Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kajman z wioski Kobiernice. Mam przejechane 15762.40 kilometrów w tym 1149.69 w terenie. Wlokę się z prędkością średnią 17.10 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.



button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kajman.bikestats.pl


free counters

Najpopularniejsze zdjęcia:



Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki z campingów

Dystans całkowity:3650.13 km (w terenie 355.48 km; 9.74%)
Czas w ruchu:223:21
Średnia prędkość:16.11 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:38184 m
Maks. tętno maksymalne:55 (0 %)
Liczba aktywności:72
Średnio na aktywność:50.70 km i 3h 20m
Więcej statystyk
  • DST 3.72km
  • Czas 00:14
  • VAVG 15.94km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 102m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Złoto, wulkany i zamki

Sobota, 25 czerwca 2011 • dodano: 25.06.2011 | Komentarze 29


magneticlife.eu because life is magnetic

Pogoda podczas tego weekendu nas nie rozpieszcza. Jest zimno i leje co chwila. Faktem jest, że planowaliśmy spędzić czas na rowerach, ale ryzyko spędzenia go pod jakąś wiatą wczoraj i dzisiaj było zbyt duże. Na pogórzu kaczawskim do zwiedzania jest tyle atrakcji, że trzeba było zmienić środek transportu i wykorzystać czas na maksa.

Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym © Kajman


Camping w Bolkowie jest rewelacyjnym miejscem wypadowym. Nazywa się Pod Lasem. Standard ma europejski i bardzo dobre ceny. Być może ktoś zechce skorzystać z naszych doświadczeń i tu przyjechać. Szczerze polecam.
Wczoraj byliśmy w Książu i zwiedziliśmy Włodarza, część kompleksu Riese. Jest co poopowiadać a i parę fajnych fotek udało się zrobić.

Meta w Złotoryi © Kajman


Wszystkie atrakcje są w zasięgu wycieczek rowerowych z campingu. Zastanawiałem się czy zrobić z tego wpis z przebiegiem zerowym, ale doszedłem do wniosku, że po powrocie do domu muszę nadrobić ilość przejechanych w tym roku kilometrów. Pewnie zrobię to na trasach standardowych, które już nie raz opisywałem. Wtedy uzupełnię relacje i foty z miejsc zwiedzonych tutaj.

Liderki © Kajman


Dzisiaj obudziła nas ulewa. Plany Eli co do zwiedzania Rudaw Janowickich diabli wzięli. Wsiadamy w auto i jedziemy do kopalni złota w Złotoryi. Tam na głowę nic nam padać nie będzie. Jakie jest nasze zdziwienie, gdy nie możemy wjechać do miasta. Całe jest zablokowane przez policję, na objazdach są niesamowite korki. Okazuje się, że trafiliśmy na Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym.

Peleton © Kajman


O dojeździe do kopalni możemy zapomnieć, szukamy miejsca do zaparkowania. Deszcz leje cały czas. Znajdujemy jakiś daszek i czekamy na panie, które teraz są na trasie. Wyścig jest dookoła Złotoryi więc nastawiamy się na kłopoty komunikacyjne.

Pędzą do mety © Kajman


Jak będziesz dużo trenować, dostaniesz taką bryczkę:) © Kajman


Na szczęście okazało się, że Złotoryja nie zapomniała dzisiaj o swoich atrakcjach. Zwiedzamy Muzeum Złota i basztę. Wszystko za darmochę, jedynie kibel kosztuje 1 zł:)
Dostajemy też trochę złota na pamiątkę, też za friko:)

Płukanie złota © Kajman


Teraz czas na wulkany. Jest ich w okolicy kilka. Jedziemy na Ostrzycę, największy wygasły wulkan w Polsce. W końcu przestaje padać i wychodzi słońce.

Ostrzyca, największy wulkan w Polsce © Kajman


Punkt kontrolny, coś dla Kosmy:) © Kajman


Ela na wulkanie © Kajman


Teraz przychodzi czas na zamek Grodziec. Niesamowity, świetnie zachowany zamek piastowski. Stoi również na wygasłym wulkanie. Historia zamku i jego budowniczych jest bardzo ciekawa. Zwiedzamy wszystko, salę tortur też. Bardziej szczegółowo opiszę to przy najbliższym nabijaniu kilometrów:)

Zamek na wulkanie © Kajman


Łagodny wymiar kary © Kajman


Pogoda się znacznie polepszyła. Jedziemy na camping. Przecież tam czekają rowery i można gdzieś pojechać. Dojazd nie jest prosty. Wszędzie blokady dróg z powodu wyścigu.

Tym razem jadą panowie © Kajman


Po dotarciu na camping jemy obiad. Ela poszła spać, a ja wskakuję na rower i jadę zwiedzić zamek Świny. Jest od campingu rzut beretem, ale jak to zwykle bywa, to co bliskie zostawia się na koniec. Jutro mam nadzieję pojedziemy na rowerach do pałacu cesarza Wilhelma II. Mogłoby nie starczyć czasu na Świny a to byłaby niepowetowana strata.

Bolko Srogi, jeden z najznamienitrzych Piastów © Kajman


Zamek Świny jest pierwszym w Polsce prywatnym zamkiem. Kiedyś było tak, że znamienite rody miały kasztele, ale tylko król lub książę mógł mieć zamek. Chodziło o to by nikt władcy nie fikał. Żeby ród mógł posiadać zamek musiał mieć specjalne zezwolenie a to nie było łatwe. Paniska bały się buntów i sami budowali zamki.

Zamek Świny © Kajman


Z drogi na Jawor zamek w Świnach wygląda jak duży chlewik, ale to bardzo złudnie wrażenie. To potężna twierdza wybudowana w miejscu kasztelu należącego do rodu Świnków od VIII wieku. Z rodu tego wywodził się być może arcybiskup gnieźnieński, Jakub Świnka, który jednak pieczętował się inną odmianą herbu.

Zamek Świny © Kajman


Według jednej wersji ród został osadzony na Świnach przez księcia Bolka Srogiego, według innej był rodem słowiańskich władyków, który po zajęciu Śląska przez Mieszka I podporządkował się Piastom i w nagrodę otrzymał potwierdzenie prawa życia i śmierci nad swymi poddanymi.

Zamek w Świnach © Kajman


Rycerski ród Świnków od dawien dawna znany był z ogromnego zamiłowania do alkoholi, a w szczególności do wina, które kupowano często i w ogromnych ilościach. Wielowiekowa praktyka konsumencka sprawiła, że z pokolenia na pokolenie organizmy Świnków ewoluowały, wytwarzając taką odporność na procenty, o jakiej mógł pomarzyć niejeden polski pijaczek.

Zamek Świny © Kajman


Legendą już obrósł przypadek Jerzego Świnki, który założył się z pewnym polskim szlachcicem, kto więcej wina wypije i pod stół nie padnie. Stawka zakładu wydawała się poważna: ze swej strony Jerzy postawił 1000 dukatów, a ów szlachcic - przepiękną karetę zaprzężoną w sześć wspaniałych koni. Kiedy osuszali dwudziestą butelkę i nasz zawodnik był już mocno wstawiony, Świnka rozkazał, aby przynieść drewniany ceber do pojenia koni i napełniwszy go winem wypił całą zawartość za jednym zamachem. Pod szlachcicem nogi się ugięły. Nie odezwawszy się słowem wyszedł z zamku w asyście odprowadzającego go pewnym krokiem gospodarza.

