Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w kategorii

Słowacja

Dystans całkowity:947.65 km (w terenie 25.00 km; 2.64%)
Czas w ruchu:59:56
Średnia prędkość:15.81 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:12977 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:59.23 km i 3h 44m
Więcej statystyk
  • DST 55.43km
  • Czas 04:01
  • VAVG 13.80km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 867m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popradzkie Pleso

Niedziela, 6 czerwca 2010 • dodano: 08.06.2010 | Komentarze 26


magneticlife.eu because life is magnetic

Pogoda przepiękna, po deszczach powietrze zrobiło się krystaliczne a co za tym idzie widoczność jest obłędna:)
Wyruszamy z Elą zdobyć Popradzkie Pleso.

Kellyski dały radę © Kajman


Popradzki Staw (słow. Popradské pleso, dawniej Rybi Staw, Mały Rybi Staw) – staw tatrzański znajdujący się w dolnej części Doliny Złomisk, odnogi Doliny Mięguszowieckiej w słowackich Tatrach Wysokich.
Trasa dla mnie nie będzie najłatwiejsza. Po wczorajszej wycieczce czuję nogi i tyłek. Cały czas boli mnie stłuczony bok po ostatniej glebie.

Ela foci Gerlach © Kajman


Staw leży w kotlinie powstałej na bazie misy glacjalno-erozyjnej na wysokości 1494,3 m n.p.m., ma 6,26 ha powierzchni i 16,6 m głębokości (wg pomiaru z 1927) lub odpowiednio 6,88 ha i 17,6 m (wg pomiarów z lat 1961–1966). Woda ma żółtozielony kolor i jest jak na tatrzańskie stawy mało przezroczysta.
Trasa wiedzie nieustannie pod górę. Ponad 27 kilometrów podjazdów przed nami:)

Woda spływająca z gór ma łodny kolor mimo powodzi © Kajman


Gdy jechaliśmy na camping okazało się, że droga Swobody jest zamknięta od Szczyrbskiego Plesa. Trzeba było robić spory objazd aż do Wyżnych Hagów. Przyczyną było oczywiście osuwisko. Teraz udostępniono przynajmniej jeden pas dla samochodów osobowych.

Drogę szlak trafił © Kajman


Samo jezioro jest przepięknie położone. Dzięki południowej wystawie staw ma bowiem bogatszy plankton niż leżące o 100 m niżej Morskie Oko, również żyjące w stawie ryby (pstrąg potokowy) są dzięki temu okazalsze. Popradzki Staw jest jednym z nielicznych tatrzańskich stawów, w którym naturalnie występują ryby.

Tablica © Kajman


Temperatura wód powierzchniowych nie przekracza 16 °C. Przeciętny termin pokrywania się stawu lodem to 11 listopada, a przeciętny termin topnienia lodu to 21 maja.
Dzisiaj jest upał. Jedziemy powolutku i cieszymy się widokami:)

Widoczek © Kajman


Widoczek © Kajman


W słowackich Tatrach w ostatnim czasie wytyczono kilka nowych tras rowerowych i wprowadzono nowe oznakowanie. Trasy podzielono w/g stopnia trudności. Są trasy rekreacyjne, sportowe i expert. Dzisiejsza wycieczka jest oznaczona jako expert:)

Ela jak zwykle zwiewa mi na podjazdach © Kajman


Najtrudniejszy podjazd zaczyna się na 5 kilometrów przed celem. Co prawda cały czas jest piękny asfalt ale nachylenie jest miejscami bardzo duże. Po za nami nikt na trekingu się tam nie pchał.

Widoczek © Kajman


Na Słowacji jeździ bardzo dużo osób na rowerach. W przeciwieństwie do Polski, wszyscy są odpowiednio ubrani i mają kaski mimo tego, że nie ma obowiązku jazdy w kasku. Inny strój jest chyba odbierany jako obciach.
Pomimo tego, że notorycznie nas ktoś wyprzedza, cieszy mnie to, że nie mają nad nami wielkiej przewagi w prędkości:)
Podziwiałem gościa, który wjechał nad jeziorko z dodatkowym bagażem!!!

Rodzinka nad Popradzkim Plesem © Kajman


Patrząc na sprzęt, którym ludzie jeżdżą po Tatrach, Ela zaczęła coś mówić o potrzebie zakupu roweru górskiego dla niej. Cóż, Accent kurzy się w garażu a Kellysek jest rewelacyjny, ale nie do jazdy po górach.

