Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



  • DST 113.52km
  • Teren 3.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 16.82km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 1074m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro

Niedziela, 2 maja 2010 • dodano: 04.05.2010 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Dawno, dawno temu bo w XII wieku podnóże Tatr porośnięte było lasami. Wtedy cały ten teren stanowił ziemię niczyją. Król Węgier postanowił to zmienić i nadał jednemu ze swoich zasłużonych wojów całość ziem podtatrzańskich.
Na styku Tatr Wysokich i Tatr Niskich powstaje pierwsza tatrzańska miejscowość Szczerba (Strba).

Szczyrbskie Pleso zdobyte © Kajman


W XVII wieku następuje podział ziem i Pan zostawia sobie pastwiska, chłopom daje lasy i znajdujące się wyżej jezioro, które wzięło nazwę od miejscowości, Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro. Ci się strasznie wkurzyli, bo całą powierzchnię jeziora wliczono im do gruntów, a oni chcieli pastwiska.
Zagrozili spuszczeniem wody z jeziora!!!
Pod taką groźbą Pan się ugiął i dał im trochę łąk.
Dobrze, bo dzisiaj nie byłoby jednego z najpiękniejszych jezior tatrzańskich.

Droga Swobody © Kajman


Rano budzi nas deszcz dzwoniący o dach przyczepy. Na szczęście po śniadaniu trochę się przejaśnia.
Ruszamy do Szyrbskiego Plesa.
Pierwszy postój jest w Liptowskim Hradku (Liptowski Gródek)

Kapliczka © Kajman


Na terenie obecnej Liptowskiego Hradka istniała w XIII wieku osada Belsko i znajdowało się tu prehistoryczne cmentarzysko z okresu kultury łużyckiej. Zamek Liptowski Hradok był wzmiankowany od roku 1341 i należał do majątków królewskich. W roku 1433 wzmocnili go husyci. W XV wieku należał do różnych właścicieli, także w kolejnych stuleciach przechodził z rąk do rąk. W XVIII wieku należał do majątków królewskich. W roku 1600 dobudowano do zamku renesansowy pałac. Podczas powstań stanowych w XVII wieku zamek uległ uszkodzeniu, po pożarze w 1803 roku odnowiono jedynie pałac (w roku 1930).

Zamek w Liptowskim Hradku © Kajman


Co ciekawe. Niejaka Magdalena, postanowiła wybudować sobie pałac przylegający do zamku. W tym celu wykorzystała majątki czterech mężów, których pochowała!!!
Z Liptowskiego Hradka ruszamy dalej, przed nami ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu.

Muzeum Liptowskiej Dediny © Kajman


Docieramy do Pribyliny. Tutaj znajduje się skansen, do którego podczas budowy zapory przeniesiono ciekawe obiekty z zalanych przez Liptowską Marę wiosek.
Zaczyna się mocno chmurzyć i chwilami pada deszcz. Elę nachodzą wątpliwości czy ma sens w takich warunkach jechać dalej. Po krótkiej dyskusji postanawiamy się nie poddawać:)

Jedziemy dalej © Kajman


Trasa jest nam dobrze znana. W zeszłym roku jechaliśmy nią do doliny Cichej.
Robi się jakoś tak majestatycznie. Normalnie widoki są piękne, Krywań niestety dzisiaj postanowił się przed nami schować w chmurach.

Zaczyna padać mocno © Kajman


Na wysokości 1000 m n.p.m. wjeżdżamy w chmury. Zaczyna się ciekawie:)

W chmurach © Kajman


Po chwili deszcz ustaje. Jazda w kurtce jest trudna, człowiek zaczyna się pocić. Podział z Elą mamy taki, że ja wiozę jedzenie, a ona ubrania. Ściągam kurtkę przeciw deszczową i wkładam ją do sakw Eli.

Ponad chmurami © Kajman


W pewnym momencie zatrzymuję się i robię fotkę. Ela ma dzisiaj nieprawdopodobną siłę i zasuwa pod górę tak szybko, że trudno mi za nią nadążyć.
Chowam aparat, Ela zniknęła za zakrętem i wtedy zaczyna się kolejna ulewa. Moja kurtka przeciwdeszczowa odjechała wraz z Elą.
Staram się ją dogonić ale nie mam szans. Deszcz przestaje padać i widzę zadowoloną Elę czekającą na mnie.
Jestem wściekły i całkowicie mokry. Temperatura jest około 11 stopni.

Widoczek © Kajman


Trzeba będzie wymyślić jakąś zemstę!!! Myślę sobie, że zgubię ją w drodze powrotnej:) Zaparła się i nie dała się zgubić!!! Cóż, co się odwlecze to nie uciecze:)

Krajobraz po bitwie © Kajman


Kataklizm dotknął Słowację 19 listopada 2004 r. Halny, porównywalny z tym, który w maju 1968 r. spustoszył polską część Tatr, tylko przez jedną noc przewrócił tyle drzew, ile na Słowacji zwykle wycina się przez cały rok. Świerkowe lasy zmienił w wiatrołom.
Zniszczenia przerażają do dzisiaj:(

Tu był las © Kajman


Parę lat temu, Słowacja wystąpiła do Unii o wsparcie finansowe na usunięcie szkód. Nie dostała ani centa!!!

Pomnik © Kajman


Podczas II wojny światowej w rejonie tatrzańskim działały silne oddziały partyzanckie. Wszędzie można się natknąć na pomniki upamiętniające tamte czasy.

Pomnik nad jeziorem © Kajman


W końcu docieramy do Szczyrbskiego Plesa. Jesteśmy z siebie dumni. Robimy rundę honorową wokół jeziora.

Tablica © Kajman


Runda honorowa © Kajman


Kurtkę odzyskałem ale niewiele to pomaga. Trzepie mnie z zimna, dalej jestem przemoczony. Idziemy na obiad z myślą, że trochę się wysuszę i ogrzeję.