Zamek Świny © Kajman


Konrad Świnka, który podobno podczas suto zakrapianej uczty, będąc już mocno pijanym, oświadczył głośno, iż nawet sam diabeł nie dałby mu rady, a jeśli ma go porwać, to niech zrobi to tu i teraz. Po tych słowach rozległ się grzmot i pojawił piorun celując prosto w gospodarza ze skutkiem wiadomo jakim. Trzymany przez Świnkę kielich uległ całkowitemu stopieniu i wraz z nim został pochowany.
Czyżby z tych historii wzięło się stare polskie powiedzenie "pijany jak świnia"?

Zamek Świny © Kajman


Urodzony w 1410 r. Gunzel II von Schweinichen (ród używał już wówczas zniemczonego nazwiska) znany jest z rozbicia w 1455 r. raubrittera i stronnika husytów Hansa Czyrn z zamku Niesytno. Pisałem o tym w poprzednim wpisie.
W 1456 r. urodził się matuzalem rodu Burgmann, który zmarł w wieku 110 lat na grypę. Syn tegoż Hans dożył wieku lat 96, ożenił się po raz drugi w wieku lat 80 i spłodził dwóch synów, żeby było śmieszniej jego żona w dniu ślubu miała 15 lat.

Zamek Świny © Kajman


Rodowa legenda wywodzi dzieje Świnków od Biwoja, giermka legendarnej czeskiej księżnej Libuszy, który w 712 r. podarował jej własnoręcznie upolowanego odyńca, za co miał otrzymać nadania wokół Świn, herb Świnka oraz rękę księżniczki Kazi.

Najsławniejszym przedstawicielem rodu był Hans von Schweinichen, żyjący w czasach Zygmunta Augusta, pamiętnikarz i dworzanin książąt legnickich Fryderyka III, Henryka XI oraz Fryderyka IV. Ród liczy sobie obecnie ok. 30 męskich potomków.



  • DST 61.56km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:24
  • VAVG 13.99km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 886m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wygasłe wulkany i zamki

Czwartek, 23 czerwca 2011 • dodano: 23.06.2011 | Komentarze 24


magneticlife.eu because life is magnetic

Ten rok postanowiliśmy z Elą przeznaczyć na zwiedzanie zamków piastowskich. Wpisy robione przez Piotera50 zachęciły mnie do zwiedzenia Księstwa Jaworskiego i krainy wygasłych wulkanów. Znaleźliśmy piękny camping w Bolkowie i z niego wyruszamy na zwiedzanie tej pięknej okolicy.

Camping w Bolkowie © Kajman


Księstwo Jaworskie powstało z podziału Księstwa Legnickiego. Położone jest na Dolnym Śląsku. Ostatnio nasz niewielki wzrostem polityk powiedział, że Ślązacy to opcja niemiecka. Sąd skierował tego polityka na przymusowe badania psychiatryczne. Cóż, może trzeba coś powiedzieć o historii Śląska.

Zamek piastowski w Bolkowie © Kajman


Wszystko zaczęło się od gościa, który miał wrzód na gębie. Był zacnym królem chociaż twarz mu wykrzywiło. Zwano go Bolesławem Krzywoustym. Miał czterech synów. Władka z pierwszej żony i trzech młodszych z drugiej żony. Wykombinował sobie, że Władek będzie seniorem a jak zejdzie po starszeństwie królował będzie następny syn. Zrobił nawet taki testament.

Zamek w Bolkowie odsłona 2 © Kajman


Żeby chłopaki nie czuli się pokrzywdzeni każdemu wyznaczył swoje księstwo. Władek dostał Śląsk, ale jednocześnie miał rządzić Polską z Krakowa. Wszystko byłoby pięknie gdyby młodzież się nie zbuntowała. Pod Poznaniem skopali starszemu bratu tyłek. Musiał uciekać do Niemiec. Miał nadzieję, że niejaki Barbarossa mu pomoże. Przecież był cesarzem, ale ten chciał Ziemię Świętą uwalniać i w sprawy polskie nie za bardzo miał ochotę się mieszać. Tak Władek został wygnańcem. Zmarł w Niemczech, ale jego synowie odzyskali Śląsk.

Widok z baszty © Kajman


Tak właśnie się stało, że wszyscy Piastowie śląscy wywodzą się od owego Władka. Cała historia rozgrywała się w połowie XII wieku. Synowie Władka podzielili Śląsk pomiędzy siebie a następnie pomiędzy swoich synów. W czwartym pokoleniu niejaki Bolek Łysy zwany Rogatką ( to był dopiero agent, może coś o nim jeszcze napiszę ), wydzielił dla swojego syna Księstwo Jaworskie.

Piastów było sporo © Kajman


Księstwo objął Heniek Gruby a posiadał takie miasta jak Jawor, Bolków, Kamienna Góra, Lubawka, Lwówek Śląski i Świerzawa. Było to w roku 1274. W tym też czasie historia zaczyna się komplikować. W Czechach panował Przemysł Ottokar II (ale głupio się facet nazywał). Był na tyle silny, że mały figiel a zostałby cesarzem Nieniec. Z Legnicy do Krakowa było ponad 400 km a do Pragi raptem 190. Byli pod ręką też Niemcy. Książęta Śląscy coraz rzadziej patrzyli na skłócony Kraków.

Dziedziniec zamkowy © Kajman


Inną sprawą był najazd Mongołów. Ci tak spustoszyli Śląsk, że trzeba było szukać gastarbajterów. Tych ściągano z Niemiec. Napływ ludności był spory, ale większość z nich się polonizowała. Jeżeli powstawały wsie zamieszkałe tylko przez Niemców, te zachowywały język. Z biegiem czasu zrobiła się moda na niemieckość. Nawet zacne polskie rody zaczęły używać języka niemieckiego, ale to wcale nie znaczy, że stali się Niemcami.

Ulice Bolkowa © Kajman


Zwiedzanie dzisiejsze zaczynamy od zamku w Bolkowie. Tu nasuwa mi się refleksja. Mówi się, że Kazimierz Wielki zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną. Otóż nie, to Piastowie śląscy na ponad sto lat przed Kazimierzem budowali swoje zamki murowane czego przykładem jest Bolków. Zamek wybudował wspomniany już Rogatka. W rękach Piastów był do 1392 roku kiedy to stał się własnością króla Czech.

Widoczek © Kajman


W 1463 roku z ramienia króla czeskiego panowanie nad zamkiem objął rycerz z Czernej. Był wielkim zbójem, rabował co się dało i w końcu mieszczanie ze Świdnicy i Wrocławia się wkurzyli, zebrali się na wyprawę wojenną, rycerza ucapili i powiesili. Zamek przechodził różne koleje losów, ale przetrwał do dzisiaj. W najbliższą sobotę i niedzielę jak co roku odbędzie się tu turniej rycerski.

Zamek Niesytno w Płoninie © Kajman


Z Bolkowa jedziemy zwiedzić ruiny zamku Niesytno w Płoninie. Zamek jak głosi legenda wybudowali rycerze rabusie nienasyceni kosztowności. Pierwszy zamek w tym miejscu miał istnieć już w XIV wieku, jednak brak na to odpowiednich przekazów historycznych. Pozostałości murów, które oglądamy dzisiaj pochodzą głównie z XV wieku. W latach 1300-1339 jego właścicielem był Albert der Baier von Waltersdorf (Albert pochodzący z Bawarii), a w latach 1385-1406 do Henryka von Czirn.

Baszta © Kajman


Henryk z Czernej to ciekawa postać. Brał udział w bitwie pod Grunwaldem po stronie krzyżackiej. Później przyłączył się do Husytów. Brał udział w husyckich wyprawach łupieskich, do jego siedziby – gniazda rozbójników – przylgnęła nazwa Zakątek Strachu (Angstwinkel). W 1432 roku kres tym praktykom przynosi wyprawa wojsk mieszczan świdnickich na rozkaz biskupa wrocławskiego. Heinrich von Czirn zostaje wygnany, a dwa lata później pojawia się po raz kolejny. Zwabia w pułapkę wodza husytów – Waderaicha i oddaje go w ręce świdniczan.