Ela w peletonie © Kajman


Na Słowacji obowiązuje absolutne zero alkoholu ale jak zauważyłem rowerzyści nie przejmują się tym zbytnio. W schronisku każdy walnął sobie piwko za jedyne 1,5 euro.
Ostatnio Toomp w komentarzu pytał czemu na Słowacji piję Żwyca. Odpowiedź jest prosta. Wyjeżdżając z domu zawsze zabieram zapas aby w drodze się nie przejmować gdzie kupię piwo. Na Słowacji można się zdziwić szukając otwartych sklepów w dni świąteczne. Miejscowe degustuję w knajpkach:)
Skończyły się też czasy, gdy zapas piwa woziło się ze Słowacji do domu:(

Ciekawe korzenie © Kajman


Zdjęcia zamieszczone w tym wpisie są robione popierdółką, lepsze będą na blogu Eli bo ona robi fotki lustrzanką. Może da mi kilka to później jeszcze coś dołożę:)

Słowacy mają wiele pomników powstania w czasie II wojny światowej © Kajman


No to coś dołożę:)

Pierwsze podjazdy są lajcikowe © Kajman


Trzeba coś przekąsić © Kajman


Gdy był las, w tym miejscu nie było widać gór © Kajman


Jedyny pożytek z halnego to widoki na góry © Kajman


Jadę sobie:) © Kajman


Czasami mam dosyć podjazdów © Kajman


Schronisko a w nim jest piwo:) © Kajman


Za pilnowanie rowerów dostałem kufelek © Kajman


Ela pilnuje za friko © Kajman


Na campingu w lodówce czekał Żywiec © Kajman




  • DST 132.05km
  • Czas 08:27
  • VAVG 15.63km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Podjazdy 1780m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Spisz

Sobota, 5 czerwca 2010 • dodano: 07.06.2010 | Komentarze 18


magneticlife.eu because life is magnetic

Rano obudziłem się obolały. Zastanawiałem się czy po wczorajszej glebie będę w stanie jechać na rowerze. Ela zaplanowała piękną wycieczkę, pogoda jest wspaniała, myślę sobie trudno, jadę, jeżeli nie dam rady to zawrócę.

Jedziemy na Spisz © Kajman


Prawdopodobnie w 1001 r. król Polski Bolesław Chrobry przyłączył do swego królestwa większość ziem spiskich, aktualnie należących do Słowacji. Część z nich stracił już w roku 1018. W wyniku naporu Węgier południowa granica Polski przesuwała się stopniowo ku północy. Na tereny Spisza Węgry wkroczyły w II połowie XI w. i od tego czasu przez następne trzy stulecia stopniowo przejmowały dalsze tereny, działając metodą faktów dokonanych: intensywnie je kolonizując i wykonując na nich coraz więcej uprawnień administracyjnych.

Kościół w Spiskim Czwartku © Kajman


Pierwszy etap to Spiski Czwartek. Jedyna miejscowość, której wcześniej nie odwiedziliśmy. Jakże inaczej wyglądają te tereny z siodełka roweru. Jadąc samochodem tak jak kiedyś, traci się wiele uroków ziemi spiskiej.

Witraż w kościele © Kajman


W XV wieku Spiski Czwartek był na krótko siedzibą prowincji 11 miast spiskich, które pozostały przy Węgrzech (pozostałe weszły w skład zastawu spiskiego).Już w XV wieku istniała tutaj szkoła. W dokumentach zachowały się informację, że w 1565 r. miejscowość liczyła 61 domów, ale w 1605 już tylko 30. Poniosła spore straty podczas najazdów tureckich (w 1570 r. zagony tureckie dotarły aż na południowy Spisz), a w XVIII wieku – podczas powstań antyhabsburskich.

Inny witraż © Kajman


Kościół wybudował ród Zapolskich, w świecie bardziej znany jako Zapolya, to z węgierskiego. Był kilka razy powiększany. Część z 1475 roku robi największe wrażenie.

Ołtarz © Kajman


Ziemia spiska obecnie leżąca w granicach Polski i Słowacji, wygląda tak jak okolice naszych Pienin. Jedzie się cały czas góra, dół. Widoki są piękne. Niestety często musimy poruszać się głównymi drogami. Na szczęście mają szerokie pobocza i jazda jest bezpieczna.

Widoczek © Kajman


Jedziemy do Lewoczy. Jest tam kilka atrakcji. Największą w sensie dosłownym jest ołtarz w miejscowym kościele. Wykonał go mistrz Paweł z Lewoczy, uczeń Wita Stwosza. Jest to najwyższy drewniany ołtarz w Europie. Kiedyś go oglądaliśmy, jest piękny, dzisiaj nie bo kościół jest w remoncie:(

Zamknięty kościół © Kajman


Inną atrakcją jest klatka złoczyńców. Niewiele takich zachowało się w Europie.

Klatka złoczyńców © Kajman


Gdy byliśmy w Lewoczy w roku 1996 pod tą klatką podeszła do nas starsza pani. Wyglądała jak wyjęta z dziewiętnastowiecznego obrazu przedstawiającego portrety arystokratów. Zapytała czy mówimy po niemiecku. Powiedziała "Jakie to były piękne czasy za Franca Jozefa, można było jechać od Krakowa do Wiednia bez paszportu".
Minęło kilka lat i marzenie starszej pani się spełniło:)

Kanieniczka w rynku © Kajman


Rynek w Lewoczy jest piękny. Bardzo ciekawe są również mury obronne miasta zachowane do dzisiaj:)

W tle brama wjazdowa do miasta © Kajman


Mury obronne © Kajman


Jedziemy dalej. Celem jest Spiski Hrad. Największe ruiny Środkowej Europy.

