarze 18
Wczoraj gdy wróciliśmy z wycieczki z niedowierzaniem zobaczyłem, ze jakiś burak z Piaseczna postawił sobie przyczepkę tuż przed naszym wejściem. Był ów burak na tyle chytry, że tyłem dojechał do dyszla przyczepy sąsiada skutecznie go blokując! Pytam się cepa jak by się poczuł gdybym go tak zastawił a on mi na to, że był dla nas łaskawy bo zostawił nam dwa metry przed wejściem!
Wschód słońca nad Niegocinem© Kajman
To nic, że musiałem przenosić rower przez dyszel sąsiada, to nic, że kanadyjkę walnął nam w krzaki, patafian miał dobrze.
Jeździmy z przyczepą wiele lat, ale takiego matoła jeszcze nie spotkałem!
Pierwsza myśl, zastawię kretyna, chwila zastanowienia i decyzja. Przenosimy się. Spędzenie wakacji w sąsiedztwie idioty nie będzie przyjemne, internet na kampingu słabo działa a wycieczki na stronę południową zrobiliśmy. Jedziemy do miejscowości Guty:)
Nowa miejscówka© Kajman
Mamy nawet prywatny pomost© Kajman
Ustawiliśmy się w najbardziej krzywym miejscu, przy samym jeziorze, teraz zastawić nas może tylko jacht:)
Gdy w końcu wypoziomowałem przyczepę i poukładaliśmy resztę klamorów, sprawdziliśmy neta, który działa normalnie,Ela stwierdziła, że da na mszę za idiotę, bo inaczej w takie cudne miejsce byśmy nie trafili:)
Stoimy pod drzewkiem© Kajman
Tłoku nie ma© Kajman
Kamping jest położony nad jeziorem Kisajno na którym jest wiele wysp. Szlak jezior mazurskich prowadzi drugą stroną wysp, więc tu jest spokój, raj do pływania kanadyjką. Same wyspy są rezerwatem przyrody i ostoją ptactwa. Rano podobno można trafić na łosie przechodzące z jednej wyspy na drugą.
Tablica© Kajman
Normalnie gdy jesteśmy nad jakimś jeziorem staramy się objechać je na rowerach. Tym razem będzie inaczej, opłyniemy sobie wyspę Duży Ostrów. To jest raptem 6,5 km ale zabawa przednia bo trzeba znaleźć przejścia między wyspami:)
Ela zamiast machać pagajem, foci© Kajman
Ruch na szlaku spory© Kajman
Nie ma jak reklama© Kajman
Czymś takim za młodu pływałem po jeziorze goczałkowickim© Kajman
Wpływamy do zatoczki© Kajman
Z wody wystaje coś żółtego© Kajman
Są też podwodne chaszcze, ciekawe czy można to uznać jako teren?© Kajman
Żeby zrobić fajną fotę Ela gotowa jest wejść do zimnej wody:)© Kajman
Kategoria Wycieczki z campingów, Mazury
- DST 82.03km
- Teren 16.00km
- Czas 05:02
- VAVG 16.30km/h
- VMAX 42.00km/h
- Podjazdy 898m
- Sprzęt Kellys Aeron
- Aktywność Jazda na rowerze
Zamek, pałac i czworaki
Niedziela, 22 lipca 2012 • dodano: 23.07.2012 | Komentarze 12
Kamping Echo w Rydzewie a w zasadzie internet na kampingu zaczyna mnie wkurzać. Musiałem czekać aż Ela zrobi wpis bo antenkę mamy jedną. Mój wpis skończyłem przed drugą w nocy klnąc w żywy kamień na prędkość łącza. Efekt był taki, że rano wstać mi się nie chciało. Trzeba było zmienić zaplanowaną trasę o obrać kierunek na Ryn.
Mijamy jezioro Jagodne© Kajman
Jezioro Jagodne zza krzaczorów© Kajman
Ela opisała historię obiektów. Ja skupię się na czymś innym. Jadąc i patrząc na mijaną okolicę żywcem przypominającą Litwę, myślałem o ludziach tu mieszkających. Drogi tutaj jak na Litwie, trochę asfaltu, ale też są miejscowości, do których jedzie się piaszczystą drogą i żywego ducha nie widać!
Kościół w Szymonce© Kajman
Wzgórza morenowe, góry w mini skali© Kajman
Ładna droga© Kajman
Gdy dojechaliśmy do Rynu i naszym oczom ukazał się zamek krzyżacki przerobiony tak jak w Giżycku na hotel, wcale się nie zdziwiłem. W sumie dobrze, że te zamki uratowano bo patrząc na zdjęcia z przed kilku lat zamki były w całkowitej ruinie. Dzisiaj są aż za nowe.
Zamek w Rynie© Kajman
Z innej strony© Kajman
Oba zamki są duże chociaż giżycki był tylko prokuratorią i broniło go raptem 15 rycerzy a ryński był komturiom. Krzyżacy dosyć dziwnie postępowali z miejscową ludnością. Czasami przy zdobywaniu ziem wycinali Prusów w pień, czasami i to było częściej starali się ich asymilować z dość dobrym skutkiem. W końcu ktoś musiał na nich "ubogich braciszków" pracować.