Hotel Kępiński © Kajman


W drodze powrotnej zastanawiałem się, która wycieczka była bardziej męcząca?
Dzisiejszy wjazd do Szczyrbskiego Plesa czy niedawny objazd Beskidu Małego?
Dystans ten sam, przewyższenia zbliżone:)
Nie wiem, dzisiaj ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu, wtedy góra, dół. Wiem jedno, obie wycieczki były bardzo fajne:)))

Lód na jeziorze © Kajman




  • DST 58.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 16.42km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liptowska Mara

Sobota, 1 maja 2010 • dodano: 03.05.2010 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

Od wielu, wielu lat większość weekendów i czasu wakacyjnego spędzaliśmy na Słowacji. W zaszłym roku potraktowaliśmy Słowację po macoszemu ze względu na wprowadzenie euro przeliczonego po jakimś dziwnym kursie. Niby w koronach się zgadza, ale w euro już nie. Podrożało i to bardzo.

Dookoła Liptowskiej Mary © Kajman


Słowacja to zawsze był to dla mnie taki przyjazny, przaśny kraj. Przez Czechów kiedyś traktowany po macoszemu, wcześniej przez Węgrów, Polaków i Austriaków jeszcze gorzej. Ludzie mili, ale teraz chcą zapaść cywilizacyjną odrobić w bardzo krótkim czasie. Walorów turystycznych jest tu bardzo dużo. Szkoda by było, żeby Europa tak piękne zakątki omijała z daleka.

Reklama dźwignią handlu. Lubię Słowację:) © Kajman



Naszym ulubionym miejscem na Słowacji jest camping w Liptowskim Trnowcu. Camping położony jest nad jeziorem liptowskim. Koleżanka Eli nastraszyła nas, że w jeziorze jest mało wody więc kanadyjka została w domu, a zabraliśmy jedynie rowery.
Zawsze gdy przyjeżdżaliśmy tutaj na pierwszomajowy weekend, było mnóstwo ludzi. Polacy stanowili po Holendrach i Niemcach trzecią nację pod względem liczebności. W tym roku jest inaczej. Na campingu są trzy polskie campery i my z naszą przyczepą. Później dojechały jeszcze trzy campery, skąd? Z Polski!!! Dla Niemców i Holendrów jest tu za drogo. Cena campingu poszła o 50% do góry. Jest drożej niż w Austrii, tylko standard jakby nie ten:(

Na camingu pustki © Kajman


Kamper jest dziwnym pojazdem. Chcąc cokolwiek zwiedzić, trzeba landarę spakować i wyjechać z campingu. Przyczepa ma tę przewagę, że zostaje na miejscu, a do dyspozycji jest auto lub rowery. Widać nasi sąsiedzi są dobrze przygotowani bo zabrali ze sobą swoje rumaki:)

Widok z przyczepy © Kajman


Dzisiaj postanowiliśmy objechać Jezioro Liptowskie dookoła. Pierwszym punktem na trasie jest Liptowski Mikulasz. Miasto zasłynęło tym, że 18 marca 1713 roku na rynku powieszano za poślednie ziobro, słynnego harnasia Janosika. Inną ciekawostką jest to, że w XV wieku połowa miasta należała do Piotra Komorowskiego, pana na Żywcu.

Kościół w Liptowskim Mikulaszu © Kajman


Byliśmy pewni, że będą jakieś obchody święta pierwszomajowego. Były. Grała kapela, strażacy przygotowywali choinkę do postawienia (tak Słowacka tradycja stawiania bardzo wysokich pali z maleńką choinką na wierzchu), a lokalne społeczeństwo szykowało poczęstunek dla notabli.

Oj bedzie bal © Kajman


Z Mikulasza jedziemy dalej do Lupczy. Jest to najstarsze miasto na ziemi liptowskiej. Już w XIII wieku zaczęli ściągać tu osadnicy głównie z Niemiec. Poszukiwali złota, srebra i antymonu. Miasto rozwijało się bardzo dynamicznie do XIX wieku. Niestety pominęła je linia kolejowa z Koszyc do Wiednia i zaczęło podupadać. Obecnie liczy 1300 mieszkańców, ale ma ciekawy rynek i trzy kościoły.

Pierwszy kościół © Kajman


Najstarszym kościołem jest kościół świętego Mateusza Apostoła. Jest otoczony murem, niby w celach obronnych. Powstał w wyniku rozbudowy świątyni z XIII wieku, której fragmenty stanowią część budowli.

Kościół św Mateusza z XIII wieku © Kajman


Z jego XIII-wicznej części zostało chyba tylko to © Kajman


Lupcza zasłynęła jeszcze bryndzą liptowską. Podobno najlepszą na świecie. Sam Franc Josef ją kosztował, a w Wiedniu, i nie tylko, stanowiła rarytas. Przyznam się, że mnie też bardzo smakuje:)
W czasie II wojny światowej miejscowość i okolice stanowiły jedno z centrów ruchu oporu. Stąd obecna nazwa Partyzancka Lupcza.

Kościół ewangelicki. © Kajman


Gdy wyjeżdżaliśmy z campingu było pochmurne niebo. Przed południem zaczęło się przejaśniać i zrobiło się ciepło. Pokazały się też pięknie ośnieżone szczyty Tatr.

Widoczek © Kajman


W okolicy Jeziora Liptowskiego są dwa baseny termalne. Słynna Tatralandia i starsza, ale cały czas rozbudowywana Beszeniowa. Baseny w Beszeniowej słyną z borowin i prawie całej tablicy Mendelejewa znajdującej się w wodzie.

Basen termalny w Beszeniowej © Kajman


Ponieważ woda ma kolor mocnej kawy i jest zupełnie nieprzejrzysta, wiele niedopieszczonych par wykorzystuje to i pod pozorem „wożenia” robią dziwne rzeczy. Pływają tam później różne takie. Śmiesznie się patrzy na miny ludzi w tym basenie. Ku przestrodze, można tam łatwo w ciążę zajść i ojcostwo może być nie do ustalenia.