Pokazał się zamek © Kajman


W 1412 r. król Władysław Jagiełło pożyczył Zygmuntowi Luksemburskiemu 37 000 kop szerokich groszy praskich (ówcześnie ok. 7 ton czystego srebra). Pożyczkę zabezpieczono zastawem, w którego skład weszły miasta i miasteczka należące wcześniej do ziemi sądeckiej (i później wydzielone jako odrębna jednostka): Lubowla, Podoliniec i Gniazda (w miastach tych utworzono starostwo grodowe z siedzibą w Zamku Lubowelskim) oraz 13 miast spiskich.

Inne ujęcie © Kajman


Zamek Spiski, zabytkowy kompleks zamkowy na Słowacji z przełomu XI i XII wieku, cały kompleks zamkowy zajmuje powierzchnię ok. 4 ha. Obecnie większość zamku jest zrujnowana, część murów obronnych została odbudowana współcześnie.

Tych kamoli pod zamkiem kiedyś nie było © Kajman


Zamek już kiedyś kilka razy zwiedzaliśmy. Obecnie wstęp kosztuje 5 euro. Robimy przerwę na papu, Ela robi wiele zdjęć. Ruszamy dalej. Kolejne miasto na trasie to Spiskie Włochy.

Mały rynek i trzy kościoły przy nim © Kajman


Rejon miasta od X wieku do I połowy XI w. znajdował się w granicach Polski, zapewne na terenie kasztelanii spiskiej wzmiankowanej w dokumentach polskich i węgierskich. Później, w II połowie XI wieku obszar ten zajęli Węgrzy. Miejscowość ta wzmiankowana jest po raz pierwszy w 1243 w dokumencie króla węgierskiego Beli IV. Nazwa miejscowości związana jest z działalnością Walonów z pogranicza Belgii i Francji, a nie jak często mylnie się sądzi Wołochów.

Tablice nagrobne przy kościele © Kajman


W jednym z kościołów znajduje się rzeźba mistrza Pawła z Lewoczy. Niestety kościół też jest zamknięty. Coś dzisiaj nie mamy szczęścia do mistrza Pawła:(
Jedziemy do Markuszowców.

Zamek w Markuszowcach © Kajman


W Markuszowcach jest zamek, pałac, kolejna klatka złoczyńców i piękny park. Stajemy na małe co nieco. Pałac można zwiedzać.

Pałac od strony zadu © Kajman


W dawnej stajni jest bar © Kajman


Na Słowacji też jest powódź. Policja zamknęła wjazd do Kieżmarku. Koszyce znajdują się pod wodą. Park w Markuszowcach też jest zalany:(

Park w Markuszowcach © Kajman


Na obrzeżach wielu słowackich miasteczek powstają slamsy Romów. Widok jest przerażający. Jakby nie z tego świata. Walące się domy, chaty sklecone z byle czego. Smród. Mnóstwo Romskich dzieci wszędzie. Bieda nie do opisania. Ludzie są izolowani od społeczeństwa. Istnieje wiele konfliktów.
Strach koło nich się poruszać, zdjęcie robimy ukradkiem, na więcej nie mamy odwagi bo mogłoby się to skończyć tragicznie:(

Slamsy © Kajman


Dojeżdżamy do Spiskiej Nowej Wsi. Tam późny obiad i jedziemy na camping.
Świetna wycieczka, mnóstwo zwiedzania, fajny dystans i całkiem spore podjazdy.

Główna ulica w Spiskiej Nowej Wsi © Kajman


Niestety GPS 15 kilometrów przed campingiem nam się zawiesił. Powrót tą samą trasą z małym naddatkiem.



  • DST 10.60km
  • Czas 00:29
  • VAVG 21.93km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza poważna gleba od 40 lat

Piątek, 4 czerwca 2010 • dodano: 04.06.2010 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Tak w ogóle to pierwsza gleba od 40 lat:(
Ale od początku. Do południa lało jak z cebra. Ela wykorzystała ten czas na zaplanowanie pięknych wycieczek na pozostałe dni.
Dzisiaj ma być urocza wycieczka do Kieżmarku. Ruszamy o 15. Jest jeszcze bardzo mokro. Droga jest z góry. Jedziemy bardzo szybko. W pewnym momencie wjeżdżamy na przejazd kolejowy wyłożony drewnem.

Widzę, że Ela wpada w poślizg i rower zaczyna jej tańczyć. Chcę ją ominąć ale koła wpadają mi w torowisko. Wykonuję piękny lot przez kierownicę, walę łbem w szyny, dobrze, że mam kask. Podwinięta ręka wbija się w klatę, czuję spory ból.

Sam sobie z tym nie poradzę:( © Kajman


Zbieram się powoli, sprawdzam czy sobie czegoś nie połamałem. Ze mną jest OK poza bólem w klatce. Niestety Kellysek nie nadaje się do jazdy. Oba koła scentrowane. Dzisiaj już nigdzie dalej nie pojedziemy:(

Jutro ma być piękna pogoda. Trzeba coś zrobić. Wsiadam na rower Eli i jadę na camping po samochód. Wracam i pakujemy Kellyska do auta. Trzeba znaleźć serwis.