Dziedziniec zamkowy© Kajman
Posadzka w zamkowym wejściu© Kajman
Widok z zamku na jezioro© Kajman
Dziwną rzeczą jest to, że książęta piastowscy na Śląsku chcąc zaludnić swoje ziemie lokowali wioski ściągając osadników z Niemiec. Krzyżacy robili w zasadzie to samo a tą różnicą, że ściągali osadników z Mazowsza. Dziwną rzeczą jest również to, że na Śląsku szybko się ludzie miejscowi germanizowali łącznie z Piastami a w Prusach mowa polska przetrwała.
Stary młyn wodny w Rynie przerobiony na restaurację© Kajman
Młyn od frontu© Kajman
Kiedy w 1920 roku robiono na Mazurach plebiscyt, mową polską posługiwało się 2/3 ludności, ale byli to lojalni poddani cesarza Wilusia bo np. w Rynie za Polską głosowała jedna osoba. Dziwne są te koleje losu. Po wojnie zrobił się totalny misz masz. Przesiedlono tu ludność z ziem utraconych a i z samej Polski też sporo osób się tu przeniosło. Co zrobiła miejscowa ludność mówiąca po polsku? W większości wyjechała do Niemiec!
Jezioro Ryńskie© Kajman
Widok na zamek z portu© Kajman
Z Rynu jedziemy do chyba najciekawszego miejsca na dzisiejszej wycieczce a mianowicie do miejscowości Nakomiady. Atrakcji tu co nie miara. Począwszy od afery, przez piękny pałac a skończywszy na niesamowitej manufakturze.
Kościół w Nakomiadach© Kajman
Zacznijmy od afery. Ostatnio będąc w Szczedrzyku koło Turawy pisaliśmy o aferze z pomnikiem ku czci poległych na frontach wojen światowych. W Szczedrzyku była tablica którą po wojnie zamurowano a niedawno odsłonięto. Na tablicy była dawna nazwa Szczedrzyka, Hitlersee i sprawa była głośna. W Nakomadach też była afera. W chaszczach koło kościoła odkryto kamień a na nim napis ku czci Bismarcka. I w Szczedrzyku i w Nakomiadach napisy usunięto.
Przegwizdany kamień Bismarcka© Kajman
Jedziemy odwiedzić manufakturę ceramiczną powstałą w XVIII wieku i działającą do dnia dzisiejszego. Trudo opisać jakie cacuszka tam robią. Ceny mają równie piękne jak wyroby, ale biorąc pod uwagę ilość rekonstruowanych zabytkowych obiektów zbyt mają zapewniony. Niejeden nowobogacki też załapie się na ich piec lub kominek. Miniaturka kosztuje 150 zł więc nie pytałem ile kosztuje normalny.
Manfaktura ceramiczna© Kajman
Miniaturka pieca za 150 zł© Kajman
To ile kosztuje taki kafel?© Kajman
Ceramiczne jajo też kosztuje 150 zł© Kajman
Płacąc 10 zł od osoby za wejście do manufaktury w promocji dostaje się możliwość połażenia po parku pałacu. Historię pałacu opisała Ela. Pałac jest pięknie odrestaurowany i na chyba jedyny w swoim rodzaju ogród. Przy pałacach ogrody są w stylu angielskim czy francuskim. Tak czy owak toną w kwiatach i pięknych chaszczach. W Nakomiadach ogród tonie w kapuście, marchewce i innych warzywach pięknie rosnących przy spacerowych alejkach:)
Pałac w Nakomiadach od frontu© Kajman
Od zadu też jest© Kajman
Pałacowa kapliczka© Kajman
Stary płot pałacowy© Kajman
Rajski ogród warzywny© Kajman
Dalej jedziemy do Owczarni. Wioska zagubiona w lesie ma dwie drogi dojazdowe, obie piaszczyste. W Owczarni jest Muzeum Ziemi Mazurskiej utworzone przez miejscowego pasjonata. To jest perełka. To trzeba zobaczyć i posłuchać opowieści przewodnika bo opisać się tego na blogu nie da. Muzeum umieszczone jest w czworakach nieistniejącego dworu. Obok jest mała knajpka, w której jest pyszne ciasto drożdżowe i sękacze. Jest też piwko i oczywiście mazurskie pierogi
Leśna droga do Owczarni© Kajman
Muzeum w dawnych czworakach© Kajman
Wiluś wisiał w wielu domach© Kajman
Portret przodka© Kajman
Meble wsi mazurskiej© Kajman
Karabin pod ręką powinien być© Kajman
a i panzerfaust może się przydać© Kajman
A za wszystko pani z lewej kasuje dyszkę od łebka© Kajman
Przed nami jeszcze jedna atrakcja do zwiedzenia. Bunkier, który w idealnym stanie zachował się do dzisiaj dlatego, że w odpowiednim momencie obudowano go stodołą. Gospodarze i wtedy i dzisiaj mieli łeb. Kiedyś, bo w stodółce mieli ekstra piwnicę, dzisiaj bo za wejście kasują 3 zł od osoby.
Bunkier był w stodole© Kajman
Wnętrze© Kajman
Oryginalne napisy© Kajman
Koniec atrakcji do zwiedzania. Przed nami droga powrotna w znacznej części podobna do tych na Litwie. Nie myślałem, że w Polsce jeszcze można takie miejsca zobaczyć. Widać to na fotkach Eli. Po powrocie na kamping niemiła niespodzianka, ale o tym jutro.
Wracamy nad jezioro Jagodno© Kajman
Bociek© Kajman
Kategoria Mazury, Wycieczki z campingów, Zamki pałace dwory