Tu kobiety mogą łatwo zajść w ciążę tylko wchodząc do wody © Kajman


W Beszeniowej idziemy do knajpki na obiad. Patrzymy a tu przyjeżdżają na rowerach trzej nasi sąsiedzi. Myślę sobie „dzielne chłopy” po tych górkach dali radę i pytam o żony.
Panowie mówią, że żony się jeszcze moczą, a oni to tylko na rekonesans przyjechali. Są dzielni, przyjechać kamperami, żony zostawić same w takim basenie, myknąć na piwo i jeszcze ściągać rowery z bagażników żeby pokonać 600 metrów!!! Czego to facet nie zrobi, żeby urwać się ze smyczy:)

Droga na zaporę © Kajman


Dalej jedziemy na zaporę. Jezioro Liptowskie powstało w latach 70 XX wieku, jako sztuczny zbiornik na rzece Wag. Znajduje się pomiędzy trzema pasmami górskimi Tatr Zachodnich, Tatr Niskich i Małej Fatry. Powierzchnia lustra wody dochodzi do 21,6 kilometra kwadratowego. Zapora ma 1225 m długości, 45 m wysokości i przy podstawie ma szerokość 270 metrów.

Zapora © Kajman


Tablica © Kajman


Po drodze spotykamy wielu rowerzystów, również z Polski. Jak każe zwyczaj, wszyscy się pozdrawiają.
Mieliśmy ochotę jeszcze zwiedzić nowopowstałe muzeum historyczne, ale oglądanie za 6 euro jednej walącej się chaty wydało nam się przesadą. Odpuściliśmy i pojechaliśmy na camping.

Przed zaporą Ela ma sesję zdjęciową © Kajman


Widok z zapory © Kajman




  • DST 100.97km
  • Teren 18.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 20.89km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 419m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed siebie

Czwartek, 29 kwietnia 2010 • dodano: 29.04.2010 | Komentarze 28


magneticlife.eu because life is magnetic

Pogada zapowiadała się wyśmienicie. Rano wiedziałem jedynie, że chcę przejechać sto kilometrów Accentem. Gdzie? Tego już nie wiedziałem.
Pojechałem po prostu przed siebie:)

Za zadrowie bikestatowiczów © Kajman


Pomyślałem sobie, że może znajdę jeszcze jakiś krzyż z czaszką do kolekcji. Co prawda krzyża z czaszką nie znalazłem ale był jeden, taki duży:)
Stał na górce w Starej Wsi na środku pola. Miedzą do niego dotarłem i już na miejscu okazało się, że jest do niego dojazd drogą:(

Duży krzyż © Kajman


Podstawa krzyża © Kajman


Ze Starej Wsi pojechałem do Kaniowa. Jakież było moje zaskoczenie gdy na obrzeżach wsi zobaczyłem lotnisko:)
Samoloty pewnie były w hangarach:(

Lotnisko w Kaniowie © Kajman


Jechałem sobie terenem, tak na czuja. Omijałem kopalnię, hałdy i jakieś dziwne miejsca żeby wydostać się na jakieś normalne tereny do jazdy.

Kopalnia © Kajman


Tu zaczynają się schody © Kajman


Widok z mostka © Kajman


Tak przedzierając się przez krzaczory i różne dziwne miejsca docieram do stawów Rontok.
W pobliżu uzdrowiskowej miejscowości Goczałkowice Zdrój, tłumnie odwiedzanej przez turystów i kuracjuszy ośrodka, niedaleko ruchliwej „dwupasmówki”, znajdują się niepozorne, ale jakże interesujące dla przyrodnika i ornitologa stawy.

Stawy Rontok © Kajman


Wśród nich jest jeden, przemysłowy zbiornik, który od lat pełni rolę osadnika słonych wód kopalnianych – Rontok Wielki.
Odprowadzane są do niego wody przemysłowe kopalni „Silesia”, których nadmiar spływa do rzeki Wisły.
Zbiornik jako osadnik jest bardzo zamulony, przy niskim stanie wody ukazują się płycizny, a to wystarczy, by gromadziły się na nich liczne rzesze skrzydlatego bractwa.

Stawy Rontok © Kajman


Tablica © Kajman


Patrząc na tablicę zorientowałem się, że w pobliżu jest pałac. Jadę go zobaczyć:)
Pałac znajduje się we wsi Rudołtowice.
Istniejący pałac powstał, jak się przypuszcza, w drugiej połowie XVII w. być może w miejscu starszego obiektu zniszczonego w czasie wojny 30-letniej, która pociągnęła za sobą znaczne zniszczenia w Pszczynie i okolicach. Inne
źródła podają datę: rok 1752, kiedy to hr. Józef Zborowski na terenie wioski zbudował pałac.

Pałac od frontu © Kajman


Po 1752 roku mieszkańcami pałacu byli kolejni właściciele tutejszych dóbr rycerskich, a na początku XX w. Zarządcy księcia pszczyńskiego. Po akcji parcelacyjnej „Ślązak” obiekt znalazł się w rękach państwa. Początkowo zamierzano przeznaczyć go na cele szpitalne, ale w końcu urządzono w nim hotel dla „Junaków”, którzy pracowali przy regulacji koryta Wisły.

Pałac od drugiej strony © Kajman


Obecnie w pałacu mieści się ośrodek dla dzieci niewidomych i niedowidzących.
Jakie było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłem niewidome dzieciaki jeżdżące na rowerach.
Przodem szedł opiekun i mówił "w prawo", "w lewo". Chłopak na rowerze był bardzo szczęśliwy:)

Niewidome dzieci na rowerach © Kajman


Z Rudołtowic pojechałem do Woli i dalej traktem rowerowym Wiedeń Kraków, czyli sławną drogą R4.
Postanowiłem pojechać do Oświęcimia sprawdzić czy jest skradziony niedawno napis.