Zamek Niesytno © Kajman


Hans von Czirna, jako ostatni z tego rodu w Płoninie zostaje w 1455 roku zabity za ołtarzem kaplicy zamkowej przez Gunzela von Schweinichen z pobliskich Świn. Krwawe to były czasy. Przez lata zamek przechodził z rąk do rąk. Był rozbudowywany i przebudowywany. Powstał tu również piękny pałac.

Ruiny pałacu © Kajman


Podczas II wojny światowej w zamku mieścił się ośrodek szkoleniowy Luftwaffe. Z tego okresu pochodzą legendy o rzekomych zakładach zbrojeniowych, sztolniach pod zamkiem, czego przykładem miała być wykuta grota znana już w XIXw

Ruiny pałacu © Kajman


W lipcu 1992 r. pałac spłonął, a przyczyną pożaru było prawdopodobnie celowe podpalenie. Później zginął piękny portal pałacowy wraz z kartuszem herbowym, wiele cennych detali oraz elementów wystroju pałacu.

Spalone wnętrza © Kajman


Zamek wybudowany został na skałach, na stromym wzgórzu w centrum wsi. Zachowała się potężna kamienna wieża w formie ośmioboku o nieregularnym kształcie, a także ruiny kaplicy zamkowej, budynku mieszkalnego oraz murów obwodowych. Obecnie wszystko porośnięte samosiejkami, niedostępne do zwiedzania ze względu na stopień zniszczenia.

Zwiedzamy zamek © Kajman


Fakt, zamek jest ogrodzony, wszędzie są tablice, że grozi zawaleniem. Niezrażeni tym przyjmujemy propozycję faceta mieszkającego obok. Gość oprowadza nas po zamku. Zna go jak własną kieszeń. SPDy ślizgają mi się po kamieniach, ale takie zwiedzanie z opowieściami pana o sztolni w jego piwnicy prowadzącej do zamku zapamiętam długo:)

Jest trochę niebezpiecznie © Kajman


Takie zwiedzanie to niesamowita przygoda. Dalej kierujemy się do Mysłowa gdzie jest pałac należący niegdyś do opatów lubiąskich. powstał około roku 1700.

Pałac w Mysłowie © Kajman


Kolejny cel to zamek w Lipie. Zbudowany został na przełomie XIII i XIV w. Prawdopodobnie powstał z inicjatywy jednego ze śląskich rodów rycerskich i miał pełnić w tamtych czasach rolę strażnicy.

Zamek w Lipie © Kajman


Z chwilą utraty znaczenia wojskowego używano go jako magazyn oraz źródło kamienia budowlanego. W 1821 r. znaczna część budowli zostaje rozebrana, a materiał przeznaczony zostaje na budowę budynków gospodarczych.

Baszta © Kajman


Ostatnia renowacja miała miejsce w latach 70. XX w. wtedy to nieodwracalnie zniszczono wiele elementów budowli. Obecnie nie istnieje już wieża, która kształtem przypominać miała tę z bolkowskiego zamku, nie istnieje też już jaskółczy ogon. Po upaństwowieniu popadł w ruinę. Kamienne portale, gotyckie i renesansowe obramowania okien zostały skradzione.

Wnętrza © Kajman


Piramida przez wielu uważana błędnie za komin kuchenny, stanowi część średniowiecznego zamku, który został wybudowany ok. 1200 roku przez templariuszy. W piramidzie wewnątrz pustej znajdują się na ścianach różne, równo rozmieszczone otwory, na środku piramidy znajduje się tzw. studnia, w dniu letniego przesilenia słońce pada na wprost do wnętrza tzw. studni.

Komin czy piramida © Kajman


Cały czas poruszamy się po pogórzu kaczawskim. Jest to obszar unikatowych w Polsce wygasłych wulkanów. Jedziemy zobaczyć jeden z nich, Czartową Skałę.
Jest to niewielkie powulkaniczne wzniesienie, w kształcie małego, lekko skrzywionego stożka podciętego z dwóch stron wyrobiskami nieczynnych kamieniołomów

Wygasły wulkan Czartowa Skała © Kajman


Jestem zachwycony dzisiejszą wycieczką i terenami przez które jechaliśmy. Zaskoczyła mnie jedynie bardzo mała ilość rowerzystów. Spotkaliśmy ich dosłownie kilku a przecież jest co zwiedzać i widoki też są piękne. Jest sporo podjazdów o czym świadczą przewyższenia, ale warto tu pojeździć:)

Inny wulkan © Kajman


Widoczek © Kajman


Na koniec wpadamy do Jastrowca zobaczyć pałac na wodzie. Dlaczego tak się nazywa nie wiem. Nigdzie wody tam nie ma. Jest to trzykondygnacyjny późnobarokowy budynek, założony na planie prostokąta, z 2. poł. XVIII w.

Pałac w Jastrowcu © Kajman


Czworaki? © Kajman




  • DST 55.43km
  • Czas 04:01
  • VAVG 13.80km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 867m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popradzkie Pleso

Niedziela, 6 czerwca 2010 • dodano: 08.06.2010 | Komentarze 26


magneticlife.eu because life is magnetic

Pogoda przepiękna, po deszczach powietrze zrobiło się krystaliczne a co za tym idzie widoczność jest obłędna:)
Wyruszamy z Elą zdobyć Popradzkie Pleso.

Kellyski dały radę © Kajman


Popradzki Staw (słow. Popradské pleso, dawniej Rybi Staw, Mały Rybi Staw) – staw tatrzański znajdujący się w dolnej części Doliny Złomisk, odnogi Doliny Mięguszowieckiej w słowackich Tatrach Wysokich.
Trasa dla mnie nie będzie najłatwiejsza. Po wczorajszej wycieczce czuję nogi i tyłek. Cały czas boli mnie stłuczony bok po ostatniej glebie.

Ela foci Gerlach © Kajman


Staw leży w kotlinie powstałej na bazie misy glacjalno-erozyjnej na wysokości 1494,3 m n.p.m., ma 6,26 ha powierzchni i 16,6 m głębokości (wg pomiaru z 1927) lub odpowiednio 6,88 ha i 17,6 m (wg pomiarów z lat 1961–1966). Woda ma żółtozielony kolor i jest jak na tatrzańskie stawy mało przezroczysta.
Trasa wiedzie nieustannie pod górę. Ponad 27 kilometrów podjazdów przed nami:)

Woda spływająca z gór ma łodny kolor mimo powodzi © Kajman


Gdy jechaliśmy na camping okazało się, że droga Swobody jest zamknięta od Szczyrbskiego Plesa. Trzeba było robić spory objazd aż do Wyżnych Hagów. Przyczyną było oczywiście osuwisko. Teraz udostępniono przynajmniej jeden pas dla samochodów osobowych.

Drogę szlak trafił © Kajman


Samo jezioro jest przepięknie położone. Dzięki południowej wystawie staw ma bowiem bogatszy plankton niż leżące o 100 m niżej Morskie Oko, również żyjące w stawie ryby (pstrąg potokowy) są dzięki temu okazalsze. Popradzki Staw jest jednym z nielicznych tatrzańskich stawów, w którym naturalnie występują ryby.