Najbliższy w Smokowcu ale tam jak usłyszeli, że trzeba centrować koła to nie umieli tego zrobić. Odwiedzamy jeszcze trzy serwisy i zawsze to samo:(
W trzecim serwisie gdzie mają też wypożyczalnię rowerów pytam się gościa co robią gdy im się koło scentruje?
Jacyś wszyscy ci ludzie są rozgarnięci inaczej. W końcu krok po kroku, pytanie po pytaniu i dochodzimy do sedna. Wiem gdzie mieszka facet, który potrafi naprawić koła.
Jedziemy do niego. 10 euro i Kellysek jest gotowy do jutrzejszej wycieczki:)
Na pocieszenie pan serwisant mówi mi, że dobrze się stało, że nie pojechaliśmy do Kieżmarku bo miasto właśnie dzisiaj zalała powódź. Marne to pocieszenie:(



  • DST 75.94km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 15.04km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 1070m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatry Wysokie

Czwartek, 3 czerwca 2010 • dodano: 03.06.2010 | Komentarze 8


magneticlife.eu because life is magnetic

Na długi weekend postanowiliśmy z Elą wybrać się w Tatry Wysokie. Już wczoraj dojechaliśmy do Tatrzańskiej Łomnicy i rozstawiliśmy przyczepę. Dzisiaj o 8 rano ruszamy:)

Z Łomnicą w tle © Kajman


Na dzisiejszą wycieczkę wybraliśmy się do Kieżmarskiej Doliny Białej Wody. W opisie cyklotras wycieczka ta ma kategorię expert.
Trasa wiedzie terenem wzdłuż potoku. Droga jest zachęcająca. Mamy przed sobą 7,5 km podjazdu na wysokość 1560m n.p.m.

Tu startujemy © Kajman


Ładny opis trasy © Kajman


Zaczyna się błoto © Kajman


Trasa jest sławna również z innego względu. Jest słynna dlatego, że została udokumentowana jako pierwsza wycieczka w Tatry. W 1565 roku właścicielka Kieżmarskiego zamku Beata Łaska, Polka z resztą, wybrała się tą trasą. Stało się to znane, ponieważ gdy wróciła na zamek, wkurzony mąż zamknął ją na 6 lat do wieży:(

Dalej wydawało się łatwiej © Kajman


Nie tylko my wybraliśmy tę trasę © Kajman


Gdy byliśmy w jednej trzeciej trasy zaczęło się bardzo chmurzyć. Z dużą przykrością zarządziliśmy odwrót. Zjazd po kamieniach byłby samobójstwem. W Tatrach pogoda zmienia się bardzo szybko:(

A taki ładny potoczek był:( © Kajman


Burza wisi w powietrzu. Słowacy opowiadają, że takiej powodzi nie było u nich od 170 lat!!! Przebijam ich mówiąc, że u nas od 300. Mówią O!!!!
Jedziemy do Smokowców. W razie deszczu można szybko uciec na camping.

Smokowe Wyżne © Kajman


Szukamy mapy z cyklotrasami Tatr. W jednym ze sklepików pani oferuje nam mapę którą mamy. Kiedyś zapłaciliśmy za nią 120 koron czyli 12 złotych. Teraz ta sama mapa była za jedyne 12 ale euro!!!
Szukamy mapy za przystępną cenę. W końcu udaje się ją kupić:)

Na targu w Łomincy © Kajman


Gdy dojechaliśmy do Smokowców zaczęło kropić. Uciekamy na camping. Kiedy dojechaliśmy lunęło na całego. Rowery do namiotu. Czas na piwo i trochę odpoczynku.

Czas na piwo © Kajman


Po obiedzie drzemka. O 16 Ela obudziła mnie i zaproponowała wycieczkę do Popradu.
Po drodze mijamy camping zrzeszony w międzynarodowej federacji carawaningu. Kiedyś spędziliśmy na nim bardzo miły weekend. Dzisiaj niestety jak wiele innych obiektów turystycznych na Słowacji, popadł w ruinę i zarasta trawą:(
Szkoda:(

Był fajny camping © Kajman


Witają ale po co? © Kajman


Wszystko zarosło trawą:( © Kajman



Przez deszcze na Słowacji bardzo opóźnił się okres wegetacji. U nas rzepak już dawno przekwitł. Tu kwitnie na całego nie tylko rzepak ale też bez. Zapachy są niesamowite.

Jedziemy do Popradu © Kajman


Wszystko żółte © Kajman


Docieramy do Popradu. Na Słowacji tak jak i u nas trwa kampania wyborcza. Jedna z partii zorganizowała koncert. Tylu totalnie naćpanych małolatów już dawno nie widziałem.