Droga R4 © Kajman


Obóz Zagłady w Brzezince © Kajman


Tablica jest, złodzieje zwiali © Kajman


Dalej jadę dobrze znanymi drogami w kierunku Osieka. Tutaj odbieram telefon od Krzycha60. Jest w naszej okolicy. Umawiamy się na piwko u nas w domu.
Fajnie się gadało. Dzięki Krzysiek, że wpadłeś:)

Prawie równo dojechaliśmy © Kajman


Rower Krzyśka został naznaczony:) © Kajman




  • DST 73.63km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:46
  • VAVG 19.55km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 593m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pokonać strach

Wtorek, 27 kwietnia 2010 • dodano: 27.04.2010 | Komentarze 22


magneticlife.eu because life is magnetic

Każdy z nas ma jakieś fobie. Ludzie wkładają sobie do głowy różne głupoty i niejednokrotnie z tego powodu cierpią. Jedni boją się pająków czy zamkniętych pomieszczeń a ja bałem się Kocierzy, Hrobaczej i przełęczy Beskidek, zwanej inaczej Targanicką.
Dzisiaj postanowiłem pokonać strach:)

Park w Andrychowie © Kajman


Przełęcz Kocierską już pokonałem, Hrobaczą Łąkę też, zastała mi ostatnia moja fobia Beskidek.
Wskakuję na Accenta i z lekkim strachem ruszam zmierzyć się ze swoim lękiem.
Drogę do Wielkiej Puszczy pokonuję nadspodziewanie szybko:)

Wodospady na rzece Wielka Puszcza © Kajman


Drogę na której kiedyś się czołgałem dostając stanu przedzawałowego dzisiaj pokonałem ze średnią prędkością 14 km/godz.
Jest to 7 kilometrów podjazdu z różnicą wysokości 180 metrów. Jestem z siebie zadowolony.

Tutaj wszystko się zaczyna © Kajman


Mój lęk to podjazd o długości około 700 metrów. Różnica wysokości wynosi 100 metrów. Kąt nachylenia pokazujący się miejscami na GPSie wynosi 20 stopni.
Ruszam. Okazuje się, że nie jest tak źle.
Kiedyś Karla76 napisała, żebym robił fotki podjazdów. Podziwiam dziewczynę, która jest niekwestionowaną mistrzynią podjazdów i tylko ze względu na nią zatrzymuję się i cykam fotkę:)

Podjazd © Kajman


Na szczyt wjechałem nawet nie zziajany. Okazuje się, że lęki mamy tylko w głowie. Jeżeli je pokonamy, to wszystko wydaje się łatwe.
Na szczycie są piękne widoki:)

Na przełęczy Bekidek © Kajman


Skręcam w dróżkę, chcę podziwiać widoki. Zaczynam się zastanawiać czy nie wjechać na któryś szczyt. Kusi mnie bardzo ale trzeba zachować siły na weekend bo zapowiada się ciekawie:)

Cel kolejnej wycieczka © Kajman


Widoczek © Kajman


Z przełęczy jadę do Andrychowa. Przez to miasto prawie codziennie przejeżdżam samochodem. Głównie kojarzy mi się z korkami. Nigdy nie miałem czasu go zwiedzić:(

Andrychów – miasto w woj. małopolskim, w powiecie wadowickim, siedziba władz miejsko-wiejskiej gminy Andrychów. W latach 1975-1998 miasto administracyjnie należało do woj. bielskiego. Andrychów jest największym miastem i gminą w powiecie wadowickim. Z racji położenia, tradycji letniskowej i stale rozwijanego zaplecza stał się ważnym ośrodkiem turystycznym w rejonie Beskidu Małego.

Kościół w Andrychowie © Kajman


W Andrychowie jest pałac Bobrowskich. Pierwotny budynek mający charakter obronny powstał w tym miejscu w I połowie XVII wieku.

Pałac Bobrowskich od frontu © Kajman


Wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany, obecny klasycystyczny wygląd uzyskał w I połowie XIX wieku. Klasycystyczny, w kształcie podkowy, murowany, parterowy. Składa się ze skrzydła głównego i dostawionych do niego pod kątem prostym dwóch skrzydeł bocznych. Pośrodku skrzydła głównego od strony zajazdu czterokolumnowy portyk. Otoczony był parkiem w stylu angielskim. Obecnie w zachodnim skrzydle pałacu mieści się siedziba Towarzystwa Miłośników Andrychowa.

Pałac od strony zadu © Kajman


Nigdy był nie przypuszczał, że w Andrychowie jest taki fajny park. Jest tam staw, dwie fontanny, mnóstwo ptaków (jest nawet tablica z informacją co po stawie pływa) i wielu odpoczywających ludzi:)

Fontanna © Kajman


Pośrodku stawu jest wyspa. Ustawiono tam domki dla ptactwa. Wygląda to bardzo ciekawie:)
Tak jak pałac mnie nie zachwycił (jest trochę odrapany), tak park jest rewelacyjny!

Domki dla ptaków na wyspie © Kajman


Łabądki murzynki © Kajman


Zastanawiam się co zrobić dalej z tak mile rozpoczętym dniem.
Przypomniałem sobie, że powinienem kupić żyłkę do kosy. Tak, trzeba pojechać do Kóz. Chyba wybrałem troszkę okrężną drogę. Nadłożyłem ze 30 kilometrów.
Wieje dość paskudny wiatr ale jedzie się fajnie przez rolniczą część ziemi andrychowskiej.