Tablica © Kajman


Temperatura wód powierzchniowych nie przekracza 16 °C. Przeciętny termin pokrywania się stawu lodem to 11 listopada, a przeciętny termin topnienia lodu to 21 maja.
Dzisiaj jest upał. Jedziemy powolutku i cieszymy się widokami:)

Widoczek © Kajman


Widoczek © Kajman


W słowackich Tatrach w ostatnim czasie wytyczono kilka nowych tras rowerowych i wprowadzono nowe oznakowanie. Trasy podzielono w/g stopnia trudności. Są trasy rekreacyjne, sportowe i expert. Dzisiejsza wycieczka jest oznaczona jako expert:)

Ela jak zwykle zwiewa mi na podjazdach © Kajman


Najtrudniejszy podjazd zaczyna się na 5 kilometrów przed celem. Co prawda cały czas jest piękny asfalt ale nachylenie jest miejscami bardzo duże. Po za nami nikt na trekingu się tam nie pchał.

Widoczek © Kajman


Na Słowacji jeździ bardzo dużo osób na rowerach. W przeciwieństwie do Polski, wszyscy są odpowiednio ubrani i mają kaski mimo tego, że nie ma obowiązku jazdy w kasku. Inny strój jest chyba odbierany jako obciach.
Pomimo tego, że notorycznie nas ktoś wyprzedza, cieszy mnie to, że nie mają nad nami wielkiej przewagi w prędkości:)
Podziwiałem gościa, który wjechał nad jeziorko z dodatkowym bagażem!!!

Rodzinka nad Popradzkim Plesem © Kajman


Patrząc na sprzęt, którym ludzie jeżdżą po Tatrach, Ela zaczęła coś mówić o potrzebie zakupu roweru górskiego dla niej. Cóż, Accent kurzy się w garażu a Kellysek jest rewelacyjny, ale nie do jazdy po górach.

Ela w peletonie © Kajman


Na Słowacji obowiązuje absolutne zero alkoholu ale jak zauważyłem rowerzyści nie przejmują się tym zbytnio. W schronisku każdy walnął sobie piwko za jedyne 1,5 euro.
Ostatnio Toomp w komentarzu pytał czemu na Słowacji piję Żwyca. Odpowiedź jest prosta. Wyjeżdżając z domu zawsze zabieram zapas aby w drodze się nie przejmować gdzie kupię piwo. Na Słowacji można się zdziwić szukając otwartych sklepów w dni świąteczne. Miejscowe degustuję w knajpkach:)
Skończyły się też czasy, gdy zapas piwa woziło się ze Słowacji do domu:(

Ciekawe korzenie © Kajman


Zdjęcia zamieszczone w tym wpisie są robione popierdółką, lepsze będą na blogu Eli bo ona robi fotki lustrzanką. Może da mi kilka to później jeszcze coś dołożę:)

Słowacy mają wiele pomników powstania w czasie II wojny światowej © Kajman


No to coś dołożę:)

Pierwsze podjazdy są lajcikowe © Kajman


Trzeba coś przekąsić © Kajman


Gdy był las, w tym miejscu nie było widać gór © Kajman


Jedyny pożytek z halnego to widoki na góry © Kajman


Jadę sobie:) © Kajman


Czasami mam dosyć podjazdów © Kajman


Schronisko a w nim jest piwo:) © Kajman


Za pilnowanie rowerów dostałem kufelek © Kajman


Ela pilnuje za friko © Kajman


Na campingu w lodówce czekał Żywiec © Kajman




  • DST 132.05km
  • Czas 08:27
  • VAVG 15.63km/h
  • VMAX 62.00km/h
  • Podjazdy 1780m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Spisz

Sobota, 5 czerwca 2010 • dodano: 07.06.2010 | Komentarze 18


magneticlife.eu because life is magnetic

Rano obudziłem się obolały. Zastanawiałem się czy po wczorajszej glebie będę w stanie jechać na rowerze. Ela zaplanowała piękną wycieczkę, pogoda jest wspaniała, myślę sobie trudno, jadę, jeżeli nie dam rady to zawrócę.

Jedziemy na Spisz © Kajman


Prawdopodobnie w 1001 r. król Polski Bolesław Chrobry przyłączył do swego królestwa większość ziem spiskich, aktualnie należących do Słowacji. Część z nich stracił już w roku 1018. W wyniku naporu Węgier południowa granica Polski przesuwała się stopniowo ku północy. Na tereny Spisza Węgry wkroczyły w II połowie XI w. i od tego czasu przez następne trzy stulecia stopniowo przejmowały dalsze tereny, działając metodą faktów dokonanych: intensywnie je kolonizując i wykonując na nich coraz więcej uprawnień administracyjnych.

Kościół w Spiskim Czwartku © Kajman


Pierwszy etap to Spiski Czwartek. Jedyna miejscowość, której wcześniej nie odwiedziliśmy. Jakże inaczej wyglądają te tereny z siodełka roweru. Jadąc samochodem tak jak kiedyś, traci się wiele uroków ziemi spiskiej.

Witraż w kościele © Kajman


W XV wieku Spiski Czwartek był na krótko siedzibą prowincji 11 miast spiskich, które pozostały przy Węgrzech (pozostałe weszły w skład zastawu spiskiego).Już w XV wieku istniała tutaj szkoła. W dokumentach zachowały się informację, że w 1565 r. miejscowość liczyła 61 domów, ale w 1605 już tylko 30. Poniosła spore straty podczas najazdów tureckich (w 1570 r. zagony tureckie dotarły aż na południowy Spisz), a w XVIII wieku – podczas powstań antyhabsburskich.

Inny witraż © Kajman


Kościół wybudował ród Zapolskich, w świecie bardziej znany jako Zapolya, to z węgierskiego. Był kilka razy powiększany. Część z 1475 roku robi największe wrażenie.

Ołtarz © Kajman


Ziemia spiska obecnie leżąca w granicach Polski i Słowacji, wygląda tak jak okolice naszych Pienin. Jedzie się cały czas góra, dół. Widoki są piękne. Niestety często musimy poruszać się głównymi drogami. Na szczęście mają szerokie pobocza i jazda jest bezpieczna.

Widoczek © Kajman


Jedziemy do Lewoczy. Jest tam kilka atrakcji. Największą w sensie dosłownym jest ołtarz w miejscowym kościele. Wykonał go mistrz Paweł z Lewoczy, uczeń Wita Stwosza. Jest to najwyższy drewniany ołtarz w Europie. Kiedyś go oglądaliśmy, jest piękny, dzisiaj nie bo kościół jest w remoncie:(

Zamknięty kościół © Kajman


Inną atrakcją jest klatka złoczyńców. Niewiele takich zachowało się w Europie.

Klatka złoczyńców © Kajman


Gdy byliśmy w Lewoczy w roku 1996 pod tą klatką podeszła do nas starsza pani. Wyglądała jak wyjęta z dziewiętnastowiecznego obrazu przedstawiającego portrety arystokratów. Zapytała czy mówimy po niemiecku. Powiedziała "Jakie to były piękne czasy za Franca Jozefa, można było jechać od Krakowa do Wiednia bez paszportu".
Minęło kilka lat i marzenie starszej pani się spełniło:)

Kanieniczka w rynku © Kajman


Rynek w Lewoczy jest piękny. Bardzo ciekawe są również mury obronne miasta zachowane do dzisiaj:)

W tle brama wjazdowa do miasta © Kajman


Mury obronne © Kajman


Jedziemy dalej. Celem jest Spiski Hrad. Największe ruiny Środkowej Europy.

Pokazał się zamek © Kajman


W 1412 r. król Władysław Jagiełło pożyczył Zygmuntowi Luksemburskiemu 37 000 kop szerokich groszy praskich (ówcześnie ok. 7 ton czystego srebra). Pożyczkę zabezpieczono zastawem, w którego skład weszły miasta i miasteczka należące wcześniej do ziemi sądeckiej (i później wydzielone jako odrębna jednostka): Lubowla, Podoliniec i Gniazda (w miastach tych utworzono starostwo grodowe z siedzibą w Zamku Lubowelskim) oraz 13 miast spiskich.