Znów zaczyna kropić. Wracamy. Jedziemy do Smokowców i dalej na camping.
Docieramy całkowicie zlani. Idziemy do restauracji na pierogi. Robimy wpisy i testujemy całkiem niezłą gruszkówkę, którą uraczył nas szef campingu:)

Koncert? © Kajman




  • DST 37.71km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 15.60km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 375m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Liptowie

Poniedziałek, 3 maja 2010 • dodano: 04.05.2010 | Komentarze 25


magneticlife.eu because life is magnetic

Znów budzi nas deszcz robiący sobie perkusję z dachu przyczepy. Nie wygląda to zachęcająco. Sąsiedzi się zwinęli i pojechali do domu. Na campingu zostaliśmy my i Facet z Bielska nowiuśkim Kamperem Mercedesem.
Facet miał nieciekawy weekend. W Bielsku wlał 30 litrów benzyny do baku, a Mesio jeździ na ropie. Cały czas spędził z telefonem w ręku, dzwoniąc do mechaników. Jeden wtrysk do Mercedesa to drobne 1000 euro:(

Po Liptowskiej ziemi © Kajman


Deszcz przestaje padać. Jedziemy do Trnowca. Trzeba dokonać zemsty za wczorajsze zabranie kurtki przez Elę. W Trnowcu jest pręgierz, wydaje mi się to odpowiednią karą:)

Jak się narozrabiało, trzeba cierpieć!!! © Kajman


Z natury litościwy jestem. Kara nie trwała zbyt długo:)
Jedziemy do Liptowskich Matiaszowic. Tam jest ciekawy kościół.

I znów pod górkę © Kajman


Chmury nad nami nie wróżą nic dobrego. Na szczęście nie pada. Widoki na jezioro i góry Choczańskie są ciekawe i takie trochę przerażające:)

Widok na jezioro © Kajman


I jeszcze jeden © Kajman


W oddali Mała Fatra © Kajman


A to góry Choczańskie © Kajman


Na Słowacji wiele kościołów jest obwarowanych murami obronnymi. Jednym z nich jest kościół w Liptowskich Matiasowcach.
Mury pełniły rolę obronną przed napaścią obcych wojsk i bardzo często w lokalnych niesnaskach między wioskami.

Cel naszej wycieczka © Kajman


Kościół od frontu © Kajman


Wejście na plac kościelny © Kajman


Mury obronne od zewnątrz © Kajman


Mury obronne od środka © Kajman


Po zwiedzeniu kościoła jedziemy na camping. Czas na jajecznicę.
Po posiłku ruszamy dalej w kierunku Jalowca.


Widoczek z krową © Kajman


Jest to droga, która prowadzi z Liptowskiego Mikulasza do Żarskiej Doliny. Kiedyś zdobyliśmy Żarską Chatę, która znajduje się na końcu drogi na wysokości 1380 m n.p.m. Dzisiaj nie mamy na to czasu. Kiedyś znów ją zdobędziemy:)

Widok na Bobrowec © Kajman


W pewnym momencie Ela zatrzymała się żeby cyknąć fotki. Ja stanąłem przy jakimś domu na drodze i czekam.
Z domu wychodzi kobieta i pyta czy na zadzwonić pod 112 i wezwać zachranną służbę. Myślę sobie "przystojny jestem, kobicina chce zagaić jakoś rozmowę". Wtedy przypomniały mi się wpisy Dareckiego jak to kobiety chciały dzwonić na policję bo niby chciał je zgwałcić!!!
Mówię grzecznie do pani żeby dzwoniła. Przecież ktoś mnie musi przed tą babą bronić!!!

Bobrowec © Kajman


Dojeżdżamy do Jalowca. Tam krótki postój, żeby cyknąć architekturę drewnianą. Jedziemy jeszcze kawałek żeby zobaczyć ładnie góry. Jesteśmy na wysokości ponad 700 m n.p.m. Czas wracać:(

Jalowec, dzwonnica © Kajman


Kapliczka © Kajman


Przez weekend pokonaliśmy ponad 200 kilometrów tatrzańskich dróg, w pionie też wyszło nieźle. Tak, pierwszomajowy weekend można uznać za udany:)))

Już w domu © Kajman




  • DST 113.52km
  • Teren 3.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 16.82km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 1074m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro

Niedziela, 2 maja 2010 • dodano: 04.05.2010 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Dawno, dawno temu bo w XII wieku podnóże Tatr porośnięte było lasami. Wtedy cały ten teren stanowił ziemię niczyją. Król Węgier postanowił to zmienić i nadał jednemu ze swoich zasłużonych wojów całość ziem podtatrzańskich.
Na styku Tatr Wysokich i Tatr Niskich powstaje pierwsza tatrzańska miejscowość Szczerba (Strba).

Szczyrbskie Pleso zdobyte © Kajman


W XVII wieku następuje podział ziem i Pan zostawia sobie pastwiska, chłopom daje lasy i znajdujące się wyżej jezioro, które wzięło nazwę od miejscowości, Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro. Ci się strasznie wkurzyli, bo całą powierzchnię jeziora wliczono im do gruntów, a oni chcieli pastwiska.
Zagrozili spuszczeniem wody z jeziora!!!
Pod taką groźbą Pan się ugiął i dał im trochę łąk.
Dobrze, bo dzisiaj nie byłoby jednego z najpiękniejszych jezior tatrzańskich.