Przez pola © Kajman


W Zasolu zastanawiam się czy przypadkiem nie pojechać do Kóz przez Brzeszcze. Byłoby dodatkowe 12 kilometrów.
Pomyślałem sobie, że nie zrobię tego bo znów w rocznej statystyce wyprzedziłbym Krzyśka a dziś jest taki piękny dzień i nie chciałem mu robić przykrości:)

Leśny kościół w Kętach Podlesiu, miejsce postoju rowerzystów © Kajman


Zatrzymuję się jak zwykle przy leśnym kościele w Kętach Podlesiu. To nie tylko moje ulubione miejsce postoju. Spotykam tam gościa z Bielska, który przejechał właśnie zbliżoną trasę do naszej sobotniej wycieczki. Chwilę gadamy ale czas zrobić wpis:)



  • DST 110.34km
  • Teren 2.00km
  • Czas 06:54
  • VAVG 15.99km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 1015m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dookoła Beskidu Małego

Sobota, 24 kwietnia 2010 • dodano: 25.04.2010 | Komentarze 20


magneticlife.eu because life is magnetic

Wycieczka do Suchej Beskidzkiej chodziła mi po głowie od dłuższego czasu. Bardzo się ucieszyłem kiedy zobaczyłem, że Shem wybiera się na trzy przełęcze i będzie jechał przez Suchą. Nawiązaliśmy kontakt i umówiliśmy się pod karczmą Rzym.
Ela opracowała trasę i skoro świt ruszamy.

Krzyż milenijny na Wierchu Koconia © Kajman


Założeniach Eli były takie żeby zminimalizować ilość podjazdów. Przecież jeszcze po wypadku boli ją kręgosłup. Wszystko było OK dopóki nie zaczął się podjazd na Wierch Koconia. Nachylenie wynosiło około 12 stopni.
Dalej już jest z górki.
Dojeżdżamy do Suchej mając jeszcze trochę czasu do spotkania. Czas ten bardzo aktywnie wykorzystujemy na opieprzanie ludzi szwendających się po ścieżce rowerowej. Ela nawet napisała liścik do buraka parkującego w poprzek ścieżki.
Tak to już jest jak ludzie ze wsi do miasta przyjadą. Nie ma zmiłuj:)))

Makieta zamku w Suchej Beskidzkiej © Kajman


Sucha Beskidzka w całym kraju słynie z jedynej i prawdziwej Karczmy Rzym. Znany jest też zamek, którym się miasto szczyci i na wszelkie sposoby stara się go propagować.
Dojeżdżamy do karczmy i wkrótce również wjeżdża ekipa z Krakowa. Wszyscy jesteśmy bardzo punktualni zważywszy dystans jaki musieliśmy pokonać:)

Chłopaki jadą © Kajman


Na spotkanie przyjeżdża Przemek, Mateusz i Hubert który nie jest zarejestrowany na BS.
Przy posiłku można sobie fajnie pogadać:)
Hubert widząc z jakim uczuciem mówimy o portalu obiecuje natychmiast po powrocie do Krakowa się zarejestrować. Zobaczymy czy dotrzyma słowa.
Czas na pogaduchach szybko mija ale trzeba jechać dalej. Ela przekazuje naklejki BS dla znajomych z Krakowa i chłopaki ruszają na trzy przełęcze a my przystępujemy do zwiedzania:)

Pamiątkowa fotka © Kajman


Najbardziej znana karczma w Polsce to właśnie Rzym. To tutaj Pan Twardowski walczył o duszę.
Karczma jest też centralnym punktem Szlaku Architektury Drewnianej w Małopolsce.

Ta karczma Rzym się nazywa © Kajman


Tablica © Kajman


Tutaj pan Twardowski robił w konia diabła © Kajman


Ileż można siedzieć w karczmie, nawet jeżeli Rzym się nazywa:)
Jedziemy zwiedzić zamek.

Zamek w Suchej Beskidzkiej © Kajman


Na dziedzińcu zamku ja pilnuję rowerów a Ela szaleje z aparatem fotograficznym robiąc dziesiątki zdjęć.
Wtedy podchodzi do mnie pani z muzeum i mówi, że zamek uzyskał certyfikat "Zamek przyjazny rowerzystom" . Pani proponuje abyśmy zaparkowali nasze rumaki wewnątrz muzeum i je zwiedzili:)
Jesteśmy zaskoczeni i chętnie korzystamy z propozycji:)

Rowery w muzeum © Kajman


Jakież jest nasze zdziwienie gdy po zapłaceniu 14 zł od osoby, dostajemy bardzo miłą przewodniczkę, która oprowadza nas po zamku i trzech wystawach. Zwiedzamy wystawę malarstwa młodopolskiego malarza, rysownika i grafika – Wojciecha Weissa, galerię portretów Habsburgów i wystawę monet.

Portrety Habsburgów © Kajman


Zwiedzanie wystaw i rozmowa z przemiłą przewodniczką zajmuje nam sporo czasu. Jeszcze krótki pobyt w parku zamkowym i trzeba ruszać w góry:)

Zamek w Suchej Beskidzkiej © Kajman


Chcemy objechać Beskid Mały dookoła. Kierujemy się do Krzeszowa. Tam jest Księża Studnia, która bardzo nas rozczarowała. Cóż, nie wszystkie atrakcje warte są zwiedzenia.
Zawód w postaci studni rekompensują widoki. Jest pięknie:)))

Krzeszów z Babią Górą w tle © Kajman


Jedziemy do Mucharza. Droga cały czas prowadzi na wysokości ponad 400 m n.p.m. i jest jak sinusoida. Nie wiem ile razy drapaliśmy się na wysokość ponad 500 m ale dużo. Kąt nachylenia przy podjazdach wynosił ponad 12 stopni. Jest pięknie ale zaczynamy marzyć o bardziej płaskiej drodze.