Inne ujęcie © Kajman


Zamek Spiski, zabytkowy kompleks zamkowy na Słowacji z przełomu XI i XII wieku, cały kompleks zamkowy zajmuje powierzchnię ok. 4 ha. Obecnie większość zamku jest zrujnowana, część murów obronnych została odbudowana współcześnie.

Tych kamoli pod zamkiem kiedyś nie było © Kajman


Zamek już kiedyś kilka razy zwiedzaliśmy. Obecnie wstęp kosztuje 5 euro. Robimy przerwę na papu, Ela robi wiele zdjęć. Ruszamy dalej. Kolejne miasto na trasie to Spiskie Włochy.

Mały rynek i trzy kościoły przy nim © Kajman


Rejon miasta od X wieku do I połowy XI w. znajdował się w granicach Polski, zapewne na terenie kasztelanii spiskiej wzmiankowanej w dokumentach polskich i węgierskich. Później, w II połowie XI wieku obszar ten zajęli Węgrzy. Miejscowość ta wzmiankowana jest po raz pierwszy w 1243 w dokumencie króla węgierskiego Beli IV. Nazwa miejscowości związana jest z działalnością Walonów z pogranicza Belgii i Francji, a nie jak często mylnie się sądzi Wołochów.

Tablice nagrobne przy kościele © Kajman


W jednym z kościołów znajduje się rzeźba mistrza Pawła z Lewoczy. Niestety kościół też jest zamknięty. Coś dzisiaj nie mamy szczęścia do mistrza Pawła:(
Jedziemy do Markuszowców.

Zamek w Markuszowcach © Kajman


W Markuszowcach jest zamek, pałac, kolejna klatka złoczyńców i piękny park. Stajemy na małe co nieco. Pałac można zwiedzać.

Pałac od strony zadu © Kajman


W dawnej stajni jest bar © Kajman


Na Słowacji też jest powódź. Policja zamknęła wjazd do Kieżmarku. Koszyce znajdują się pod wodą. Park w Markuszowcach też jest zalany:(

Park w Markuszowcach © Kajman


Na obrzeżach wielu słowackich miasteczek powstają slamsy Romów. Widok jest przerażający. Jakby nie z tego świata. Walące się domy, chaty sklecone z byle czego. Smród. Mnóstwo Romskich dzieci wszędzie. Bieda nie do opisania. Ludzie są izolowani od społeczeństwa. Istnieje wiele konfliktów.
Strach koło nich się poruszać, zdjęcie robimy ukradkiem, na więcej nie mamy odwagi bo mogłoby się to skończyć tragicznie:(

Slamsy © Kajman


Dojeżdżamy do Spiskiej Nowej Wsi. Tam późny obiad i jedziemy na camping.
Świetna wycieczka, mnóstwo zwiedzania, fajny dystans i całkiem spore podjazdy.

Główna ulica w Spiskiej Nowej Wsi © Kajman


Niestety GPS 15 kilometrów przed campingiem nam się zawiesił. Powrót tą samą trasą z małym naddatkiem.



  • DST 10.60km
  • Czas 00:29
  • VAVG 21.93km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Podjazdy 130m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza poważna gleba od 40 lat

Piątek, 4 czerwca 2010 • dodano: 04.06.2010 | Komentarze 23


magneticlife.eu because life is magnetic

Tak w ogóle to pierwsza gleba od 40 lat:(
Ale od początku. Do południa lało jak z cebra. Ela wykorzystała ten czas na zaplanowanie pięknych wycieczek na pozostałe dni.
Dzisiaj ma być urocza wycieczka do Kieżmarku. Ruszamy o 15. Jest jeszcze bardzo mokro. Droga jest z góry. Jedziemy bardzo szybko. W pewnym momencie wjeżdżamy na przejazd kolejowy wyłożony drewnem.

Widzę, że Ela wpada w poślizg i rower zaczyna jej tańczyć. Chcę ją ominąć ale koła wpadają mi w torowisko. Wykonuję piękny lot przez kierownicę, walę łbem w szyny, dobrze, że mam kask. Podwinięta ręka wbija się w klatę, czuję spory ból.

Sam sobie z tym nie poradzę:( © Kajman


Zbieram się powoli, sprawdzam czy sobie czegoś nie połamałem. Ze mną jest OK poza bólem w klatce. Niestety Kellysek nie nadaje się do jazdy. Oba koła scentrowane. Dzisiaj już nigdzie dalej nie pojedziemy:(

Jutro ma być piękna pogoda. Trzeba coś zrobić. Wsiadam na rower Eli i jadę na camping po samochód. Wracam i pakujemy Kellyska do auta. Trzeba znaleźć serwis.

Najbliższy w Smokowcu ale tam jak usłyszeli, że trzeba centrować koła to nie umieli tego zrobić. Odwiedzamy jeszcze trzy serwisy i zawsze to samo:(
W trzecim serwisie gdzie mają też wypożyczalnię rowerów pytam się gościa co robią gdy im się koło scentruje?
Jacyś wszyscy ci ludzie są rozgarnięci inaczej. W końcu krok po kroku, pytanie po pytaniu i dochodzimy do sedna. Wiem gdzie mieszka facet, który potrafi naprawić koła.
Jedziemy do niego. 10 euro i Kellysek jest gotowy do jutrzejszej wycieczki:)
Na pocieszenie pan serwisant mówi mi, że dobrze się stało, że nie pojechaliśmy do Kieżmarku bo miasto właśnie dzisiaj zalała powódź. Marne to pocieszenie:(



  • DST 75.94km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 15.04km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Podjazdy 1070m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tatry Wysokie

Czwartek, 3 czerwca 2010 • dodano: 03.06.2010 | Komentarze 8


magneticlife.eu because life is magnetic

Na długi weekend postanowiliśmy z Elą wybrać się w Tatry Wysokie. Już wczoraj dojechaliśmy do Tatrzańskiej Łomnicy i rozstawiliśmy przyczepę. Dzisiaj o 8 rano ruszamy:)

Z Łomnicą w tle © Kajman


Na dzisiejszą wycieczkę wybraliśmy się do Kieżmarskiej Doliny Białej Wody. W opisie cyklotras wycieczka ta ma kategorię expert.
Trasa wiedzie terenem wzdłuż potoku. Droga jest zachęcająca. Mamy przed sobą 7,5 km podjazdu na wysokość 1560m n.p.m.

Tu startujemy © Kajman


Ładny opis trasy © Kajman


Zaczyna się błoto © Kajman


Trasa jest sławna również z innego względu. Jest słynna dlatego, że została udokumentowana jako pierwsza wycieczka w Tatry. W 1565 roku właścicielka Kieżmarskiego zamku Beata Łaska, Polka z resztą, wybrała się tą trasą. Stało się to znane, ponieważ gdy wróciła na zamek, wkurzony mąż zamknął ją na 6 lat do wieży:(

Dalej wydawało się łatwiej © Kajman


Nie tylko my wybraliśmy tę trasę © Kajman


Gdy byliśmy w jednej trzeciej trasy zaczęło się bardzo chmurzyć. Z dużą przykrością zarządziliśmy odwrót. Zjazd po kamieniach byłby samobójstwem. W Tatrach pogoda zmienia się bardzo szybko:(

A taki ładny potoczek był:( © Kajman


Burza wisi w powietrzu. Słowacy opowiadają, że takiej powodzi nie było u nich od 170 lat!!! Przebijam ich mówiąc, że u nas od 300. Mówią O!!!!
Jedziemy do Smokowców. W razie deszczu można szybko uciec na camping.