Droga Swobody © Kajman


Rano budzi nas deszcz dzwoniący o dach przyczepy. Na szczęście po śniadaniu trochę się przejaśnia.
Ruszamy do Szyrbskiego Plesa.
Pierwszy postój jest w Liptowskim Hradku (Liptowski Gródek)

Kapliczka © Kajman


Na terenie obecnej Liptowskiego Hradka istniała w XIII wieku osada Belsko i znajdowało się tu prehistoryczne cmentarzysko z okresu kultury łużyckiej. Zamek Liptowski Hradok był wzmiankowany od roku 1341 i należał do majątków królewskich. W roku 1433 wzmocnili go husyci. W XV wieku należał do różnych właścicieli, także w kolejnych stuleciach przechodził z rąk do rąk. W XVIII wieku należał do majątków królewskich. W roku 1600 dobudowano do zamku renesansowy pałac. Podczas powstań stanowych w XVII wieku zamek uległ uszkodzeniu, po pożarze w 1803 roku odnowiono jedynie pałac (w roku 1930).

Zamek w Liptowskim Hradku © Kajman


Co ciekawe. Niejaka Magdalena, postanowiła wybudować sobie pałac przylegający do zamku. W tym celu wykorzystała majątki czterech mężów, których pochowała!!!
Z Liptowskiego Hradka ruszamy dalej, przed nami ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu.

Muzeum Liptowskiej Dediny © Kajman


Docieramy do Pribyliny. Tutaj znajduje się skansen, do którego podczas budowy zapory przeniesiono ciekawe obiekty z zalanych przez Liptowską Marę wiosek.
Zaczyna się mocno chmurzyć i chwilami pada deszcz. Elę nachodzą wątpliwości czy ma sens w takich warunkach jechać dalej. Po krótkiej dyskusji postanawiamy się nie poddawać:)

Jedziemy dalej © Kajman


Trasa jest nam dobrze znana. W zeszłym roku jechaliśmy nią do doliny Cichej.
Robi się jakoś tak majestatycznie. Normalnie widoki są piękne, Krywań niestety dzisiaj postanowił się przed nami schować w chmurach.

Zaczyna padać mocno © Kajman


Na wysokości 1000 m n.p.m. wjeżdżamy w chmury. Zaczyna się ciekawie:)

W chmurach © Kajman


Po chwili deszcz ustaje. Jazda w kurtce jest trudna, człowiek zaczyna się pocić. Podział z Elą mamy taki, że ja wiozę jedzenie, a ona ubrania. Ściągam kurtkę przeciw deszczową i wkładam ją do sakw Eli.

Ponad chmurami © Kajman


W pewnym momencie zatrzymuję się i robię fotkę. Ela ma dzisiaj nieprawdopodobną siłę i zasuwa pod górę tak szybko, że trudno mi za nią nadążyć.
Chowam aparat, Ela zniknęła za zakrętem i wtedy zaczyna się kolejna ulewa. Moja kurtka przeciwdeszczowa odjechała wraz z Elą.
Staram się ją dogonić ale nie mam szans. Deszcz przestaje padać i widzę zadowoloną Elę czekającą na mnie.
Jestem wściekły i całkowicie mokry. Temperatura jest około 11 stopni.

Widoczek © Kajman


Trzeba będzie wymyślić jakąś zemstę!!! Myślę sobie, że zgubię ją w drodze powrotnej:) Zaparła się i nie dała się zgubić!!! Cóż, co się odwlecze to nie uciecze:)

Krajobraz po bitwie © Kajman


Kataklizm dotknął Słowację 19 listopada 2004 r. Halny, porównywalny z tym, który w maju 1968 r. spustoszył polską część Tatr, tylko przez jedną noc przewrócił tyle drzew, ile na Słowacji zwykle wycina się przez cały rok. Świerkowe lasy zmienił w wiatrołom.
Zniszczenia przerażają do dzisiaj:(

Tu był las © Kajman


Parę lat temu, Słowacja wystąpiła do Unii o wsparcie finansowe na usunięcie szkód. Nie dostała ani centa!!!

Pomnik © Kajman


Podczas II wojny światowej w rejonie tatrzańskim działały silne oddziały partyzanckie. Wszędzie można się natknąć na pomniki upamiętniające tamte czasy.

Pomnik nad jeziorem © Kajman


W końcu docieramy do Szczyrbskiego Plesa. Jesteśmy z siebie dumni. Robimy rundę honorową wokół jeziora.

Tablica © Kajman


Runda honorowa © Kajman


Kurtkę odzyskałem ale niewiele to pomaga. Trzepie mnie z zimna, dalej jestem przemoczony. Idziemy na obiad z myślą, że trochę się wysuszę i ogrzeję.

Hotel Kępiński © Kajman


W drodze powrotnej zastanawiałem się, która wycieczka była bardziej męcząca?
Dzisiejszy wjazd do Szczyrbskiego Plesa czy niedawny objazd Beskidu Małego?
Dystans ten sam, przewyższenia zbliżone:)
Nie wiem, dzisiaj ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu, wtedy góra, dół. Wiem jedno, obie wycieczki były bardzo fajne:)))

Lód na jeziorze © Kajman




  • DST 58.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 16.42km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liptowska Mara

Sobota, 1 maja 2010 • dodano: 03.05.2010 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

Od wielu, wielu lat większość weekendów i czasu wakacyjnego spędzaliśmy na Słowacji. W zaszłym roku potraktowaliśmy Słowację po macoszemu ze względu na wprowadzenie euro przeliczonego po jakimś dziwnym kursie. Niby w koronach się zgadza, ale w euro już nie. Podrożało i to bardzo.