Góra dół © Kajman


Jest co oglądać. Ruch na drodze znikomy. Przy szybkich zjazdach w otwartej przestrzeni, widokach zapierających dech, ogarnia mnie takie dziwne uczucie wolności i oderwania od realnego świata:)

Architektura drewniana ładna © Kajman


W końcu docieramy do Świnnej Poręby. Od lat budowana jest tam zapora na rzece Skawie. Ślimaczy się to nieprawdopodobnie ale jak powstanie będzie to bardzo ciekawe miejsce wypoczynkowe:)

Tablica poglądowa jak to kiedyś będzie © Kajman


Budowa zapory w Świnnej Porębie © Kajman


Zostaje nam jeszcze do zwiedzenia znajdujący się w Gorzeniu Górnym dworek Emila Zegadłowicza. W necie pisze, że dworek otacza piękny park a ja myślę, że to same chaszcze. Wszystko sprawa wrażenie zaniedbanego i podupadającego:(

Dworek Emila Zegadłowicza © Kajman


Zaczyna zapadać zmrok gdy dojeżdżamy do domu. Wycieczka dała nam popalić:)
Sto dziesięć kilometrów i suma podjazdów ponad tysiąc metrów.
Bardzo podziwiam Elę, że dała po wypadku radę.
Dzień pełen wrażeń. Dzięki Przemku, że zainspirowałeś nas do tak pięknej wycieczki:)

Dzień żegna nas pięknym zachodem © Kajman




  • DST 17.78km
  • Czas 00:53
  • VAVG 20.13km/h
  • VMAX 27.00km/h
  • Podjazdy 97m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jedzie chłop po polu

Piątek, 23 kwietnia 2010 • dodano: 24.04.2010 | Komentarze 18


magneticlife.eu because life is magnetic

No i zaczęło się. Wiosna pełną gębą. Ma to wiele zalet, ma też swoje wymogi.
Wiosna ma to do siebie, że trawa rośnie jak głupia i trzeba podjąć wyzwanie a może raczej przystąpić do syzyfowych prac, czyli koszenia.

Jedzie chłop po polu, jedzie na traktorze © Kajman


Zawsze przy koszeniu, nucę sobie pod nosem piosenkę Wałów Jagielońskich.
Jedzie chłop po polu, jedzie na traktorze, Bronki co prawda nie wiozłem i pola nie orałem ale zabawa jest przednia.
Wiosenne pierwsze koszenie to jak jazda na quadze w trudnym terenie:)

Kwitnie wszzystko © Kajman


Na rowerze wybrałem się do banku w Ketach. Trochę też pokręciłem się po parku. Też było przyjemnie. Szkoda, że nie było czasu na dłuższą wycieczkę:(

Pomnik świętego pszczelarza w Kętach © Kajman


  • DST 62.47km
  • Teren 8.00km
  • Czas 04:01
  • VAVG 15.55km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 1029m
  • Sprzęt Accent El Ninio
  • Aktywność Jazda na rowerze

1000 metrów w pionie

Wtorek, 20 kwietnia 2010 • dodano: 20.04.2010 | Komentarze 30


magneticlife.eu because life is magnetic

Celem dzisiejszej wycieczka było objechanie dookoła pasma górskiego na którym króluje Hrobacza Łąka. Drugim celem była Kozia Górka. Wyjechałem o 8 rano.
Tak naprawdę nie wiedziałem ile czasu zajmie mi wycieczka a cele, które przed sobą postawiłem były jak na mnie ambitne:)

Schronisko na Koziej Górce © Kajman


Wczoraj Ela swoim imponującym pokonaniem przełęczy Beskidek, wymogła na mnie ambicjonalnie wybór jakiejś cięższej trasy:)
Ruszam na Przegibek:)

Przegibek © Kajman


Przełęcz znajduje się na wysokości 663 m n.p.m. Jadzie się miło i sympatycznie. Tak podjazd jak i zjazd ma około 7 kilometrów.
Na Przegibku znajduje się krzyż ufundowany przez inwalidów wojennych.

Krzyż na Przegibku © Kajman


Pomnik i krzyż jako jedyne zostały wpisane do rejestru Rady Pamięci Walki I Męczeństwa i odznaczone złotym medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej.
Replika medalu znajduje się na tablicy pamiątkowej.

Tablica © Kajman


Z Przegibka raźnym truchtem (bo z górki) jadę do Mikuszowic. Nie byłbym sobą gdybym ominął Szlak Architektury Drewnianej. W Mikuszowicach właśnie jest kościół pod wezwaniem św. Barbary z 1690 roku.

Mikuszowice Szlak Architektury Drewnianej © Kajman


Tablica © Kajman


Kościół w Mikuszowicach kojarzy mi się z przezabawną historią.
Kiedyś w tym kościele była msza z okazji okrągłej rocznicy jednej z bielskich szkół. Naspraszano oficjeli, między innymi Elę. Zawiozłem ją tam.
Wchodzimy na plac kościelny, na którym stoi biskup własną osobą. Ela idzie w jego kierunku. Dostojnik widząc, że niewiasta idzie do niego był pewien, że chce mu okazać należny szacunek i wyciąga rękę aby go ćmoknęła w pierdzionek. Ela podeszła i pyta "Przepraszam księdza, czy tu odbywa się uroczystość?"
Mina sługi bożego bezcenna:)

Droga na Kozią Górkę © Kajman


Z kościoła kieruję się w stronę podjazdu na Kozią Górkę. Wybieram podjazd od strony toru saneczkowego. Mijam Akademię Techniczno-Humanistyczną i już zaczyna się ciekawie.
Wiele osób z norweskimi kijami zasuwa pod górę:)

Resztki toru saneczkowego © Kajman


Droga prowadzi terenem. Stopień nachylenia waha się między 10 a 22 stopnie a wysokość do osiągnięcia wynosi 689 m n.p.m. W terenie taki podjazd to nie to samo co asfaltem. Droga jest pięknie oznaczona i jest mnóstwo ławeczek z koszami na śmieci.
Jestem pod wrażeniem. Ostatnio wchodziłem tam jako dziecko z rodzicami i niewiele z tego pamiętam.