Smokowe Wyżne © Kajman


Szukamy mapy z cyklotrasami Tatr. W jednym ze sklepików pani oferuje nam mapę którą mamy. Kiedyś zapłaciliśmy za nią 120 koron czyli 12 złotych. Teraz ta sama mapa była za jedyne 12 ale euro!!!
Szukamy mapy za przystępną cenę. W końcu udaje się ją kupić:)

Na targu w Łomincy © Kajman


Gdy dojechaliśmy do Smokowców zaczęło kropić. Uciekamy na camping. Kiedy dojechaliśmy lunęło na całego. Rowery do namiotu. Czas na piwo i trochę odpoczynku.

Czas na piwo © Kajman


Po obiedzie drzemka. O 16 Ela obudziła mnie i zaproponowała wycieczkę do Popradu.
Po drodze mijamy camping zrzeszony w międzynarodowej federacji carawaningu. Kiedyś spędziliśmy na nim bardzo miły weekend. Dzisiaj niestety jak wiele innych obiektów turystycznych na Słowacji, popadł w ruinę i zarasta trawą:(
Szkoda:(

Był fajny camping © Kajman


Witają ale po co? © Kajman


Wszystko zarosło trawą:( © Kajman



Przez deszcze na Słowacji bardzo opóźnił się okres wegetacji. U nas rzepak już dawno przekwitł. Tu kwitnie na całego nie tylko rzepak ale też bez. Zapachy są niesamowite.

Jedziemy do Popradu © Kajman


Wszystko żółte © Kajman


Docieramy do Popradu. Na Słowacji tak jak i u nas trwa kampania wyborcza. Jedna z partii zorganizowała koncert. Tylu totalnie naćpanych małolatów już dawno nie widziałem.


Znów zaczyna kropić. Wracamy. Jedziemy do Smokowców i dalej na camping.
Docieramy całkowicie zlani. Idziemy do restauracji na pierogi. Robimy wpisy i testujemy całkiem niezłą gruszkówkę, którą uraczył nas szef campingu:)

Koncert? © Kajman




  • DST 37.71km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:25
  • VAVG 15.60km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 375m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Liptowie

Poniedziałek, 3 maja 2010 • dodano: 04.05.2010 | Komentarze 25


magneticlife.eu because life is magnetic

Znów budzi nas deszcz robiący sobie perkusję z dachu przyczepy. Nie wygląda to zachęcająco. Sąsiedzi się zwinęli i pojechali do domu. Na campingu zostaliśmy my i Facet z Bielska nowiuśkim Kamperem Mercedesem.
Facet miał nieciekawy weekend. W Bielsku wlał 30 litrów benzyny do baku, a Mesio jeździ na ropie. Cały czas spędził z telefonem w ręku, dzwoniąc do mechaników. Jeden wtrysk do Mercedesa to drobne 1000 euro:(

Po Liptowskiej ziemi © Kajman


Deszcz przestaje padać. Jedziemy do Trnowca. Trzeba dokonać zemsty za wczorajsze zabranie kurtki przez Elę. W Trnowcu jest pręgierz, wydaje mi się to odpowiednią karą:)

Jak się narozrabiało, trzeba cierpieć!!! © Kajman


Z natury litościwy jestem. Kara nie trwała zbyt długo:)
Jedziemy do Liptowskich Matiaszowic. Tam jest ciekawy kościół.

I znów pod górkę © Kajman


Chmury nad nami nie wróżą nic dobrego. Na szczęście nie pada. Widoki na jezioro i góry Choczańskie są ciekawe i takie trochę przerażające:)

Widok na jezioro © Kajman


I jeszcze jeden © Kajman


W oddali Mała Fatra © Kajman


A to góry Choczańskie © Kajman


Na Słowacji wiele kościołów jest obwarowanych murami obronnymi. Jednym z nich jest kościół w Liptowskich Matiasowcach.
Mury pełniły rolę obronną przed napaścią obcych wojsk i bardzo często w lokalnych niesnaskach między wioskami.

Cel naszej wycieczka © Kajman


Kościół od frontu © Kajman


Wejście na plac kościelny © Kajman


Mury obronne od zewnątrz © Kajman


Mury obronne od środka © Kajman


Po zwiedzeniu kościoła jedziemy na camping. Czas na jajecznicę.
Po posiłku ruszamy dalej w kierunku Jalowca.


Widoczek z krową © Kajman


Jest to droga, która prowadzi z Liptowskiego Mikulasza do Żarskiej Doliny. Kiedyś zdobyliśmy Żarską Chatę, która znajduje się na końcu drogi na wysokości 1380 m n.p.m. Dzisiaj nie mamy na to czasu. Kiedyś znów ją zdobędziemy:)

Widok na Bobrowec © Kajman


W pewnym momencie Ela zatrzymała się żeby cyknąć fotki. Ja stanąłem przy jakimś domu na drodze i czekam.
Z domu wychodzi kobieta i pyta czy na zadzwonić pod 112 i wezwać zachranną służbę. Myślę sobie "przystojny jestem, kobicina chce zagaić jakoś rozmowę". Wtedy przypomniały mi się wpisy Dareckiego jak to kobiety chciały dzwonić na policję bo niby chciał je zgwałcić!!!
Mówię grzecznie do pani żeby dzwoniła. Przecież ktoś mnie musi przed tą babą bronić!!!

Bobrowec © Kajman


Dojeżdżamy do Jalowca. Tam krótki postój, żeby cyknąć architekturę drewnianą. Jedziemy jeszcze kawałek żeby zobaczyć ładnie góry. Jesteśmy na wysokości ponad 700 m n.p.m. Czas wracać:(

Jalowec, dzwonnica © Kajman


Kapliczka © Kajman


Przez weekend pokonaliśmy ponad 200 kilometrów tatrzańskich dróg, w pionie też wyszło nieźle. Tak, pierwszomajowy weekend można uznać za udany:)))

Już w domu © Kajman




  • DST 113.52km
  • Teren 3.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 16.82km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 1074m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro

Niedziela, 2 maja 2010 • dodano: 04.05.2010 | Komentarze 11


magneticlife.eu because life is magnetic

Dawno, dawno temu bo w XII wieku podnóże Tatr porośnięte było lasami. Wtedy cały ten teren stanowił ziemię niczyją. Król Węgier postanowił to zmienić i nadał jednemu ze swoich zasłużonych wojów całość ziem podtatrzańskich.
Na styku Tatr Wysokich i Tatr Niskich powstaje pierwsza tatrzańska miejscowość Szczerba (Strba).

Szczyrbskie Pleso zdobyte © Kajman


W XVII wieku następuje podział ziem i Pan zostawia sobie pastwiska, chłopom daje lasy i znajdujące się wyżej jezioro, które wzięło nazwę od miejscowości, Szczyrbskie Pleso czyli Szczerbate Jezioro. Ci się strasznie wkurzyli, bo całą powierzchnię jeziora wliczono im do gruntów, a oni chcieli pastwiska.
Zagrozili spuszczeniem wody z jeziora!!!
Pod taką groźbą Pan się ugiął i dał im trochę łąk.
Dobrze, bo dzisiaj nie byłoby jednego z najpiękniejszych jezior tatrzańskich.