Dookoła Liptowskiej Mary © Kajman


Słowacja to zawsze był to dla mnie taki przyjazny, przaśny kraj. Przez Czechów kiedyś traktowany po macoszemu, wcześniej przez Węgrów, Polaków i Austriaków jeszcze gorzej. Ludzie mili, ale teraz chcą zapaść cywilizacyjną odrobić w bardzo krótkim czasie. Walorów turystycznych jest tu bardzo dużo. Szkoda by było, żeby Europa tak piękne zakątki omijała z daleka.

Reklama dźwignią handlu. Lubię Słowację:) © Kajman



Naszym ulubionym miejscem na Słowacji jest camping w Liptowskim Trnowcu. Camping położony jest nad jeziorem liptowskim. Koleżanka Eli nastraszyła nas, że w jeziorze jest mało wody więc kanadyjka została w domu, a zabraliśmy jedynie rowery.
Zawsze gdy przyjeżdżaliśmy tutaj na pierwszomajowy weekend, było mnóstwo ludzi. Polacy stanowili po Holendrach i Niemcach trzecią nację pod względem liczebności. W tym roku jest inaczej. Na campingu są trzy polskie campery i my z naszą przyczepą. Później dojechały jeszcze trzy campery, skąd? Z Polski!!! Dla Niemców i Holendrów jest tu za drogo. Cena campingu poszła o 50% do góry. Jest drożej niż w Austrii, tylko standard jakby nie ten:(

Na camingu pustki © Kajman


Kamper jest dziwnym pojazdem. Chcąc cokolwiek zwiedzić, trzeba landarę spakować i wyjechać z campingu. Przyczepa ma tę przewagę, że zostaje na miejscu, a do dyspozycji jest auto lub rowery. Widać nasi sąsiedzi są dobrze przygotowani bo zabrali ze sobą swoje rumaki:)

Widok z przyczepy © Kajman


Dzisiaj postanowiliśmy objechać Jezioro Liptowskie dookoła. Pierwszym punktem na trasie jest Liptowski Mikulasz. Miasto zasłynęło tym, że 18 marca 1713 roku na rynku powieszano za poślednie ziobro, słynnego harnasia Janosika. Inną ciekawostką jest to, że w XV wieku połowa miasta należała do Piotra Komorowskiego, pana na Żywcu.

Kościół w Liptowskim Mikulaszu © Kajman


Byliśmy pewni, że będą jakieś obchody święta pierwszomajowego. Były. Grała kapela, strażacy przygotowywali choinkę do postawienia (tak Słowacka tradycja stawiania bardzo wysokich pali z maleńką choinką na wierzchu), a lokalne społeczeństwo szykowało poczęstunek dla notabli.

Oj bedzie bal © Kajman


Z Mikulasza jedziemy dalej do Lupczy. Jest to najstarsze miasto na ziemi liptowskiej. Już w XIII wieku zaczęli ściągać tu osadnicy głównie z Niemiec. Poszukiwali złota, srebra i antymonu. Miasto rozwijało się bardzo dynamicznie do XIX wieku. Niestety pominęła je linia kolejowa z Koszyc do Wiednia i zaczęło podupadać. Obecnie liczy 1300 mieszkańców, ale ma ciekawy rynek i trzy kościoły.

Pierwszy kościół © Kajman


Najstarszym kościołem jest kościół świętego Mateusza Apostoła. Jest otoczony murem, niby w celach obronnych. Powstał w wyniku rozbudowy świątyni z XIII wieku, której fragmenty stanowią część budowli.

Kościół św Mateusza z XIII wieku © Kajman


Z jego XIII-wicznej części zostało chyba tylko to © Kajman


Lupcza zasłynęła jeszcze bryndzą liptowską. Podobno najlepszą na świecie. Sam Franc Josef ją kosztował, a w Wiedniu, i nie tylko, stanowiła rarytas. Przyznam się, że mnie też bardzo smakuje:)
W czasie II wojny światowej miejscowość i okolice stanowiły jedno z centrów ruchu oporu. Stąd obecna nazwa Partyzancka Lupcza.

Kościół ewangelicki. © Kajman


Gdy wyjeżdżaliśmy z campingu było pochmurne niebo. Przed południem zaczęło się przejaśniać i zrobiło się ciepło. Pokazały się też pięknie ośnieżone szczyty Tatr.

Widoczek © Kajman


W okolicy Jeziora Liptowskiego są dwa baseny termalne. Słynna Tatralandia i starsza, ale cały czas rozbudowywana Beszeniowa. Baseny w Beszeniowej słyną z borowin i prawie całej tablicy Mendelejewa znajdującej się w wodzie.