Widok na Bielsko © Kajman


Czytając blogi na BS, wjazd na Kozią Górkę wydawała mi się takim rekreacyjnym wypadem. Takie odniosłem wrażenie czytając blog Feelsa który pięknie obfotografował całą trasę, czy Webita. Chłopaki wyskakują na Kozią Górkę między zupą a drugim daniem.
Ja niestety taki dzielny nie jestem. Ostatnie 500 metrów podjazdu już mnie pokonało i musiałem wziąć je z buta:(

Kozia chata © Kajman


Z Koziej Górki fantastycznie się zjeżdża. W pewnym miejscu skręciłem w jakąś ścieżkę w las. Korzenie i kamole ale zabawa przednia:)
Dojechałem do Bielska i dalej ścieżką rowerową do centrum.
Tu zacząłem się zastanawiać co zrobić żeby nie dać się zabić na drodze.
Nastawiłem GPSa na "prowadź do domu":)

Gdzie ja jestem???? © Kajman


Garmin poprowadził mnie takimi (zadupiami) drogami, że gdybym chciał tam trafić to miałbym duży problem chociaż znam Bielsko doskonale. Ominąłem wszystkie główne drogi:)
W jednym miejscu mu się popieprzyło i wprowadził mnie na nowo budowaną autostradę. Lekka korekta i przez Hałcnów i Kozy wróciłem do domu:)

Budowa nowej autostrady © Kajman




  • DST 104.11km
  • Teren 3.00km
  • Czas 05:55
  • VAVG 17.60km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Podjazdy 324m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Seta z utoplcem bieruńskim

Niedziela, 18 kwietnia 2010 • dodano: 19.04.2010 | Komentarze 17


magneticlife.eu because life is magnetic

W Krakowie zarządzono prohibicję. Pomyślałem sobie, że warto by za kolegów z Krakowa walnąć setę bo oni nawet o zakupie piwa mogą tylko pomarzyć.
Setę najlepiej zrobić z kimś, tu wyboru wielkiego nie było, oczywiście z Elą.
Trzeba ją też zrobić gdzieś, tu wybór padł na utoplca bieruńskiego:)

Wizyta u utoplca bieruńskiego © Kajman


Utoplec, to nazwa regionalna a ja jako rodowity Ślązak z dziada, pradziada (urodziłem i wychowałem się w Katowicach) będę jej używał. Gdzie indziej nazywany jest utopcem lub wodnikiem.
Cała kraina od Strumienia po Zator usiana jest stawami. Zwana jest też w okolicach Bierunia żabim krajem a w okolicach Zatora doliną karpia.

Stawy © Kajman


Utoplce rodziły się z dusz topielców i poronionych płodów. Podobnie jak wodniki zamieszkiwały wszelkie zbiorniki wodne (łącznie ze studniami i rowami przydrożnymi) i topiły kąpiących się oraz przechodzące przez rzekę zwierzęta. Odpowiadały także za wylewy rzek oraz zatapianie pół i łąk. Utoplce przybierały postać wysokich, bardzo chudych ludzi o oślizgłej, zielonej skórze, z dużą głową i ciemnymi włosami. W czasie nowiu utoplce wychodziły na brzeg. Często zwabiały wówczas do siebie ludzi, bawiąc się z nimi w zagadki. Osobę próbującą oszukiwać w zagadkach natychmiast topiły.
Najsłynniejszym z nich był utoplec bieruński.

Jedziemy z wizytą © Kajman


Przy okazji postanowiliśmy dodać coś do kolekcji Szlaku Architektury Drewnianej. Na początku, to coś nam się popieprzyło. Obiekt drewniany jest w Bieruniu a my pojechaliśmy do Bojszów. Też na "B". Tam była tylko drewniana dzwonnica.

Dzwonnica w Bojszowach © Kajman


Trzeba zrobić korektę. Jedziemy do Bierunia i naprawiamy błąd. Do kościoła trafiamy akurat w trakcie pogrzebu pary prezydenckiej. Telewizor w knajpie obok nastawiony jest na cały regulator więc możemy trochę posłuchać relację.

Bieruń, Szlak Architektury Drewnianej © Kajman


Tablica © Kajman


Wnętrze © Kajman


W Bieruniu na rynku jest też pomnik bohaterów. Z imienia i nazwiska wymieniono jedynie poległych w powstaniach śląskich. Ofiary pozostałe wymieniono ogólnie.

Pomnik bohaterów © Kajman


Wczorajszy rajd po ziemi żywieckiej, mimo że krótszy dystansowo był zdecydowanie bardziej męczący. Dzisiaj to taki lajcik odpoczynkowy.
Po dotarciu w nasze góry jakoś raźniej nam się zrobiło:)

Już w górach © Kajman




  • DST 63.93km
  • Czas 03:54
  • VAVG 16.39km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 666m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ziemia Żywiecka - po góreckach

Sobota, 17 kwietnia 2010 • dodano: 17.04.2010 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Dzisiaj mieliśmy przejechać setkę ale w związku z chmurą pyłową plany zostały zmienione. Z tą chmurą to chyba jakaś ściema. Przed chwilą byłem na dworze. Dzisiaj jest nów księżyca a gwiazdy świecą jak głupie. Gdyby była jakaś chmura to przecież nie byłoby ich widać!!!
Media ową chmurą skutecznie nastraszyły Elę. Rano mówi mi, że pojedziemy na krótszą wycieczkę do Rychwałdu.

Ziemia Żywiecka piękna jest:) © Kajman


Fakt, wybrana trasa to nie sto a jedynie 64 kilometry ale suma podjazdów wyniosła 666 metrów. Szatańska liczba wyszła a my przecież w zbożnym celu pojechaliśmy.
W Rychwałdzie jest sanktuarium Matki Boskiej Rychwałdzkiej.