Droga Swobody © Kajman


Rano budzi nas deszcz dzwoniący o dach przyczepy. Na szczęście po śniadaniu trochę się przejaśnia.
Ruszamy do Szyrbskiego Plesa.
Pierwszy postój jest w Liptowskim Hradku (Liptowski Gródek)

Kapliczka © Kajman


Na terenie obecnej Liptowskiego Hradka istniała w XIII wieku osada Belsko i znajdowało się tu prehistoryczne cmentarzysko z okresu kultury łużyckiej. Zamek Liptowski Hradok był wzmiankowany od roku 1341 i należał do majątków królewskich. W roku 1433 wzmocnili go husyci. W XV wieku należał do różnych właścicieli, także w kolejnych stuleciach przechodził z rąk do rąk. W XVIII wieku należał do majątków królewskich. W roku 1600 dobudowano do zamku renesansowy pałac. Podczas powstań stanowych w XVII wieku zamek uległ uszkodzeniu, po pożarze w 1803 roku odnowiono jedynie pałac (w roku 1930).

Zamek w Liptowskim Hradku © Kajman


Co ciekawe. Niejaka Magdalena, postanowiła wybudować sobie pałac przylegający do zamku. W tym celu wykorzystała majątki czterech mężów, których pochowała!!!
Z Liptowskiego Hradka ruszamy dalej, przed nami ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu.

Muzeum Liptowskiej Dediny © Kajman


Docieramy do Pribyliny. Tutaj znajduje się skansen, do którego podczas budowy zapory przeniesiono ciekawe obiekty z zalanych przez Liptowską Marę wiosek.
Zaczyna się mocno chmurzyć i chwilami pada deszcz. Elę nachodzą wątpliwości czy ma sens w takich warunkach jechać dalej. Po krótkiej dyskusji postanawiamy się nie poddawać:)

Jedziemy dalej © Kajman


Trasa jest nam dobrze znana. W zeszłym roku jechaliśmy nią do doliny Cichej.
Robi się jakoś tak majestatycznie. Normalnie widoki są piękne, Krywań niestety dzisiaj postanowił się przed nami schować w chmurach.

Zaczyna padać mocno © Kajman


Na wysokości 1000 m n.p.m. wjeżdżamy w chmury. Zaczyna się ciekawie:)

W chmurach © Kajman


Po chwili deszcz ustaje. Jazda w kurtce jest trudna, człowiek zaczyna się pocić. Podział z Elą mamy taki, że ja wiozę jedzenie, a ona ubrania. Ściągam kurtkę przeciw deszczową i wkładam ją do sakw Eli.

Ponad chmurami © Kajman


W pewnym momencie zatrzymuję się i robię fotkę. Ela ma dzisiaj nieprawdopodobną siłę i zasuwa pod górę tak szybko, że trudno mi za nią nadążyć.
Chowam aparat, Ela zniknęła za zakrętem i wtedy zaczyna się kolejna ulewa. Moja kurtka przeciwdeszczowa odjechała wraz z Elą.
Staram się ją dogonić ale nie mam szans. Deszcz przestaje padać i widzę zadowoloną Elę czekającą na mnie.
Jestem wściekły i całkowicie mokry. Temperatura jest około 11 stopni.

Widoczek © Kajman


Trzeba będzie wymyślić jakąś zemstę!!! Myślę sobie, że zgubię ją w drodze powrotnej:) Zaparła się i nie dała się zgubić!!! Cóż, co się odwlecze to nie uciecze:)

Krajobraz po bitwie © Kajman


Kataklizm dotknął Słowację 19 listopada 2004 r. Halny, porównywalny z tym, który w maju 1968 r. spustoszył polską część Tatr, tylko przez jedną noc przewrócił tyle drzew, ile na Słowacji zwykle wycina się przez cały rok. Świerkowe lasy zmienił w wiatrołom.
Zniszczenia przerażają do dzisiaj:(

Tu był las © Kajman


Parę lat temu, Słowacja wystąpiła do Unii o wsparcie finansowe na usunięcie szkód. Nie dostała ani centa!!!

Pomnik © Kajman


Podczas II wojny światowej w rejonie tatrzańskim działały silne oddziały partyzanckie. Wszędzie można się natknąć na pomniki upamiętniające tamte czasy.

Pomnik nad jeziorem © Kajman


W końcu docieramy do Szczyrbskiego Plesa. Jesteśmy z siebie dumni. Robimy rundę honorową wokół jeziora.

Tablica © Kajman


Runda honorowa © Kajman


Kurtkę odzyskałem ale niewiele to pomaga. Trzepie mnie z zimna, dalej jestem przemoczony. Idziemy na obiad z myślą, że trochę się wysuszę i ogrzeję.

Hotel Kępiński © Kajman


W drodze powrotnej zastanawiałem się, która wycieczka była bardziej męcząca?
Dzisiejszy wjazd do Szczyrbskiego Plesa czy niedawny objazd Beskidu Małego?
Dystans ten sam, przewyższenia zbliżone:)
Nie wiem, dzisiaj ponad 30 kilometrów nieustającego podjazdu, wtedy góra, dół. Wiem jedno, obie wycieczki były bardzo fajne:)))

Lód na jeziorze © Kajman




  • DST 58.00km
  • Czas 03:32
  • VAVG 16.42km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 540m
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Liptowska Mara

Sobota, 1 maja 2010 • dodano: 03.05.2010 | Komentarze 12


magneticlife.eu because life is magnetic

Od wielu, wielu lat większość weekendów i czasu wakacyjnego spędzaliśmy na Słowacji. W zaszłym roku potraktowaliśmy Słowację po macoszemu ze względu na wprowadzenie euro przeliczonego po jakimś dziwnym kursie. Niby w koronach się zgadza, ale w euro już nie. Podrożało i to bardzo.

Dookoła Liptowskiej Mary © Kajman


Słowacja to zawsze był to dla mnie taki przyjazny, przaśny kraj. Przez Czechów kiedyś traktowany po macoszemu, wcześniej przez Węgrów, Polaków i Austriaków jeszcze gorzej. Ludzie mili, ale teraz chcą zapaść cywilizacyjną odrobić w bardzo krótkim czasie. Walorów turystycznych jest tu bardzo dużo. Szkoda by było, żeby Europa tak piękne zakątki omijała z daleka.

Reklama dźwignią handlu. Lubię Słowację:) © Kajman



Naszym ulubionym miejscem na Słowacji jest camping w Liptowskim Trnowcu. Camping położony jest nad jeziorem liptowskim. Koleżanka Eli nastraszyła nas, że w jeziorze jest mało wody więc kanadyjka została w domu, a zabraliśmy jedynie rowery.
Zawsze gdy przyjeżdżaliśmy tutaj na pierwszomajowy weekend, było mnóstwo ludzi. Polacy stanowili po Holendrach i Niemcach trzecią nację pod względem liczebności. W tym roku jest inaczej. Na campingu są trzy polskie campery i my z naszą przyczepą. Później dojechały jeszcze trzy campery, skąd? Z Polski!!! Dla Niemców i Holendrów jest tu za drogo. Cena campingu poszła o 50% do góry. Jest drożej niż w Austrii, tylko standard jakby nie ten:(

Na camingu pustki © Kajman


Kamper jest dziwnym pojazdem. Chcąc cokolwiek zwiedzić, trzeba landarę spakować i wyjechać z campingu. Przyczepa ma tę przewagę, że zostaje na miejscu, a do dyspozycji jest auto lub rowery. Widać nasi sąsiedzi są dobrze przygotowani bo zabrali ze sobą swoje rumaki:)

Widok z przyczepy © Kajman


Dzisiaj postanowiliśmy objechać Jezioro Liptowskie dookoła. Pierwszym punktem na trasie jest Liptowski Mikulasz. Miasto zasłynęło tym, że 18 marca 1713 roku na rynku powieszano za poślednie ziobro, słynnego harnasia Janosika. Inną ciekawostką jest to, że w XV wieku połowa miasta należała do Piotra Komorowskiego, pana na Żywcu.