Basen termalny w Beszeniowej © Kajman


Ponieważ woda ma kolor mocnej kawy i jest zupełnie nieprzejrzysta, wiele niedopieszczonych par wykorzystuje to i pod pozorem „wożenia” robią dziwne rzeczy. Pływają tam później różne takie. Śmiesznie się patrzy na miny ludzi w tym basenie. Ku przestrodze, można tam łatwo w ciążę zajść i ojcostwo może być nie do ustalenia.

Tu kobiety mogą łatwo zajść w ciążę tylko wchodząc do wody © Kajman


W Beszeniowej idziemy do knajpki na obiad. Patrzymy a tu przyjeżdżają na rowerach trzej nasi sąsiedzi. Myślę sobie „dzielne chłopy” po tych górkach dali radę i pytam o żony.
Panowie mówią, że żony się jeszcze moczą, a oni to tylko na rekonesans przyjechali. Są dzielni, przyjechać kamperami, żony zostawić same w takim basenie, myknąć na piwo i jeszcze ściągać rowery z bagażników żeby pokonać 600 metrów!!! Czego to facet nie zrobi, żeby urwać się ze smyczy:)

Droga na zaporę © Kajman


Dalej jedziemy na zaporę. Jezioro Liptowskie powstało w latach 70 XX wieku, jako sztuczny zbiornik na rzece Wag. Znajduje się pomiędzy trzema pasmami górskimi Tatr Zachodnich, Tatr Niskich i Małej Fatry. Powierzchnia lustra wody dochodzi do 21,6 kilometra kwadratowego. Zapora ma 1225 m długości, 45 m wysokości i przy podstawie ma szerokość 270 metrów.

Zapora © Kajman


Tablica © Kajman


Po drodze spotykamy wielu rowerzystów, również z Polski. Jak każe zwyczaj, wszyscy się pozdrawiają.
Mieliśmy ochotę jeszcze zwiedzić nowopowstałe muzeum historyczne, ale oglądanie za 6 euro jednej walącej się chaty wydało nam się przesadą. Odpuściliśmy i pojechaliśmy na camping.

Przed zaporą Ela ma sesję zdjęciową © Kajman


Widok z zapory © Kajman




  • DST 44.74km
  • Czas 02:40
  • VAVG 16.78km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 500m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

1 kilometr w pionie

Niedziela, 4 października 2009 • dodano: 04.10.2009 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

Miała być wycieczka do Alwerni ale rano wiało niemiłosiernie. Krótka narada i jedziemy w Tatry. Przyjeżdżamy do Zuberca na Słowacji i okazuje się, że dalej wieje więc jedziemy na drugą stronę Tatr

Z tego miejsca jest cudowny widok na Liptowską Marę © Kajman


Jesień w Tatrach jest już w całej krasie, widoki z samochodu są piękne. Mijamy Liptowski Hradok i jedziemy do Pribyliny. Jest tam ciekawy skansen który już kiedyś zwiedzaliśmy.

Skansen w Pribylinie © Kajman


Zostawiamy samochód w wiosce. Jesteśmy na poziomie 770 npm czyli prawie 500 metrów wyżej niż nasz dom. Ruszamy w stronę Wysokich Tatr.

Krywań © Kajman


Naszym celem jest Dolina Cicha chyba najdłuższa dolina w Tatrach.

Rozwidlenie ściezek rowerowych © Kajman


W wielu miejscach widać skutki jakiś kataklizmów. Jest wiele powalonych i schnących drzew.

Po halnym? © Kajman


Już w Jeziorach Międzybrodzkim i Żywieckim widać znaczny ubytek wody, Jezioro Namestowskie i Liptowska Mara mają niższy poziom chyba o dwa metry, ale taki widok w Tatrach to raczej rzadkość

Sucha rzeka © Kajman


W okolicach Doliny Cichej podczas II wojny działały oddziały partyzanckie, w wielu miejscach można natknąć się na tablice pamiątkowe

Tablica w Dolinie Cichej © Kajman


Przejazd na całej długości doliny jest wyasfaltowany. Jedzie się całkiem sympatycznie. Kolory jesieni są piękne

Ścieżka rowerowa w Dolinie Cichej © Kajman


Czerwone Wierchy i Świnica w całej krasie © Kajman


Docieramy do celu wycieczki. Przejechaliśmy 22 kilometry, GPS pokazuje wysokość 1285 npm. Jesteśmy 500 metrów wyżej niż nasze auto i prawie 1 kilometr wyżej niż dom

Koniec świata, dalej jechać nie można © Kajman


Jesteśmy sami, tylko my i majestat gór!!! Niestety żadne zdjęcie tego nie odda. Widoczność jest świetna, góry wydają się na wyciągnięcie ręki

Kto widzi kozicę? © Kajman


Po nacieszeniu się wspaniałymi widokami ruszamy w drogę powrotną. Na szczęście okazuje się, że nie wszystko w Tatrach wyschło:)

Widoczek © Kajman


Naturalne mostki na strumyku © Kajman


Zaczyna się ściemniać i robi się zimno. Nie zrażeni tym po wyjechaniu z dolinki robimy jeszcze jeden podjazd żeby Krywań pokazał nam się z innej strony. Później szybki zjazd do samochodu i do domu

Ela zapatrzona na Krywań © Kajman
Kategoria Słowacja