Sanktuarium w Rychwałdzie © Kajman


Chciałem się dowiedzieć co też Matka Boska w Rychwałdzie narobiła ale mimo grzebania w necie jakoś mi się nie udało. Dowiedziałem się jedynie, że początek kultu Matki Bożej Rychwałdzkiej datuje się na 1644 kiedy to właścicielka Ślemienia obdarował kościół obrazem Matki Bożej. W 1678 biskup krakowski – Mikołaj Oborski w swoim dekrecie ogłosił cudowność obrazu i zalecił szerzenie jego kultu.

Cudowny obraz © Kajman


Nie wiem jak obraz działa i nie wiem jak się to ma do podstawowej doktryny kościoła "nie będziesz miał innych Bogów...".
Wiem, że kościół jest bardzo ładny a i na zewnątrz też można znaleźć coś ciekawego.
Więcej informacji o sanktuarium można znaleźć tytaj.

Fontanna? © Kajman


W Rychwałdzie jest też dwór, obecnie przerobiony na hotel i SPA. Ten zawiódł mnie bardzo. Kiedyś należał do rodziny Komorowskich (być może rodziny obecnego marszałka sejmu który, było nie było ma hrabiowskie korzenie). Dzisiaj obiekt wygląda nie ciekawie, jakby wybudowano go właśnie jako hotel.

Dwór w Rychwałdzie © Kajman


Pytam Elę gdzie jedziemy dalej i słyszę, że do Gilowic. Tam jest kościół na Szlaku Architektury Drewnianej.
Znam te tereny bardzo dobrze ale z za kierownicy samochodu. Wiem, że są tam same podjazdy ale Elę to nie przeraża. W tym momencie uświadamiam sobie, że wycieczka będzie trudniejsza niż setka po płaskim.
Nie myliłem się, mam teraz lekkie zakwasy.

No to zwiewamy © Kajman


Zaczynają się fajne podjazdy. Wiele razy stopień nachylenia na GPSie waha się między 15 a 20 stopni. Jak jest podjazd to i będzie zjazd.
Przeklinam w duchu własne roztargnienie. Pojechałem w cywilnych okularach a nowe rowerowe, zostały w domu. O biciu rekordów prędkości nie ma mowy. Po przekroczeniu 50 km/godz zaczyna się łzawienie oczu i trzeba łapać za hamulce:(

Kościół w Gilowicach na Szlaku Architektury Drewnianej © Kajman


Tablica © Kajman


Kościół w Gilowicach pierwotnie stał w Rychwałdzie i jak można się domyśleć, to pewnie w nim pierwotnie znajdował się cudowny obraz.
Podczas wycieczki zaskoczyła mnie inna sprawa. W Austrii i w Niemczech niejednokrotnie natykałem się na pomniki żołnierzy poległych podczas I wojny światowej. W Polsce na takie można natknąć się rzadko i to głównie na Opolszczyźnie.
Co mnie zaskoczyło? Właśnie taki pomnik:)

Pomnik żołnieży z Gilowic poległych podczas I wojny światowej © Kajman


Dalej jedziemy do Ślemienia. Jazda na rowerze ma tą wielką zaletę, że można się rozglądać. Wiele razy jechałem tą drogą autem i nigdy nie zauważyłem tego obiektu.

Skocznia narciarska w Gilowicach © Kajman


W Ślemieniu są pozostałości po dawnej hucie. Było kiedyś więcej "zakładów przemysłowych" ale jakieś 200 lat temu się wszystko spaliło.

Ela zwiedza hutę w Ślemieniu © Kajman


Tereny Ziemi Żywieckiej są bardzo piękne. Wielu z czytelników pomyślało pewnie, że warto się tam wybrać.
Podczas zwiedzania huty zauważyłem coś dla oszczędnych jeżeli chodzi o miejsca noclegowe. Nie jestem pewien czy mogę to polecić ale jest coś takiego:)

Hotel a w tle huta © Kajman


Tablica reklamowa © Kajman


Hotel od frontu © Kajman


Z Ślemienia kierujemy się na drogę prowadzącą z Suchej Beskidzkiej do Żywca, nią docieramy nad jezioro żywieckie i dalej do domu. Podczas wycieczki cały czas towarzyszyły nam takie widoki:)

Widoczek © Kajman




  • DST 17.66km
  • Czas 00:56
  • VAVG 18.92km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 92m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kęty rekreacyne

Piątek, 16 kwietnia 2010 • dodano: 16.04.2010 | Komentarze 16


magneticlife.eu because life is magnetic

Od tygodnia lało nieustannie. Mogę jeździć po śniegu ale pod prysznicem?
Czekałem na chwilę ze słońcem i oto jest. Jest też chmura jakiegoś pyłu ale tego na szczęście nie widać.
Wybraliśmy się z Elą do Kęt, do serwisu, bo miały być dla niej bluzy ocieplane. Niestety były ale męskie:(

Dąb Smoleński © Kajman


Ostatnio zapanowała moda na sadzenie dębów katyńskich. Przy okazji sadzi się też dęby smoleńskie. Co mnie zaskoczyło, pod nowo posadzonymi dębami były znicze. U nas na wsi, ludzie sami z siebie je przynieśli i zapalili:)
Ten nowy las katyński powstał w miejscu wyburzonego kościoła. Przy okazji zauważyłem ciekawą rzecz na krzyżu, który pozostał na dawnym placu kościelnym.

Ptak na krzyżu © Kajman


W Kętach pojechaliśmy do parku. Tam chwilka na ulubionej ławeczce. Patrzę i oczom nie wierzę. Miasto postawiło barierkę. To dobrze ale z czego oni to zrobili!!! Pewnie szukają oszczędności.
Oby pogoda utrzymała się, już bardzo stęskniłem się za wycieczkami rowerowymi:)

Ciekawe gdzie to zdemontowali © Kajman


Szlak architektury zrujnowanej ale wielka kapliczka jest © Kajman