Kościół w Liptowskim Mikulaszu © Kajman


Byliśmy pewni, że będą jakieś obchody święta pierwszomajowego. Były. Grała kapela, strażacy przygotowywali choinkę do postawienia (tak Słowacka tradycja stawiania bardzo wysokich pali z maleńką choinką na wierzchu), a lokalne społeczeństwo szykowało poczęstunek dla notabli.

Oj bedzie bal © Kajman


Z Mikulasza jedziemy dalej do Lupczy. Jest to najstarsze miasto na ziemi liptowskiej. Już w XIII wieku zaczęli ściągać tu osadnicy głównie z Niemiec. Poszukiwali złota, srebra i antymonu. Miasto rozwijało się bardzo dynamicznie do XIX wieku. Niestety pominęła je linia kolejowa z Koszyc do Wiednia i zaczęło podupadać. Obecnie liczy 1300 mieszkańców, ale ma ciekawy rynek i trzy kościoły.

Pierwszy kościół © Kajman


Najstarszym kościołem jest kościół świętego Mateusza Apostoła. Jest otoczony murem, niby w celach obronnych. Powstał w wyniku rozbudowy świątyni z XIII wieku, której fragmenty stanowią część budowli.

Kościół św Mateusza z XIII wieku © Kajman


Z jego XIII-wicznej części zostało chyba tylko to © Kajman


Lupcza zasłynęła jeszcze bryndzą liptowską. Podobno najlepszą na świecie. Sam Franc Josef ją kosztował, a w Wiedniu, i nie tylko, stanowiła rarytas. Przyznam się, że mnie też bardzo smakuje:)
W czasie II wojny światowej miejscowość i okolice stanowiły jedno z centrów ruchu oporu. Stąd obecna nazwa Partyzancka Lupcza.

Kościół ewangelicki. © Kajman


Gdy wyjeżdżaliśmy z campingu było pochmurne niebo. Przed południem zaczęło się przejaśniać i zrobiło się ciepło. Pokazały się też pięknie ośnieżone szczyty Tatr.

Widoczek © Kajman


W okolicy Jeziora Liptowskiego są dwa baseny termalne. Słynna Tatralandia i starsza, ale cały czas rozbudowywana Beszeniowa. Baseny w Beszeniowej słyną z borowin i prawie całej tablicy Mendelejewa znajdującej się w wodzie.

Basen termalny w Beszeniowej © Kajman


Ponieważ woda ma kolor mocnej kawy i jest zupełnie nieprzejrzysta, wiele niedopieszczonych par wykorzystuje to i pod pozorem „wożenia” robią dziwne rzeczy. Pływają tam później różne takie. Śmiesznie się patrzy na miny ludzi w tym basenie. Ku przestrodze, można tam łatwo w ciążę zajść i ojcostwo może być nie do ustalenia.

Tu kobiety mogą łatwo zajść w ciążę tylko wchodząc do wody © Kajman


W Beszeniowej idziemy do knajpki na obiad. Patrzymy a tu przyjeżdżają na rowerach trzej nasi sąsiedzi. Myślę sobie „dzielne chłopy” po tych górkach dali radę i pytam o żony.
Panowie mówią, że żony się jeszcze moczą, a oni to tylko na rekonesans przyjechali. Są dzielni, przyjechać kamperami, żony zostawić same w takim basenie, myknąć na piwo i jeszcze ściągać rowery z bagażników żeby pokonać 600 metrów!!! Czego to facet nie zrobi, żeby urwać się ze smyczy:)

Droga na zaporę © Kajman


Dalej jedziemy na zaporę. Jezioro Liptowskie powstało w latach 70 XX wieku, jako sztuczny zbiornik na rzece Wag. Znajduje się pomiędzy trzema pasmami górskimi Tatr Zachodnich, Tatr Niskich i Małej Fatry. Powierzchnia lustra wody dochodzi do 21,6 kilometra kwadratowego. Zapora ma 1225 m długości, 45 m wysokości i przy podstawie ma szerokość 270 metrów.

Zapora © Kajman


Tablica © Kajman


Po drodze spotykamy wielu rowerzystów, również z Polski. Jak każe zwyczaj, wszyscy się pozdrawiają.
Mieliśmy ochotę jeszcze zwiedzić nowopowstałe muzeum historyczne, ale oglądanie za 6 euro jednej walącej się chaty wydało nam się przesadą. Odpuściliśmy i pojechaliśmy na camping.

Przed zaporą Ela ma sesję zdjęciową © Kajman


Widok z zapory © Kajman




  • DST 49.60km
  • Czas 02:39
  • VAVG 18.72km/h
  • Sprzęt Kellys Aeron
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czechy

Piątek, 7 sierpnia 2009 • dodano: 12.08.2009 | Komentarze 1


magneticlife.eu because life is magnetic

W drodze powrotnej do domu zboczyliśmy odrobinę i wylądowaliśmy w Czechach nad sztucznym jeziorem na rzece Wełtawie o wdzięcznej nazwie Jezioro Orlickie. Po drodze mijało nas wiele zabytkowych Citroenów ( pewnie był jakiś zlot) a na campingu stało takie cudo

Szwajcarzy, że się nie bali tym jechać © Kajman


Standard większości Czeskich campingów mocno odbiega od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni ale na szczęście w przyczepa jest samowystarczalna. Niedogodności infrastruktury rekompensowała rodzinna atmosfera na campingu i piękne widoki

Widok na camping © Kajman


Nie mogliśmy odmówić sobie popływania kanadyjką co zajęło na sporo czasu. Trzeba było też pojechać do Pragi po córkę która po pięciu latach zakończyła edukację na Uniwersytecie Karola

Ja z córką w Pradze pod pomnikiem Wacka © Kajman


Też pomnik Wacka, tylko jakiś dziwny © Kajman


Po rajdzie po praskich sklepach i zakupie nowych ubranek rowerowych w końcu udało nam się wyjechać. Trasa jak zwykle nad jeziorem. Trzeba przejechać wokół.

Wyruszamy © Kajman


Początkowo jechaliśmy przez wioski w których bez charakteryzacji można by nakręcić np. CK dezerterów

Na ścieżce rowerowej © Kajman


Ścieżki w Czechach są świetnie oznaczone i są 4 rodzaje od międzynarodowych po lokalne. Mają ponadto mapę Czech z wszystkimi trasami.

Oznaczenie ścieżki lokalnej © Kajman


Docieramy do mostu który łączy dwa brzegi Wełtawy.

Widok z mostu © Kajman


Dalej jedziemy na zamek Orlik. Piękny zamek i piękny park, szkoda, że jest późno i nie możemy go zwiedzić:(

Zamek Orlik © Kajman


Drugą stroną jeziora nie ma ścieżki rowerowej więc używamy GPS. Trzeba przyznać, że świetnie się sprawdził a mapnik w którym znalazł miejsce też

Wyznaczanie trasy powrotnej © Kajman


Początkowo droga wiodła przez las. Od czasu do czasu pojawiało się jezioro

Droga przez las © Kajman


Jeżeli ktoś myśli, że Czechy to płaski kraj to jest w błędzie. Na całej trasie było mnóstwo podjazdów bardzo często stromych. Na krótkim odcinku 60 m przewyższenia. W pewnym momencie poczułem się jak w domu bo widoki przypominały nasze Jezioro Międzybrodzkie

Całkiem jak w Beskidach © Kajman


Droga prowadziła przez szczyty górek i wracała nad jezioro © Kajman


Widok na jezioro © Kajman


Już po zachodzie słońce docieramy na zaporę obok której jest nasz camping. Następnego dnia wracamy do domu

Zapora © Kajman